Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2017, 15:57   #16
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Robert pokiwał głową.
- Tak, mam kilku gości oprócz Maxwella... skąd wiedziałaś w ogóle... - Uniósł brew i machnął ręką. - No tak, pewnie już się zdążyłaś dowiedzieć - uśmiechnął się. - Oprócz Smythe'a w hotelu zatrzymali się jeszcze...

Urwał na moment i zajrzał do szuflady, którą przez moment przeczesywał. W końcu wyciągnął jakiś zeszyt o otworzył go, odczytując.
- Ronnie Schwartz, bokser, któremu trener kazał odpocząć gdzieś z dala od zgiełku po ostatniej przegranej walce, Edward Teller, jakiś prawnik z Nowego Orleanu - nie wychodzi zbyt często z pokoju i Virginia Dalber, obwoźna sprzedawczyni Biblii. No i Smythe rzecz jasna, jakiś wykładowca uniwersytecki. Postrzelony jak dla mnie.



- Dajcie spokój, jakie omamy? Wiem, co słyszałem. - Woodward puknął palcem wskazującym w blat biurka. Zmienił się też ton jego głosu, zaczął się denerwować, że przyjaciele mu nie wierzą. - Wiem, jak to brzmi, ale niczego sobie nie zmyśliłem. Podejrzewam, że moi goście również. Nie mam tu grzyba, nie walnąłem się w głowę, nie wąchałem podejrzanych specyfików. Chyba nie sądzicie, że kazałbym wam przeprawiać się taki kawał drogi, gdyby to była błahostka?

Prychnął, a chwilę później spojrzał na Saoirse, gdy ta podsunęła mu karty. Uniósł brew.
- Nie mam zbytnio nastroju na takie rzeczy, ale niech ci będzie - rzucił, wyciągając kartę. Przez dłuższą chwilę trzymał ją awersem do dołu. - Czy sytuacja w moim hotelu się polepszy? Czy wszystko wróci do normy?
Odwrócił kartę, która przedstawiała koło fortuny.


Woodward spojrzał na kobietę pytająco.
- I co to ma oznaczać?
W tym momencie Irlandka poczuła nagle dziwny powiew zimnego powietrza na swoim policzku. Zupełnie, jakby jakaś niewidzialna, lodowata dłoń musnęła ją przez ułamek sekundy. Wzdrygnęła się, czując, jak serce zaczyna przyspieszać jej w piersi. Nie lubiła takich sytuacji i jednocześnie była absolutnie pewna tego, co poczuła. A może tylko jej się zdawało? Może to był jakiś rodzaj autosugestii?
- Wszystko w porządku, Saoirse? - Zapytał Robert, wpatrując się w nią.



Ustaliwszy plan działania, oboje wyszli z biura, a następnie hotelu i pojechali do Pine Springs samochodem Wesa, umilając sobie czas rozmową. Maszyna miała odpowiednią moc, by przedzierać się przez błotnisty szlak i niedługo później znaleźli się na ubitej, asfaltowej drodze prowadzącej do miasteczka. Deszcz jakby nieco ustał, a może tylko im się wydawało. Po dziesięciu minutach wjechali między wybudowane wzdłuż drogi stanowej budynki Pine Springs. Nad lasami w oddali unosiła się leniwie sunąca po wierzchołkach drzew mgła.


Gwen zauważyła, że to było jedno z tych miejsc, gdzie każdy każdego zna, a plotki i inne wiadomości wędrują od jednego domu do drugiego. Wes w tym czasie opowiedział, co gdzie mniej więcej się znajduje - w centrum mieli dwa puby, ratusz, biuro szeryfa, przychodnię, bibliotekę i szkołę. Nieco na obrzeżach znajdowały się lokalne biznesy, takie jak sortownia ryb, siedziba lokalnej gazetki Pine Springs Courier, czy Woodhaven Wesa. Przy obecnej pogodzie ulice były zupełnie wyludnione, gdzieniegdzie w oknie mignęła jedynie jakaś twarz.

Zatrzymali się przy parterowym budynku biblioteki i przebiegli przez deszcz wprost do środka. Pani Caskell, sędziwa bibliotekarka, uprzejmie wskazała im dział, w którym mieli znaleźć informacje na temat Goodrest Inn, jednocześnie podejrzliwie im się przyglądając. Czy raczej Gwendoline. Wyglądało na to, że tubylcy niezbyt przychylnie podchodzili do obcych. To jednak nie było zmartwienie dziennikarki. Biblioteka sama w sobie duża nie była, ale raczej wystarczała na potrzeby tak małej społeczności. Gdy na stole pojawiło się około dwunastu książek na temat okolicy, Wes i Gwen rozpoczęli żmudne poszukiwania.


Niemal dwie godziny zajęło im przebrnięcie przez wszystkie materiały i mieli już serdecznie dość. Dowiedzieli się jednak kilku ciekawych rzeczy - dom, który Robert przekształcił w hotel zbudowany został około stu lat temu przez Garetha Mossa. Kolejnym właścicielem był jego syn Darryl, aż wreszcie posesja przeszła w ręce Timothy'ego, jedynego spadkobiercę domu Mossów. Zgodnie z nieco fragmentarycznymi zapiskami, Gareth nabył ziemię od rządu, choć był to niegdyś teren należący do szczepu Indian Menomini. Zapłacił bardzo niewiele, jak na ówczesne ceny, jednak dokumenty nie odpowiadały na pytanie dlaczego. Wizyta w siedzibie lokalnej gazetki nie przyniosła zbyt wielu rewelacji - Mossowie uważani byli za cichą, spokoją i uczynną dla społeczności Pine Springs rodzinę. Wes i Gwen nie natrafili na nic więcej, co mogłoby podsunąć podpowiedzi odnośnie rzekomych dziwactw mających miejsce w hotelu.

Na dworze dzień oddał już pole szarówce, a deszcz mieszał się z mokrymi płatkami śniegu. Dochodziło wpół do piątej, mieli jeszcze pół godziny do obiadu.

 
Tabasa jest offline