Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2017, 19:58   #247
Inferian
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Marwald stał w sytuacji jakiej wcześniej nigdy nie był. Jednak został do niej odpowiednio przygotowany. Z tego też powodu miał znacznie więcej swojej pewności niż kiedykolwiek wcześniej. Teraz lewitując nad ziemią patrzył na Burkharda. Miał w sobie co prawda wiele złości, bowiem ten chciał go zabić jak i jego przyjaciół, było to niewybaczalne.

- Skąd wiesz jak myślę?! - dodał pytaniem retorycznym, na tyle poważnie, aby kapłan poczuł, że rozmawia z poważną osobą

- Przyjacielem? Przyjacielem, który pragnie zabić swojego przyjaciela? Bracie, to były twoje czyny, nie należy zasłaniać się mutacją. Przewidziałem to, Bóg dał mi możliwość aby dobrze cię sprawdzić, dlatego też przed całą sytuacją, gdy chciałeś mnie wrobić sprowadziłem cię i nie zauważyłem żadnych oznak mutacji. Myślę, że to dobry pomysł abyś wypił swoją uważaną miksturę, przecież tak dobrze się na nich znasz. Pij, do dna. - powiedział patrząc na kapłana, starał się być dosyć przekonujący

Kapłan milczeniem pominał argumenty Marwalda i schował rękę za pazuchę aby wyciągnąć flakonik, lecz w połowe powiedział:

- Ale tak … bez rytuału?
- A czy wypijesz tę fiolkę w czasie rytuału? - zapytał Marwald

- Przepraszam, nie wątpię w Twoją siłę, po prostu myślałem że rytuał jest zawsze konieczny. Ale tak, wypiję, przecież sam chce się przekonać co we mnie siedzi…

- Co jeśli nic w Tobie nie siedzi, a mikstura i tak cię zabije? - zapytał podejrzliwie Marwald

-A czemu miałaby mnie zabić? Przecież mikstura ma leczyć, albo pokazać że nie da się tego zrobić, A zabijają ludzie jeśli sytuacja jest tragiczna. Chyba że nie wiem wszystkiego. Może coś przeoczyłem, jestem tylko małym człowieczkiem.

- Każdy z nas jest człowiekiem - powiedział Marwald [i] - Widząc do tej pory jakie przyniosła skutki ta mikstura i tak nie pozwoliłbym ci jej wypić, jednak skoro chcesz rozmawiać to z chęcią się czegoś dowiem.

Patrząc na kapłana dodał jeszcze:

[i]- Tak jak uzdrowiłem mojego przyjaciela, moge uzdrowić i ciebie, ale musisz być szczery co do tego, co mówisz. Tak aby Bóg dał mi znak, że na to zasługujesz. Wiem, że odczuwasz ból, po ranie jaką sobie sam zadałeś, czy może ja cię zraniłem?

- Tak, boli mnie cały czas. Czuję tą ranę dokładnie. Ale nie rozumiem co mówisz, że niby ja sam sobie miałem to zrobić? Szczerze powiedziawszy nie pamiętam również abyś Ty to zrobił. Po prostu w pewnym momencie zobaczyłem że krwawię a ty trzymasz w rękach nóż z którego ociekała posoka. Cóż miałem robić, założyłem że to ty mnie zraniłeś. Może zbyt pochopnie, ale sam rozumiesz...

- Pamiętasz jak mnie więziliście, zacząłeś mówić, że umrę bez wiedzy dlaczego. Może jednak przeżyję wiedząc, dlaczego mogłem umrzeć. Co miałeś na myśli?

- Przepraszam, to była taka zagrywka, chcieliśmy wciągnąć Ciebie w rozmowę i dowiedzieć się gdzie jest reszta, lecz bardzo dobrze udałeś głupiego. Ten tekst to była ostatnia próba wyciągnięcia z Ciebie czegokolwiek.

- Odpowiedz mi jeszcze o tym jak to się stało, że Wilfried i jego rodzina nie żyje, bo jak podejrzewam, dobrze to zaplanowałeś, teraz stojąc z Tobą też mógłbyś mieć różne plany, jednak jesteś zaskoczony takim obrotem spraw. I gdzie jest Victoria, co się z nią stało. Wszystko to bardzo mnie smuci, bo wielu moich dobrych towarzyszy może być już martwych.

- Uwierz mi Marwaldzie że mnie też, ale naprawdę nie mam pojęcia gdzie oni mogą być. Mam nadzieje że żyją, cóż więcej mógłbym żec...

Marwald był zaskoczonym takim obrotem rzeczy. Po raz kolejny nie wiedział czy to kolejna zagrywka i perfidny plan kapłana, czy on może naprawdę jest jakiś opętany.

- Nie obawiaj się w takim razie, jeśli w rzeczywistości mówisz prawdę, to oczywiście, że cię uleczę i postaram się zrozumieć, jednak będziesz musiał przejść test, każdy z was będzie musiał przejść test. - Marwald wskazał na kapłana i jego czterech poddanych. - prosił bym abyście zachowali spokój, będę musiał was związać aby przeprowadzić test, test jest niegroźny i nie bolesny. Jednak gdy przeprowadzałem takowy na jednej … - śmieciarz wpadł w zamysł jego mina posmutniała - na jednej osobie to ta pokazała swoje prawdziwe oblicze, nie byliśmy wtedy na to gotowi, teraz jednak jesteśmy. Dlatego nawet jeśli byście byli chorzy to uleczymy to, jednak musimy was związać dla pewności i dobrze zabezpieczyć. Na ten moment nie będziecie nic musieli pić. - Marwald wiedział, że każda z postaci na ten moment jest jest obezwładniona, bo rozkazał to na samym początku. Jednak uważał, że należy związać każdego jeszcze mocniej.

- Waightstill przyjacielu - zwrócił się do bartnika - ty tutaj będziesz bardzo potrzebny, bo jesteś najsilniejszy, na tobie zawsze mogłem polegać. Musimy dobrze to sprawdzić, aby nikt z nich nie skończył jak Olaf. Bo jeśli mikstura była poprawna, to oznacza, że związane było błędne i nie było możliwości aby zatrzymać tego nieszczęśnika. Ludzie nie widzieli też, że mogę odwrócić mutację, jednak teraz są świadomi.

- Proszę zwiążcie ich - zwrócił się do tłumu - tylko spokojnie, być może na prawdę nie było to z ich woli. Ja wszystkiego także nie wiem, moce zła są także potężne i nie należy z nimi igrać. Musimy ich dobrze skrępować i położyć na ołtarzu.

Ludzie wykonali polecenia Marwalda choć po twarzach niektórych widać było zdziwienie. Związani nie opierali się zbytnio, nie mieli możliwości oswobodzenia się czy ucieczki. Wszyscy poza Kapłanem byli bardzo zestresowani chociaż starali się nie dawać po sobie tego poznać.

- Ile masz mikstur? - wrócił się do kapłana.

- Trzy, z czego dwie były przeznaczone dla Ciebie oraz Horsta i jedna dla Waightstilla

- Wiem, że się stresuje jednak bez obaw to tylko i wyłącznie dla waszego bezpieczeństwa, bo gdybyście chcieli nas zaatakować pod wpływem złej mocy wtedy jedynym wyjściem było by to co się stało z Olafem, jednak jak jesteście związani to w tedy nie powinno wam ani nam nic zagrażać. - Marwald odfrunął wszystkich dookoła aby upewnić się że ich więzy są dobrze zabezpieczone. Każdego z więzów dotknął sprawdzając czy są odpowiednio naprężone i czy wytrzymają przynajmniej dwukrotną siłę naprężenia. Zwłaszcza te które obowiązywały kapłana.

Trzymał bartnika blisko siebie, bo był jak wsparcie.

Po czym odparł do kapłana:

- Trzy, powinno wystarczyć. Zaczekaj jeszcze, a co zrobiłbyś gdybyś przeszli test i nie stałoby się nam nic złego?

- Jeśli wystąpiłaby reakcja a wy nie rzuciliście się na nas to oznaczałoby że zostaliście uzdrowieni i należy Was uwolnić, Jednakże jeśli reakcji by nie było to oznaczałoby to że byliście zdrowi a wasze czyny świadome i wtedy należałoby Was ukarać.


- Zaczniemy od Ciebie bracie.- wskazał na kapłana. -- nie opieraj się, a może uzyskamy satysfakcjonujące nas wszystkich odpowiedzi, ciebie także, bo jak sam mówisz nie wiesz jak to się wszystko stało.

- Dobrze zatem, oddaje się w Twoje ręce

Marwald wyciągnął swój gwóźdź i lekko go rozbujał po czym zaczął mówić do kapłana:

- Spójrz jak się porusza w obie strony, przyjrzyj się jego ruchom jak bezwładnie się porusza. Jak połyskuje do ciebie, a ty czujesz się coraz luźniej. Wszystko przestaje mieć znaczenie, jesteś teraz rozluźniony przyjacielu, a ja jestem tutaj aby ci pomóc. Patrz na ten świecący gwóźdź jak wspaniale połyskuje do ciebie. Twoje oczy zaczynają cię szczypać, mogą lekko łzawić - gdy śmieciarz zauważył, że się lekko zamykają - zamykają się. Teraz jesteśmy w twoim bezpiecznym miejscu, tam gdzie czujesz się najlepiej. Gdzie jesteś ?

- Jestem … u siebie, w swoijej chacie, grzieje się przy piecu.

Marwald sprawdza czy kapłan na pewno jest w stanie hipnozy, czy przypadkiem nie improwizuje.

Kapłan zdawał się być w głębokim transie, był zahipnotyzowany, albo bardzo dobrze udawał, lecz aby oszukiwać musiałby być bardzo dobrym specjalistą, a wnioskując po jego reakcji - nie był nim.

- Czy chciałeś nas zabić ze swojej woli?

- Tak.

- Czy jesteś pod wpływem kogoś innego, jeśli tak to kogo?

- Nie

- Co stało się z Wilfriedem, jego rodziną i Victorią? . - zapytał Marwald dobrodusznym tonem

- Nie, żyją. Kazałem ich zabić moim chłopcom.

- Dlaczego chciałeś wypić mikstury?

- Chciałem pokazać ci że jestem niewinny


Marwald co prawda nie był usatysfakcjonowany tymi odpowiedziami, jednak wiedział jedno, że nie można mu ufać. Było to jedynie tego potwierdzenie. Śmieciarz miał problem, bo co prawda czytałam już wiele razy zaklęcie na uleczenie osób z mutacją osobową jeśli kapłan takową miał, jednak nie był w stanie takiej uleczyć. Było to bardzo problematyczne. Musiał zrobić to czego najbardziej nie lubił, a mianowicie czekać. Jak się okazało inni, kapłana pupile nie chcieli się poddać hipnozie. Było to bardzo podejrzane, być może coś ukrywali, a może się bali. Pomimo słów Marwalda o tym, że to dla ich dobra, że to tylko formalność, bo przecież są niewinni. Czy nawet gróźb, że będą zamknięci w izolatce, nie zgodzili się na działania śmieciarza. Podejrzewać można było wszystko, jednak zakładać najgorsze. W takim wypadku należało powziąć środki ostrożności. Kapłan jak i pozostali byli związani i nie zapowiadało się na to że zostaną rozwiązani.

Marwald zwrócił się do ludzi:

- Kochani moi, sami słyszeliście, że z ust kapłana padają słowa, jakie są sobie przeciwstawne. Powiedział, że nie jest pod kontrolą nikogo i sam chciał nas zabić. Nie jesteśmy w stanie mu ufać. To nie bezpieczne, aby mógł być pośród nas, nie wspominając o jego ludziach, którzy nie chcieli poddać się temu bez bolesnemu testu. Uważam, że powinniśmy związanych zamknąc oddzielnie od siebie, bo to jest zbyt podejrzane i zagrażające naszemu życiu. Czy pomożecie mi ich przenieść do miejsca gdzie możemy ich zesłać na czas, dopóki nasz pan nie powie co mamy z nimi zrobić. Bo ja jestem jedynie ręką, która wypełnia rozkaz najwyższego, a teraz nic mi nie mówi.

Marwald stąpał już powoli po ziemi. Chciał mieć bartnika blisko aby ten mógł w każdej chwili zareagować. Teraz chciał przypilnować aby ludzie dobrze zamknęli więźniów. Być może nie kapłan był tutaj zagrożeniem a jeden z nich.

- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. - powiedział do Burkharda, który już teraz nie był w transie. - Czy ty przyrządziłeś mikstury sam, czy robił to któryś z twoich ludzi? Gdzie nauczyłeś się je robić?

- Ja je zrobiłem, a receptury wyniosłem od mojego mistrza u którego się uczyłem..


- Kim by twój mistrz?

- Nazywał się Rüdiger Rosenow jeśli o to chodzi.

Marwald w myślach starał się powtórzyć owe imię i nazwisko, było nie łatwo, ale udało się, miało to coś w sobie. Jednak jeszcze z takowym się nie spotkał, ale czuł, że warto je zapamiętać.

- Zamkniemy cię w celi, tak abyś nie był zagrożeniem dla nas, ani my dla ciebie. Twoje odpowiedz nie były do końca jednoznaczne. Jednak nie bój się, na pewno jakoś to rozwiąże. Uleczę cię gdy tylko wrócę

- Dziękuje za wyrozumiałość. - odpowiedział kapłan lekko zmieszany, aczkolwiek zadowolony.

Tłum prowadzony przez Marwalda ruszył w stronę wsi. Zatrzymali się przed pomieszczeniem w którym Bartnik spędził ostatnią noc.
 
Inferian jest offline