W LGBT
Barman nagle wyłączył telewizor. Postawił radio na ladzie i chwilę przy nim grzebał. Zbliżył się do ściany, otworzył niewielką skrzyneczkę, która była w nią wbudowana. Coś tam potłukł, poprzestawiał, ponapierdalał. Pod nosem mruczał coś o tym, że zapomniał, że przegapi, kurwa itd itd itd. Gdy tylko skończył odpalił radio i z uśmiechem wsłuchał się w audycję.
Gdy tylko pierwsze dźwięki muzyki rozniosły się po jego lokalu podszedł do okna i niemalże składając ręce do modlitwy popatrzył w niebo z uśmiechem.
W tym samym czasie Polacy sobie obradowali jak tutaj wywiązać się z zobowiązania, jakie złożyli Jarlowi po przegranym pojedynku. Trochę te obrady trwały. Przy przedwojennej muzyce myślało się całkiem nieźle.
Stało się jednak coś, co wyrwało wszystkich z zamyślań był tekst, jaki usłyszeli po zakończeniu audycji. Gdzieś tam w tle dało się usłyszeć krótką wymianę zdań między dwójką mężczyzn:
-
Mkay, dude, enough.
- Rick... that's rly good music...
- Now my turn to play something
- Nope, I still have time
- Man... you played full Claptons concert...
- KURWA!
- Hey hey hey! They could heard you... Don't forget, that Poland cannot into space...