Leopold udał się razem z Bernhardtem na zakupy, szedł jednak od niego w pewnym oddaleniu. Taki targ, to była okazja dla złodzieja. Chociaż, teraz pewnie tylko najbardziej narwani rzezają mieszki - ci doświadczeni czekają, aż poleje się więcej trunków, które stępią czujność a w razie czego spowolnią ofiary.
Szkiełko nie uprawiał obecnie swego procederu także z innych powodów. Miasto takie, jak Bogenhafen, musiało mieć swojego księcia złodziei, a zanim się nie przedstawi władcy gildii, która nie istnieje i nie złoży Ranaldowi dziesięciny za ostatnio uzyskane drogą kradzieży dobra, nie zamierza ściągać kłopotów na swoją głowę. Rozglądał się za złodziejskimi znakami, określającymi rewiry paserów i złodziejskich mistrzów, za pośrednictwem których mógłby wypełnić swój obowiązek.
Nie sposób było się oprzeć nastrojowi chwili: Szkiełko nabył słodką bułkę, maczany w miodzie rabarbar, a nawet, w chwili narodowej dumy wywołanej pięknem, ludnością i dostatkiem miasta, wypisany na papierze pobożny cytat z "Żywotów Sigmara", który przyfastrygował do kurtki świeżo nabytą igłą i nicią. Ostatnie przygody wykazały, iż przyrządy do łatania garderoby będą mu niezbędne - pamiętne wiadro zardzewiałym gwoździem rozpruło mu nogawkę na łydce. W końcu mógł się doprowadzić do porządku. |