Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2017, 07:16   #8
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Na twarzy pojmanego małpoluda malowała się zupełna obojętność. Trudno było określić jego wiek. Gdyby był mandrylem, zdaniem Anlafa byłby pewnie jednym z młodszych osobników. Jednak hart ducha i ułamany prawy kieł z kłów tak charakterystycznych dla behtu świadczył o jakiejś ciężkiej przygodzie. Dopiero na widok waszych groźnych sylwetek, gromadzących się w celu przesłuchania, zapowiadającego się na doznanie boleśniejsze od dziesiątek piekących smagnięć batem, z jego ust wydobył się słaby, nieartykułowany jęk, choć jeszcze daleki był od skomlenia ze strachu. Czy dla Mechuitiego, swego demonicznego władcy i stwórcy będzie gotowy znieść wszystkie tortury, krzywdy i brutalności, jakie przyjdą do waszych mściwych głów?

Więzień stał wycieńczony sztywno przywiązany do drzewa na wysokości kostek, kolan, tułowia, ramion oraz szyi. Dodatkowo jego ręce były wykręcone do tyłu i ciasno związane w nadgarstkach a w ustach tkwił knebel. Amira przełknęła ślinę zastanawiając się jak bardzo szmata w ustach musi potęgować poczucie suchości. Na myśl o tym pociągnęła sugestywnie łyk z bukłaka rozlewając kilka kropel wody. “Nawet dla stwora z planu ognia brak płynu przez tyle godzin musi być uciążliwy” - pomyślała odstawiając bukłak tak blisko małpola, że zakrawało to już na torturę.

- Rozumiesz co do ciebie mówię? - zapytała Amira - Jeśli tak, skiń głową.

Behtu nie reagował. I najwidoczniej w tym braku reakcji był zupełnie szczery. Chyba pozostało wam tylko załamać ręce - pojmaliście mniej obyty w świecie okaz niż ten, który padł ofiarą magicznego uroku Anlafa dzień temu...

Widząc brak reakcji pojmanego Amira przywołała smocze łuski a następnie powtórzyła to samo pytanie w języku smoczym, zakładając że jako podwładny smoka może znać ten język przynajmniej w jakiejś podstawowej formie. Bez efektu.

- Pytaj go. Postaram się tłumaczyć mu to na migi, lub spróbuję w innych językach. - Orryn zaoferował pomoc szlachciance - nie mam pewności, czy mnie zrozumie, ale spróbować można - czarodziej stanął koło Behtu tak, aby ten go widział ale aby w razie jego ewentualnego uwolnienia mógł szybko znaleźć się poza zasięgiem jego zionięcia po czym zaczął tłumaczyć i interpretować konwersację pomiędzy kobietą a dziwnym stworem.

- Chcesz wody? - zapytała Amira - dam ci się napić jeśli obiecasz, że nie będziesz krzyczeć…. Jestem Amira krewna Herazibraxa gdyż ród mój czerpie swój początek od smoków nie jesteśmy twymi wrogami a wręcz przeciwnie mamy wspólnego wroga - Zielonego cesarza i dlatego nie chcemy twej krzywdy. Odpowiedz na moje pytania a włos nie spadnie z twej głowy i bezpiecznie wrócisz do domu do kuźni - mówiła powoli spokojnym głosem wierząc głęboko, że małpol wpadnie w zastawioną zasadzkę wszak to kłamstwo brzmiało wiarygodnie nawet dla jej własnych uszu….


Elcadia przysiadła opierając się o jedno z sąsiednich drzew i przyglądała się przesłuchaniu z daleka. Nie miała ochoty w tym uczestniczyć, wiedziała, że Bethu zginie nie ważne czy cokolwiek powie czy nie. Nie przejmowała się jednak tym, tak jak wtedy gdy Mawashii rozpruł gardło tamtego poprzedniego. Zaczęło do niej docierać, że ten świat to nie sala w Celestii, w której szkoliła się pod pieczą Anahela i że tutaj prawie każda walka wiąże się ze śmiercią. Patrząc na przesłuchujących małpiaka towarzyszy, wspominała grupę z którą została zesłana na Wyspę Grozy którzy poświęcili swe życia by ona mogła uciec z fragmentem Berła, potem ogromnego Skandyckiego wojownika który zginął w gorącej lawie i zastanawiała się ile razy jeszcze będzie musiała oglądać śmierć zanim uda jej się skompletować Berło, a co gorsza ile sama będzie musiała ją zadać.

Potwór nie chciał pić. A nawet jeśli, nie rozumiał Amiry, był zbyt dumny lub zbyt nieufny. Pokiwał twierdząco głową, gdy Orryn zapytał się, czy rozumie jego pytania. Kolejnymi ruchami głowy oznajmił, że wie, gdzie znajduje się jego legowisko, że leży ono blisko, gdzieś na zachód. W odpowiedzi na pytanie o odległość w milach zastygł jak posąg. Mógł nie rozumieć pojęcia mili.

Orryn spróbował z określeniami używanymi w podróży takimi jak staja. Większość koczowników używało nieco innych określeń czasu i dystansu, które opisywano za pomocą popasów czy odpoczynków. Na migi wyjaśnił stworowi o co mu chodzi i znów zaczął liczyć od jednego, do dziesięciu, ufając, że stwór zrozumie o co chodzi.

Zakłopotany małpolud słuchał i słuchał objaśnień Orryna bez okazywania najmniejszej chęci zrozumienia. Kiedy gnom pokazał jeden palec, Behtu kiwnął głową na tak najszybciej jak się dało.

-W sumie dowiedziałem się już wszystkiego co mnie interesowało. Coś jeszcze? - Orryn przeszedł za plecy związanego stwora, spojrzał po towarzyszących mu osobach pytająco. Najdłużej zatrzymał wzrok na Mawashim któremu wzrokiem wskazał unieruchomionego Behtu.

Mawashii miał jeszcze jedno pytanie:

- Zapytaj jeszcze, jak wielki jest ich gadzi pan. Tak jak to drzewo? Większy? Mniejszy? - wskazał na wynaturzoną roślinę, jakich wiele było w czerwonej dżungli.

Jeniec kiwnął głową na słowo drzewo. Herazibrax musiał być młodym smokiem.

Anlaf siedział ze skrzyżowanymi nogami przysłuchując się próbom wyciągnięcia informacji z jeńca. Piekielne gorąco sprawiło, że zatęsknił nawet za prostymi chatami Tanaroa, pośród których obozował zaledwie kilkanaście dni temu. Pytanie o smoka wzbudziło w nim jednak dawny gniew wyrastający jeszcze z dzieciństwa. Z jednej strony pragnął ubić bestię z drugiej zaś marzył by wrócić do gaju, albo chociaż na Wyspę Grozy i być może odnaleźć tajemniczy głos lub resztę załogi. Odkąd Anlaf przebywał na Planie Żywiołu Ognia, Głos w Snach milczał, a sny druida wypełniało obrzydliwe syczenie węży.
Orryn upewnił się, że jeniec jest dobrze związany i pilnowany przez mnicha, usiadł w pobliżu kapłanki i druida, po czym zaciągnął się kilka razy ze swojej fajki, intensywnie myśląc. Smok, nawet niewielki był ogromnym problemem. W dodatku nie byli tu u siebie, a okolicę patrolowało dwa tuziny smoczych sługusów.



 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 10-03-2017 o 07:20.
BloodyMarry jest offline