Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2017, 13:42   #14
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Świetna robota - pochwaliła Carmen, przyglądając się broni z uwagą. - Choć martwi mnie, że mi to podsuwacie. To oznacza nie mniej nie więcej tylko kłopoty - uśmiechnęła się, jakby mówił o pieczeniu chleba, a nie igraniu ze śmiercią.
- A masz coś w moim stylu bardziej? Coś ostrego i ukrytego? - poklepało znacząco rękawicę, z którą się nie rozstawała.
- Cóż…- odpowiedziała po namyśle Gabriela.- Dostałam raport z walki na paryskich dachach i dobrałam sprzęt do problemu. - Ale pomyślę i coś przygotuję. Wszelkie sugestie mile widziane.- uśmiechnęła się na koniec.
- Przydałoby mi się właśnie chyba więcej broni na dystans, a skoro i tak noszę upięte włosy z uwagi na mojego... towarzysza, może jakiś rodzaj spinek czy szpilek do włosów? Można też dostosować elementy ubrania jak jakieś klamry lub zapięcia. - dodała, po czym pomachała kobiecie - To byłby wtedy taki mój strój służbowy... a zawsze czułam, że dobrze bym wyglądała w mundurze.
- Trudno pogodzić rozmiar z siłą ognia.- zamyśliła się Gabriela przyglądając się strojowi Carmen wyraźnie zafrapowana.- Może… hmm… jakieś jednorazowe niespodzianki ? To by się dało. Granaty na przykład.
- Brzmi cudownie. I więcej ostrzy do rzucania. - Carmen aż oblizała wargi ze smakiem.
- Ostrza nie brzmią skomplikowanie.- oceniła Gabriela wsuwając dłoń pod swe pukle i drapiąc się po karku w zamyśleniu. - Masz jakieś pytania co do Skylorda, misji, nas? Mogę jakoś jeszcze pomóc?-
- Myślę, że to wyjdzie w trakcie. Zdaję się na wasz profesjonalizm. - uśmiechnęła się lekko, podziwiając latającą maszynę.
- A co ja powinnam o tobie wiedzieć? Jak się do pani zwracać? Jakieś gusta, kaprysy? Kabina pasażerska jest dość mała ale wygodna. Na te osiem - dziesięć godzin do Kairu wystarczy.- mówiła Gabriela podążając tuż za Carmen. Nagle nachyliła się i szepnęła do ucha.- I wiem co sobie myślisz, jak to jest trzymać w dłoni taką potęgę. Cudownie wierz mi. -
Zaśmiała się cofając.- Nie mogę pozwolić pani polatać Skylordem, ale… mogę wpuścić do kabiny pilotów i pozwolić ci posiedzieć za sterami Skylorda lady Stone. Namiastka, ale ekscytująca jeśli zdoła lady sobie wyobrazić jak podrywa się w powietrze, unosi… jak krnąbrna bestia drży pod panią, gdy dłońmi zaciśniętymi na drążku próbuje ją pani okiełznać.- speszona i zaczerwieniona Gabriela dodała wstydliwie.- Jak się Lady domyśla, kocham latać aeroplanem i nie wyobrażam sobie lepszej roboty.-
- Carmen wystarczy. - odparła dziewczyna - Cieszy mnie twoja pasja, ale w tej maszynie najbardziej mnie interesuje jak się z niej wydostać w razie, gdyby została zastrzelona. Rozumiesz, praktyczne aspekty. Nie potrzebuję wygód. Mam wykonać misję. I tyle. Możesz mi zdradzić tylko jakie dyspozycje dostaliście względem lądowania.
