Konto usunięte | Dziękuję MG za krótki dialog. Oczekiwał emocjonującego, szachowego pojedynku, jednak nie dane im było nawet się rozkręcić, gdyż Rob - jak to zwykle miał w zwyczaju - pojawił się w najmniej odpowiedniej chwili. - Dokończymy następnym razem - rzucił do Henry'ego szorstkim głosem.
Wstał od stolika i przywitał się z kumplem, a potem poszedł wraz z pozostałymi do biura Woodwarda. Nie rozsiadał się, tylko oparł o framugę okna, co jakiś czas wyglądając przez nie na padający deszcz. Pogoda dzisiaj była iście paskudna. Jesień pokazywała swoje najbrzydsze oblicze.
Odruchowo przejechał wzrokiem po meblach znajdujących się w pokoju. Stolik i półka na książki pochodziły z Woodhaven; Rob złożył na nie zamówienie (tak jak i na wiele innych rzeczy)od razu po sfinalizowaniu zakupu hotelu i jak widać wciąż dobrze się trzymały. Zresztą, Wes nie brał innej opcji pod uwagę, zaopatrzali w swoje produkty wiele firm, mieli wyrobioną markę w hrabstwie i poza nim. Głównie była to zasługa dziadka i ojca, którzy rozwijali biznes, ale Wesley od najmłodszych lat przygotowywał się do przejęcia rodzinnej firmy.
Odrzuciwszy wspomnienia i myśli zaprzątające mu głowę, skupił się na opowieści Roberta. Patrząc po tym, w jakim był stanie i jak się zachowywał, problemy z hotelem musiały wycieńczać go psychicznie. Stolarz w sumie mu się nie dziwił - gdyby sam wpakował masę kasy w miejsce, które z miesiąca na miesiąc zaczęłoby tracić rentowność przez jakieś dziwne wydarzenia, to sam by się wkurzył. Z drugiej strony, jego opowieść brzmiała co najmniej niedorzecznie. Znikające przedmioty? Kot wielkości konia? Gdyby nie znał przyjaciela od tylu lat, pomyślałby, że ten to wszystko po prostu zmyślił. - Z tego, co mi wiadomo, to nie masz wrogów w miasteczku. Ludzie raczej mają cię gdzieś, żyją swoim życiem - rzucił dobitnie na sugestię o sabotażu interesu. - Chociaż oczywiście mogę się mylić, ale na tyle, na ile przebywam z ludźmi, a przebywam dużo, nie wadzisz im i nie wydaje mi się, żeby chcieli cię zniszczyć. Bo dlaczego teraz? Po dwóch latach od zakupu hotelu? Jak ja bym chciał kogoś wykurzyć, zabrałbym się za to od razu. - To co to może być? Nie mam innego pomysłu... znaczy, mam, ale... - Rob zmarszczył brwi. - Może tu naprawdę są jakieś duchy?
Wes pociągnął nosem. - Daj spokój, chyba za dużo się w młodości horrorów naoglądałeś - mruknął. - Tak, czy inaczej, jeśli mamy ci jakoś pomóc i tu zostać, to przydałoby się zacząć grzebać od samego dna. Masz jakieś informacje na temat poprzedniego właściciela Goodrest? Historię budynku i takie tam?
- Nie, nie sądzę. Robiłem dużo porządków ze starymi papierzyskami, jak przejąłem budynek. Powywalałem i popaliłem dużo dokumentów, które w mojej opinii były mi niepotrzebne - powiedział. - Z tego, co pamiętam, były tam też jakieś książki religijne. Jakieś dziwne, ale nie zwracałem na to większej uwagi.
- Jakieś dziwne książki religijne? To znaczy? Chyba Biblię potrafisz rozpoznać, nie?
- No potrafię, to nie była Biblia. Nie przyglądałem się im zbytnio, bo napisane były chyba łaciną... wszystko szło do pieca, byłem wtedy w transie porządkowania tego bajzlu, więc wiecie...
- A pamiętasz chociaż kto był poprzednim właścicielem?
Rob zamyślił się, wpatrując w okno, a następnie pstryknął palcami. - Tak, tak. Timothy Moss. On był ostatnim właścicielem. Gdy zmarł, hotel trafił na licytację, tak go kupiłem.
Taggart zmarszczył brwi. - Może w bibliotece Pine Springs będą mieć coś więcej na temat tego miejsca. Ktoś chętny na przejażdżkę? - Spojrzał po twarzach zebranych. - Może przyjezdni chcieliby zobaczyć nasze małe miasteczko?
Nie narzucał się nikomu, ostatecznie może pojechać nawet sam i to sprawdzić. Najważniejsze, żeby zacząć coś robić od razu, w końcu każde z nich miało swoje życie, do którego pewnie z chęcią wrócą. - O której podajecie tu obiad? Pytam, bo nie wiem, ile się zejdzie w bibliotece i czy mam sobie coś wrzucić na ząb w "Kaczce"?
- Obiad jest o piątej, kolacja o dziewiątej. W międzyczasie można się częstować przekąskami z bufetu. - wyjaśnił Rob.
Drwal spojrzał na zegarek - dochodziła druga, zatem bez problemu się wyrobi. Albo wyrobią, jeśli ktoś zdecyduje się pojechać z nim. - Niech mój pokój będzie gotowy, jak wrócę - rzucił, po czym ruszył do wyjścia z gabinetu.
To wszystko zdawało mu się totalnie bezsensowne, ale skoro obiecał pomóc, to zrobi wszystko, żeby przyjaciel nie mógł się później do niczego przyczepić. Choć zdecydowanie wolałby spędzić ten czas inaczej. |