Kanały to właśnie jedno z tych miejsc w które nikt nie lubi się zapuszczać, smród nie do zniesienia, szczury rozmiarów psów, a jeżeli wieżyć plotkom to i rozmiarów człowieka. Pieniądz jednak jak mówi przysłowie "nie śmierdzi", a czterdzieści karli to jednak nie tak mało.
Maximilian wszedł do kanału jako ostatni starając się jak najdłużej odwlec nieuniknione ale wkońcu nadeszła i jego kolej więc wlazł on przez pokrywę i zanużył się w cuchnącym mroku. Podobnie jak wiekszość towarzyszy swoj strój i większość dobytku zostawił w karczmie za którą to decyzje natychmiast się pochwalił bo obrzydliwa maź, jeż po kilku krokach, chlapiąc z pod nóg kompanów ubrudziła mu nogawice. Dotarcie do kraty przez którą wślizgnęła się zielona szkarada nie zajęła im dużo czasu, a gdy byli już na miejscu Maksym niezwłocznie wziął się do roboty. Jak by nie patrzeć za tropiciela w tej kompani mógł robić tylko on zabrał więc jedną z lamp i ruszył za śladem goblina prowadząc resztę.