Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2017, 15:29   #7
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://o.aolcdn.com/dims-global/dims3/GLOB/legacy_thumbnail/750x422/quality/95/http://www.blogcdn.com/slideshows/images/slides/126/448/8/S1264488/slug/l/land-rover-defender-10-1.jpg[/MEDIA]

- You give love a bad name! - zawtórowała Bon Joviemu, kiedy mknęła szosą swoim Land Roverem, bębniąc dłońmi o kierownicę w rytm wygrywanych na gitarze dźwięków.
Co jakiś czas, kiedy samochód zbliżał się do skrzyżowania, spoglądała na rozłożoną na siedzeniu obok mapę, na której dokładnie zaznaczyła sobie trasę, którą miała przebyć.
- Pine Springs - mruknęła, kiedy w końcu dostrzegła tę nazwę na drogowskazach. - Większego zadupia nie mógł sobie wybrać.

~ * ~

Minęło kilka dni, odkąd Gwen odsłuchała wiadomość nagraną na automatycznej sekretarce. Była wtedy w swoim mieszkaniu w Seattle, prawie dwa tysiące mil od Pine Springs w Minnesocie. Wróciła niedawno z Kuwejtu, gdzie kręciła odcinek swojego kasowego programu telewizyjnego “Shooting Truth” na temat tamtejszego konfliktu zbrojnego.
Spodziewała się, że jej sekretarka będzie przepełniona wiadomościami - czy to od zatroskanych rodziców, czy od któregoś z rodzeństwa lub nawet przyjaciół. Nie przewidywała jednak, że usłyszy tak dobrze jej znany, choć już od wielu lat nie słyszany głos.
- Cześć, Gwen - rozległ się niski, męski głos, kiedy skończyła odsłuchiwać wiadomość od swojej siostry.
Niemal natychmiast zatrzymała się w pół kroku z kubkiem gorącego kakao w dłoni. Spojrzała przez ramię w stronę aparatu telefonicznego, wsłuchując się w głos Roberta Woodwarda, a ciarki przeszły przez jej ciało. W jednej sekundzie przez głowę przemknęły jej miliony wspomnień, jakby ktoś nagle podniósł tamę i uwolnił szalony nurt rzeki, zalewając wszystko wokół.
- Wiem, że nie rozmawialiśmy ze sobą odkąd… - urwał na moment. Widocznie dla niego wspomnienie tamtego dnia nadal było bolesne.
Gwen wiele razy zastanawiała się czy postąpiła wtedy właściwie i jak wyglądałoby jej życie teraz, gdyby podjęła inną decyzję. Usiadła na białej kanapie, ściągając z głowy ręcznik i uwalniając kaskadę mokrych blond włosów, które opadły jej na ramiona i plecy. Przenikliwe spojrzenie jej niebieskich oczu wciąż utkwione było na telefonie.
- Widziałem, że odniosłaś sukces. Gratuluję! Naprawdę. Osiągnęłaś to, o czym marzyłaś, a czego ja ci dać nie mogłem… - ponownie urwał. Znowu wkraczał na grząski grunt. Gwen cicho westchnęła.
Po tym jak jej program okazał się kasowym hitem już po wyemitowaniu pierwszego odcinka, często myślała o tym, by odnowić kontakt z Robertem, jednak nigdy nie znajdowała na to wystarczająco odwagi, a później sprawy się jeszcze bardziej skomplikowały i było już za późno.
- W każdym razie chciałem cię o coś prosić. Wiem, że po tylu latach to może być nie na miejscu, ale sprawa wydaje mi się być na tyle poważna, że potrzebuję twojej pomocy.
Gwen nie wiedziała dlaczego, ale zaraz po wysłuchaniu całego nagrania, zaczęła się pakować do wyjazdu. Może obudziły się w niej dawno uśpione uczucia, może czysta chęć pomocy bliskiej jej sercu osobie albo też wrodzona ciekawość i żądza poznania prawdy.

~ * ~

- Dwanaście mil stąd?! - niemalże wykrzyczała, kiedy zapytała jakiegoś miejscowego o Goodrest Inn.
- Tak, tak. W tamtą stronę. Skręci pani na skrzyżowaniu w prawo, potem na następnym w lewo i prosto. Jak minie pani takie niewielkie wzgórze, to potem cały czas szosą i pani dotrze. W ogóle wygląda pani znajomo. Zaraz, zaraz… - Mężczyzna, którego pytała o drogę, około czterdziestki, łysiejący i z piwnym brzuszkiem, zaczął się nad czymś zastanawiać, przyglądając się badawczo Gwen.
- Gwendoline Marrows! - krzyknął tak niespodziewanie, że Gwen aż wzdrygnęła się. Uśmiechnęła się jednak do niego życzliwie. - “Shooting Truth”! Jest pani niesamowita! Tyle pani przeżyła! Z żoną jesteśmy stałymi widzami.
Gwen więc spędziła jeszcze kwadrans na rozmowie z nieznajomym fanem z Pine Springs, zanim zdołała się uwolnić i odjechać we wskazanym przez niego kierunku.
Przywykła jednak do tego, że była osobą rozpoznawalną. Początki oczywiście były trudne, bo popularność zyskała nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Z biegiem czasu jednak udało jej się oswoić z tym, że ludzie zaczepiali ją na ulicy, niezależnie od tego gdzie się znajdowała. Nie dziwiło ją nawet to, że i w Europie była znaną osobą, bo nawet tam trafił jej program.

- No nieźle… - skomentowała, kiedy nachylała się nad kierownicą, by przyjrzeć się dwóm gargulcom witającym ją podczas przejazdu przez bramę wjazdową.
Zatrzymała swój samochód na podjeździe i wyłączyła silnik. Radio umilkło, przerywając w połowie hit zespołu Queen, a ona sama odpięła pasy i rozejrzała się dookoła.
Ponury budynek hotelu Goodrest Inn wcale nie zachęcał do tego, by wysiąść i zajrzeć do środka, a kiepska pogoda tym bardziej nie napawała optymizmem. Gwen przez chwilę zastanawiała się czy dobrze trafiła, jednak szyld mówił jednoznacznie, że było to właśnie to miejsce, którego poszukiwała.
Spędziła kilka dni w podróży za kierownicą samochodu, więc nawet nie zamierzała dłużej zastanawiać się nad decyzjami życiowymi Roberta Woodwarda i jego inwestycją w ten okropny budynek rodem z tanich horrorów. Chwyciła więc swoją torbę, narzuciła na głowę kaptur i wyszła na zewnątrz. Z bagażnika zabrała jeszcze dwie ogromne walizki i zatargała je ze sobą do środka.

Wnętrze przywitało Gwen przyjemnym ciepłem i suchotą. Nie zdążyła przemoknąć do suchej nitki, jednak jej przeciwdeszczowa kurtka cała ociekała i kilka niesfornych kosmyków włosów, które nie chciały pozostać pod kapturem, zlepiło się od deszczu i teraz nieprzyjemnie przyklejały się do policzków.
Z cichym westchnięciem odstawiła swoje dwie potężne walizy i rozejrzała się po pomieszczeniu. W półmroku, za ladą recepcji, siedziała pulchna kobieta o widocznie farbowanych na rudo włosach i źle nałożonym makijażu. Gwen lekko zmarszczyła brwi przyglądając się grudkującemu się podkładowi, po czym podeszła do recepcji, zsuwając z głowy kaptur.
- Gwendoline Marrows - przedstawiła się. - Jestem gościem Roberta Woodwarda.
- Pan Woodward nadzoruje prace nad wstawieniem nowego zamku w tylnych drzwiach. W nocy był straszny wiatr i musiał tak dmuchnąć, że wyrwał klamkę z zamkiem z drzwi. To nie powinno potrwać długo. Szef prosił, żeby się rozgościć w salonie, lub przy barku - odpowiedziała farbowana recepcjonistka, jakby była to wyuczona specjalnie na tę okazję formułka.
Gwen przyjęła te słowa bez większego zainteresowania. Nie chciała wdawać się w dłuższą rozmowę z recepcjonistką, bo zaczęła odczuwać ogromne zmęczenie po podróży i z chęcią zamierzała się rozgościć w salonie. Zatargała więc ze sobą swoje bagaże i rozsiadła się wygodnie na kanapie. Tam otworzyła jedną z walizek i wyciągnęła z niej kamerę i sprzęt do nagrywania, po czym zaczęła im się bacznie przyglądać czy czasem nie ucierpiały w podróży.
Po jakimś czasie do salonu wszedł mężczyzna. Pierwsza myśl, jaka przeszła przez głowę Gwen, to oczywiście, że był to Robert. Jednak z lekkim zaskoczeniem musiała stwierdzić, że był to zupełnie ktoś inny. Nie znała go, ale łatwo udało jej się ocenić, że musiał pochodzić z tutejszych okolic. “Cóż, jeśli takich tu mają facetów, to chyba muszę się zastanowić nad częstszymi wizytami” pomyślała, mierząc nieznajomego od stóp do głowy.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi na skinienie głowy, po czym widząc, że nie kwapił się do rozmowy, sama wróciła do swojej kamery.
- Gin z tonikiem - powiedziała, gdy ten zaproponował coś do picia. Gwen zaczęła się wtedy zastanawiać kim właściwie był ten mężczyzna i co tam robił. No i oczywiście gdzie, do cholery, był Robert i ile miała na niego czekać?
Na pierwsze dwa pytania szybko uzyskała odpowiedź. Była dziennikarką, więc doskonale potrafiła dochodzić do różnych wniosków z podsłuchanych rozmów. Kiedy do salonu weszła kobieta o imieniu Emma (jak zwracał się do niej mężczyzna od drinków), okazało się, że i oni musieli zostać zaproszeni przez Roberta do hotelu ze względu na jego tajemnicze problemy. Musieli więc być jego przyjaciółmi.

- Rozumiem, że wszyscy zostaliśmy zaproszeni tutaj przez nieobecnego Roberta? - zagadnęła, mając dość niezręcznej ciszy i ciekawskich spojrzeń, kiedy przybyło jeszcze dwoje innych gości. - Gwendoline Marrows - przedstawiła się, choć spodziewała się, że nie będzie to wcale potrzebne.
Gwen niewiele różniła się od osoby, którą mogli znać z telewizji, wywiadów czy nawet okładek czasopism. Była całkiem atrakcyjną, szczupłą blondynką o niebieskich oczach. Ubrana w spodnie z ciemnego jeansu, czarne sportowe buty i białą bluzkę, na którą narzucona była ciemnozielona przeciwdeszczowa kurtka. Oczy miała lekko podkreślone nienagannym makijażem, a usta muśnięte matową szminką.
Wtedy też do salonu wtargnął mężczyzna o obłąkanym spojrzeniu. Gwen przyjrzała mu się badawczo, kompletnie ignorując jego bezczelną reakcję na ich widok. Miała już wiele do czynienia z różnymi osobami, również z tak zwanymi psycholami, lecz ten miał w sobie coś dziwnego i niepokojącego.
- Dobra, mam już dość tego czekania - stwierdziła. - Idę poszukać Roberta - oznajmiła, pakując kamerę i cały wcześniej wyciągnięty sprzęt z powrotem do walizki, po czym, zostawiając bagaże w salonie, ruszyła na poszukiwania.
Wcześniej jednak zamierzała zapytać recepcjonistkę o tajemniczego jegomościa, który pognał na piętro hotelu.
 
Pan Elf jest offline