Teraz, strażnicy przy bramie nie robili większych problemów, niż było to potrzebne. Jedynie poprosili o zdanie broni do depozytu, oraz dokładnie przeszukali Fieldsa w poszukiwaniu zakazanych wyrobów. Ale nie znajdując nic co by musieli zarekwirować, przepuścili młodego mężczyznę przez bramę. Od razu po prawej od bramy w oczy rzucił się Fieldsowi bar „Tap House”, był o wiele ładniejsze z zewnątrz niż mordownia na podmurzu. Zauważył też kilka budynków. Dwa z nich to musiało być coś w rodzaju sklepów. „Ammenities Office A” oraz „Ammenities Office B”. Tak nazywały się te obiekty. Obok nich coś w rodzaju warsztatu oraz na końcu uliczki kolejny „Ammenities Office”.
Z daleka słyszałeś jakiegoś krzyczącego mężczyznę, z ciekawości udałeś się w tamtą stronę. Był to wyróżniający się z tłumu mężczyzna z ciemno-zielonej marynarce. Próbował zaczepić mijających go ludzi w uniformach z krypty, różniących się tym od twojego że na plecach nie miały żadnego numeru. Kiedy odpowiednio się zbliżyłeś, mogłeś usłyszeć cóż też krzyczy ten koleś.
- Nadszedł czas, aby usłyszeć lament naszego rodu poza tymi murami i niech ich! Mamy więcej niż wystarczająco, aby karmić i dać schronienie naszym braciom... Nie musimy być bogaci, gdy tak WIELE osób jest ubogich.
Jak na ironię budynek przed którym krzyczał był to Centrum Poprawcze, a z otwartych drzwi przyglądał się temu wszystkiemu czarnoskóry mężczyzna, w pięknej, stalowej zbroi. Ewidentnie nie podobało mu się to, co głosił mężczyzna na placu, lecz wyglądał na ważną osobę.
Po prawej od Centrum Poprawczego, znajdowała się wielka dziura w zboczu, z pewnością prowadząca do krypty. Przed nią stało dwóch uzbrojonych po zęby mężczyzn, gotowych zabić nieupoważnionych ludzi.
W górę ulicy widać było już ratusz, budynek największy ze wszystkich. Tu i ówdzie powiewały flagi z herbem miasta, przedstawiającym dwie literki „VC”, od nazwy miasta. Mimo pory dnia, na ulicach nie było tłoczno. Miejscowi przypatrywali Ci się z zainteresowaniem, lecz żadne nie odważyło się podejść do nieznajomego. „Służący” za to spuszczali głowy i zajmowali się swoimi obowiązkami.
Spotkanie z Pierwszym Obywatelem czekało.