Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2017, 23:51   #20
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wyruszyli. Gabriela samotnie. A Carmen wraz ze swym mężem. Podróżowała wraz z nim przez uliczki Kairu chłonąc atmosferę miasta.


Mieli jeszcze trochę czasu przed spotkaniem z sir Goodwinem. Owszem. Niby mogli się udać tam od razu, lecz… jeśli byli śledzeni to takie zainteresowanie sir Wiliamem byłoby zauważone. Więc dla zachowania pozorów, wpierw odwiedzali zabytki starożytności znajdujące się w mieście. Podczas tego zwiedzania urokliwych miejsc w Kairze Orłow obejmował, macał pośladki przez spódnicę, całował czasem szyję, policzki i ucho brytyjskiej agentki. Ale to jedyne “skandaliczne” zachowania na jakie sobie pozwalał wobec swej rozrywkowej “żony”. Niemniej jego rozpalone spojrzenie wiele mówiło pannie Stone na temat pragnień jej męża i tego, że z pewnością zechce je zrealizować, gdy tylko nadarzy się okazja. Bądź co bądź był gorącokrwistym kochankiem, o czym nie raz się Carmen przekonała. Na razie jednak ograniczał się do pieszczot. I przytulania… Podczas tych godzin beztroskiej wędrówki od zabytku do zabytku, “Victoria” rzeczywiście czuła się jak żona uwielbiana przez pozbawionego pruderii męża. Maski jakie założyli na poczet tej misji wydawały się tak realne. Ale rzeczywistość szybko przypomniała o sobie, gdy jej mąż zakupił dzisiejsze wydanie lokalnej gazety.


Tajemnicza śmierć tureckiego dostojnika z rąk nieznanych sprawców za bardzo przypominała to co zdarzyło się w Paryżu. I najwyraźniej cała sprawa z rozpadającymi się w pył zabójcami była związana z Egiptem. A także z tym co wiedzieli Turcy. Musiało to być coś albo kłopotliwego, albo kompromitującego dla sułtana, albo bardzo ważnego. Albo wszystko na raz. To że nie próbowali rozwiązać problemu wspólnie z sojusznikami ( a musieli wszak wiedzieć, że Wszechimperium wydarzeń z Paryża nie zignoruje) było niepokojące. Jaki to sekret zmusił ich do aż takiej tajemnicy? Jakiż to błąd próbowali naprawić samotnie? Bo niewątpliwie sułtanat dobrze wiedział co tu się działo. I najwyraźniej tylko oni.
Sama gazeta nie dawała wielu informacji, ale też pewnie i prowadzący śledztwo wiedzieli niewiele więcej od samych reporterów śledczych. Carmen zdawała sobie sprawę, że zabójcy pewnie zniknęli bez śladu, a Turcy wykorzystają immunitet, by unikać przesłuchania swych ludzi. Ten trop był martwy dla agentki brytyjskiej. Nie było więc sensu ujawniać Turkom swego zaangażowania w tą sprawą.


Sir Wiliam Goodwin oficjalnie utrzymywał się ze swoich ziem w Anglii i z gry na giełdzie, oraz posiadania akcji kilku firm. Nieoficjalnie robił też inne interesy oparte na dżentelmeńskich umowach. No i grał w karty… fatalnie ponoć.
Jego budynek od strony fasady wyglądał imponująco, ale bystre oko Carmen dostrzegło brud w kątach i pajęczyny. Ktoś tu oszczędzał na sprzątaczkach. Sądząc po skrzypiących schodach i tynku odłażącym od ścian tu i tam, ktoś tu oszczędzał także na remontach. Niemniej nie była to kwestia istotna dla państwa Sant Pierre. W końcu boszli po schodach na drugie piętro,do korytarza z biurem Goodwina. Nie miał on sekretarki, choć było małe biureczko przed pokojem w którym ponoć urzędował.
Huk! Coś uderzyło o ścianę mocno w biurze Goodwina. Jakby ciało ludzkie ciśnięte z dużą siłą.
Zanim jednak Victoria i jej mąż zdążyli zareagować, usłyszeli głośno wypowiadane słowa.
- Ty chciwy bezmyślny idioto! Wszystko było idealnie, ale ty musiałeś dać się skusić!-
- Przepraszam. Nie przypuszczałem. Wyglądał jak ozdoba na szyję, a przecież błyskotki mogłem sprzedawać. - jęknął głośno inny głos z silnym brytyjskim akcentem. Goodwin?
- Jack... Przypomnij mu.- odparł głos. Potem oboje usłyszeli uderzenie i jęk.
- Pamiętasz umowę? Pamiętasz? Wyryj ją sobie na czole ty szlachecki gnoju, bo następnym razem ja to zrobię. Jaka była umowa? No jaka?!-
- Najpierw każde znalezisko musi być weryfikowane przez specjalistów waszego szefa…- Goodwin nie zdążył powiedzieć nazwiska, bo oboje usłyszeli głośne uderzenie i jęk.
- Właśnie. Właśnie… a co ty zrobiłeś, pazerna świnio? Wysłałeś kolejną partię nie dając ludziom szefa przyjrzeć się znaleziskom. Naszyjnik ze wskazówkami zaginął. I nawet nie da się go odkupić.- ów głos perorował przy kolejnych uderzeniach pięści. A rozmowa stawała się zbyt interesująca, by ją przerywać nagłym wtargnięciem.
- Mój szef dużo płaci tobie, byś ty opłacał wykopaliska w jego imieniu i jeszcze daje ci dość, by mógł wydawać na swe uciechy, gnoju. Mój szef wiele zainwestował w te wykopaliska, a ty jednym głupim ruchem przekreśliłeś jego plany. Teraz módl się do Boga, by naszyjnik nie był jedynym wartym uwagi skarbem na tym stanowisku, bo szef będzie rozczarowany. A jak szef będzie rozczarowany, to ja będę smutny, a jak ja jestem smutny… to Jack ma ochotę komuś przywalić. Zrozumiałeś to sir Wiliamie?
Odpowiedział mu głuchy jęk.
- Dobra. Oby to był ostatni raz. Bo następnym razem…- nie dokończył. Ale nie musiał chyba. Obaj mężczyźni nagle wyszli z biura Goodwina i byli zaskoczeni tym, że korytarzu jest Victoria i Pierre.


Skłonili się im w milczeniu i ruszyli dalej. Wyglądali na Irlandczyków.Jeden z nich był wąsatym chudym i wysokim jak słup rudzielcem. Drugi zaś był krępym i niskmi brodacz, ale nie tłuściutkim. Obaj wyglądali na typowych facetów od mokrej acz nie wymagającej finezji roboty. Obaj mieli przy sobie broń palną i starali się ukryć ten fakt.
Tylko który z nich był ten myślący, a który był Jackiem?
Skinęli grzecznie głowami i wyminęli, a zanim Victoria z Pierrem zdołali zareagować, zza drzwi wychyliła się kolejna osoba.


Mężczyzny o zbolałej minie i arystokratycznych rysach. Niewątpliwie był to sir Wiliam Goodwin, który chciał sprawdzić, czy oprawcy wysłani przez swego szefa na pewno opuszczają jego budynek.
- Ach… witam. Bo zakładam, że państwo przyszli do mnie? Choć nie wiem w jakim celu. Czy my się znamy? - zapytał zaskoczony widokiem Carmen i Orłowa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline