Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2017, 22:35   #46
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Rita Carter, Pauline MacMoor, George Carter, Franz Von Meran
To, co się wydarzyło zszokowało wszystkich. Coś co wydawało się mitem, fantazjom, czy nawet szaleństwem, w oka mgnieniu urealniło się bardzo boleśnie.
Patrząc na nieruchomy model parowozu Franz, Rita, Pauline i George oczami pamięci widzieli profesora Smitha wyświetlającego slajdy zdjęć, które miały udowodnić istnienie epifenomenów oraz innych światów.
Wtedy w czasie wykładu żadne z nich, mimo całej sympatii dla profesora, nie traktowało jego słów zbyt poważnie.
A teraz?
Teraz każde z nich wiele by dało, żeby profesor był z nimi w tym trudnym momencie.

Na szczęście George zachował dość rozsądku, aby zacząć zarządzać tą jakże kryzysową sytuacją.
Jego służący zapakowali makietę do zamówionej taksówki bagażowej i zajęli się ranną panną Carter.
Gdy ta została należycie opatrzona, cała grupa wsiadła do limuzyny Georga i ruszyła w kierunku domu Franza.


Zbliżała się północ, gdy George i Franz przy pomocy niezawodnego Bena wnosili makietę przeklętego pociągu do środka.
Noc była bardzo jasna, pełna gwiazd na niemal bezchmurnym niebie. Jasny sierp księżyca dopełniał tylko tego, jakże urokliwego krajobrazu. Wszyscy z ulgą przywitali ogień trzaskający w kominku w głównym salonie rezydencji. Ich serca jednak nadal były skute lodem strachu i niepewności, zarówno o los przyjaciół, jak i swój własny.
Teraz, gdy wiedzieli już z czym wiąże się uruchomienie makiety lęk i obawa były jeszcze silniejsze.

Franz zaproponował po szklaneczce starej, dobrej, irlandzkiej whiskey na odwagę i przepędzenie krążących nad nimi demonów. Wszyscy przyjęli to z aprobatą i uśmiechem na twarzy.

- Sir, zgodnie z życzeniem makieta została ustawiona i jest gotowa do uruchomienia - zakomunikował wyjątkowo szorstko Ben.
- Dziękuję ci bardzo - odparł Franz - Może iść już spać. Nie będę cię już dzisiaj potrzebował.
- Jeśli pan pozwoli, to chciałbym wyrazić swoje wielkie zdziwienie i zaniepokojenie, pańskimi ostatnimi zabawami. Do późnych powrotów panu zdążyłem się już przyzwyczaić, ale to… 0 Ben zawiesił głos i przewrócił wymownie oczami - Ja naprawdę rozumiem dekadencję i ekstrawagancję, ale takie infantylne zabawy naprawdę panu nie przystoją.
- Dziękuję ci - powtórzył Franz, nie mając zamiaru wdawać się w dyskusje i tłumaczenia ze służącym.
- Ja również dziękuję, sir. Dobranoc i życzę udanej zabawy.


Przyjaciele zajęli miejsca wokół makiety. W pokoju zapanował, jakże wymowna i złowróżbna cisza. Tym razem George nie pozwolił sobie już na głupie żarty, czy komentarze. Bez słowa wsadził wtyczkę do kontaktu i przekręcił pokrętło w zasilaczu.
Lokomotywa ożyła. Elektryczny silnik zabrzęczał. Mechaniczne przekładnie zazgrzytały, a miniaturowy reflektor na czole lokomotywy dała znać, że zabawa się zaczyna.

Nagle - gwizd!
Nagle - świst!
Para - buch!
Koła - w ruch!


Lokomotywa ruszyła naprzód, ciągnąć za sobą cały zastęp wagonów. Pierwsza pętla po ósemkowym torze się rozpoczęła. George powiódł wzrokiem po wszystkich obecnych i lekko drżącą ręką przekręcił pokrętło potencjometru w prawo.

Najpierw - powoli - jak żółw – ociężale,
Ruszyła - maszyna - po szynach - ospale,
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi,


Miniaturowy pociąg rozpędzał się z każdą sekunda coraz bardziej. Pędził naprzód pokonując kolejne pętle. Jego podróż donikąd rozpoczęła się na dobre.

A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
Po torze, po torze, po torze, przez most,
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las,
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
Do taktu turkoce i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to , tak to to, tak to to.
Gładko tak, lekko tak toczy się w dal,
Jak gdyby to była piłeczka, nie stal,
Nie ciężka maszyna, zziajana, zdyszana,
Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana.


Nikt nic nie mówił. W pokoju rozbrzmiewał tylko szum elektrycznego silniczka napędzającego model pociągu z 1897 roku, który rozbił się w czasie podróży do Liverpoolu.
Pędził on po torze bez końca i początku. Pokonywał kolejne pętle, a z każdą pętlą rósł strach w sercach czwórki przyjaciół.

Gdy rozległ się potężny gwizd, wszyscy aż podskoczyli na swoich miejscach. Niemal natychmiast oczy wszystkich zwróciły się w lewą stronę na ścianę frontową domu. Minęło jeszcze kilka sekund i spektakl przenika się rzeczywistości rozpoczął się znowu.
Cichy szmer silnika zastąpił dudniący huk setek ton stali. Demoniczny pociąg był coraz bliżej. Jasny snop światła rozlał się po pokoju, a po podłodze zaczęły snuć się kłęby szarego dymu.

George cały spięty i gotowy, niczym sprinter oczekujący na sygnał od starter, stał najbliżej makiety. Franz z całej siły ściskał wtyczkę od zasilacza. On także czekał na ten jeden moment, aby szarpnąć i uniemożliwić całkowite przeniknięcie się światów.
Każda upływająca sekunda sprawiała, że pokój w rezydencji Franza stawał się coraz mniej realny. Z każdym kolejnym uderzeniem serca niewielka stacyjka ze żelaznym zadaszeniem materializowała się coraz mocniej.

Nagle Franz spostrzegł coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Ku nim z wielką szybkością pędziła wielotonowa, gwiżdżąca jak wściekła lokomotywa. Jej jasne reflektory wyglądały, niczym ślepia złowrogiej bestii.
Nie to było jednak najgorsze. O wiele bardziej deprymujący był fakt, że za lokomotywą nie było ani jednego wagonu.

George z rozdygotanym sercem wpatrywał się w materializującą się stację. Płyta niewielkiego dworca, ku jego przerażeniu była całkowicie pusta.

Szansa, że hrabia Zamoyski i panna Howard znajdowali się w lokomotywie była bardzo niewielka.
Spojrzenia Franza i George;a skrzyżowały się. Obaj dżentelmeni wiedzieli, że muszą podjąć decyzję. Pozwolić, aby lokomotywa z piekła wjechała do salonu Franza, czy wyrwać wtyczkę i przerwać plugawy rytuał.
Czasu mieli niewiele. Ledwie kilka sekund, aby dokonać wyboru od którego zależało życie ich przyjaciół, jak i ich samych.


Eleonor Howard, Maurycy Zamoyski
Zazwyczaj stateczny, poważny i dość powolny w swych ruchach hrabia Zamoyski, nagle wyrwał się niczym młodzieniaszek. Rzucił się w kierunku panny Howard, która została osaczona przez tłum podejrzanych pasażerów.
Bezceremonialnie złapał ją za rękę i pociągnął w kierunku lokomotywy.
- Nigdzie się stąd nie ruszaj, zaraz wracam. - zarządził, po czym wskoczył z grymasem bólu na twarzy na pomost przy pierwszym wagonie za węglarką.

Przez tłum pasażerów przeszedł pomruk niezadowolenia. Część z nich, zgodnie ze wcześniejszym zamiarem zaczęła wsiadać do pociągu. Jednak kilku postanowiło zostać jeszcze chwilę na peronie.
Oczy ich wszystkich wbiły się napastliwie w osamotnioną postać panny Howard. Na czele pięcioosobowej grupy stał młody dżentelmen, który kilka chwil temu zapraszał Eleonor, by wsiadła do pociągu.
- Nie zimno panience? - zapytał chrapliwy i łamiącym się głosem.
Eleonor spostrzegła, że z każdą upływającą sekundą ubrania pasażerów coraz bardziej niszczeją. Wokół rozniósł się zapach wilgoci i śmierci.

Eleonor spostrzegła coś jeszcze. Coś co całkowicie zmroziło krew w jej żyłach. Nie tylko ubrania pasażerów piekielnego pociągu ulegały coraz bardziej postępującemu rozkładowi. Także ich ciała z każdą sekundą stawały się coraz bardziej… coraz bardziej… przerażający, ohydne i potworne.
Skóra odpadała płatami od ich twarzy. Spod niej zaczęły wystawać pokryte oślizgłą posoką, wysuszone mięśnie. U niektórych z nich widoczne były jelita, które niczym pełzające węże wydostawały się na zewnątrz. Przystojny niegdyś młodzieniec wyciągnął ku Eleonorze dłoń, która w tej chwili była li tylko kościstą łapą umarlaka.
Młoda blondynka z zakrwawioną twarzą i martwym dzieckiem na rękach wysunęła się na czoło trupiego pochodu i wyciągając szyję w kierunku panny Carter, syknęła:
- Chodź do nas śliczności! Chodź do nas!
[MEDIA][/MEDIA]
Jej słowa podchwycili inni. I już po chwili po peronie niósł się trupi syk, przypominający skrobanie pazurami po zardzewiałej blasze.
- Chodź z nami! Chodź z nami!


Nagły gwiazd, jakby zmroził wszystkich. Kłęby pary buchnęły spod kół lokomotywy. Zdyszany hrabia spojrzała z niepokojem na lokomotywę oraz trupi orszak, który z każdą chwilą zbliżała się ku pannie Howard. Pot spływał mu po czole i plecach. Nie był już młodzieniaszkiem i choć zdrowie dopisywało mu jako tako, to na pewno siłowanie się z ciężkim żelastwem było ponad jego siły. Bez żadnego sprzętu, narzędzia, nie mógł wiele zrobić. Ponownie spojrzał na przerażoną i bladą, niczym prześcieradło przyjaciółkę. Maszynista, kimkolwiek był, ponownie szarpnął za sznurek wpuszczający parę w gwizdek. Przenikliwy i upiorny dźwięk ponownie zahuczał w tej nierealnej przestrzeni.
Hrabia Zamoyski stanął okrakiem nad zaczepem, łączącym wagon z lokomotywą. Ostatkiem sił szarpnął za ciężki żelazny zacisk. Zamknął oczy i napierał na niego, błagając się w duchu, by stał się cud.
I cud się stał. Hrabia Zamoyski nie był religijnym człowiekiem nie wiedział, więc który złośliwy bóg wysłuchał jego próśb.
Zaczep puścił i lokomotywa ruszyła z miejsca, zostawiając w tyle wagony oraz wszystkich pasażerów.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 27-02-2017 o 23:14.
brody jest offline