Wolfgang stał z boku i słuchał. Sędzia oferował sporą sumę a do tego Dr Malthasius dorzucał od siebie. Techler w sumie się zgodził na ekspedycję. Wiedział, że teraz bez pracy u Księcia ani bez spadku szybko wydadzą własne pieniądze. Nie było wyjścia, chociaż nie myślał mag, że tak nisko upadnie.
- Trudno. Trzeba przyjąć zacną ofertę i zwiedzić trochę podziemne Bogenhafen.- Na zakończenie spotkania u sędziego odezwał się Techler.
Kiedy wracali do gospody w której mieli nocleg Wolfgang zwrócił się do towarzyszy.
- Kupiłbym jakieś ubranie by swojego nie niszczyć. Tam musi śmierdzieć i nasze ubrania raczej będą się nadawać do śmieci niż do noszenia.- Po czym podszedł do jednego z kramów, który już dziś odwiedzili i pamiętał, ze jegomość miał takie rzeczy. Nabył ubranie i byty. Poprzedni właściciel nie powinien się gniewać widząc ślady zszywania materiału po zapewne jakiś śmiertelnych ranach.
Wolwgang po przebraniu się i wzięciu najpotrzebniejszych rzeczy był gotowy. Kij zawsze się przyda. Czy do podpierania czy sprawdzania terenu. Plecak z księgą i co droższymi rzeczami zostawił na przechowanie u gospodarza zostawiając srebrnika.
- No to schodzimy.- Powiedział po kilku chwilach łapania czystego powietrza po uderzeniu smrodu z kanałów.
Kiedy już w miarę przyzwyczaił się do smrodu coś pod nosem zamruczał a jego kij, a raczej końcówka zaczęła świecić i dawać poblask niczym latarnia.
- No to nasz zielony przyjaciel zostawił nam ślad. Może dzięki temu nie będziemy musieli się szlajać po tym szlamie.- Trochę marudząc i trochę się ciesząc Wolfgang wyraził swoje zdanie.
- Lepiej ruszajmy nim na dobre zaśmierdniemy i na kilka dni moczenia w wodzie nam przyjdzie a na kąpiele wydamy całe zarobione złoto.- Dodał i był gotowy podążać za śladami zielonej posoki.