Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2017, 23:44   #7
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Dziedzictwo Czerwonego Smoka

Obudziłeś się, jednak na wszelki wypadek nie dałeś tego po sobie poznać. Czułeś, że klęczałeś. Klęczałeś ze spętanymi rękoma i nogami. Na twoich ramionach zaciskały się niewielkie dłonie, pewnie dłonie behtu, przytrzymujące cię w tej pozycji. Smród siarki i dymu wypełnił twoje nozdrza. Przez zamknięte powieki widziałeś jasne światło, a na policzkach czułeś ciepło, żar niczym z kuźni, jakbyś wszedł do paszczy smoka. Miałeś włosy mokre od potu, jednak nie było nikogo, kto by je odgarnął z twojego czoła. Słyszałeś małpie gwarzenie, trzaskający ogień. Nie uważałeś się za przesadnie strachliwego, musiałeś jednak przyznać, że w sytuacji, w której się znalazłeś, nerwy zaczęły ci jakby puszczać. Czy to nie straszne być na łasce potworów w podziemiach pełnych trudnych do przewidzenia niebezpieczeństw, w krainie tak niegościnnej dla jakiegokolwiek śmiertelnika?

“Dość tego”, pomyślałeś. Otworzyłeś oczy i uniosłeś głowę z odwagą wojownika, jednak widok, jaki ujrzałeś, mógł zatrzymać serce niejednego bohatera. Nie było takiej pieśni ani opowieści, która mogłaby przygotować umysł na te doświadczenie. Wpatrywały się w ciebie ślepia lśniące żółcią. Źrenice płonęły niczym czerwone słońca. Omal się w nie zapatrzyłeś i nie zostałeś usidlony; bowiem człowiek nie powinien spoglądać w smocze źrenice. Umknąłeś wzrokiem przed lepkim spojrzeniem, w którym migotała złośliwa inteligencja. “Gdzie jest Minerva?”, zapytałeś się zaniepokojony.



Żółty dym wydobył się z sykiem z nozdrzy potwora, wędrując w dół podium i muskając twoje kolana: był to smoczy śmiech.

- Jest rzeczą bardzo zwyczajną, że koty bawią się myszami, zanim je zabiją - odezwał się potężny oschły głos, któremu zawtórował służalczy chichot behtu.

Szpic smoczego ogona, ostry jak miecz, ale pięciokrotnie od miecza dłuższy, wygiął się łukowato ku górze jak ogon skorpiona ponad pokrytym łuską niczym kolczugą grzbietem smoka. Zapanowała cisza.

- Rzeczą niezwyczajną zaś mysz z jedną, może dwoma kroplami krwi starożytnej Scratharessar - czerwonej smoczycy z fortecy Badabaskor - w morzu słabej mysiej krwi. Po co tu przybyłaś, moja mała myszko?


Rashad przełknął ślinę, wpatrując się w płomiennego smoka obolałymi od dymu oczami. Przypomniał sobie historie, które rozjaśniły mu kim były te istoty, historie o hordzie piekielnych małp, żywiących się ludzkim mięsem, które służyły władcy demonów w jego wojnie z Viridistanem. Podobno cesarz uwięził Mechuitiego w wulkanie na Planie Żywiołu Ognia. Desperacko zastanawiał się jak może wykorzystać tę wiedzę by się ocalić. Myśl o torturach i skończeniu w żołądkach Behtu napełniała go lękiem, czy on, nadzieja rodu Al-Maalthirów, miał naprawdę tak żałośnie skończyć?

Skłonił głowę przed smokiem w geście szacunku i przemówił również w tym tonie, starając się jednak nie okazywać nadmiernego strachu.

- O potężny, zaszczyt to wielki dla mnie, że dostrzegłeś smocze dziedzictwo płynące w moich żyłach, mądrość twa zaiste dorównuje twojemu płomiennemu, straszliwemu majestatowi, który oślepia moje oczy. Jestem Rashad Al-Maalthir, wraz z moją kuzynką Amirą, zaklinaczką, w której smocze dziedzictwo ujawniło się bardziej niż we mnie, udaliśmy się na wyprawę na wyspę gdzie znajdują się ruiny starożytnego Tlan, położoną na Planie Wody, poszukując sekretów starożytnych by wspomóc naszą sprawę, którą jest obalenie władzy przeklętego tyrana Zielonego Cesarza Viridistanu, który wygubił prawie cały mój ród, lecz jego czas się kończy, a wraz z nim zginie jego plugawa rasa. W ruinach starożytnych napotkaliśmy zdradzieckiego sfinksa, Ontussę, która przeniosła nas do tego Planu. Podążaliśmy w stronę Mosiężnego Miasta i zdecydowaliśmy się odpocząć nieco w tej dżungli gdy zaatakowali nas twoi słudzy, z którymi nie szukaliśmy zwady...

Kiedy mówiłeś, smok zdawał się go w ogóle cię słuchać. Wylegiwał się w pierwotnym ogniu płonącym na szczycie podium. Czyścił i piłował pazury mieczem. Bogato zdobionym obosiecznym mieczem wykutym przez azerskich mieczników kto wie ile wieków temu... Był młody, niewiele większy od jaszczurek, których dosiadały behtu, ale arogancki jak starożytny jaszczur. Twoja służalczość go widocznie bawiła, sprawiała mu przyjemność.

- Ciekawa historia, szkoda byłoby, gdyby nagle się skończyła... Darowanie twojego życia jednak byłoby przysługą, a bardzo rzadko się zdarza, aby smoki chciały wyświadczać ludziom przysługi. Co takiego możesz mi zaofiarować, czego nie potrafiłbym odebrać ci, kiedy tylko zechcę? Może potrafisz uwolnić Mechuitiego? - parsknął sarkastycznie.


Rashad zastanawiał się czy zaoferować smokowi fragment Siedmioczęsciowego Berła, byłaby to zdrada Elcadii, lecz z drugiej strony jeżeli mógłby w ten sposób ocalić życie… zachowa to jako ostatni as w rękawie, zdecydował…

- Zaiste, o potężny, byłaby to szkoda, chociaż jeżeli miałbym zginąć, to wybrałbym właśnie śmierć zadaną przez taką majestatyczną, płomienną istotę - Rashad pomyślał ponuro, że rzeczywiście wolałby szybką śmierć zadaną przez smoka niż tortury i pożarcie przez Behtu:

- Brakuje mi talentu, by należycie oddać ci hołd, bardka którą pojmali ze mną twoi słudzy, na pewno mogłaby ułożyć piękną pieśń, która należycie oddałaby twą chwałę. Jeśli chodzi o uwolnienie wielkiego władcy demonów Mechuitiego, skłamałbym mówiąc, że znam pewny sposób, ale mógłbym podjąć próbę wspomożenia ciebie, panie, w tej sprawie, zacząłbym od zbadania z bliska miejsca jego uwięzienia. Może przyjmiesz mnie wielki panie na swą służbę… i tak nie potrafię opuścić tego miejsca i Planu, a mamy przecież wspólnego wroga w Zielonym Cesarzu, mogę być bardziej użyteczny niż większość z tych którzy ci służą…

Herazibrax pstryknął pazurem. Azerski miecz, którego smok używał jako luksusowego pilniczka, upadł pod twoje kolana. Potwór skinął monstrualnym łbem. Rozwiązano cię, postawiono na nogi, wręczono oręż. Nigdy wcześniej nie widziałeś równie doskonałej broni. Kiedy dotknąłeś rękojeści, poczułeś mrowienie spowodowane przez magię zaklętą w mieczu.

Nie przewidziałeś jednak odwiecznej, smoczej złośliwości. Behtu wprowadzili do sali związaną i zakneblowaną Minervę. Rzucili ją na kolana prosto przed ciebie.

- Udowodnij mi więc swoją lojalność, Rashadzie - zgrzytliwy odgłos wydobył się z gardzieli smoka, jak odległy łoskot kamiennej lawiny spadającej pośród gór. Ogień tańczył po jego rozszczepionym na troje języku. Gdy wymawiał twoje imię, było to, jakby trzymał cię na niewidzialnej, cienkiej smyczy, zaciskającej się na twojej gardzieli.

Musiałeś wybrać.


Rashad czuł jak napięcie i adrenalina pulsuje w jego żyłach niczym smocza krew. Wibracje które czuł od miecza wzbudzały w nim pożądanie, w końcu znalazł upragniony magiczny oręż… chwycił miecz do ręki, drugą ręką podnosząc głowę Minervy. Ze smutkiem spojrzał jej w oczy (żal mu było zabijać kochankę, lecz czyż była ona warta by za nią umierać, i jeszcze gdy taki wspaniały oręż otrzymał by złożyć ofiarę niczym bohater tragicznej sztuki podążając ku swojemu przeznaczeniu?) po czym niemal pieszczotliwie przeciął mieczem żyły u nadgarstka Minerva z której zaczęła cieknąć strużka krwi..w ciągu kilku minut bardka miała wykrwawić się na śmierć jeśli nie udzielona jej zostanie pomoc, co dawało trochę czasu by spróbować przekonać smoka do darowania jej życia. Następnie jedną ręką przystawił ostrze rapiera do gardła Minervy drugą zdjął jej knebel, chwycił za włosy i obrócił twarzą do smoka:

- O Płomienny mój Panie, składam ci tę oto kobietę z którą dzieliłem łoże w ofierze, właśnie ulatuje z niej życie ku twej chwale, rzeknij tylko słowo, a utnę jej głowę i złożę ją u twych stóp…. lecz jest to utalentowana trubadurka, może w swej mądrości rozważyłbyś uczynić z niej swoją niewolnicę, oczywiście jeżeli uznasz to za właściwe?

Herazibrax kiwnął łbem - pokrytą szaroczarnymi łuskami kulą ognia. Behtu, jakby wyczekując tego znaku, doskoczyły do krwawiącej Minervy. Podziemia zatrzęsły się od rozbestwionych okrzyków. Wojownicy, jeden po drugim, zbliżali się do jej ciała jak do upolowanej ofiary, zadając razy włóczniami. Wargi i piersi pokryły się pianą. Wielkie kły wpiły się w zwłoki, szarpiąc wielkie kawały mięsa.

Trudno było ustrzec się spojrzenia w głąb czerwonych, bacznych oczu Herazibraxa. Powiedział oschle:

- Częstuj się Rashadzie. Taka uczta prędko się nie powtórzy.

Najsilniejsze behtu zdobywały najlepsze kąski, słabsze gromadziły się naokół, jak warcząca sfora, oczekująca sposobności, by coś skorzystać i pochwycić, zanim wszystko zostanie rozdarte. Stałeś chwilę oszołomiony, próbując zetrzeć krew Minervy z miecza. Nie schodziła. Już nigdy miała nie zejść.


Rashad nie mógł oderwać przepełnionego zgrozą spojrzenia od przed chwilą pięknego ciała pełnej życia bardki, które teraz zmieniło się w ochłapy rozrywanego na strzępy mięsa. Z całej siły, aż do bólu zaciskał dłoń na wspaniałym mieczu. Miał wrażenie, że aura tej magicznej broni daje mu siłę, żeby wytrzymać to wszystko. Musiał jak najszybciej związać się z mieczem, wtedy nikt mu go nie zabierze...tak, a Minervę przecież próbował ratować, więcej nie mógł zrobić, w końcu znał ją tylko od kilku dni, jej życie było ofiarą konieczną by on mógł przeżyć i podążać ścieżką potęgi...kiedy zostanie władcą upewni się, że imię Minervy będzie wspomniane w pieśniach które o nim powstaną….

Skłonił się smokowi - dzięki ci potężny Herazibraxie za okazaną łaskę, wybacz mi ale po trudach podróży przez Plan Ognia i spotkaniu z twoimi sługami muszę trochę odpocząć żeby zregenerować siły zarówno fizyczne jak i magiczne…na pewno w pełni sił będę w stanie lepiej ci służyć...muszę też przyzwyczaić się do zwyczajów odżywiania się jakie panują w tym miejscu, jestem raczej przyzwyczajony do jedzenia mięsa ugotowanego niż surowego.

- Nie ma czasu na odpoczynek. Jako nowy członek naszej rodziny wybierzesz się z diablicą Sadonakai i demonem Tressakiem do naszego pana, aby oddać mu hołd.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 08-03-2017 o 00:23.
Lord Melkor jest offline