Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2017, 23:37   #8
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Widzę, że nowa twarz na pokładzie, kilka lat człowieka nie ma a tu się tyle zmienia. Tylko nie wiedźma. - Litwor poklepał drewno statku, wchodząc na pokład i rozejrzał się dokładnie, sprawdzając, czy pozna kogokolwiek z załogi i wciagając w nos powietrze. Próbował rozpoznać wszystkie nuty magii, jakie niosła ze sobą okolica.
- Nie, Wiedźma się nie zmienia - potwierdził kapitan, spoglądając na Litwora z ciekawością. - Więc to ciebie zwą Odwiecznym - stwierdził. - Sena trochę nam o tobie opowiadała…
Magia na statku nie uległa zmianie. Wciąż mógł wyczuć znajome wibracje przemian, okraszone czarną nutą i mające w sobie ślady boskiej bytności. Tak jak kiedyś, tak i teraz była to mieszanka potężna, skupiająca w sobie siły, które nie były dostępne wielu śmiertelnym, o ile jakiemukolwiek były. Ci, którzy uwijali się na pokładzie należeli jednak do nowych nabytków bowiem nie rozpoznawał ich twarzy. Chociaż nie do końca, bowiem na dziobie stała wyglądająca znajomo postać w czarnej szacie, z włosami o ognistych końcówkach. Widać Lif zdołała dotrzeć na miejsce przed nimi, co w sumie nie powinno dziwić skoro cały orszak poruszał się jak w smole.
-E tam zaraz odwieczny, nawet taki stary nie jestem, Sen jest ode mnie dużo starsza, ale trzyma się lepiej niz Origia. A to, jest balast, który chyba ma z nami podróżować, zastanawiam się, kiedy zrozumieją pojęcię podróżować lekko. Ale, to może zostać na później, lepiej powiedz mi jakie bezecne kalumnie opowiadała na mój temat nasza wspólna znajoma? I gdzie mamy się ulokować? – Zapytał z uśmiechem Aigam.
- Nareszcie! - za plecami Litwora dało się słyszeć pełne ulgi westchnięcie należące do młodziutkiej Origi, która zaraz stanęła u boku Litwora. Księżniczka Alezji, nie mogąc się już dłużej powstrzymać, zaczęła siłować się z upierdliwie gryzącym ją rękawkiem jej przepięknej sukni. - To trwało wieczność... - dodała prawie cierpiętnym tonem głosu i wbiła spojrzenie w trzymaną przez kapitana klingę, myśląc o tym, jak wielką ochotę miała jej użyć na swej sukni. - Jedyne czego pragnę to się z tego przebrać - jęknęła i spojrzała po mężczyznach. - Więc będę wdzięczna za wskazanie mojej kajuty - stwierdziła i zawiesiła wzrok na kapitanie.
- Tak to już jest gdy się człowiek zadaje z wysoko urodzonymi - stwierdził kapitan, rzucając okiem na zebranych w porcie. - Dla ciebie ta sama kajuta co kiedyś - poinformował Litwora, a następnie zwrócił spojrzenie na młodą księżniczkę. Dość oceniające spojrzenie, które objęło całą jej postać od czubka głowy po czubki bucików, które wystawały spod sukni.
- Jej wysokość ma zająć kajutę pierwszego oficera - poinformował. - Prosze za mną.
Co powiedziawszy ruszył w stronę nadbudówki i schodów które prowadziły w głąb “Wiedźmy”, a które nie zmieniły się ani trochę od ostatniej wizyty Litwora na statku.
-No to widzę, że znowu mnie zaszczyt kopnął, pijesz ślicznotko, czy dalej prowadzisz wstrzemięźliwość? - Zapytał niejako w powietrze wojownik i zebrał swoje sakwy, ruszając do przydzielonej mu kajuty.
Anielica nie wyglądała na kogoś kto jakkolwiek przejmuje się oceniającym spojrzeniem.
- Nie mogę się doczekać, aż to z siebie ściągnę - odparła Origa z zadowoleniem w głosie. - Ale mój kufer dotarł? Mam nadzieję, że dotarł - westchnęła.
W odpowiedzi na Litworowe pytanie, przez statek przepłynęła fala cichego śmiechu, który zdawał się nie mieć swego źródła, za to rozbrzmiewał wszędzie. Mir uśmiechnął się w odpowiedzi, jednak nie rzekł słowa poza krótkim
- Dotarły - które padło w odpowiedzi na pytanie księżniczki.
Jako że Litwor wskazania drogi nie potrzebował, przez to został on sam, gdy kapitan i Origa podążyli w kierunku kajuty pierwszego oficera, która była nieco od tej, jaka przypadła Aigamowi, oddalona. Magobójca zastał swoją dokładnie taką, jaką była gdy te niecałe dwadzieścia lat temu, po raz pierwszy ujrzał ją na oczy. Dwie koje, trochę miejsca by złożyć bagaże.
- Widzę, że pamiętasz nawet jaka mniej więcej mi pasuje kajuta, czy po prostu do głowy zerkasz? Tak czy siak, czuję się zaszczycony. Ale, zastanawiam się co to za ambaras się szykuje. Wiem że nie mogłaś sobie odmówić poznania córki naszej królowej a co więcej, gdzie takie delegacje, tam kłopoty, ale pewnie coś więcej się kroi, wiesz coś? No i co tam u ciebie? - Wyrzucił z siebie Litwor rozkładając swój nieduży w porównaniu do księżniczki dobytek.
- Czy byłbyś zadowolony z czegoś mniej? - padło pytanie, zadane wesołym głosem. Wraz z nim pojawiła się postać z zasłoniętymi oczami, której usta uśmiechały się lekko. Sena oparła się o ściankę z której się wyłoniła i zdawała się przyglądać Litworowi, chociaż oczywiście pewnym być nie mógł. Równie dobrze mogła spoglądać na morze.
- Delegacja jednak niewiele z kłopotami ma wspólnego. W innym wypadku do ich rozwiązania nie byłby potrzebny bohater krainy, prawda? - Ciężko było określić do końca czy sobie z niego żartuje czy też faktycznie kłopoty były na tyle duże, że trzeba było się nimi zająć na Litworowską modę.
-Niby nie, ale z drugiej strony lepiej puścić kogoś, niż całą armię u boku księżniczki. Co z poprzednią załogą? - Zapytał zaciekawiony Aigam i przyjrzał się dokładnie duszy statku, niespecjalnie oczekując jakichkolwiek zmian.
I takowych zmian nie zobaczył. Sena nie dość że nie postarzała się ani o dzień, to na dodatek jej wygląd zewnętrzny utrzymał się dokładnie taki sam jak tego pierwszego dnia. Nawet kolor jej stroju, czy ostrza u boku, zdawały się leżeć dokładnie w ten sam sposób co zwykle. Całkiem jakby czas nie miał do niej dostępu, co miało w sobie wiele racji.
- Śmiertelni mają to do siebie, że się wykruszają - odpowiedziała na jego pytanie. - Nigdy jednak nie brak nowych dusz, chętnych by zająć ich miejsce.
-Pewnie, nawet mnie to kiedyś czeka, wiesz jak jest, najpierw zmarszczki, potem trzęsące się dłonie, a potem ani się obejrzysz, będziesz patrzeć jak dziecinnieję albo coś. - Powiedział z szerokim uśmiechem Litwor.
- Zanim jednak do reszty zdziecinniejesz, pewnie jeszcze nie raz zostaniesz wpakowany w nie do końca swoje kłopoty - roześmiała się, jednak zaraz spoważniała. - Nie płyniemy do Bontar - poinformowała go.
-Aha. Czemu mnie to jakoś nie dziwi? - Powiedział straceńczo Aigam. - Więc co się takiego szykuje i gdzie płyniemy? - Zapytał wojownik.
- Do domu - odpowiedziała. - Twojego - dorzuciła, ponownie się uśmiechając. - Chociaż gdzie tak po prawdzie przyjdzie nam trafić, wiedzą tylko bogowie .
-No, powiem ci, że ja jak ja, ale młoda to się zdziwi, a i nie dziwię się, że nie chciałaś przegapić tej okazji. Powiedz no mi, od jak dawna chciałaś tam się dostać? - Roześmiał się głośno magobójca. - I co równie ważne, kto co nabroił, że trzeba się tam pofatygować? - Zapytał nie tracąc wiele ze swej wesołości.
- Czy to ważne? - zapytała, odrywając plecy od ścianki i podchodząc do koi, na której przysiadła. - Tamtejszych wód jeszcze nie znam. Muszą być przesycone magią - stwierdziła z lekką nutą rozmarzenia w głosie.
- Nie posiadam wiedzy o naturze misji, a jedynie pozwolenie by przekroczyć granice, które dzielą Wyspę bogów od Zaris. Mam jednak pewne podejrzenie, że towarzysząca wam kapłanka wie więcej niż mówi - dorzuciła.
-Pewnie że wie, będę musiał ją wypytać, może po swojemu, chyba że ty chcesz ja po swojemu podpytać? Wiesz, morze tam nie jest może za wielkie, ale rzeką można przepłynąć prawie całą krainę, co do magii, masz racje, chociaż to akurat nie musi być dobra rzecz, zobaczysz tam praktycznie tylko ludzi, ale sporo magicznych stworzeń, chochliki, wróżki, gryfy, węzę morskie, jak dobrze pójdzie, to nie zobaczymy agraha za daleko od domu, czy smoka. Zastanawiam się, czy Merinsel powiedział o wszystkim Glynne, czy czeka go takie skopanie tyłka, kiedy przyjdą wieści z Bontaru, że będzię się modlił o szybką wizyte w ogrodach. - Powiedział Litwor z namysłem, próbując sobie przypomnieć Rivoren. -Ciekawe czy moja hodowla gryfów ma się ciągle dobrze, raczej nie będziesz w stanie jej obejrzeć, mimo że jest niedaleko jeziora, ale raczej nie ma połaczenia nawet pośredniego z morzem. - Dodał po chwili. Jak się zastaowić, nawet nie wiedział ile dokładnie czasu minęło w domu.
- Zostawię ją tobie - stwierdziła Sena, a biorąc pod uwagę wyraz jej twarzy nie mogła się doczekać by być, przynajmniej pośrednio, świadkiem owego wypytywania.
- Czy gryfy czasem nie mają skrzydeł? Zawsze możesz mnie odwiedzić gdy będę żeglować po wodach otaczających wyspę - zaproponowała, nie wyglądając na bardzo przejętą tym, że nie zobaczy owej hodowli takiej, jaką była. - O ile uda nam się przetrwać podróż.
-Pewnie że mają, tylko trochę mnie nie było, nie wiem czy nie zdziczały, zbytnio tresować sie ich nie da, ale może sie jakiś napatoczy i tak. Zaś co do zostawiania kapłanki mnie, mam nadzieję że nie zepsuje jej za bardzo, wszyscy wiemy, że miewam krytyczne podejście do wiary i bogów czy też mocy jako takich. Przewidujesz problemy większe niż kraken kiedy będziemy płynąć? - Zapytał niezbyt zaniepokojony.
- Mam wrażenie że ona nie z tych, które łatwo ulegają takim wpływom - Sena roześmiała się cicho. - Nie przewiduję problemów w postaci bestii, a magii, która chroni wyspę - dodała już poważnie. - To, że wolno nam będzie wpłynąć na wody które ją otaczają nie znaczy że otwarto dla nas bramy i rozsypano kwiaty na powitanie. Nie rozumiem także dlaczego tylko ta droga jest dostępna, chociaż podejrzewam że ma to coś wspólnego z kłopotami, które tam czekają.
-Nie mam pojęcia, a nie wiem też, czy klucz, który mam, rzuciłby nas w okolice bramy, czy gdzieś na środek Margh, co dla ciebie mogłoby być nieco zabójcze. Poza tym, dziewczyna może nie z takich, ale z drugiej strony jak się zastanowisz, to Oren już mężatką jest, także ciężko powiedzieć, zawsze można jej nalać wódki do kubka z wodą, od razu łatwiej pójdzie. - Powiedział wyszczerzony Aigam. - Co do magii, faktycznie może być lekki problem, niedawno odnowiono pieczęcie, więc nie mam pojęcia czemu tak szybko pozwalają komukolwiek przejść, ale nie mnie to oceniać, ja jestem tylko prostym, niegroźnym człowiekiem. Ale to w sumie dobrze, w Riv może przynajmniej znajdzie sie ktoś, lub coś, co będzie w stanie zniszczyć Kare-Nus. Powiedział starając się nie parsknąć.
- Niegroźnym? - parsknęła krótkim śmiechem po czym pokręciła głową. - Jestem pewna że wszystko stanie się jasne na miejscu. No i zapewne masz rację. W krainie bogów powinien ktoś taki się znaleźć, a póki co wypada się cieszyć, że sztylet wciąż jest pozbawiony swej klątwy.
Po tych słowach na ustach Wiedźmy zagościł łagodny uśmiech, który wskazywał na to, że wie ona dlaczego taki stan się utrzymuje, chociaż nie wyglądało na to by miała zamiar podzielić się tą wiedzą z Litworem.
- Zapowiada się ciekawy rejs - dodała po chwili, w której to jej głowa przechyliła się lekko, zupełnie jakby kobieta słyszała coś, czego Aigam nie był w stanie usłyszeć. - Szczególnie dla naszej księżniczki.
-Pewnie tak, no i jak wróci, o ile wróci, to jej matka zzielenieje z zazdrości, a nóż upoluje sobie kogoś tam i będzie chciała sprowadzić ze sobą? Będzie dla nich równie dziwna, co ja dla innych, no prawie. Poza tym, tak to czasem bywa, że księżniczkę da się wyciągnąć z pałaców, ale czy pałace z księżniczki, to już inna bajka. - Powiedział z lekkim uśmiechem Aigam. - Coś czuje w powietrzu, dołączysz do nas na posiłku, czy chcesz pokazać Lif, że da się jeść jeszcze mniej niż ona? - Puścił oko do wiedźmy i wyciągnął zgięte ramię w jej kierunku.
- Nie sądzę by miała w tej kwestii wybór. Pałace niekiedy szybko z człowieka da się wyciągnąć. Nawet gdy owym człowiekiem jest anioł - dodała, wstając i kładąc dłoń na ramieniu Litwora. - Za niecały kwadrans odbijamy, zaś na posiłek będziesz musiał poczekać nieco. Wpierw chcę się znaleźć z dala od lądu. Co zaś Lif się tyczy - zmieniła temat, unosząc nieco kącik warg. - Widać ma swoje powody by nie jeść więcej niż mały ptaszek.
-Choroba morska? To może nawet pomóc, a nawet bardzo mocno, chyba że przez Taharę jest tak mocno spokrewniona z ziemią, że morze ją mierzi, ale jakoś mi się nie widzi, bo przecież pochówków dokonuje się i w wodach albo spalenie. - Powiedział w zamyśleniu, choć z szelmowskim uśmiechem. -A co do pałaców to nie wiem, mam nadzieję tylko, że zapomnieli o tym, jak pałac w jednym z głównych miast poszedł się pieprzyć jak byłem akurat w okolicy. - Aigam przeczesał dłońmi włosy, przypominając sobie to niezbyt miłe wydarzenie.
- Ptaki zwykle jedzą jak ptaki - odpowiedziała Sena, nadal uśmiechając się tym lekkim półuśmieszkiem. - I koniecznie musisz mi o tym pałacu opowiedzieć. Proponuję jednak wyjść na pokład. Zawsze lubiłam oglądać te chwile, kiedy wypływamy z portu, a ląd zostaje za nami i nie ma już nic, tylko błękit. Zarówno na górze, jak i na dole. - dodała, nieco melancholijnym głosem.
-Bo nie lubisz ludzi w dużej ilości i przywykłaś do na wpół samotniczego życia. Brakuje ci kogoś, kto za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, dalej będzie się jakoś trzymał, albo lepiej, będzie dalej na pokładzie. - Litwor poklepał ciepło dłoń duszy statku. - [/i]No i oczywiście miasta zwykle śmierdzą, a ja już z ciebie wyciągnę o co z tymi ptaszkami chodzi, albo z niej, też aniołek z niej lub coś takiego?[/i] - Powiedział z rozbawieniem.
- Czyżbym słyszała propozycję? - zapytała z zadziorną nutką. - Nie wyglądasz mi na chętnego do spędzenia życia na pokładzie statku. Nawet tego statku - dodała, kierując kroki ku drzwiom i dalej, w stronę schodów prowadzących na pokład.
- Kusi mnie by zdradzić ci tą tajemnicę, jednak chyba poczekam aż ona sama ją wyjawi. Niewiele jest takich istot, zbyt często bowiem są mylnie zabijane. No ale to już jej sprawa. - Stwierdziła.
-Coś jak z moonriami? Chociaż nie, one są zwykle zabijane na składniki zaklęć. - powiedział w zamyśleniu. -A co do tajemnic, to wiesz że jestem łasuch, nieładnie tak mnie podpuszczać. Cała wieczność na jednym statku? Kuszące, w końcu bym się ustatkował i tak dalej, ale ja w jednej krainie dupy zagrzać nie mogę. - Aigam roześmiał się głośno, wychodząc z Seną na pokład.
Na pokładzie zaś panował zwyczajowy chaos, jaki to towarzyszył zwykle wypłynięciu statku z portu. Stawiano żagle, zwijano liny, zabezpieczano ostatnie beczki. Nikt zdawał się nie zwracać na nich uwagi gdy za przewodnictwem Seny ruszyli w kierunku rufy.
- Nie, nie jak z moonriami - odpowiedziała, śmiejąc się cicho, najwyraźniej dobrze bawiąc się w podrzucanie drobnych skrawków informacji, za to nie podając żadnych konkretów. - Zauważyłam - zgodziła się z jego stwierdzeniem. - Jeżeli jednak kiedyś zdecydujesz się osiąść w jednym miejscu to na moim pokładzie zawsze będziesz mile widziany - dodała, przystając i kierując twarz w stronę portu, w którym wciąż się znajdowali.
-Dziękuję i doceniam propozycję, możliwe że kiedyś będę tak sterany wszystkimi wędrówkami, że najdzie mnie ochota na wieczne moczenie nóg w morskiej wodzie, w gorących promieniach słońca, z ciekawym towarzystwem w okolicy. - Wojownik błysnął zębami w uśmiechu. -Skoro jesteś taka okrutna, to sam ją zapytam w takim razie. - Dodał nie tracąc wesołości.
- Zapytaj - skinęła głową, po którym to ruchu nagle wszystkie żagle opadły w dół i wydęły jakby złapały silny wiatr, którego jednak wcale czuć nie było. Przez pokład przetoczyły się pierwsze słowa pirackiej pieśni, a uśmiech Seny pogłębił.
- Nieprędko tu wrócimy - rzuciła, wcale nie sprawiając wrażenia przejętej tym faktem.
-Ktoś jeszcze wie, czy nie mają pojęcia? Część pewnie nie dożyje powrotu w takim razie, w sensie umrze ze starości. - Litek rozejrzał się po krzątających się po pokładzie załogantach, bo marynarzami ich nazywać nie miał zamiaru, większość była zakapiorami spod ciemnej gwiazdy, o złotych sercach.
- Poza Mirem nie wie nikt i tak zostanie - stwierdziła, nie odrywając wzroku od oddalającego się w szybkim tempie portu. - Sądzę jednak, że to ci, którzy zostaną w Zaris pomrą ze starości nim wrócimy i o ile wrócimy. Czas wszak płynie tam w zwolnionym tempie, czyż nie?
- Nie ma sprawy, nikomu nie powiem wprost, mogę nawet księżniczce nie powiedzieć. Dowie się na miejscu, a co do czasu, to ciężko powiedzieć, jakoś tam leci, powiem ci jak zobaczę kto jak wygląda, wiesz, po Riv byłem w Margh, potem tu i dopiero teraz tam wracam. - Odparł Litwor.
- Może się okazać, że tam nawet tydzień nie minął - stwierdziła, odwracając twarz w jego stronę. - Możliwe że wszystko jest dokładnie takie, jakim je zostawiłeś. Że każdy kogo znałeś wciąż żyje, że dla nich minęła dopiero chwila, podczas gdy dla ciebie lata. Może nie każdego będziesz pamiętał, podczas gdy oni ciebie pamiętać będą doskonale. Przyjaciele czy wrogowie.
-Możliwe całkiem, jakoś niedługo się dowiemy, ale w sumie nie miałem tam za wielu wrogów, no może Darkar niespecjalnie mnie lubił, czy wampiry, czy ewentualnie jacyś nekromanci, paru niedobitych idiotów, hmm, nie wiem w sumie jak Avaron, ale, ale ogólnie to mnie tam chyba nawet lubią, wiesz jak jest. - Powiedział siląc się na powagę Aigam.
- Tak, właśnie słyszę jak - roześmiała się. - Jesteś pewien, że to wszyscy bogowie z którymi zadarłeś, lub ewentualnie zadarłeś? No i nekromanci… Czyżbyś miał do nich słabość Litworze?
Zanim jednak miał okazję odpowiedzieć, na scenie pojawiła się wyjątkowo rozentuzjazmowana anielica, wymijając jego i Senę i wychylając się za barierkę by dostrzec jak najwięcej z niknącego miasta, które było jej domem.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline