Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2017, 17:19   #19
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nic więc dziwnego, że rano i Carmen była bardzo rozleniwiona. Jej ciało było tak przyjemnie zmęczone po nocy z Orłowem. Ale miała tą satysfakcję, że obudziła się pierwsza, choć otulona jego ciepłym ciałem jak pledem. Nawet przez sen Jan Wasilijewicz był zaborczy, gdy chodziło o swą brytyjską kochankę.
Przez chwilę rozkoszowała się samym jego ciepłem i ciężarem. teraz, gdy to ona obserwowała jego, a nie odwrotnie, mogła sobie pozwolić na ciepły, wręcz czuły uśmiech. Przyjrzała się jego twarzy z bliska i odgarnęła kosmyk włosów, który przylepił się do jego policzka.
Odpowiedzią na jej działania był pomruk, najwyraźniej Orłow był zmęczony. Nic dziwnego, sama odczuwała na swym ciele efekty wczorajszych figlów. Rosjanin okazał się być nienasyconą bestią w łóżku. Trudno jednak w tej chwili jej było tego żałować. Powoli, niczym podczas wedrówki na linie nad przepaścią, dziewczyna spróbowała wydostać się z jego objęć, by iść wziąć prysznic.
Udało się jej, także spokojnie doszła do wyjścia z sypialni, gdy usłyszała za sobą.- Co za rozkoszny tyłeczek. Aż kusi by dać mu klapsa.-
Jej Pierre się obudził i zerkał na nią. Stanęła, napinając pośladki i zerkając na niego przez ramię. Uśmiechnęła się lekko.
- Taaa tobie również dobre rano. Zamów nam śniadanie, mężu. Jestem potwornie głodna... - ich oczy spotkały się - Nie, nie tego! - dodała kategorycznie, po czym otworzyła drzwi łazienki.
Znalazłszy się za nimi przez chwilę usłyszała zbliżające się kroki i usłyszała wesoły głos za drzwiami.- Jesteś pewna? Potrafiłbym zmienić twoje zdanie… zresztą ciekawe kogo speszę odbierając śniadanie na golasa.-
- Myślę, że to akurat może przydać się naszej reputacji - odpowiedziała, po czym dodała z groźną miną - Jak się szybko wyrobisz, to zdążysz jeszcze wejść mi pod prysznic, a jak nie... cóż następna okazja szybko się nie nadarzy... - rozłożyła ręce.
- Zgoda.- stwierdził Orłow głośno stojąc nadal za drzwiami.- Umowa stoi.-
Na to dziewczyna posłała mu jeszcze słodki uśmiech, po czym krokiem godnym Kleopatry weszła pod prysznic i zaczęła ustawiać wodę.
Do jej uszu docierało zamówienie jakie złożył jej “mąż”. W glowie mogła sobie szybko policzyć ile to mniej więcej zajmie. Przygotowanie pewnie krótko w miarę, znała czas podróży windą od parteru, więc wystarczyło zsumować je wszystkie, dorzucić kilka minut zapasu i zliczyć całość...Jej obliczenie wypadały na niekorzyść Rosjanina. Jeśli po prostu umyje się pod prysznicem, to Orłow nie zdąży. I choć bez pośpiechu rozkoszowała się dotykiem ciepłej wody a następnie dokładnie umyła włosy, nie zamierzała mieć dla niego taryfy ulgowej. Jeśli skończy się myć, wyjdzie stąd.
Niestety… jej mąż miał pecha. Usłyszała głośny kobiecy pisk, gdy już wychodziła spod prysznica. Niewątpliwie to pokojówka przynosiła jedzenie. Nie było brzdęku upadającej tacy. Orłow więc przechwycił ich posiłek.
W duchu zachichotała, stając przy drzwiach i nasłuchując dalszych wydarzeń.
- No już już.. dziękuję.. możesz odejść.- słyszała głos Orłowa, podczas gdy pokojówka wyzywała go od zbereźników i łajdaków oraz zboczeńców. W końcu jednak wyszła, a kroki jakie słyszała Carmen świadczyły o tym, że mąż idzie pod prysznic. Przyczaiła się za drzwiami, a gdy otworzył drzwi i zobaczył pusty prysznic, obwieściła:
- Spóźniony.
- To irytujące…-mruknął Orłow i wsunął dłonie w pukle włosów Brytyjki.- następnym razem nie myśl, że będziesz miała tyle szczęścia. Zamówiłem typowe brytyjskie śniadanie. Omlet z dodatkami różnymi i kawę. No… w każdym razie to było moje typowe brytyjskie śniadanie. Nie czekaj na mnie i rozkoszuj się nim. Ja się teraz umyję.-
- Dobrze kochanie - odparła ze słodyczą w głosie, wychodząc - Co ci zostawić?
- Połowę i obawiam się że zgorszyłem pokojówkę. Znając plotkarską naturę służby, cały hotel po południu będzie znał rozmiar mego… przyrodzenia. Chyba że ona go wyolbrzymi, bo nie przyglądała się bacznie.- westchnął Orłow wchodząc pod prysznic.
Carmen zostawiła go samego, faktycznie zabierając się za pałaszowanie śniadania, bo była wygłodzona po intensywnym wysiłku nocnym. Kiedy jednak usłyszała, że Orłow zakręcił kurek, szybko porwała jego talerz i pobiegła do łóżka. Najwyraźniej zainspirowana przygodą z Chinką, zsunęła zawartość talerza na swoje podbrzusze, pozwalając, by kilka warzyw stoczyło się między jej zaciśnięte uda. W takiej pozycji zastał ją też Rosjanin.
- Śniadanie dla spóźnialskich podano - oznajmiła z uśmiechem.
- To jest…- zaskoczony tym widokiem Orłow po prostu zapomniał języka w gębie. Ale spojrzenie brytyjki przesuwając się w dół oceniała jego reakcję na bardzo zadowalającą.
Mężczyzna podszedł przysiadł się do niej.- Ty wiesz, że na samym jedzeniu się nie skończy, prawda?
Po czym pocałował jej usta i zaczął pocałunkami schodzić po szyi na obojczyki, piersi… nie spieszył się do jedzenia. Jednocześnie jego czyny dawały Carmen świadectwo jak wielki ma na nią apetyt.
Carmen położyła się, rozkoszując jego dotykiem i starając pamiętać, by nie ruszać się zbyt gwałtownie.
- Sam mówiłeś, że mamy sporo czasu. Równie dobrze możemy iść do tego biura po południu a wieczorem na pokera - powiedziała.
- Nie zamierzam narzekać w takiej sytuacji.- usta mężczyzny zeszły już do podbrzusza gdzie zachłannie pałaszował pozostawione dla niego smakołyki, zlizując wszystko i muskając ciepłym językiem jej nagą skórę… jak grzeczny kotek.
- Szerzej nogi.- wymruczał nagle tym tonem wywołującym przyjemne dreszcze na jej ciele.
- Mmm pan i władca powrócił. - zachichotała, ale posłuchała go, choć jej ruchy nóg były bardzo powolne.Najpierw jedna... potem druga... bez pośpiechu. Uśmiechnęła się do kochanka.
- I klęczy między twoimi udami.- westchnął ironicznie Orłow i obejmując dłońmi jej uda zabrał się za danie główne. Najpierw rozpalając jej ciało poprzez trącanie punkcika rozkoszy na jej łonie. A potem język mężczyzny zanurzył się zachłannie we wrotach jej rozkoszy, powoli acz drapieżnie pieszcząc intymny zakątek jej ciała. I robiąc apetyt na bardziej przeszywające doznania.
- Ale... ale... przecież tego pokojówka nie przyniosła! - Carmen z trudem łapała powietrze, gdy on pieścił najwrażliwsze zakamarki jej ciała. Był w tym tak cudowny, jak sobie to wyobrażała... a może i lepszy. Jego temperament działał na nią jak magnes.
- Jestem.. bardzo.. głodny… - zamarudził w odpowiedzi Rosjanin na moment tylko przerywając słodką torturę, by mocniej przycisnąć usta do jej łona i sprawić by muśnięcia języka poczuła jeszcze wyraźniej. Każdy jego ruch rozpalał ją doprowadzając jej ciało do coraz większej gorączki, a gdy już wiła się niekontrolowanie na łóżku. Orłow oderwał usta… mówiąc gorączkowo.- chcę cię teraz. Chcę byś poczuła to, co wystraszyło pokojówkę.

Ona zaś była już półprzytomna z pożądania. Usiadła i dłońmi zaczęła gładzić jego twarz, szyję, barki... wszystko robiąc zachłannie, pożądliwie...
- Tak, weź mnie... jak chcesz... gdzie chcesz... tylko bądź we mnie... - prosiła.
