Wątek: Forteca [18+]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2017, 23:03   #9
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Tom, spójrz na mnie - warknęła nieco mściwie irytując się jego stanem. Nigdy wcześniej taki nie był, co było bardzo niefortunne, gdyż Mad nie miała świadomości o niczym... Co irytowało ją jeszcze bardziej. Uspokoiła nieco głos. - Unieś głowę, zabierz ręce z twarzy i popatrz na mnie.

Mad stała przed nim, lecz w odległości jakiś parunastu metrów. Patrzyła na niego swoją gniewną miną. Trzymała Julie za fraki, nie poświęcając jej żadnej dodatkowej uwagi. Jej oczy wpatrywały się w Toma, a usta ruszały się, choć głos nie był słyszany z odległości a z Sensena.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem - ciągnęła dalej - a powinnam wiedzieć.

- Albo ukradli mi wspomnienie, albo zmodyfikowali mi w głowie termin i miejsce, które wcześniej zaplanowałem. Nie wiem. Nawet nie wiem kiedy. Dość późno się ogarnąłem przez urodziny córki. Trzy dni temu. W moim biurku schowane jest MicroSD z różnymi danymi. Najświeższy wpis powinien zawierać datę i miejsce zaplanowanego przeze mnie spotkania. Jeśli jest i wszystko się zgadza, to mnie okradli, a jeśli nie, to zmienili mi wspomnienie. Chociaż… to i tak nie ma wielkiego znaczenia - odparł dość obojętnie.

Madeleine była skonsternowana wieściami o potomstwie... faceta, który nie wyglądał na mającego kogokolwiek do pary, jej mina pokwaśniała. Chwilę wstrzymywała się z komentarzem, by nie wprowadzać większego zamieszania pogubionemu w osobowości człowiekowi. W końcu zeźliła się i wyrzuciła z siebie pierwsze lepsze wrażenie, ciągnąć też za sobą wszystko to, czego z początku nie chciała powiedzieć.

- Czemuś żesz się nie odezwał z tym w południe?! - uniosła w niezadowoleniu głos. - I jaką, kur*a, córkę? Ty masz córkę? Od kiedy? ...kuuur*a... - jęknęła na sytuację, w której trzeba było podejmować szybkie decyzję. - Wróć... Co ukradli, jak termin zna całe miasto od jakiegoś czasu? - uniosła rękę wskazując otaczające zamieszanie.

- A skąd miałem wiedzieć, że ktoś zaplanował to wszystko na dzisiaj? Z resztą… po co mam mówić o tym, że zapisuję terminy? Jakie to ma znacze~ Tak, przepraszam - dokończył Tom do funkcjonariusza, który wyraźnie czegoś od niego chciał.

- Muszę kończyć - rzucił, po czym rozłączył się, na co Mad zaklęła pod nosem na chłopaka jak i na pawianów w pancerzach. Do grona zatrzymanych dołączyła jeszcze jedna osoba, natomiast od strony ulicy tyłem podjechał samochód dostawczy w barwach policji. Drzwi otworzyły się, a policjanci zaczęli zaganiać ludzi do środka. Tom wstał i uśmiechnął się blado w stronę Madeleine. Nie stawiając oporów wsiadł do środka.

- Proponuję się stąd zawijać - stwierdziła Julie z rękami w kieszeniach.

- Ta... - wydyszała nieco skonsternowana. Potrzebowała chwili na przetrawienie zdarzeń. Nie potrafiła błyskawicznie podejmować decyzji, bądź też zwykle nie była zadowolona z efektów szybko podjętych decyzji.

Mad zabrała młodszą towarzyszkę, puszczając ją dopiero, gdy wyszły z tłumu. Chłopaki się pogubili, a standardowe ich szukanie w niczym nie pomogło. Nie było też czasu na zbieranie się do kupy. Projektanta zakomunikowała, że musi jak najszybciej dostać się do mieszkania Toma. Chciała też, by Julie jej towarzyszyła. Wprawdzie nie zapytała jej o zdanie, a prostolinijnie wyraziła swoje plany w liczbie mnogiej. Mogła nie męczyć Młodej, gdyby był w pobliżu Isaac. W drodze próbowała też się z nim skontaktować.

