Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2017, 10:30   #12
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Dziękuję MG za krótki dialog.

Oczekiwał emocjonującego, szachowego pojedynku, jednak nie dane im było nawet się rozkręcić, gdyż Rob - jak to zwykle miał w zwyczaju - pojawił się w najmniej odpowiedniej chwili.
- Dokończymy następnym razem - rzucił do Henry'ego szorstkim głosem.
Wstał od stolika i przywitał się z kumplem, a potem poszedł wraz z pozostałymi do biura Woodwarda. Nie rozsiadał się, tylko oparł o framugę okna, co jakiś czas wyglądając przez nie na padający deszcz. Pogoda dzisiaj była iście paskudna. Jesień pokazywała swoje najbrzydsze oblicze.
Odruchowo przejechał wzrokiem po meblach znajdujących się w pokoju. Stolik i półka na książki pochodziły z Woodhaven; Rob złożył na nie zamówienie (tak jak i na wiele innych rzeczy)od razu po sfinalizowaniu zakupu hotelu i jak widać wciąż dobrze się trzymały. Zresztą, Wes nie brał innej opcji pod uwagę, zaopatrzali w swoje produkty wiele firm, mieli wyrobioną markę w hrabstwie i poza nim. Głównie była to zasługa dziadka i ojca, którzy rozwijali biznes, ale Wesley od najmłodszych lat przygotowywał się do przejęcia rodzinnej firmy.

Odrzuciwszy wspomnienia i myśli zaprzątające mu głowę, skupił się na opowieści Roberta. Patrząc po tym, w jakim był stanie i jak się zachowywał, problemy z hotelem musiały wycieńczać go psychicznie. Stolarz w sumie mu się nie dziwił - gdyby sam wpakował masę kasy w miejsce, które z miesiąca na miesiąc zaczęłoby tracić rentowność przez jakieś dziwne wydarzenia, to sam by się wkurzył. Z drugiej strony, jego opowieść brzmiała co najmniej niedorzecznie. Znikające przedmioty? Kot wielkości konia? Gdyby nie znał przyjaciela od tylu lat, pomyślałby, że ten to wszystko po prostu zmyślił.
- Z tego, co mi wiadomo, to nie masz wrogów w miasteczku. Ludzie raczej mają cię gdzieś, żyją swoim życiem - rzucił dobitnie na sugestię o sabotażu interesu. - Chociaż oczywiście mogę się mylić, ale na tyle, na ile przebywam z ludźmi, a przebywam dużo, nie wadzisz im i nie wydaje mi się, żeby chcieli cię zniszczyć. Bo dlaczego teraz? Po dwóch latach od zakupu hotelu? Jak ja bym chciał kogoś wykurzyć, zabrałbym się za to od razu.
- To co to może być? Nie mam innego pomysłu... znaczy, mam, ale... - Rob zmarszczył brwi. - Może tu naprawdę są jakieś duchy?

Wes pociągnął nosem.
- Daj spokój, chyba za dużo się w młodości horrorów naoglądałeś - mruknął. - Tak, czy inaczej, jeśli mamy ci jakoś pomóc i tu zostać, to przydałoby się zacząć grzebać od samego dna. Masz jakieś informacje na temat poprzedniego właściciela Goodrest? Historię budynku i takie tam?
- Nie, nie sądzę. Robiłem dużo porządków ze starymi papierzyskami, jak przejąłem budynek. Powywalałem i popaliłem dużo dokumentów, które w mojej opinii były mi niepotrzebne
- powiedział. - Z tego, co pamiętam, były tam też jakieś książki religijne. Jakieś dziwne, ale nie zwracałem na to większej uwagi.
- Jakieś dziwne książki religijne? To znaczy? Chyba Biblię potrafisz rozpoznać, nie?
- No potrafię, to nie była Biblia. Nie przyglądałem się im zbytnio, bo napisane były chyba łaciną... wszystko szło do pieca, byłem wtedy w transie porządkowania tego bajzlu, więc wiecie...
- A pamiętasz chociaż kto był poprzednim właścicielem?

Rob zamyślił się, wpatrując w okno, a następnie pstryknął palcami.
- Tak, tak. Timothy Moss. On był ostatnim właścicielem. Gdy zmarł, hotel trafił na licytację, tak go kupiłem.
Taggart zmarszczył brwi.
- Może w bibliotece Pine Springs będą mieć coś więcej na temat tego miejsca. Ktoś chętny na przejażdżkę? - Spojrzał po twarzach zebranych. - Może przyjezdni chcieliby zobaczyć nasze małe miasteczko?

Nie narzucał się nikomu, ostatecznie może pojechać nawet sam i to sprawdzić. Najważniejsze, żeby zacząć coś robić od razu, w końcu każde z nich miało swoje życie, do którego pewnie z chęcią wrócą.
- O której podajecie tu obiad? Pytam, bo nie wiem, ile się zejdzie w bibliotece i czy mam sobie coś wrzucić na ząb w "Kaczce"?
- Obiad jest o piątej, kolacja o dziewiątej. W międzyczasie można się częstować przekąskami z bufetu.
- wyjaśnił Rob.
Drwal spojrzał na zegarek - dochodziła druga, zatem bez problemu się wyrobi. Albo wyrobią, jeśli ktoś zdecyduje się pojechać z nim.
- Niech mój pokój będzie gotowy, jak wrócę - rzucił, po czym ruszył do wyjścia z gabinetu.
To wszystko zdawało mu się totalnie bezsensowne, ale skoro obiecał pomóc, to zrobi wszystko, żeby przyjaciel nie mógł się później do niczego przyczepić. Choć zdecydowanie wolałby spędzić ten czas inaczej.
 
Kenshi jest offline