- Tak… chcę… cię tak mocno.- jęknął i klęcząc pochwycił ją za pośladek szturmem zdobywając jej kobiecość. Przeszył ją i zaczął całować na oślep usta, policzki, szyję obojczyki piersi. Muskał jej skórę dociskając ją zachłannie do siebie, by poczuła cała jego żar namiętności. Wydawał się taki gorący, gdy tuliła się do niego. Znów krzyknęła, gdy wszedł w nią, lecz tym razem nawet nie zapamiętała bólu. Była tylko rozkosz. Carmen objęła mężczyznę ramionami wokół szyi, pozwalając mu dyktować tempo. Jednocześnie kiedy on przerywał pocałunki, ona wpijała się namiętnie w jego szyję, prawdopodobnie zostawiając tam ślady na dłużej. Byli spleceni w pierwotnej i dzikiej żądzy, rozpaleni nawzajem obecnością tej drugiej połówki i poruszający się wspólnym gorączkowym rytmem, coraz szybszym i gwałtowniejszym. Można by pomyśleć, że po całej nocy baraszkowania Orłow straci apetyt, a jednak Carmen miała wrażenie, że jest na odwrót. Całował i pieścił, tulił zachłannie, nie dając jej ani przez chwilę poczuć brak jego obecności między jej udami. Coraz mocniej i coraz szybciej. Nic dziwnego, że oboje nie usłyszeli pukania do drzwi, dźwięku otwierania ich… cichego głosu. Wreszcie dopiero, gdy Carmen zobaczyła stojącą w drzwiach sypialni Gabrielę, dostrzegła że mają gościa. Zaskoczona Janine wpatrywała się z rumieńcem na twarzy na zaskoczoną parę kochanków, w połowie drogi do spełnienia.
I spytała gestem dłoni, czy ma zamknąć za sobą drzwi.

Mina Carmen była bezcenna. Dziewczyna sama nie wiedziała, czy bardziej sytuacja ją zawstydziła, zszokowała, rozbawiła, czy jest jej właściwie obojętna, dopóki czuje w sobie swego kochanka. Niemniej wykonała znaczący gest dłonią w stronę drzwi, spoglądając na Gabrielę ponad ramieniem Orłowa. Drzwi się zamknęły i Carmen została sama z Orłowem, który w namiętnej gorączce całował jej piersi nie zdając sobie sprawy, że byli podglądani… a w poddającej się fali rozkoszy Carmen przyszła pojawiło się wspomnienie Yue. Chinka z pewnością z satysfakcją oglądałaby taki spektakl. Przypuszczała też, że Gabriela choć mniej doświadczona, miała podobne ciągoty. Teraz będzie jej wiercić dziurę w brzuchu. A apropo wiercenia...

Jęknęła, gdy Rosjanin jeszcze mocniej i zachłanniej brał jej ciało. Ponieważ w jego pieszczotach nie było już ani grama delikatności, dziewczyna czuła, jak poddaje się tej dzikości. Ugryzła go dość boleśnie w bark, kiedy jej ciało przeszedł pierwszy dreszcz ekstazy.Kolejne gwałtowne dreszcze przechodząc przez Carmen sprawiły, że ukąsiła go aż do krwi czując znów tą falę szaleńczej ekstazy zalewającej jej ciało i zmysły. Osunęła się na łóżko dysząc i wyraźnie usatysfakcjonowana z kochanka. Bądź co bądź… jego zachłanność na figle sprawiała, że i jej apetyt się zaostrzył. Ale teraz.. pozostała jeszcze sprawa niespodziewanego gościa. O którym to on nie wiedział, a ona już tak. Ponieważ jednak wciąż byli agentami i to odrębnych państw, doszła do wniosku, że nic się nie stanie, gdy przywłaszczy sobie ten kawałek tortu wiedzy.
- Smakowało? - zapytała, przeciągając się leniwie na poduszkach.
- Kto powiedział, że skończyłem konsumpcję?- zapytał Rosjanin i znów przejął dowodzenie.- Połóż się na brzuszku i zamknij oczy.
Przygryzła wargę.
- Nie myślisz, że... jesteśmy już dostatecznie wiarygodni i powinniśmy zainteresować się co u Gabrieli? - patrzyła na niego jak pisklę, stojące przed lisem. Żar w jego oczach wciąż nie przygasał i co gorsza, rozniecał jej własny.
- Gabriela jest dużą dziewczynką, nie musimy jej pilnować. Poradzi sobie przez chwilę sama. - palce mężczyzny wodziły po jej brzuchu. - Kładź się na brzuszku. Jeszcze się z twoją pupą i plecami dobrze nie zapoznałem. Nadal jestem głodny. -
Widziała w jego oczach, że tego głodu żaden posiłek nie zaspokoi.
- No nie wiem, chyba powinnam trzymać cię na głodzie, żebyś był grzeczny... - spojrzała na niego wyzywająco, czubkiem palca wodząc po swoich piersiach. Sama już nie wiedziała co właściwie robi. Prowokowała go, chciała by brał ją po tysiąckroć, z czego większość razy właśnie tak jak na nią patrzył dziko i pożądliwie.
- Zapewniam cię moja droga, że wygłodzony… z pewnością nie będę grzeczny. - odparł Orłow chrapliwym tonem głosu, jego wzrok podążał za jej palcem jak zahipnotyzowany. Wreszcie z dzikim warkotem, które trudno było wziąć za słowa, klęknął okrakiem nad jej ciałem, kolanami obejmując jej biodra. Jego dłonie opadły na jej piersi. Ścisnął je i zaczął masować, ugniatać brutalnie, czasem ocierając je o siebie. Nie był delikatny w tej zabawie, ale za to Carmen miała dobry widok na dolne partie jego ciała i widziała doskonale jak jego berło unosi się. To była jej zasługa. Przeciągnęła się zmysłowo, po czym spojrzała na niego lustrując tym razem od dołu aż zatrzymała się na jego oczach.
- Zawsze jesteś taki brutalny, czy tylko agentki tak traktujesz? - zapytała, przykładając palec swojej ręki do ust i zagryzając na nim ząbki żeby nie dać za szybko satysfakcji “przeciwnikowi” i nie krzyczeć.
- Jakoś tylko tobie udaje się doprowadzić mnie do białej gorączki.- spojrzenie jego było przykute do jej twarzy. Tak jak dłonie miętosiły jej biust brutalnie, acz z wyczuciem. Rozkoszował się miękkością i sprężystością jej krągłości, jak małe dziecko. Oczywiście dzieci nie robiły takich rzeczy. I raczej nie ocierały się czubkiem swego berła o jej biust. To akurat czynił mimowolnie. Spoglądając w jego oczy wiedziała, że mówi szczerze. Czyżby tylko Carmen tak działała na Rosjanina? Żadna inna nie potrafiła go tak rozpalić, by się zatracił w rozkoszy?
Wiedziała jednak, że podobnie jak ona Orłow przeszedł trening manipulacji. Zapewne potrafił być czarujący, gdy chciał i uwodzić kobiety tak piękne jak i stateczne... do czasu spotkania z nim. Jaką więc Carmen mogła mieć gwarancję, że nie próbował jej podejść?
- To ciekawe... może rozwiniesz? I przysuniesz się bliżej? - zapytała z figlarnym uśmiechem, dotykając teraz jego dłoni, które wciąż pieściły jej biust i lekko nimi sterując oraz kusząc tym samym - To się nazywa “po hiszpańsku”, prawda?
- Też…- mruknął Jan Wasilijewicz wpatrzony w jej oczy. Przybliżył się bardziej i delikatnie kołysał biodrami, Carmen czuła jak oręż kochanka zanurza się między wzgórzami jej piersi. Czuła jego dotyk… rosnącą twardość. Dłonie mężczyzny nadal masowały jej piersi, gdy mruczał.- Jesteś wyjątkowa… nie wiem czemu. Jesteś piękna.. ale są inne piękności. Jesteś namiętna, ale są i inne namiętne kobiety. Coś w tobie… w twoich oczach, ruchach, spojrzeniu… coś… jest jak płomień świecy do którego lecę jak ćma. I nie mogę się… wyrwać.-
- Czyżby age... - zagryzła wargi, w duchu karcąc siebie za nieostrożność. Nie potrafiła jednak skupić myśli, gdy tuż przed nią Jan ściskał jej piersi raz po raz, wwiercając się między nie nabrzmiałym członkiem - Czyżbyś miał duszę romantyka, że stać cię na takie wyzwanie? A może próbujesz zawrócić w głowie młode aaa... żonce?
- Może… kto wie…- uśmiechnął się łobuzersko Orłow.- Może chcę jej zawrócić w głowie… na pewno warto rozkochać taki… słodki skarb, nieprawdaż.-
Ruchy jego bioder przyspieszały, ocierające się o jej biust berło, było już twardym pulsującym organem.
- Pragnę cię… teraz… wziąć.. posiąść… wybierzesz pozycję?- zapytał drżąc i wodząc po jej ciele rozpalonym spojrzeniem.
Uśmiechnęła się.
- Głupi... skoro chcesz, a ja się nie wyrywam, to bierz, tak jak jesteśmy. Tylko mnie pocałuj... - szepnęła i kładąc się na plecach wysunęła do góry ręce, czekając aż będzie mogła nimi objąć kark kochanka.
Rozpalony pożądaniem Orłow położył się na niej gwałtownie wypełniając jej intymny zakątek swoim orężem. Był tak twardy i duży, jak czuła między swymi piersiami. Jan Wasilijewicz, przyciskając swe ciało do niej i energicznie poruszając biodrami pocałował ją...raz ,drugi, co chwila całował nie mając ochoty odrywać od niej ust i tłumił jej jęki tymi pocałunkami.
Przytuliła się do niego czule, unosząc nieco biodra, by wyjść mu naprzeciw. Choć pocałunki były coraz bardziej chaotyczne z powodu przyspieszonego oddechu, nie przerywała ich.
Spleceni w namiętnym uścisku, ocierający się o siebie...wprawiali sprężyny łóżka w głośne jęki, które musiały docierać do uszu Gabrieli. Ale dla Carmen liczyła się pulsująca obecność kochanka, której to każdy sztych przeszywał ją piorunem rozkoszy, aż… kolejny zakończony eksplozją wyrwał z jej ust głośny jęk ekstazy. Po nim to, ciało agentki brytyjskiej wypełniło przyjemne rozleniwienie. To był całkiem udany początek dnia, gdy już wątpliwości z wczoraj stały się trywialnymi dylematami. A ona była tulona przez łapiącego oddech kochanka.

Dała sobie dwie minuty na rozkoszowanie się tym stanem po czym sprężyście wybiła się do góry, wyrywając Orłowowi. Wylądowała przed łóżkiem i rozciągnęła się z entuzjazmem.
- No dobra, starczy tego dobrego. Do pracy! - zachichotała.
- Jesteś apetyczna… wiesz?- rzekł Orłow przyglądając się Carmen w jej nagiej okazałości.
- Potrafię to sobie wyobrazić... po tylu razach. - powiedziała, podchodząc do szafy, by wybrać sukienkę - Vice versa, więc... zrób dobry uczynek i się ubierz, co?
- Dobrze dobrze…- rzekł w odpowiedzi mężczyzna i zsunął się z łóżka podchodząc do swojej szafy.- Moglibyśmy posłać twoją kuzynkę do muzeum. Może zebrać wiedzę na temat starożytnego Egiptu. Zadanie to ani trudne, ani groźne dla niej.-
- Zobaczymy czy sama coś zaprezentuje. W końcu wczoraj wieczorem miała zrobić rozpoznanie. Hmmm... a może ty mi dziś wybierzesz strój? - spojrzała, kokietując go ze słodkim uśmiechem.
- Ja? Ja się nie znam na ubieraniu… zdecydowanie wolę cię rozbierać.- przypomniał jej Rosjanin wędrując spojrzeniem po jej nagim ciele. - I podobasz mi się bez stroju bardzo.-
Westchnęła.
- Żaden z ciebie pożytek...
Przyjrzała się zawartości szafy, po czym wybrała prostą, acz podkreślającą szczególnie jej górne wdzięki kreację.


- Idę się przebrać i ogarnąć do łazienki - powiedziała do Orłowa, po czym dodała - Uważaj na Barona, wczoraj przeniósł się do twojej szafy.
- Mam doświadczenie i po tylu ukąszeniach odporność.- westchnął smętnie Orłow. A Carmen zamknęła drzwi za sobą i natknęła się na grzecznie siedzącą Gabrielę i bordową wersję sukienki, którą wczoraj dziewczyna nosiła.

- Powiększyłam tu i tam… oczywiście na oko droga kuzynko.- rzekła pełnym emocji szeptem.
Carmen spojrzała na nią. Na swoją nagość. Na sukienkę. I znów na nią.
- Dziękuję, ale naprawdę... musiałaś siedzieć pod drzwiami?
- Nie siedziałam pod drzwiami. Nie musiałam.. byliście dość głośni.- zachichotała Janine.- Czyż moja kuzynka i jej mąż nie są przypadkiem bezpruderyjni.
Wzruszyła ramionami.- A poza tym… nudziłam się u siebie. Zrobiłam sukienkę i nie miałam już co robić.-
- Cóż, musimy budować odpowiednią opinię... - powiedziała Carmen, starając się nie wyglądać na speszoną. - Czy w takim razie mogę przymierzyć twoją suknię? Jak w ogóle wczorajszy wieczór ci się udał?
- Było… miło nawet.- rzekła Gabriela zabierając sukienkę ze stolika. - Przyjemnie się piło i flirtowało… ale, tu są same stare pryki w tym hotelu. I oficerki. Nie wiem co gorsze Victorio. Potem wróciłam i… byliście bardzo głośni wczoraj.-
Zakrztusiła się.
- Tak...em... wybacz... poniosło nas. - odparła, po czym by już móc się spokojnie umyć i ubrać, powiedziała - Mój mąż ma dla ciebie zadanie, jeśli będziesz chciała. Przy czym nie obiecuję że nie jest jeszcze w negliżu. Ale też... nie zatrzymuję cię. - powiedziała z uśmiechem.
- Och… a jak się biedak zarumieni?- mruknęła łobuzersko Gabriela, póki co wzrokiem taksując krągłości Carmen.- A hałasami się nie przejmuj kuzynko. Działały pobudzająco na wyobraźnię.-
Tak, zdecydowanie Gabriela przypominała Yue.
- Rumieniec to chyba najmniejszy problem, w przypadku mego małżonka. - powiedziała. Postanowiła, że... przetestuje Orłowa. Chciała zobaczyć jak reaguje na inne kobiety, szczególnie jeśli te będą wydawały się łatwą zdobyczą. W końcu przecież się odsłoni i pokaże, że wcale się... wcale nie... Carmen nawet w myślach bała się użyć słowa na “k”.
- A teraz wybacz. - powiedziała, zabierając suknię i zamykając się w łazience.

Ubranie stroju zajęło jej chwilę… sukienka Gabrieli nadal był ciasna tu i tam, ale kusząco uwypuklała krągłości Carmen. Powstawał więc dylemat, czy oddać ją Gabrieli do dalszej przeróbki i czy cierpieć te drobne niedogodności w imię urody.
Postanowiła jednak, że suknię zostawi na wieczór, gdy nie będzie mogła zabrać ze sobą Barona, a i pewnie męża. Teraz zdecydowała się ubrać swoją własną kreację. Umyła się też, uczesała i umalowała delikatnie - na tyle tylko, by podkreślić dziewczęcość swej urody. Kiedy skończyła, skierowała się ponownie do sypialni. Starała się ignorować bijące coraz szybciej serce.
Nie zdążyła tam wejść, bowiem drzwi nagle otworzyła Gabriela z błyszczącymi oczami, rumieńcem na policzkach i szerokim uśmiechem. Chwyciła dłonie Carmen, przycisnęła do swej piersi w której biło mocno serce i rzekła z typowym dla siebie entuzjazmem.- Nie zawiodę cię kuzyneczko, obiecuję że postaram się byś była ze mnie dumna. Nie spocznę dopóki nie odkryję wszystkiego! -
- Emmm... to bardzo się cieszę. - odparła agentka z rezerwą, szukając za plecami dziewczyny Orłowa, by zobaczyć jego minę czy ten czort nie wymyślił czegoś więcej, czy tylko zmotywował dziewczynę ładną gadką…
“Czort” miał już spodnie na sobie i zakładał koszulę odwrócony do obu kobiet plecami.
- Wyruszam zaraz po śniadaniu.- rzekła entuzjastycznie Gabriela.- Tylko muszę zdobyć jakiś notatnik i znaleźć kogoś, do wypytania. Nie będzie mi łatwo, ale może zdołam pouwodzić pracowników muzeum, by wydobyć wszystkie ich sekrety. Wiem jakie to dla ciebie istotne kuzynko.
Carmen chwyciła jej dłoń i delikatnie ścisnęła.
- Dziękuję, kochanie. Nie śmiałam cię prosić, ale nie ukrywam, że będziesz bardzo pomocna... - podjęła grę.
- Muszę wszystko zaplanować. Muszę przygotować sprzęt, może jakieś gogle na podczerwień, albo promienie X.- podekscytowana Gabriela już zaczęła planować jakby szykowała się do poważnej szpiegowskiej misji, a nie zebrania informacji dostępnych w każdej publicznej bibliotece. Wyrwała dłonie i ruszyła pędem w kierunku swego pokoju.- Spotkamy się na śniadaniu!-
- Ale... myśmy już jedli - powiedziała Carmen do zamkniętych drzwi, po czym spojrzała na Wasilijewicza pytająco - Coś ty jej naopowiadał?
- Po prostu powiedziałem jej że to ważne i kluczowe zadanie i informacje które zbierze mogą zaważyć na naszej misji. Dzięki czemu poczuła się bardzo potrzebna.- stwierdził z uśmiechem Jan Wasilijewicz zakładając kamizelkę i zerkając na Carmen łakomym spojrzeniem.- Wyglądasz smakowicie moja droga. Jak ja utrzymam ręce z dala od mojej żonki?-
- Będziesz musiał. Trenuj przed wieczorem. Ta noc już nie będzie nasza. - powiedziała, po czym przywołała Barona, by ten wpełzł na jej kark i ukrył się jak zwykle pod jej upiętymi włosami. Nie patrzyła teraz na Orłowa. Jakoś tak dziwnie się teraz czuła z myślą o uwodzeniu i być może nocy spędzonej z profesorkiem.
- Możliwe…- Jan Wasilijewicz podszedł do Carmen i objął ją w pasie przyciągając do siebie zaborczo.- Ale kolejny dzień może być nasz. I ten dzień do południa też jest nasz. Jako rozpustna parka… możemy wyruszyć w miasto i… zrobić coś… cokolwiek co rozsieje plotki o tym, że jesteśmy frywolni i mamy gruby portfel.-
- Podnieca cię widownia? - zapytała cicho, pozwalając się przytulać i zamykając oczy na chwilę.
- Czasami… zależy jaka…- Orłow zamruczał muskając ustami szyję Carmen. - Generalnie proponuję zaszaleć. Mój kochany car dał mi na tę misję kredyt zaufania w postaci konta bankowego o nieograniczonym limicie. Jak się pewnie domyślasz, Romanowom nie podoba się to że na światowej szachownicy niewidzialna dłoń postawiła swoje pionki.-
- Jak więc sobie życzysz, panie mężu - odparła potulnie dziewczyna, choć jej oczy błyszczały brakiem pokory.
- Powiedz mi agentko brytyjska… co by zrobiła entuzjastka Egiptu o… wątpliwych zasadach moralnych w takim mieście jak Kair?- zapytał cicho Jan wodząc językiem tuż za uchem Carmen.
Przełknęła ślinę.
- Chcesz wywołać skandal... - powiedziała cicho, starając się opanować drżenie ciała - Pewnie... Pewnie chciałaby to zrobić w piramidzie albo pod nimi, a w mieście... no w mieście pewnie by się zadowoliła jakimś zabytkiem.
- Są pozostałości starego cyrku z czasów rzymskich.. trochę kolumn, ławek kamiennych i sam tor dla rydwanów. Zdaje się dość blisko centrum Kairu… wyobrażasz to sobie.. ty i ja… publicznie, nie dbając o zgorszonych Anglików.- szeptał jej do ucha Orłow.- Pewnie parę nobliwych dam dostanie palpitacji serca na ten widok.-
- Nie kręci mnie to. - ucięła krótko i wyswobodziła się z objęć Rosjanina. - Zrobię to jednak, jeśli uznam, że moja rola tego potrzebuje. Póki co zjedzmy z moją kuzynką, żeby nie było jej przykro i ruszajmy do tego biura, dobrze? - spojrzała na niego z nagłym chłodem.
- Nie… Nie musimy wywoływać skandalu, ale zanim ruszymy do biura to pokręćmy się chociaż po zabytkach. Żeby nie wyglądało na to, że biuro to nasz główny punkt programu, a nie jeden z kolejnych.- zasugerował Rosjanin cmokając czubek nosa Carmen.
Prychnęła w odpowiedzi, ale nie oponowała. Była gotowa do wyjścia.

Wyszli na korytarz, Orłow zapukał do drzwi kuzynki i Janine wypadła z pokoju z dużą torebką na ramieniu informując wesoło.- Jestem gotowa! Chodźmy na śniadanie!-

I tak też się stało. W trójkę ruszyli na dół. Carmen szła pomiędzy mężem a kuzynka, trzymając ich oboje pod ręce. Gdy tylko zjechali na dół do części restauracyjnej, zaczęła uśmiechać się promiennie do wszystkich.
Śniadanie jakie wylądowało przed Gabrielą było imponujące. Kuzynka Janine okazała się być żarłokiem, czego nie było widać po jej figurze. Sam Pierre zamówił lekki posiłek i wino, a przynoszący go mu kelner spojrzał na niego tak, że było już pewne iż plotki rozniosły się po całym hotelu. Współczujące spojrzenie jakie posłał pani Sant Pierre, zaś dowodziło że Victoria jeszcze nie dorobiła się odpowiedniej reputacji. Póki co czuła na swym udzie silny dotyk dłoni swego męża wodzącej tam i z powrotem, gdy popijał wino.
- Więęęęc droga kuzynko, co będziecie robili, gdy ja będę zwiedzała muzeum w Kairze?- zapytała zaciekawiona Janine.
- Ach, kochana, Pierre po ostatniej nocy powiedział, że możemy wydać trochę więcej grosza... - mówiła dość głośno, posyłając przy tym słodki uśmiech małżonkowi - Zastanawiam się nad kupnem jakichś zabytków. Choć przyznam, że fascynuje mnie też niewiadoma... Słyszałam, że niedaleko mają tu wykopaliska. Wyobrażasz sobie, gdyby wziąć w nich udział i znaleźć coś... nie wiem, naszyjnik Kleopatry! To by było! - roześmiała się perliście.
- Oczywiście nie interesują nas byle jakie wykopaliska.- dodał z uśmiechem Pierre. - Nad Nilem pełno jest poszukiwaczy grobowców, ale my popieramy tylko legalnie działających uczonych. Nie chcemy być brani za rabusiów.
- Ale chyba nie zamierzacie sami kopać… to takie męczące.- zachichotała szczebiotliwie Janine zakładając nogę na nogę. Pewnie tego faktu by Victoria nie zauważyła, gdyby nie to że od czasu do czasu trzewiczek Janine muskał przypadkowo acz pieszczotliwie jej łydki i zapewne łydki Pierre’a też.- Ten żar i pot, są przyjemniejsze rodzaje wysiłku.-
Victoria, która zamówiła tylko kawę, oparła teraz łokcie na stole i nachyliła się w stronę kuzynki... prezentując przy okazji dekolt.
- O tym właśnie mówi mój drogi mężuś. Można zasponsorować jakiegoś uczonego. Słyszałam, że niektórzy tak robią. Używają rąk tych, którzy są pasjonatami, a niekoniecznie mają dość środków na pokrycie kosztów sprzętu i ekspedycji. Och, mówię ci, Janine, to takie ekscytujące…
- Czyli szykuje się wyprawa na pustynię. Popytać kochaną cioteczkę McCree, czy… w okolicy.- oczka Janine jakoś nie mogły oderwać od dekoltu kuzynki, gdy mówiła cicho.- Czy w okolicy… da się znaleźć jakiś wiarygodny i solidny transport lądowy, czy może… Sky...Lord?-
- Och, najpierw musimy zwiedzić miasto. A ty jedz. - Carmen bała się, że Gabriela za chwilę znów coś chlapnie.
- Gdzie was szukać jak już rozejrzę się w muzeum?- zapytała zaciekawiona Janine, a Pierre dodał.- Och… tutaj w hotelu. Na pewno się zjawimy, w końcu moja słodka ptaszyna ma w planach przyjacielskie spotkanie przy kartach.-
- Ciiii to tajemnica - dała mu lekkiego kuksańca, rozglądając się konspiracyjnie.
- Masz jeszcze jakieś dla mnie porady kuzynko? I jak podoba ci się mój mały podarek?- odparła wesolutko Gabriela.
- Myśl co mówisz. - nie mogła oprzeć się, by nieco zrugać dziewczynę - A co do sukni, jest piękna. Chętnie ubiorę ją dziś wieczorem. Teraz mogłaby się zakurzyć i... - przytuliła się do ramienia Jana - Naderwać…
- Postaram się… przepraszam… to dla mnie pierwsza wycieczka i wszystko mnie ekscytuje. - odparła potulnie Gabriela.
- Doskonale cię rozumiem skarbie. - powiedziała już z uśmiechem jej “kuzynka” - Jeśli masz jakieś pytania, pytaj. Jeśli nie, nie będziemy cię powstrzymywać dłużej... Ach, w sumie to ja mam jedną prośbę. Gdy wieczorem pójdę... zaznajomić się z pewnymi osobami - rzekła z miną spiskowca - Czy zechcesz dotrzymać towarzystwa Pierre’owi?
- Och… oczywiście.. droga kuzynko.- odparła z uśmiechem Gabriela czerwieniąc się wyraźnie.- Ale czy to dobry pomysł?-
- Co masz na myśli? - Carmen spojrzała najpierw na Orłowa, a potem na dziewczynę.
- Nie powinien ktoś być z tobą podczas… no… byś nie była sama. -próbowała wytłumaczyć Gabriela.- Rozumiem, że męża twego nudzi… twoje hobby, ale… ja bym mniej przeszkadzała.-
Orłow w tym czasie przyglądał się obu kobiet z obojętnym zainteresowaniem, bardziej skupiony na wodzeniu dłonią po udzie swej Victorii. Pierre najwyraźniej uważał, że rozmowa kuzynek i jej wyniki są dla niego nieistotne.
- Och, nie martw się, już poznałam tam kilka osób. Najbardziej martwię się o was, żebyście się nie nudzili. - oparła głowę na ramieniu “męża”.
- Oto się nie martw, zadbam o twoją kuzyneczkę… jak tylko zechcesz. Wiesz jak o ciebie dbam.- mruknął Orłow czule cmokając w czoło swą małżonkę.
- Oj, nie mów tak, bo będę zazdrosna... - zaśmiała się, zadzierając głowę i odwzajemniając pocałunek w usta. Orłow przedłużał ten pocałunek wpierw delikatnie, a potem coraz bardziej zachłannie, muskając językiem wargi Carmen w niemym zaproszeniu jej języczek to tańca. Znów zaczęła zastanawiać się na ile jest to udawane, a na ile agent rosyjski faktycznie miał do niej słabość. Delikatnie rozchyliła wargi, pozwalając wpełznąć między nie jego językowi. Przymknęła powieki z lubością. Jan Wasilijewicz całował jej usta długo i namiętnie. Jego dłoń zacisnęła się na jej talii przyciągając Carmen do siebie, by móc w pełni rozkoszować się pocałunkiem. A Janine przyglądała się temu z wypiekami.
- Z pewnością… nie masz powodu. Żadna nie odbierze ci mnie na dłużej niż… noc… moja słodka, słodka Victorio.- wymruczał po pocałunku patrząc wprost w oczy Carmen.
Uśmiechnęła się do niego.
- No i mam powód tym samym żeby się starać... I ty również, wszak może kogoś poznam wieczorem. - zachichotała - No dobrze, Janine, jeśli zjadłaś to zbieramy się, co, kochanie?
- Tak… tak.. już zjadłam.- mruknęła Gabriela wyrywając się z zamyślenia, tak jak Carmen która musiała się wyrwać z objęć męża, który zabrał się za staranie… wędrując ustami po jej szyi i muskając ją językiem.
- Uważaj na siebie, kuzynko - nim się rozstali, Carmen złapała dłoń dziewczyny - Pamiętaj, że czasem nie warto być bohaterem - dodała szeptem.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline