Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2017, 21:50   #5
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Fatalne zauroczenie

Łuski Amiry się wygładziły i po chwili znów wyglądała normalnie, zaś jej uśmiech wydawał się jeszcze bardziej ciepły na brudnej twarzy. Odwróciła się do behtu, nie zwracając uwagi na ból poparzonych ramion.

- Bogowie nie sprzyjali ci dzisiaj mój przyjacielu - powiedziała głębokim głosem opierając rękę na jego ramieniu - stanąć pomiędzy własnymi ludźmi a przyjaciółmi to musiało być dla ciebie trudne - dodała przesuwając się delikatnie w kierunku w którym uciekli pozostali małpole, mając nadzieję, że ich przyjaciel odwrócony tyłem do pojmanych nie zauważy, jak powoli będzie z nich uchodziło życie…

Zauroczony magią mandryl podrapał się po głowie i popatrzył na Amirę głupim, przyjaznym spojrzeniem.

- Duże jest twoje plemię? Ilu macie wojowników? - zapytała Amira powoli i wyraźnie uświadamiając sobie, że prowadzi konwersacje z przygłupem.

- Z dwa tuziny wojowników będą, z rodzinami prawie sześć.

Mawashii przystąpił do ponurej czynności zbierania przydatnych fantów z ciał poległych. Nie było w tym za grosz godności, ale musieli zwiększyć swoje szanse jak tylko mogli. Tym bardziej, że to, co przychodziło mnichowi na myśl na widok napotkanej rasy, było przerażające…

- Gdzie Minerva i Rashad? - zapytał, będąc świadomy co może ich czekać - Elcadio, pomóż mi związać jeńców.

- Nie wrócili jeszcze z łowów, niech Mitra ma ich w opiece jeśli natknęli się na te stworzenia… - odpowiedziała Elcadia z troską w głosie, jęknęła cicho na słowa mnicha, dźwięk słowa jeniec, niewolnik czy jakikolwiek inny synonim tych słów wzbudzał w kapłance obrzydzenie. Wiedziała jednak, że małpoludy które mają związać są groźne i dla bezpieczeństwa grupy musi pomóc Mawashiemu. - Dobrze - pokiwała potakująco głową - Podaj mi linę.

- Sprawdzę co z naszymi myśliwymi. Jak tylko zobaczyłem te stworzenia, wysłałem moją sowę aby ich ostrzegła. Powinna gdzieś krążyć nad nimi - Orryn przysłonił ręką oczy, osłaniając je od palącego słońca - hmmm - chwilę pomruczał, odsyłając chowanca do kieszeni międzywymiarowej po czym kazał mu zmaterializować się na jego ramieniu - No, jesteś - Orryn zaczął wypytywać sowę telepatycznie, czy widziała gdzie znajdują się łowcy i co im się przytrafiło.

Magiczny chowaniec potwierdził najbardziej ponure przypuszczenia awanturników. Rashad i Minerva trafili do niewoli ludożernych behtu. Zostaną zabrani tam, gdzie szaleństwem byłoby się zapuszczać - w najciemniejsze ostępy Czerwonej Dżungli, do podziemnych sal i czarnych korytarzy jednej z wielu świątyń wzniesionych ku chwale Mechuitiego...

Gnom natychmiast wysłał swojego chowańca wysoko w górę, każąc mu krążyć dokoła w zasięgu mocy telepatycznych czarodzieja. Co kilka chwil Orryn przystawał, co jakiś czas sprawdzając wzrokiem czarodziejskiej sowy czy jakiś wróg nie próbuje ich podejść. Pilnował jednak zaczarowanego behtu, patrząc na wysiłki Amiry.

Gdy Mawashii z Elcadią zakończyli wiązanie ogłuszonych i zahipnotyzowanych behtu, mnich skinął głową w kierunku zauroczonego małpola:

- Wygląda na to, że sobie z nim nie radzą, pomóż im. Przypilnuj, żeby nie zrobili mu krzywdy, bo mogą przerwać urok.

Mawashii zawołał także druida:

- Anlafie, mogę prosić na chwilę? - następnie upewniając się, że Elcadia jest zbyt zajęta zauroczonym jeńcem, dodał dużo ciszej. - Wiesz kim oni są? Zakładam, że słyszałeś opowieści o kulcie Krwawiącej Czaszki. Zapewne się też domyślasz, jak bardzo problematycznym będzie dla nas zabrać ich ze sobą, tym bardziej, iż wątpię, by był z nich jakiś pożytek dla nas. A wypuścić ich nie możemy… - powiedział ponuro, dobywając miecz.

Elcadia podeszła do Amiry przesłuchującej małpola - Powiedział coś ciekawego? - spytała kobietę.

Amira otarła pot z czoła, zmordowana tą rozmową z małpolem.

Aasimarka westchnęła ciężko - Ach… czyli to chyba znaczy, że nic ciekawego… - spojrzała zrezygnowanym wzrokiem na twarz towarzyszki. - Widać, że jesteś wykończona, może ja spróbuję z nim porozmawiać? Ty chwilę sobie odpocznij. - uśmiechnęła się ciepło do Amiry, po czym spojrzała na zahipnotyzowanego Bethu - Witaj, nazywam się Elcadia - uśmiechnęła się do małpola - obiecuję, że nie pozwolę by stała Ci się krzywda, ale musisz odpowiedzieć mi na parę pytań, zgoda? - powiedziała powoli, tonem takim jakby mówiła do dziecka lub kogoś niezbyt mądrego, tak aby zrozumiał.

behtu kiwnął głową.

- Śmiało.


- Gdzie trzymacie jeńców, jak daleko to jest, jak tam trafić co z nimi robicie?

- Żyjemy w miejscu, które płonące krasnale nazywały kuźnią, tylko nie pamiętam jaką. Wierną, wietrzną, wieczną, coś w ten deseń, moja przyjaciółko - odpowiedział na pierwsze pytanie.

- Jak tam trafić? - Amira się niecierpliwiła, pomimo że starała się zachować spokój czuła jak ogień zaczyna jej krążyć tuż pod skórą.

Przewrócił oczami i pokazał palcem w głąb wynaturzonej, czerwonej dżungli, wyrastającej - co było nieprawdopodobne - spomiędzy obsydianowych i bazaltowych płyt, jakie tworzyły niekończące się pustkowia tego poziomu egzystencji. Wzruszył ramionami i skwitował:

- Łatwiej zaprowadzić niż powiedzieć.


- Jaką drogą wracają patrole? Czy da się ich gdzieś spotkać po drodze?

- Jaką drogą, jaką... Jaką im się zamarzy? Chyba tylko małpy trzymane w klatkach spacerują w tą i z powrotem? - podrapał się ponownie po głowie. - Nigdy nie widziałem małpy w klatce.

- Co robicie z magicznymi więźniami?

- A to są więźniowie magiczni i niemagiczni? - wytrzeszczył gały. - W smaku się nie różnią, tak przypuszczam, tak...

Ta, - Odrzekł Anlaf do mnicha nie ukrywając grymasu na twarzy - banda kanibali którzy czczą jakiegoś małpiego demona tworzącego wynaturzenia. Nie ma co liczyć na jakiekolwiek pokojowe kontakty z nimi. Ale ten tutaj - kiwnął głową wskazując zauroczonego behtu - można by go wykorzystać, żeby odbić Rashada i Minervę.

Orryn miał wrażenie, że coś w czasie przesłuchania mu umknęło, zbliżył się więc do jeńca z własnym pytaniem.

- Kto wami dowodzi?-

- Herazibrax - odpowiedział krótko.

- Kim jest? Wojownikiem? Kapłanem...? Czarodziejem? - dopytywał Orryn.

- Smokiem. Taaaaaaaakim wielkim! - rozwarł ramiona najbardziej jak mógł, co przy jego niewielkiej posturze wyglądało komicznie. Tak nieprecyzyjny opis nie ułatwiał wam zadania, a jedynie zniechęcał do podjęcia misji ratunkowej.

- A tak w ogóle - przełknął ślinę i zmrużył niewielkie oczka - to dlaczego związaliście Kanka, Nara, Chela, Rulta i Tebsa?


- Dla ich bezpieczeństwa. - odparł niedbale druid - Zachorowali i mogą sobie zrobić przypadkiem krzywdę.

- To przykre! Znacie się może na chorobach? Jesteście w stanie im pomóc?

- I kto zabił te dwa bakhi? - wskazał na trupy wielkich jaszczurek. - Gdzie jest moja, gdzie jest Fregga?!


- Tygrysy. Wielkie i złe tygrysy. Zabiły jaszczurki - Orryn wskazał kierunek, w którym pobiegły.

- Biedna Fregga, złe tygrysy, bakhi można jeść? Szkoda, żeby to mięso się zmarnowało - Amira wskazała na jaszczurki.

W oku behtu pojawił się jakiś podejrzliwy błysk. Cofnął się o krok.

- Muszę odnaleźć Freggę! Pozwolicie, że opuszczę was na chwilę, prawda?

Nie czekając na odpowiedź, rzucił się do biegu.


- Stój! - krzyknęła Amira - jeśli tygrysy już jej nie zjadły, przyciągniemy tylko do niej uwagę, zostań tu, a będzie bezpieczniejsza.

Znikające plecy behtu odpowiedziały Amirze milczeniem. Mawashii westchnął, spoglądając na rozgorączkowanych drobnym niepowodzeniem awanturników. Małpolud uciekał nieporadnie, nawet dwa razy wolniej niż mnich był w stanie biec. Będzie to bułka z masłem, chyba że ma inny pomysł.

Orryn błyskawicznie nakazał sowie śledzenie uciekającego behtu. Na chwilę wszedł w skórę chowańca, aby zobaczyć, czy stwór nie wciąga ich w jakąś pułapkę. Oczy czarodzieja wywróciły się białkami - zmysłami był w ciele sowy, nie zauważył więc, że jego hipnotyzujące zaklęcie przestało działać. Związane behtu zaczęły się szamotać, a jeden z nich - wyjątkowo pomysłowy - instynktownie wpadł na pomysł przepalenia liny ognistym oddechem, nie przejmując się ewentualnymi poparzeniami, które były dla nich niewiele bardziej bolesne od poparzenia pokrzywą. Wszystkie trzy syknęły złowrogo i, zesztywniałe od krępującej liny, zerwały się niezdarnie do ucieczki, ale chyba przemyślanej, gdyż wymieniły się kilkoma słowami w swym małpim języku i usiłowały rozbiec we wszystkie strony. Co robicie?

Orryn momentalnie opuścił chowańca po czym przymrużył jedno oko i puścił w najbliższego behtu ognisty pocisk. Płomienie połaskotały futro małpoluda. Nie przestawał uciekać. Gnom zaklął pod nosem.

- Stop! - krzyknął Mawashii, zatrzymując co bardziej narwanych towarzyszy. - Wszystkich nie złapiemy, a rozdzielenie się grozi nam kolejnymi stratami - mnich zbliżał się pewnym krokiem w stronę leżącego, nieprzytomnego Behtu. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, ostrze miecza przecięło powietrze i zatopiło się w szyi małpy, oddzielając głowę od ciała. Mawashii otarł broń o truchło, nie okazując na twarzy żadnych emocji.

- Tamtego - wskazał ostrzem na weterana - zwiążemy i zakneblujemy. Elcadio, rzuć mi twoją linę. Nie możemy tu zostać, musimy zatrzeć nasze ślady. Orrynie, czy jesteś w stanie znów przywołać dysk, by przenieść jeńca?

Gnom kiwnął głową i zabrał się za przygotowanie do rytuału. - zniszczcie broń, której nie zabieramy. Jeśli tu wrócą, będą bezbronne w tej puszczy - powiedział gnom. Połamaliście w chwilę te krótkie łuki i włocznie, których nie postanowiliście zabierać.

Elcadia widząc jak mnich przeciągnął ostrzem po szyi nieprzytomnej małpy poczuła pewnego rodzaju wstręt, nie z powodu samego zabicia małpy, lecz z powodu zabicia jej kiedy była bezbronna. Wiedziała jednak, że gdyby wpadli w ręce tych stworzeń, to one na pewno nie potraktowały by ich lepiej. Zdała sobie sprawę, że w tym miejscu musi się do takich widoków przyzwyczaić. Wyciągnęła swoją linę i według polecenia mnicha podała mu ją. - Proszę - uśmiechnęła się ponuro. - Miejmy nadzieję, że tej nie spali.

Położyliście związanego małpoluda na dysk Tensera. Z nerwami napiętymi do ostatnich granic byliście gotowi. Gotowi do pogoni i desperackiej walki o życie Minervy i Rashada.

 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 07-03-2017 o 21:55.
Wisienki jest offline