- Oczywiście, są spadochrony w przedziale pasażerskim. Cztery, więc ich z pewnością nie zabraknie. A co do dyspozycji to wiem tylko tyle, że pierwszy lot mamy do Kairu, a potem…- wzruszyła ramionami dziewczyna.- Potem jesteśmy pod twym dowództwem Carmen. Mamy dbać o twój transport i zaplecze techniczne przede wszystkim. Ale poza tym jesteśmy na twoje rozkazy.-
- No teraz ja spytam czy uważasz, że powinnam jeszcze coś wiedzieć. - uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- To moja pierwsza prawdziwa misja w terenie.- odparła cicho zawstydzona dziewczyna.- Póki co lataliśmy testując możliwości Skylorda i dostarczając pocztę dyplomatyczną. W przeciwieństwie do kapitana McCree, nie mam żadnego doświadczenia w misjach bojowych. Nawet jeśli chodzi o bycie zapleczem technicznym.-
- Zatem to wszystko. - powiedziała Carmen, nie przyznając, że ta informacja akurat ją nieco zaniepokoiła. Ale... w końcu każdy musi przejść ten pierwszy raz…
- Tooo… jaaa….- Gabriela poczuła się tu zbędna.- Zaniosę crusadera na pokład i zacznę robić przegląd silników Skylorda. Nie chcemy przecież sprawdzać spadochronów podczas lotu do Kairu, prawda?- zakończywszy swoją wypowiedź kiepskim żartem panna Quincey ruszyła po zostawioną sobie walizeczkę.

Tymczasem agentka korony obeszła maszynę dookoła przyglądając jej się, a jednocześnie czujnie obserwując otoczenie. Wiedziała, że niedługo powinien się tu zjawić również jej współpasażer. Nie chciała by ją zaskoczył.
Skylord robił wrażenie. Nawet na niej… osobie nie interesującej się pojazdami i nie znającej na mechanice. W obecnym świecie bowiem szybkie aeroplany nie były niczym nowym. Dominowały w powietrzu. Niemniej jeśli chodzi o zasięg, to tu królowały powietrzne sterowce. Może nie tak szybkie jak aeroplany, ale nadal potrafiące dolecieć dalej niż jakiekolwiek inne maszyny powietrzne W każdym razie dalej niż większość z nich. Skylord dawał więc Carmen możliwość w miarę szybkiego przenoszenia się z miejsca na miejsce. Atut, którego nie można było zignorować.
I sam aeroplan budził też dreszczyk ekscytacji, bo Carmen żadnym z nich nie leciała jeszcze. Dotąd w podróżach powietrznych korzystała głównie ze sterowców.

Kroki i zbliżająca się sylwetka wyrwały ją z tych rozmyślań. Orłow powoli zbliżał się ku niej nonszalanckim krokiem.


Niósł w dłoni dość dużą walizeczkę.
Zmierzyła go wzrokiem znudzonej szlachcianki, odruchowo kładąc dłoń na szyi, gdzie ostatniej nocy Yue postanowiła zostawić ślad swoich ust.
- Przynajmniej się nie spóźniłeś. - przywitała go ozięble.
- Ja też cię się cieszę z twojego widoku.- odparł z ironicznym uśmieszkiem rosyjski agent stawiając przed dziewczyną swoją walizkę. - Książki… o starożytnym Egipcie.-
Po czym klepnął dłonią metalowy kadłub aeroplanu.- Więęęc… To jest ten szczyt brytyjskiej myśli technicznej?-
- Owszem. Aczkolwiek nie przesadziliśmy z tą wysokością, żeby umysł Rosjanina mógł to jednak objąć. - odgryzła się - Znalazłeś coś ciekawego? - wskazała na walizkę z książkami.
- Całkiem zgrabny opis panowania naszej królowej Hekesh… która sobie przyzywała sługi i potwory z miejsca... znajdującego się pod duat. Praoceanem z którego wyłonił się świat. - odparł mężczyzna ignorując jej docinki.- Ponoć z jej lędźwi wychodziły bestie, którymi terroryzowała swych poddanych i wrogów, po tym jak Ihmetep I-szy zmarł od trucizny. Wedle miejscowych kapłanów został otruty przez samą Hekesh, ale krążą opinie że zginął z ręki owych kapłanów, którym to duży wpływ Hekesh na męża się nie podobał. Jak dotąd znaleziono trzy z pięciu fałszywych grobowców owej królowej. A niedawno odkryto grób jej męża.-
- No proszę, odrobiłeś lekcje. - powiedziała już nieco poważniej Carmen - A nasz naukowiec, wiesz nad czym dokładnie teraz pracuje?
- Nadal nad wykopaliskami.- stwierdził krótko Orłow przyglądając się brytyjskiej agentce.- Jeszcze tam nie skończyli. Wykopaliska to dużo roboty, także papierkowej. Więc… panno Stone, jaki mamy plan?-
- Pytałam raczej co on tam kopie konkretnie. - powiedziała, trochę niezadowolona z faktu, że Jan jest tak dobrze przygotowany, a ona... a ona ostatnią noc po prostu przebalowała i to z szefową Triady.
- Niech sobie przypomnę. A tak… będzie to trzecia może czwarta komora grobowa w pobliżu głównego grobowca. Czyli pewnie architekci i ważni urzędnicy godni spoczynku w pobliżu faraona. Jest w końcu archeologiem. Osobiście najchętniej bym przycisnął go do ściany i poprosił ładnie, by wszystko wyśpiewał. Problem polega na tym, że prawdopodobnie nic nie wie. A przynajmniej tak mu się wydaje.- ocenił Jan przyglądając się bacznie dziewczynie. - Nie bardzo też wiem jakie pytania mu zadać. Raczej nie sądzę, by wiedział coś o zamaskowanych mumiach kradnących skarby.-
- Zaczniemy od rozpoznania. Jeśli pan profesor okaże się łasy na wdzięki kobiet, zaproszę go na kolację i wypytam o ten naszyjnik i związane z nim legendy jako ciekawostki. Powiem, że nie udało mi się go kupić na aukcji i zastanawiam się czy warto płacić za niego niebotyczne sumy jakie padły, co będzie bliskie prawdy. No a jeśli woli chłopców... - uśmiechnęła się do niego pięknie - ... to ty się tym zajmiesz.
- A co niby będziemy robić na pustyni? I jaką legendę nam wymyśliłaś?- zapytał w odpowiedzi Orłow wsuwając dłonie do kieszeni i przyglądając się Carmen.- Wszystko niby się zgadza, ale wiesz… moja uroda nie jest chłopięca. Nie jestem śliczniutki.-
- Podróż poślubna? To chyba najbardziej oklepane. Może bez wydziwiania - wczasy, wycieczka, turystyka, a przy okazji, gdy dowiedzieliśmy się o profesorku - znając ten naszyjnik - postanowiliśmy o nim porozmawiać. Możemy też bezczelnie zapytać czy nie szuka pośredników do sprzedaży tych cacek. Dom aukcyjny pewnie zdziera sporą marżę. Co zaś się tyczy ciebie... - podeszła do Orłowa i zadarła głowę, przyglądając mu się chwilę bez słowa - Jakbyś się ogolił, spiął te swoje kudły i przestał patrzeć jak sroka na gnat... mógłbyś być całkiem uroczy. No i zawsze jest alkohol. - zachichotała.
- Mogę być uroczy i bez alkoholu... wierz mi. Ale nie śliczny. - odparł z zadziornym uśmiechem Orłow i zamknął oczy rozważając jej propozycję.- Małżeństwo… hmmm… jeśli sugerujesz to co sugerujesz, to mówimy to dość otwartym na nowe znajomości i eksperymenty małżeństwie. Bezpruderyjnym. Wtedy mógłby uwierzyć, że młoda małżonka flirtuje z obcym sobie mężczyzną podczas swej podróży poślubnej. Więc może jakaś francuska para?-
- Możesz być też moim ochroniarzem. Świetnie sobie radziłeś w tej roli. - zatrzepotała rzęsami.
- Doprawdy? - pochwycił ją w ramiona i przyciągnął do siebie mocno, jego dłonie przesunęły się na jej biodra i pośladki.- Nie mam ochoty na to byś testowała moją cierpliwość swoimi żarcikami. Pamiętasz jak to się skończyło i czym?-
Wyrwała mu się, błyskawicznie podnosząc kolana i odpychając się od niego. Zrobiła salto w powietrzu i w miarę stabilnie wylądowała na ziemi, jedynie nieco tylko pochylając plecy.
- Tym razem nie będzie tak łatwo. - powiedziała z uśmiechem, choć dało się zauważyć, że jest nieco rozdrażniona - No to wybieraj. Mężuś czy ochroniarz?
- Mąż.. zdecydowanie.- rzekł Orłow uśmiechając się lekko i wyciągnął w jej kierunku dłoń. - No chodź… daj się przytulić mężusiowi. Nie martw się. Będę delikatny. Raczej nie będziemy wiarygodni, jeśli będziemy wyglądać tak jakbyśmy się mieli rzucić siebie z nożami.
- Na razie też nie musimy być wiarygodni. - powiedziała, zaciskając usta.

Wzięła w dłoń swój bagaż i ostentacyjnie wyminęła mężczyznę, kierując się na pokład aeroplanu.
- Jak chcesz droga żono, jak chcesz…- westchnął teatralnie Orłow i ruszył za nią pakując się do aeroplanu. Gdy weszli do środka, pierwsze co zobaczyli to kobiecy zadek blokujący im drogę dalej. Gabriela wepchnięta do połowy między dwie płyty, klęczała na czworaka i sądząc po odgłosach przykręcała jakieś śruby.
- Co do…?- spytał Jan zaskoczony takim widokiem.
- Pierwsza pokusa. Nasz mechanik - zachichotała Carmen, obserwując z uwagą reakcję Orłowa. To jak zachowa się względem innej kobiety w takiej sytuacji, powinno sporo jej powiedzieć na temat słabości agenta... do niej.
- Bez przesady…- odparł smętnie Jan, podczas gdy mechanik szybko wygrzebała się spomiędzy płyt i stanęła na baczność.- Druga pilot i mechanik na Skylordzie Gabriela Quincey. - wskazała dłonią na szczelinę.- Stateczniki w ogonie się poluzowały. Więc musiałam je dokręcić.-
- Miło mi poznać, jestem Jan Wasilijewicz Orłow.- ujął dłoń Gabrieli najpierw próbując ją pocałować, potem uznał że w tej sytuacji jednak żołnierski uścisk dłoni wystarczy. Carmen zaciekawił jednak inny fakt. Spojrzenie Jana nie było tak drapieżne, jak wtedy gdy na nią spoglądał. Gdy wzrok jego wędrował po Gabreili nie miał tej dzikości w spojrzeniu, tego błysku ognia… gdy ich spojrzenia się spotykały.
Odruchowo przełknęła ślinę.

- Gdzie możemy się zadekować? - zapytała Gabrieli pozbawionym emocji głosem.
- Tędy tędy…- rzekła Gabriela ruszając przodem i pytając Jana. - Pan jest naprawdę Rosjaninem? Nie czuć w pańskiej mowie akcentu w ogóle.-
- Kwestia wprawy… i angielskiej szkoły.- wyjaśnił z uśmiechem Orłow, gdy we trójkę weszli do pomieszczenia przypominającego kolejową salonkę dla elit. Był stół przykręcony do podłogi, były dwie kanapy rozkładane do snu i nieduże zamykane na zasuwki szafki w podłodze.
- Tu będziecie odpoczywać podczas lotu. Pamiętajcie by zamknąć wszystkie wasze bagaże w szafkach i zasunąć zasuwki. W kanapach są też ukryte pasy, które należy zapiąć podczas startu, podczas lądowania i w razie kłopotów podczas lotu. Damy wam znać o tym, przez tą tubę.- wskazała wystający w prawym górnym kącie mosiężny lejek.
- Dziękuję - powiedziała Carmen do Gabrieli, stosując się do instrukcji i od razu zajmując jedną z szafek. Wygląd aeroplanu robił na niej wrażenie, przypuszczała więc, że również Orłow nie będzie miał tym samym na co narzekać.

- Angielska szkoła? - zapytała go po chwili, gdy już zostali sami.
- Mój ojczym był dyplomatą i niespecjalnie mnie lubił. Angielska szkoła wojskowa wydawała mu się idealnym miejscem dla niechcianego pasierba. Zwłaszcza taka prestiżowa, za której czesne można było kupić małą wioskę.- wyjaśnił Jan pakując swoje klamoty do szafki.- Sant Pierre… odpowiada ci takie nazwisko?-
Carmen powtórzyła nazwisko kilka razy, zabezpieczając bagaż i siadając na środku jednej z kanap - aby dać do zrozumienia Orłowowi, że dla niego tu nie ma miejsca i powinien zająć drugą.
- Może być. - powiedziała - Jakiego francuskiego imienia żeńskiego najbardziej nie lubisz? - zapytała po chwili.
Orłow usiadł naprzeciw niej i wyraźnie zdziwiony przyglądał się Carmen. - Serio?
Zmarszczył brwi zastanawiając się.- Wybacz, ale niespecjalnie przejmuję się takim drobiazgiem jak imię. Nie mam ulubionych, ani najmniej ulubionych.
Oparł dłonie o stolik nachylił się ku niej pytając. - Zdaję sobie sprawę, że mnie nie lubisz. A i dla mnie sytuacja jest mało komfortowa. Niemniej takie małostkowe złośliwości to… nie uważasz, że to mało profesjonalne? Możesz mi nadać najmniej ulubione przez siebie imię, ale… czy mnie to będzie obchodzić?
Dziewczyna przyglądała mu się przez chwilę. Tego się nie spodziewała po agencie Orłowie. Ciągle zapominała, że prócz zdolności walecznych ma on całkiem bystry umysł. I potrafi go używać mimo temperamentu, który tak często jej okazuje.
- To nie jest kwestia sympatii... czy jej braku. - powiedziała nieco speszona - To tylko żart. Myślałam, że to rozluźnia atmosferę. Widać dokonałam złej oceny. Zdarza się. Choć nie powiem, że już nie będę. Taki mam charakter i gdy nie muszę udawać kogoś kim nie jestem, lubię go eksponować. - spojrzała mu wyzywająco w oczy - Jestem Victoria zatem. Rozkapryszona żonka. Bez zawodu, bez aspiracji. Łasa na błyskotki i słodkie słówka.
- Nie zrozumiałem żartu… zdarza się.- uśmiechnął się Orłow rozluźniając wyraźnie. Usiadł wygodnie dodając.- Jakoś sobie poradzę z twym charakterkiem, choć… jesteś bardzo śliczna i nie będę udawał, że twoje prowokacyjne żarciki na mnie nie działają. Jeśli przyjdzie nam nocować na wykopaliskach, to przyjdzie nam zapewne spać w jednym namiocie… pod jednym kocem. Nie ukrywam, że nie będzie to łatwe dla mnie.- odetchnął głęboko dodając. - Jakoś się więc musimy dotrzeć do tego czasu. Pierre… inżynier z… dużej firmy budowlanej… może pracujący przy kanale Sueskim? Władczy i bezpruderyjny… gotowy na romans na boku i pobłażliwie patrzący na romanse młodej żony. Może być?-
- Brzmi spójnie. - przyznała - A spaniem w namiocie nie musisz się przejmować. Noc to moja pora zwiadów. Jestem w stanie nie przespać jednej bez straty dla moich zdolności akrobatycznych i walecznych. - powiedziała, nie patrząc na niego - Widzisz? Wbrew pozorom reprezentuję sobą coś więcej niż śliczna buzia, którą widzisz. - wydęła lekko wargi, jak prychająca kotka.
- Wiem o tym. Widziałem co wyczyniałaś na dachach Paryża i przy naszych innych spotkaniach. Niczego nie zapomniałem.- odparł z uśmiechem Orłow. Więc pewnie spotkanie w tureckiej łaźni też pamiętał.
Nie odpowiedziała nic na to. Dziwnie się czuła z faktem, że pochwalił jej urodę i że... ona to ciągle rozpamiętywała, zamiast puścić mimo uszu jako mało ważną informację. Zapięła pasy i ponownie rozejrzała się po przedziale, który zajęli.

Przez chwilę panowała cisza, Orłow zamyślony pogwizdywał cicho. Po czym zapewne dla zabicia czasu spytał.- A o czym tak rozprawiałaś z tą Chinką podczas aukcji? Udzieliła ci może przypadkiem jakichś przydatnych informacji dla naszej misji?
Popatrzyła na niego. Chciała już rzucić uwagę na temat jego zainteresowania relacjami z Yue, ale ugryzła się w język. Nie chciała wyjść na nieprofesjonalną gówniarę.
- Niewiele poza tym, że żona faraona, do której należał, była nazywana wiedźmą. Stąd i podejrzenie, że naszyjnik posiada jakąś... magię. - rzekła, po czym dodała jakby z wahaniem - Przy czym jest jeszcze coś... Jeden z tych... ożywieńców, z którymi walczyliśmy, nazwał mnie córką Apopa. Nasza Chinka skojarzyła to z mitologicznym demonem pod postacią węża. Niestety, nie wiem co w związku z tym. A ty czego się dowiedziałeś o naszych dziwnych kolegach z bandażami?
- Czyli… nie miała żadnych konkretnych powodów do kupienia naszyjnika.- zamyślił się Jan i nagle zdębiał.- Chwila… jak to... magię?-
- Jest to jakieś wytłumaczenie. A twoim zdaniem co mogło napędzać naszych nieludzkich kolegów z dachu? - odpowiedziała pytaniem na pytanie tak jak Orłow.
- Nie wiem… nie jestem uczonym, ale od razu sięgać po zabobon?- Jan był nieco sceptycznie nastawiony do sytuacji.- A więc… ona wybrała ów naszyjnik, bo był magiczny?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, otworzyły się drzwi w których to stanął kapitan McCree.
- Witam… Victor McCree jestem... do usług.- mruknał kapitan i spytał się Carmen.- Wyruszamy Lady Stone? Zakładam że Gabriela zrobiła już przegląd. A paliwo nam właśnie tankują.-
- Oczywiście, gdy tylko będziecie gotowi. - skinęła mu głową.
Mężczyzna skinął głową i ruszył naprzód i wymijając oboje i zostawiając samych.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, skoro już dzielimy się wiedzą i współpracujemy, to chyba działa to obustronnie. - powiedziała Carmen, gdy zostali sami z Rosjaninem.
- Nie mam nic. Zainteresowaliśmy się tym naszyjnikiem, bo Turcy się zainteresowali. Więc należało go przejąć. Co do samych stworzeń w bandażach… sama widziałaś. Pozostawał po nich pył… nie było szansy nawet na sekcję zwłok.- westchnął Orłow.- Większość czasu spędziłem w bibliotece czytając na temat odkryć archeologicznych i samej mitologii starożytnego Egiptu, ale… wyszło z tego bardziej zabijanie czasu niż pożytek.-
- Drodzy goście… startujemy za pięć minut, proszę zapiąć pasy.- zaszczebiotała entuzjastycznie Gabriela, a Orłow skomentował ten fakt. - Rzeczywiście… milutka.-
Nie mogła ona wiedzieć, że już zapięli owe pasy.
- Dla odmiany. - powiedziała Carmen uśmiechając się przelotnie - Obawiam się, że prawdziwą wartość naszyjnika znają tylko Turcy. Niemniej wiadomo, trzeba sprawdzić trop z profesorkiem. Lepsze to niż od razu pakować się w paszczę lwa.
- Wątpię byś cokolwiek wyciągnęła z Turków. Osmańcy są… dość… sama wiesz.- wymruczał Orłow, gdy poczuli szarpnięcie i aeroplan zaczął kołować. Powoli rozpędzał się n pasie startowym, a przez ich ciała przechodziło drżenie maszyny. Huk silników choć słyszalny, nie zagłuszał aż tak bardzo rozmowy. A gdy maszyna w końcu oderwała się w powietrze, Gabriela radośnie ogłosiła.- Można już rozpiąć pasy. Posiłek przyniosę za cztery godziny.-
- Sama wiesz… fanatycy religijni, dla których kobiety zachodu to godne pogardy ladacznice ze swoimi dekoltami i odsłoniętymi głowami.- stwierdził dokańczając myśl. Nie miał co prawda całkowitej racji, bo były i bardziej laickie grupy w Turcji, ale… otoczenie kadiego do nich nie należało. A to tam kryły się odpowiedzi.
- Może cię to zdziwi, ale potrafię też wyciągać informacje innymi metodami. Po prostu wybieram najbardziej skuteczne... - popatrzyła na niego znacząco, aby dać mu znać, że wie dokładnie, co zadziała na niego.
- Mam wrażenie nie miałaś okazji sprawdzić swych metod na islamskich fanatykach.- stwierdził sceptycznie Orłow.- Naprawdę ciężko ich przekonać czy złamać.-
- Na szczęście ty wiesz wszystko. - burknęła, odpinając pasy i kładąc się na sofie - Miałam ciężką noc. Prześpię się. Jakbyś chciał mnie zabić, obudź mnie z łaski swojej na tę ostatnią chwilę. - rzekła i obróciła się tyłem do Orłowa, poprawiając tylko niewielką poduszkę pod głową.
- Może innym razem.- stwierdził Jan i to było ostatnie co usłyszała zanim zasnęła.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline