08-03-2017, 13:59
|
#8 |
Konto usunięte | Drwal nalał eleganckiej blondyneczce ginu z tonikiem i podał szklankę, uśmiechając się lekko. - Wes Taggart. - Przedstawił się. - Wychodzi na to, że Robbie musiał naprawdę uznać, że coś tu jest nie tak, skoro ściągnął aż tyle osób. Z chęcią bym się już dowiedział, o co tyle krzyku.
Mężczyzna rozsiadł się w fotelu, a jego wygląd od razu zdradzał, że nie zajmuje się w życiu pracą w cieplarnianych warunkach. Znoszone dżinsy, uwalone błotem solidne buty za kostkę, do tego flanelowa, ciepła koszula i czapka stanowiły zwykle jego codzienne odzienie. Zresztą, nie przykładał wielkiej wagi do ubioru, tak samo jak i wyglądu, choć oczywiście dbał o higienę. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną - nie typem mięśniaka, ale praca w tartaku od dzieciaka wyrobiła w nim siłę i kondycję, której niejeden mógł mu pozazdrościć. No i prawy sierpowy miał taki, że każdy po trafieniu szedł z miejsca spać. I choć dawno tego nie sprawdzał, to jednak pewne rzeczy się nie zmieniają.
Gdy Gwendoline stwierdziła, że rusza na poszukiwania Roba, Wes tylko wzruszył ramionami i odprowadził ją wzrokiem. Nie chciało mu się biegać po hotelu i szukać kumpla, zwłaszcza, że przecież sam miał do nich przyjść. Poza tym zwykle zdarzało się, że gdy Wes przyjeżdżał i Anne kierowała go w miejsce, w którym ponoć miał znaleźć Woodwarda, jego tam nie było. Dlatego tym razem zamierzał spokojnie siedzieć na tyłku i czekać. Dopił whiskey, po czym wskazał palcem na szachownicę leżącą na stole. - Grasz pan trochę? - Spojrzał na elegancika w gajerku i dźwignął się z fotela, żeby podejść do stolika.
Może uda im się pyknąć w szachy, tak dla zabicia czasu, nim pojawi się Rob. Wes mistrzem nie był, ale ojciec - świeć Panie nad jego duszą - czegoś go tam nauczył. Tym bardziej fajnie będzie sprawdzić się z jakimś miastowym gogusiem. Jeśli tamten oczywiście umiał grać. |
| |