Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2017, 14:24   #1
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Mass Effect: Akrecja [18+]



Wezwanie napłynęło niespodziewanie. Żołnierz Przymierza zapukał do jej drzwi po czym bezceremonialnie wszedł do środka, gdzie stanął wyprężony jak struna z dłonią przy czole.

- Dowództwo pilnie wzywa Panią do Centrum Dowodzenia - ogłosił, lecz niczego więcej nie zdradził. Najprawdopodobniej niczego więcej nie wiedział, lecz Aycilla domyślała się.

Jakiś czas temu komandor Joachim Hardlandt postanowił pozbyć się swojego pierwszego oficera, jakim była Sheen. Stary mors złożył wniosek o przydzielenie jej dowództwa nad okrętem, choć prawdopodobieństwo przychylenia się do owego było niewielkie.
Na obecną chwilę każda para rąk potrzebna była do odbudowy zniszczonej infrastruktury południowoafrykańskiej, a potem w pozostałych koloniach Przymierza. Dlatego dowództwo niechętnie pozbywało się własnych pracowników, a z tym wiązało się przeniesienie Aycilli na nowa jednostkę.

Idąc korytarzem wychodzącym na panoramę metropolii, przeciskała się między umundurowanymi pracownikami bazy jednostek Przymierza zmierzającymi w różnych kierunkach.

Wiedziała, że to nie ona jest problemem. W końcu niewielu żołnierzy może poszczycić się symbolem N4 na piersi oraz służbą na SSV Raptor SR-4 pod komandorem Hartlandtem.

- Sheen! - usłyszała za sobą.


Z prostopadłego korytarza wychodził właśnie starszy mężczyzna. Ściągnięte na pobrużdżonej twarzy brwi posiadały więcej włosów niż łysa czaszka. Nie wspominając o gęstych wąsach.
Białą koszulę ściągnął pod szyją krawatem, zaś na wszystko narzucił marynarkę barwy capuccino.

- No co? Nie zdążyłem się przebrać - burknął niepocieszony Hartlandt.

- Wzywają ja do pożaru. Ostatni raz ściągał mnie tak Kowalski, kiedy jeszcze latałem na jego krążowniku. To były czasy. Ruszało się na Żniwiarzy, wszyscy szczali pod siebie, ale w gotowości bojowej, a ten skurwiel stał na mostku, patrzył przez okno i...

"... popijając whisky mówił, że to dobry dzień na spuszczenie srogiego wpierdolu. I jakoś raźniej leciało się na śmierć."

Nie musiała słuchać komandora, by wiedzieć co powie. Prawie zawsze kończył opowieść na tej scenie, jakby wyryła mu się w pamięci. Niemniej zawsze słuchało się go z ciekawością. Istnieją ludzie, których nie chce się wysłuchać nawet raz, a są też tacy, którzy opowiadają jedną historię i nigdy się nie nudzi. Do takich osób należał Hartlandt. Snucie opowieści było jego darem. Ten facet nie musiał koloryzować. Wystarczy, że zaczął mówić.

Aycilla wiedziała, że jak już odejdzie na emeryturę, jego wnuki będą słuchać o przygodach dziadka Joachima z wypiekami na buźkach. Z całą pewnością nie raz usłyszą jak opowiada o czasach, gdy na pancerniku Protector, jako pierwszy oficer pod kontradmirałem Kowalskim leciał na spotkanie nieprzyjaciela.

- To był twardy skurwiel. Niech mu ziemia lekką będzie - pokręcił głową, jakby całkiem zapominając o tym, że szedł na rozmowę z dowództwem bez munduru.

Wielu uważało Hartlandta za sztywnego, twardego służbistę, u którego zawsze musi wszystko być po jego myśli. Może rzeczywiście trochę prawdy w tym było, lecz przy bliższym poznaniu ukazywał się wujek Joachim o nieco zbyt miękkim sercu. Może trochę za bardzo bezpośredni i szorstki, ale za swoją załogę dałby się pokroić.
Dobry facet z poczuciem obowiązku.

- Co się tak gapisz? Ubrudziłem się? - zapytał na profilaktycznie ocierając usta i wąsy, a następnie, widząc zbliżający się cel wędrówki, uśmiechnął się lisio.

- Teraz patrz jak załatwię tych starych capów. Twoja rola to być profesjonalną, a moja to mówić w imieniu podwładnych - rzucił grożąc jej palcem jak własnemu dziecku.
Rozciągnął mięśnie karku, przekrzywiając głowę, jakby za chwilę wychodził na ring bokserski, a nie spotkanie z przełożonymi.

- Komandorze Hartlandt, porucznik Sheen, dowództwo oczekuje - zasalutował adiutant stojący przy wejściu, zaś dwuskrzydłowe drzwi rozsunęły się na boki ukazując pokaźne, dwupoziomowe pomieszczenie z wielkim hologramem Ziemi na środku. Większość rejonów na niej zaznaczonych miała neutralny, błękitny kolor. Tylko niektóre oznaczone były kolorem czerwonym.

Przy stołach operacyjnych umieszczonych pod ścianami, najbliżej wejścia krzątali się mundurowi, co chwila wymieniając między sobą różne uwagi. Nieco dalej po prawej stronie znajdowała się serwerownia przymierza zarządzana z pomieszczenia znajdującego się dokładnie nad nią. Aycilla przez pokaźne okna widziała siedzące postacie informatyków. Jednego znała. Peter Dunlop siedział profilem do niej, zwieszając orli nos nad notatkami.

Naprzeciw wejścia, pod przeszkloną ścianą z widokiem na metropolię znajdował się kolejny hologram. Trzech admirałów zza swoich katedr spoglądało na dwójkę podwładnych. Jeden skrzywił się widocznie na widok Hartlandta.

- Przejdźmy od razu do rzeczy - zaproponował jeden z nich, zaś pozostali skinęli głowami.

- Nie jesteśmy jednogłośni. Admirał Peterson jest skłonny przychylić się do Pańskiego wniosku, komandorze, admirał Brown jest przeciwny... - kontynuował mężczyzna znajdujący się na środku.

- A pan, admirale Stone? - nie wytrzymał Joachim. Twarz Petersona wykrzywiła się drugi raz.
Nie było żadną tajemnicą, że jej zwierzchnik powinien siedzieć cicho, lecz w kontaktach międzyludzkich rzadko ją wykazywał.

- A ja, komandorze Hartlandt... - podkreślił wyraźnie stopień dowódcy Raptora.

- ... zgadzam się z argumentami obu stron. Zbyt długo siedzieliśmy we własnych gniazdach i nadchodzi czas, by ponownie lecieć ku gwiazdom. Ale...

- Nie oddam ani jednego człowieka. Są priorytety, Hartlandt, a należy do nich odbudowa tego, co zostało zniszczone. Jeśli nawet Peterson oddałby jej okręt, to będzie musiała nim latać sama, bo ode mnie nie dostanie nawet sprzątaczki - przerwał stanowczo Brown i założył ręce na szerokiej klatce piersiowej dając znać, że nie przyjmie żadnej dyskusji.

- ... ale odbudowa siedzib jest naszym priorytetem. Dlatego przychylam się do strony admirała Browna... - ciągnął niezrażony, lecz ponownie przerwał mu Hartlandt.

- Z całym szacunkiem, admirale Brown, bez łaski. Wystarczy okręt i błogosławieństwo. Sheen sama poradzi sobie z doborem odpowiedniej załogi.

Wyglądało na to, iż wspomniany chciał coś powiedzieć, lecz to Stone pierwszy zabrał głos:
- Komandorze, stopień porucznika nie uprawnia do rekrutacji.

- Czytali panowie moją rekomendację? - zapytał przełożony Aycilli, zaś ona wiedziała już, że w stosunku do Petersona i Browna uwaga była słuszna, gdyż wymienili ukradkowe spojrzenia. Jedynie Stone siedział wyprostowany patrząc wprost na dowodzącego Raptorem. Pokiwał głową, dając znać, by Hartlandt kontynuował.

- Przypomnę zatem raport z Artemis Tau. W systemie Knossos zeszliśmy na Zakros dwoma oddziałami w celu zbadania batariańskiej działalności przemytniczej. Jednym dowodził sierżant Rogers, zaś drugim ja. Na Raptorze została porucznik Sheen. Zamiast tego trafiliśmy na oddział batarian i vorche. Rogers miał osłaniać nasz odwrót do Kodiaka. Kiedy do niego dotarliśmy, okazało się, że możemy go, za przeproszeniem, o kant dupy potłuc, bo został uszkodzony, a piloci zabici. Na moje oko położyli ich snajperzy i do roboty wkroczyli technicy. Wdzięczny jestem za awans Rogersa do stopnia porucznika, ale to zręczny manewr Sheen umożliwił nam opuszczenie Zakrosu. Zaznaczam, że tam nie można lądować statkami. Pokrywa jest zbyt krucha. Mogę też przypomnieć inne układ Gemini Sigma, system Han, gdzie na Paravinie dowodziła pięcioosobową grupą, ... - komandor dopiero nabrał powietrza, jakby zaczynał wyliczać, lecz Stone podniósł dłoń zatrzymując tyradę.

Admirał nie patrzył już na stojącą przed nim dwójkę. Zamiast tego przeglądał jakieś dokumenty. Aycilla dałaby własną głowę, iż wertował jej rekomendację.

- Widzę do czego pan zmierza, komandorze.

- To żadna tajemnica. Pytanie czy wierzy pan staremu krogulcowi, admirale - wzruszył ramionami Hartlandt.
Postawił tym samym pytanie, czy ktokolwiek wątpi w jego kompetencje, co admirałowie najwyraźniej również zauważyli, gdyż popatrzyli po sobie. Brown z siedział z zaciśniętymi ustami, Peterson wzruszył ramionami, a Stone skinął głową w zamyśleniu.

- Kapitan Sheen, dostanie pani dokumentacje techniczne trzech jednostek. Gdy będzie pani gotowa, proszę zameldować o wyborze. Jak zamierza pani rozwiązać problem załogi? - zapytał Peterson, zaś Brown wciąż siedział niewzruszenie.

- To już nie moja sprawa, ale jeszcze ten jeden raz mogę się wtrącić. Mój nieodpowiedni strój wiąże się z migającymi diodami na datapadach panów admirałów. Żeby zaoszczędzić panom czasu, jest to mój wniosek urlopowy, zatem załoga Raptora byłaby do dyspozycji kapitan Sheen, więc bez pośpiechu mogłaby przeprowadzić rekrutację. Oczywiście jeśli zdecyduje się skorzystać z pomocy - ponownie wtrącił się Hartlandt.

- Kapitan Sheen? - Stone zwrócił się do Aycilli.

W ten sposób zniknęła tarcza ochronna starego komandora. Była teraz tylko ona i admirałowie, jej bezpośredni przełożeni.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline