Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2017, 21:59   #28
sickboi
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Crastinus wyszedł z mieszkania Polii jako pierwszy. Ostrożnie schodząc po wąskich i krzywych schodach pogrążony był w rozmyślaniach. Wizyta u kobiety nie dała śledczym żadnej odpowiedzi na kłębiące się w głowach pytania i wątpliwości. Ktoś musiał u niej zawitać dużo wcześniej i porządnie ją nastraszyć. Było bardzo możliwe, że senator Rosa miał w jej sprawie rację. To mógł być, niestety, ślepy zaułek w krętej drodze przyjaciół Cycerona ku prawdzie o śmierci Sekstusa Roscjusza seniora. Pozostawała jednak jeszcze jedna sprawa związana z Polią. Komu mogło, aż tak zależeć na zatuszowaniu wszystkiego, że posunął się do tak obrzydliwej rzeczy jak grożenie samotnej kobiecie z dzieckiem? Marcus w pierwszej chwili pomyślał o swoim byłym wodzu, któremu niegdyś wierzył i ufał bezgranicznie. Z drugiej strony Sulla był człowiekiem zbyt inteligentnym i przebiegłym, a przede wszystkim zbyt potężnym, by tak prosto można było połączyć go ze śmiercią Roscjusza. W takim razie kto? Może któryś z jego zauszników, jakiś senator? Nie, to nie mogło być takie proste.

Weteran zszedł z ostatniego schodka i zaraz potem ponownie znalazł się na wąskiej, nasłonecznionej uliczce. Zaraz za nim z ciemnej klatki schodowej wyszli Rosa i Vasco. Ostatnim miejsce jakie należało zbadać w okolicy był lupanar „Dom Łabędzia”, do którego zmierzał nieboszczyk w dniu swojej śmierci. Może owa tajemnicza Elena, kimkolwiek była, wiedziała coś więcej. Niestety droga do miejsca uciech miała się okazać znacznie kręta, niż zdawało się na pierwszy rzut oka. Tuż za drzwiami do insuli, na szerokości całej ulicy stało pięciu drabów uzbrojonych w drewniane pałki. Wyglądali na takich, którym zazwyczaj schodzi się z drogi, jeśli ktoś ceni sobie własne zdrowie. Crastinus doskonale znał ten typ ludzi i wiedział, że wpadli w poważne kłopoty. Szczególnie, że prawdopodobnie z całej trójki tylko on brał udział w prawdziwej walce. Choć jeszcze chwilę temu wydawało się to śmieszne, to były centurion zatęsknił za wystrojonym jak na paradę Aratusem. Niewątpliwie przydałby się ktoś wprawiony w mieczu.

Gdy tępy koniec drewnianej pałki uderzał w senatorską pierś Rosy, Marcus już zrzucał z siebie obszerną togę. Jeśli mieli mieć choć cień szansy na wyjście cało z tego spotkania musiał pozbyć się krępującego ruchy stroju. Ściągając materiał z ramion starał się cisnąć go w kierunku nadbiegających zbirów i w ten sposób zyskać sobie kilka chwil na sięgnięcie po jedną z wystających ze ścian pochodni. Zawsze była to jakaś broń.

-W nogi do burdelu!- krzyknął jeszcze unosząc nad głową osmalony drąg. Nie zamierzał długo walczyć. Chciał tylko dać swoim towarzyszom kilka chwil na dobiegnięcie do „Domu Łabędzi”, nim sam nie ruszy w tę samą stronę.
 
sickboi jest offline