Jak się okazało, wielki spadek, który miał przypaść świętej pamięci Lieberungowi, nie istniał. Skoro nie istniała kancelaria Loch i spółka, to z pewnością i dwór, i tysiące koron, i baronet - wszystko to istniało tylko na papierze. Trzeba się było pożegnać z myślą o tym, że ma się bogatego kompana z bogato zaopatrzoną piwniczką, z myślą o wygodnym życiu - przynajmniej przez jakiś czas.
Axel jednak nie narzekał - mimo pewnych niedogodności odbyli udaną podróż, zdobyli nieco złota. Czysta przyjemność. A to, dlaczego ktoś chciał ściągnąć Lieberunga do Bogenhafen i dlaczego ktoś zaczął na niego polować - to już nie była jego sprawa.
Najlepiej było zapomnieć o wszystkim, odpocząć po podróży, a potem poszukać jakiegoś ciekawego zajęcia.
* * *
Miast odpoczywać po trudach podróży Axel postanowił wybrać się, wraz z pozostałymi, na festyn. Co prawda zwabione różnymi pokusami towarzystwo wnet się rozeszło na wszystkie strony, ale Axel nie narzekał. Spróbował tu i ówdzie to kawałek pasztecika, to to trochę wina, to kawał ciasta, a potem stanął z boku, przysłuchując się rozmowom i koncertowi w wykonaniu niziołczego zespołu.