Julie westchnęła.

- A nie poradzisz sobie sama? Dla mnie dużo już tego było na dzisiejszy wieczór - spojrzała za siebie, gdzie jeszcze niedawno znajdowała się ich grupa.

Isaac natomiast nie odpowiadał na próbę nawiązania połączenia. Jednocześnie Madeleine nie widziała go w grupie zabieranej przez policję. Ze znajomych był tam wyłącznie Tom. Chociaż w zasadzie byli tam głównie znajomi. Jak na całej manifestacji, lecz większość znała wyłącznie z widzenia. Dlatego śmiało mogła stwierdzić, iż ci bliżsi znajomi gdzieś się ulotnili.

- Młoda, ja bez ciebie nie dostanę się do mieszkania Toma - podkreśliła sytuację planu, którego tak na prawdę dziewczyna była kluczowym składnikiem. W jej tonie nie było rozkazu, a prośba. Właściwie Madeleine zwolniła kroku, by uzyskać od niej decyzję. Mając Julie, mogła się śpieszyć. Nie mając Julie... musiała dać sobie czasu na wymyślenie planu zastępczego.

Uśmiechnęła się lekko, jakby połechtana komplementem.

- Doooobra już, doooobra, niech ci będzie. Jedziemy do tego twojego Toma - zaczepnie trąciła Madeleine łokciem w bok, co spotkało się ze złowrogim spojrzeniem z ukosa.

* * *

Na miejscu były już blisko dziesięć minut później. O tej porze w mieście nie było korków, więc wydostanie się z centrum miasta na bardziej zewnętrzne rejony przebiegło stosunkowo gładko. No, poza samym początkiem podróży, w którym czekały na przybycie ich środka transportu. Niemniej nie było na co narzekać.

Weszły do klatki schodowej dwunastopiętrowego bloku i wspięły się na trzecie, wprost pod drzwi mieszkania oznaczonego numerem 33.

- To teraz patrz na magię - uśmiechnęła się zadziornie Julie i położyła dłoń na panelu otwierającym drzwi. Nucąc pod nosem jakąś melodię zamknęła oczy. Jej głowa podskakiwała lekko w takt słyszanej tylko przez nią muzyki. Kilkukrotnie skrzywiła się lekko. W końcu otworzyła oczy i spojrzała na wciąż zamknięte drzwi oraz na Mad.

- Et voila - powiedziała z szerokim uśmiechem, po czym ponownie przytknęła dłoń do panelu, zaś drzwi usunęły się na bok.

- Musisz powiedzieć temu swojemu Tomowi, że jego zamek otworzy dziecko z kalkulatorem - powiedziała szczerząc się głupkowato.

- Uznam... Że zostawił je otwarte... - zaparła się nie chcąc przyjąć do wiadomości, iż sforsowanie zamka do drzwi trwało tyle, co nic. - Zdecydowanie były otwarte...

Kiedy przekroczyły próg mieszkania, zaś wejście z cichym sykiem zamknęło się za nimi, pogrążyła je ciemność. I cisza przerywana cykaniem mechanicznego zegarka. Po zapaleniu światła mogły stwierdzić, iż rzeczywiście na ścianie, naprzeciwko wejścia znajduje się staroświecki zegar wiszący z wahadłem.

Kobiety znajdowały się w niewielkim salonie w kształcie lekko zdeformowanej litery “L”. Jej krótszy bok był zdecydowanie krótszy niż odpowiednik w alfabecie i wieńczyło go wyjście na klatkę schodową. Po prawej stronie znajdowało się wejście do maleńkiego składzika będącego w istocie rupieciarnią Toma. Nieco dalej, po lewej stronie znajdowała się para drzwi, zaś kolejna para znajdowała się po przeciwnej stronie pokoju.

- Szukamy MicroSD. Ponoć jest w jego biurku - przekazała Mad, która wolniejszym krokiem oglądała mieszkanie. Poza kartą pamięci interesowały ją jakiekolwiek zdjęcia córki, o której wcześniej nic nie wiedziała. Musiała określić, czy Tomowi namieszali we łbie, czy po prostu nigdy wcześniej o niej nie mówił.

Julie zajrzała do pierwszych z brzegu drzwi i szybko wycofała się.

- Uuuuuups… Klozecik. Nie tego szukamy.

Madeleine, która zajrzała do kolejnego stwierdziła, iż weszła do kuchni przypominającej kształtem delikatnie wydłużony prostokąt. Wyglądała, jakby nie było, dość ustawnie. Posiadała nawet wyspę na środku. Rozmiarami niewiele ustępowała salonowi.

Niemniej nie było to poszukiwane pomieszczenie. Razem ze swoją towarzyszką wyminęły wysuwający się w kierunku środka, dwuczęściowy tapczan z poduchami wspartymi o ścianę oraz komodę stojącą, z grubsza, naprzeciwko. Znajdował się na niej niewielki prostopadłościan przechowujący zdjęcia oraz filmy. Urządzenie, po połączeniu się z nim, przesyłało dane wprost do Sensena, wyświetlając jego zawartość.

- Ooooooo - odezwała się Julie i zniknęła w kolejnym pomieszczeniu.

Madeleine stwierdziła, iż to najprawdopodobniej na tapczanie najczęściej przebywał Tom. Mebel wyglądał na poważnie wygnieciony, natomiast dokładnie naprzeciwko, nieco na praw od komody dostrzegła miejsce projekcyjne. To tutaj Tom oglądał filmy.

Szybko jednak weszła do pomieszczenia sąsiedniego, które okazało się być sypialnią. Stosunkowo szerokie łóżko wyglądało jak po bombardowaniu. Widać nie trudził się nawet z jego zasłaniem, nie mówiąc o posłaniu. Wypełniało większą część pokoju. Oprócz niego znajdowała się płytka, ale długa szafa niemal dotykająca do legowiska Toma. Niemniej lustro na drzwiach mebla optycznie powiększało pokój. Po drugiej stronie Mad dostrzegła szafkę nocną, a jeszcze dalej okno wychodzące na wschód.

Po swojej lewej stronie na ścianie miała jakiś ruchomy landszaft przedstawiający las przecięty błękitnym pasem płytkiego strumienia.

Wyszła z sypialni i ponownie skierowała się do umieszczonej na komodzie kostki. Po połączeniu się z nią, w powietrzu pojawiło się zdjęcie Toma wpatrującego się w niemowlaka o szeroko otwartych, niebieskich oczach i kawałku języka wystającym spomiędzy małych ust. Mężczyzna sprawiał wrażenie szczęśliwego.

Kolejne przedstawiało dziecko w kołysce bawiące się absurdalnie różowym słoniem. Jeszcze jedno z tym samym dzieckiem w roli głównej. Na jednym z wielu pokazała się szatynka o oczach identycznych do maleństwa. Kiedy Mad przeszła do części filmowej, pojawiły się hologramy pomieszczenia oraz ludzi w nim się znajdujących.

* * *

- Tom! Odwróć się w moją stronę, do cholery. Zasłaniasz Emily! - warknęła kobieta, a mężczyzna odwrócił się posłusznie, kołysząc dziecko w ramionach. Nie zwracał uwagi na kobietę, jakby nie było jej w pokoju.

- Podłóż jej dłoń pod główkę. Źle! - kontynuowała swoją wypowiedź, zaś Tom spojrzał na nią spode łba, lecz nic nie powiedział. Jego spojrzenie wróciło do trzymanej w ramionach córki.

- Dobra, weź ją w końcu połóż, skoro nawet trzymać jej nie potrafisz.

- Zamknij się wreszcie, zamknij się! Masz ją na co dzień, a ja tylko raz w tygodniu przez kilka godzin. Wyjdź i daj mi nacieszyć się moją córką, do cholery! - wybuchnął nagle, zaś Emily rozpłakała się.

- Widzisz co narobiłeś?

- Ja narobiłem?! To ty wszystkiego się czepiasz! Masz w stosunku do mnie jakiś problem?! Weź ty się…

- Tak! Mam! Gdybyś…

- Nie mam zamiaru tego słuchać kolejny raz! - wrzasnął na swoją rozmówczynię, po czym spojrzał na córkę i cała złość jakby nagle zniknęła. Uśmiechnął się łagodnie i delikatnie pocałował ją w czoło. Odłożył ją do kołyski, jakby była delikatna jak skorupka jajka. Kiedy się wyprostował, nie poświęcił matce własnego dziecka nawet krótkiego, przelotnego spojrzenia. Wyszedł.

* * *

- Emily! Spójrz, co tata ci przywiózł! - zawołał od progu Tom, trzymając za sobą pokaźnej wielkości paczkę. Ukrywał ją bardzo nieumiejętnie, by ostatecznie, dość niezdarnie, wyciągnąć ją wprost przed oczy roześmianego dziecka.

- Tom, co to jest? - zapytała podejrzliwie ta sama szatynka, która występowała w poprzednim pliku.

- To nie dla ciebie. To dla mojej małej księżniczki - powiedział nie tracąc radosnej miny.

Nagle obraz zamazał się. Wszystko straciło na ostrości, zaś cienie przemykały po znacznej części nagrania. Wszystko stało się nieczytelne.

- Spierdalaj! - wrzasnął w końcu Tom i trzasnął drzwiami.

* * *

Nie było więcej materiałów wideo. Był za to jeden audio, lecz pośród szumów rozbrzmiewał wyłącznie dziecięcy śmiech.
Śmiech Emily, córki Toma.

- Mam Micro - zakomunikowała Julie wychodząc z gabinetu właściciela mieszkania.

Mad, wpatrując w miejsca po projekcji, nie odezwała się. Dopiero z zamyślenia wyrwała ją Julie, która na nią spojrzała.

- Masz? - niepotrzebnie dopytała Madeleine. - Świetnie. Znikamy.

W końcu oderwała się od myśli, odstawiła kostkę na swoje miejsce i zgarniając Młodą zniknęły z mieszkania.

* * *

Droga powrotna do mieszkania Madeleine zabrała porównywalny czas, jaki był potrzebny do przejechania z centrum do Toma. Dotarły w końcu do całkiem przestronnego nowoczesnego loftu, który spełniał także pracownię projektową właścicielki. Był bardzo minimalistyczny i cały w odcieniach bieli. Widoczne meble w większości były projektami w VR, przez które Mad po prostu przechodziła. Obecne był też prawdziwe meble, na które gościom często zdarzało się wpadać, gdyż mylili je z projekcjami. Byli tam przyjmowani klienci, przyjaciele jak i znajomi. W gruncie rzeczy było to miejsce całkiem aktywne socjalnie.

- No, to dawaj, co tam nasmarował? - zapytała Julie niecierpliwie przestępując z nogi na nogę, a kiedy Madeleine połączyła się z kartą przez Sensen, w rozszerzonej rzeczywistości pojawiła się przed jej oczami cała lista plików oznaczonych datami oraz nazwami miejsc, w których się zebrali.

Przedostatni plik rzeczywiście zawierał w nazwie “Centrum Nauki Elona Muska”, ale już data się nie zgadzała. Owszem, Tom zaplanował manifestację trzy dni temu, niemal na ostatnią chwilę, lecz spotkanie miało się odbyć za tydzień. Dokładnie w dziesięć dni od dodania wpisu. Plik był pusty w odróżnieniu od poprzedzających go. Tamte posiadały dość szczegółowy opis przebiegu uzupełniony o zdjęcia oraz krótkie nagrania. Był jednak jeszcze jeden plik utworzony najpóźniej, choć zaledwie kilka minut później względem poprzedniego. Ten również był pusty, natomiast nazwa ustalała kolejny protest na 10 lipca bieżącego roku pod samą siedzibą Memorize.

- Nooo… Co tam? - dopytywała Julie, stając tuż przed Mad, by pomachać jej rękami przed twarzą.

- Ooooo h*j... - wytchnęła Madeleine wpatrując się w nazwę ostatniego pliku jeszcze przez chwilę. Podniosła rozszerzone oczy na umierającą z ciekawości Młodą. Zastygła na kolejną chwilę, by poruszyć już całym ciałem. - Jest gorąco... - rzuciła kierując się do lodówki po butelkę wina. Streściła całe tło zamieszania z MicroSD. - Dzisiejszy termin był podstawiony, następny jest już zaplanowany... Za 20 dni. Za 20 dni erroryści zrobią rozpier*ol pod siedzibą Memorize. I wiem o tym ja, ty i erroryści.

Wino wylądowało na stole, a do jednego z dwóch kieliszków została sprawnie nalana porcja, zniknęła prawie od razu.

Julie zamrugała szybko.

- Bez jaj - machnęła ręką z uśmiechem, szukając na twarzy Mad śladów żartu. Kiedy ich nie dostrzegła, zbladła. Oczy zaszły jej mgłą, gdy za pomocą Sensena otworzyła dane znajdujące się na karcie podanej jej przez Mad. Szybko oddała nośnik. - Jadę do rodziców - oznajmiła krótko.

- Młoda, nie możemy tego powiedzieć Tomowi - zaznaczyła nieco zestresowana. - Kur*a, nawet bagietom nie można tego powiedzieć. Właściwie... to... nikomu... - Mad przeczesała białe włosy ruchem dłoni. - Nadpiszę i oddam mu to. Powiem, że wszystko się zgadza. Że ze strachu mu się pomieszało. Ty ze mną u niego nie byłaś, wróciłaś do siebie. Niczego nie widziałaś. Po cholerę w ogóle tobie to pokazywałam... Kur*a... Niedobrze...

- Pojebało cię? Mam nie powiedzieć bliskim, żeby nie jechali tam tamtego dnia? Cholera wie co się będzie działo! To może być srogi rozpierdol i ja mam nie informować nikogo? A potem będę odwiedzać ich groby? Jaaaaaaaaasne, już to widzę - warknęła Julie.

- Tak, kur*a, masz nic nikomu nie mówić - odpowiedziała stanowczo Mad. - Są inne możliwości, by nie znaleźli się na manifestacji. Zorganizuj imprezę u siebie i ich zaproś. Cokolwiek, ale do h*ja, nie mów nic im o tym terminie. Nie uprzedzaj ich. Inaczej wszystko szlag trafi! Oni nie wiedzą, że my wiemy. Przypuszczenia Toma zdusimy w zarodku.

W pomieszczeniu rozległ się dziwny dźwięk. Dopiero po chwili Mad zdała sobie sprawę z tego, że było to zgrzytnięcie zębów drżącej lekko Julie.

- Ja mu tego nie powiem. Jak chcesz, to idź do niego sama - burknęła przez zaciśnięte zęby Julie.

- Młoda - Mad zwróciła się dość poważnym i bojowym tonem. - Nie powiesz nikomu. Nikomu, kur*a. Nie chcesz się w to mieszać, niech ci będzie. Nie piśniesz ani słowa. Ale jak dowiem się, że było inaczej... Nie chcę być w twojej skórze. Zrozumiano? Uwierz mi, nie chcesz mi tego spier*olić.

Madeleine nie miała zamiaru ustąpić ze swojego stanowiska, toteż wyraz twarzy jak i ton bezwiednie zszedł w rejony gróźb.

Przez chwilę dziewczyna wyglądała na zaskoczoną, lecz szybko przybrała inny wyraz. Wyglądała tak, jakby dostała w twarz i takie też były konsekwencje. Zaczęła wyraźnie drżeć z hamowanej złości.

- Chuj! Ci! W! Dupę! - wywrzeszczała pojedyncze wyrazy i cisnęła w Madleine uchwyconą lampką pozbawioną wina. Złapała również butelkę, lecz zamiast rzucić nią, szybko rozbiła ją o ścianę odsłaniając górne zęby. W jej dłoni tkwił szklany tulipan, na którym cofała się w kierunku wyjścia.

- Spier… dalaj! - wrzasnęła ponownie i przycisnęła się do drzwi wyjściowych mieszkania Madeleine.

- VI! ZAMKNIJ DRZWI! - wrzasnęła w odpowiedzi Mad wywołując sztuczną inteligencję. Gorąca krew uderzyła do głowy, a odziedziczony po ojcu charakter raz jeszcze dał o sobie znać. - Zrobisz tak, jak mówię, gówniaro! - rzuciła wskazując na nią groźnie palcem.

Sama też ruszyła w jej kierunku, mając zamiar złapać ją za fraki. Była pewna, że Julie nie odważy się na użycie prowizorycznej broni. Ta jednak machnęła nią wojowniczo spoglądając na Madeleine spode łba. Zdradzała w tym pewną wprawę.

- No… podejdź bliżej.

- Ani się waż, kur*a! - Mad odgrażała się agresywnie. - Rzuć to, gówniaro.

Mad bez większego wysiłku chwyciła za potłuczoną butelkę. Reakcje Julie były zbyt wolne na projektantkę, tylko… coś się w tym nie zgadzało. Poszło zbyt łatwo. Natychmiast zrozumiała, że dziewczyna podpuszczała ją. W ostatniej chwili odskoczyła, umykając przed zastawioną na nią pułapką w postaci lecącego wprost w jej twarz uderzenia sierpowego.

Niemniej Wciąż coś nie dawało Price spokoju. Spojrzała szukając kolejnej zasadzki, lecz dwudziestolatka nie mogła być aż tak sprytna, by ukrywać intrygi w intrygach. Nagle zrozumiała. Pochylona głowa Julie ukrywała nieobecne spojrzenie. Jej tu nie było. Dlatego obecnie leżący na podłodze tulipan został przed kilkoma chwilami uchwycony z taką łatwością, dlatego rozkojarzona Clemont za późno złożyła się do ciosu. Na moment Mad dostrzegła jak spojrzenie dziewczyny uzyskało poprzednią ostrość, a na twarzy pojawił się drapieżny uśmiech.

Światło zgasło. Zasłony okien opadły.

Wściekła Mad warknęła i rzuciła się do rękoczynów.

(k100: 68% - 78)


Dłonie Madeleine wystrzeliły do przodu, w miejsce, w którym jej umysł zapamiętał pozycję Julie, a kiedy jej dłonie zacisnęły się, zdała sobie sprawę, że jej już tam nie ma.

(k100: 56% - 57)


Bardziej poczuła niż dostrzegła ruch po swojej lewej stronie. Pięść dziewczyny ześlizgnęła się niegroźnie po uchu Madeleine.

- VI! Światła! - wtrąciła agresywnie rzucając się ponownie z łapami na Młodą.

(k100: 83% - 71)

Inteligencja nie zareagowała, ale Mad wiedziała już gdzie znajduje się jej przeciwniczka. Jedna dłoń zacisnęła się na ubraniu na ramieniu, zaś druga w okolicach pachy.

(k100: 79% - 32)

Julie jednak również była stanie dość precyzyjnie określić pozycję Mad, co kobieta dość intensywnie poczuła najpierw pod rękami, gdzie ciało zwinęło się i wbiło całą siłą pięść w brzuch Price.

(k10 - 8)

Ból rozlał się w okolicach wątroby, lecz nie odebrał tchu na zbyt długo. Jutro będzie ślad, ale nic więcej. Niemniej ponownie straciła kontakt z Julie.

(k100: 52% - 60)

Ponownie Clemont zdążyła przemieścić się nieco bardziej w lewo, co Mad ustaliła na słuch. Uderzyła biorąc na to poprawkę… Zbyt małą najwyraźniej, ponieważ ręka przeleciała przez pustą przestrzeń.

(k100: 59% - 55)
(k10 - 3)

Kolejny raz ból wstrząsnął Madeleine. Pięść zakończyła ruch na splocie słonecznym. Projektantka wiedziała, że gdyby nie otaczająca ją ciemność, pociemniałoby jej w oczach. Zgięła się w pół przyciskając dłonie do uderzonego miejsca.

(k100: 78% - 79)

Coś przeleciało nagle tuż obok niej. Czując na ramieniu i głowie szukające oparcia dłonie Julie, Mad domyśliła się, iż było to kolano. Najwyraźniej dwudziestolatka nie spodziewała się takiej skuteczności ze swojej strony i uznała po prostu trafienie. Korzystając z okazji odepchnęła zgiętą kobietę na bok, a pomieszczenie zalała fala intensywnego światła. Nie pochodziło jednak z góry. Dopiero po chwili projektantka zrozumiała, że to ćmiące światło korytarza klatki schodowej wpadało do środka, drażniąc maksymalnie rozszerzone źrenice.
Madeleine rzuciła się w jego kierunku.

(k100: 39% - 38)

Dłoń Price zacisnęła się na pasku Julie.

(k100: 96% - 40)
(k10 [+5] - 9 [+5])

Ta odwróciła się i uderzyła w uczepioną jej kobietę w głowę, lecz było to wyłącznie pacnięcie. Nie była w stanie z takiej pozycji wyprowadzić groźnego uderzenia. Wzrok przystosował się jej na tyle, by dostrzec wściekłą twarz spoglądającą na nią z góry. Nagle drzwi mieszkania zamknęły się ściskając boleśnie przedramię Madeleine. Dłoń rozwarła się odruchowo, a drzwi ponownie otworzyły się, ale na tyle tylko, by umożliwić wyciągnięcie ręki z potrzasku. Pusta przestrzeń między futryną a zasuwającą się płytą szybko zmalała i zniknęła. Rozległ się głuchy szczęk zamykających się zamków.

Madeleine ryknęła wściekle i rzuciła się do klamki bezskutecznie mocując się z nią.

- Głupia cipa! - wrzasnęła wyrzucając z siebie kolejną dawkę złości. Uderzyła w nie jeszcze kilka razy po czym odpuściła. - VI! Światła, do kur*y nędzy! VIII!

Sztuczna inteligencja nie reagowała, a niemoc zastąpiła agresję. Odsuwając się od drzwi, zrobiła parę kroków w głąb ciemnego mieszkania. Kucnęła łapiąc się za uderzone miejsca. Cichy jęk wyrażał zarówno ból jak i nie rozwiązanie sprawy po swojej myśli. Po jakimś czasie znalazła się na sofie. Plan mieszkania znała na pamięć, więc ciemność nie była aż taka straszna. Osiadła i normowała oddech.

- VI, światło... - powtórzyła nie odnosząc żadnego efektu. W końcu zrezygnowana wysłała wiadomość.

"Isaac... VI się zje*ała i nie reaguje.
Jestem zamknięta w mieszkaniu bez światła.
Zrób coś..."

Po dłuższej chwili wysłała kolejną wiadomość.

"Rozje*ie cię, jeśli to zrobisz, gówniaro."
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 06-03-2017 o 22:24.
Proxy jest offline