Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2017, 11:05   #42
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Marina
Na miejsce dojechali w parę chwil, odór stłoczonych zwierząt był faktycznie bardzo intensywny, choć początkowo nie wyczuli go przez konkurencyjne zapachy docierające z przewożonych zwłok. Kompleks blaszanych baraków, ciasnych wybiegów i postawionych naprędce hal zbudowany został wokół prezentującej się całkiem nieźle starej kamienicy, w której zapewne mieszkał właściciel tego całego przybytku. Na dojazd pozostawiono wąski korytarz między zabudowaniami, podjeżdżając więc pod drzwi właściciela mieli nieprzyjemność spoglądać na wyjące opętańczo ściśnięte zwierzęta i zaganiających je brutalnie poganiaczy. Ruch w biznesie był duży, bo i był to ostatni czas, by zaopatrzyć się w bestie przed wyruszeniem na pustkowia wokół miasta. Mijali też liczne kamery, więc pewnie właściciel już wiedział o ich przybyciu.

Przed drzwiami czekało już na nich dwóch drabów uzbrojonych w pistolety maszynowe, ubrani byli w miarę przyzwoicie, w nowe, przypominające trochę oficerskie marynarki kurty.

- Już na was czekają - mruknęli, marszcząc nosy, bo faktycznie ciężarówką przesiąknięta była trupim odorem i choć nie było z tym bardzo źle, to charakterystyczny zapach był wyraźnie wyczuwalny.

Pani komisarz poleciła, by na czas rozmowy podkomendni wysiedli z wozu. Wzięła ze sobą swoją oryginalną dwójkę ludzi i skierowała się całkiem sprawnym krokiem do drzwi.

Wnętrze nie zaskakiwało. Pełno było tam mało gustownego przepychu i pretensjonalnych dowodów bogactwa właściciela. A przynajmniej tego, co za bogactwo uchodziło w Zewnętrznym Mieście. Minęła dwa kamienne posągi przedstawiające szykujące się do skoku Annony i wstąpiła na gruby, ciężki dywan przedstawiający scenę… Chyba polowania, choć wizerunek był zbyt chaotyczny, by to dokładnie stwierdzić, może była to jakaś strzelanina?

Na potężnej skórzanej kanapie siedział już Tarthoff, wydawał się lekko pijany, opróżniał właśnie następną kryształową szklanicę, drapiąc się drugą ręką... powiedzmy, że po nodze. Widząc postać pani komisarz nawet nie wstał, pokazując jej niedbałym gestem wielkiej łapy kanapę naprzeciwko.

- A, panienka Mardock, jużem się właśnie zastanawiał kiedy się ktoś od was zjawi. Mój rachmistrz wyliczył, że żeście nam w ostatnim sezonie za dużo policzyli. Jak rozumiem należy się jakiś zwrocik? Hę? Starczyło kogoś podesłać, nie trza było się samemu fatygować.

Wyszczerzył bezczelnie zębiska. Marina stanęła prosto z rękami skrzyżowanymi za plecami. Nie planowała trzymać broni w dłoniach, gdyż nie miała zamiaru dać gorylom nawet żałosnego pretekstu do strzelania. Jej zmęczony wzrok na twarzy bez wyrazu wbił się w lekko zrobionego ważniaka. Śpieszyła się.

- Dostałam zgłoszenie o kradzieży z magazynu, który jest pana własnością. Wynajął go pan kapłance Juliannie - zarysowała własny temat, którym chciała podążać. - Przekazał jej pan jeden z kluczy do bramy wejściowej. Czy to prawda?

- Ach to... - westchnął znudzony. - Tak, tak. Coś tam jej dałem. Znaczy się moi ludzie jej przekazali, bo ja dużo z nią nie gadałem. Pewnie był jeden, bo i na co jej więcej?

Przekonywanie (empatia) d20=4 sukces


Marina dostrzegła, że w przypadku tego pytania obojętność była tylko udawana, no... Przynajmniej do pewnego stopnia. Temat nie był mu w żadnym razie obojętny.

- A co? - rzucił, gapiąc się na nią z lekko rozbieganymi od trunku oczami.

- Czy jest coś, czego nie wiem, a powinnam wiedzieć, lub coś, co chce pan mi powiedzieć, zanim przejdę do własnych wniosków? - monotonnie wyrecytowała. - Proszę się dobrze zastanowić - dopowiedziała tym samym tonem, choć całokształt zabrzmiał jak groźba.

Przekonywanie d20 = 15 porażka


- Hę? Znaczy co? To jakiś żart? - spojrzał na nią spode łba, wyraźnie poirytowany. - Nie mam czasu na te wasze urzędnicze pierdoły! Może zamiast gnębić uczciwych przedsiębiorców wzięlibyście się wreszcie za swoją pieprzoną robotę!

Nie była w stanie rozgryźć, czy naprawdę się wkurzył, czy próbował ukryć prawdziwe emocje pod sztucznym wybuchem. Cóż, zapewne nie musiał zbyt wiele grać, niechęci do urzędników nie trzeba było szczególnie udawać. Marinie w sumie nie robiło to różnicy. Nie obchodziło ją, jakie podejście do niej ma Tarthoff. Jej podejście natomiast... było dość bojowe. Nie miała zamiaru tracić czasu na uprzejmości. Szczególnie nie na drodzę szukania ludzi, którzy okradli Juliannę.

- Zatem przesłuchanie może odbyć się w Urzędzie. Po tym jak pan tam wytrzeźwieje - zagroziła monotonnie. - Chyba, że usłyszę teraz odpowiedź na moje pytanie.

Mężczyzna parsknął.

- Co u licha jest z wami urzędasami? Zupełnie was pokręciło? Jakie przesłuchanie, o czym wy gadacie?

Wstał poirytowany, prezentując swoją rosłą, choć mocno spasioną sylwetkę.

- Jeśli nie macie konkretów, to wynoście się z mojego domu, nie będę marnował czasu na te bzdurne zagadki!

Dał znak stojącym przy drzwiach gorylom. Dwójka towarzyszących pani komisarz funkcjonariusz popatrzyła na nią niepewnie.

- Z magazynu skradziono kapłance sprzęt o wartości przekraczającej tysiąc feniksów - wyrecytowała twardo. - Sprzęt został wyniesiony przez drzwi frontowe. Jest pan na liście podejrzanych. To mi wystarczy, by umieścić pana w Urzędzie do czasu wyjaśnienia sprawy, lub odnalezienia sprawców. To nie ja muszę się tłumaczyć panu. To pan musi tłumaczyć się mnie. Odpowie pan na moje pytania, czy mam pana wyprowadzić z własnego domu zgiętego w pół i w kajdankach?

Tarthoff szczerze się roześmiał.

- Za kogo ty się masz?! - ryknął. - Wyprowadzić mnie? Z mojego domu? Bo coś ci się wydaje? Jeden mój ruch i moi ludzie wywalą ciebie, panienko, i tych dwóch trzęsących portkami klaunów na zbity pysk! - warknął, pobudzony i rozbawiony zarazem. - Ty i ta twoja żałosna banda w tym mieście nie znaczycie nic! Słyszysz!? Maluczkich wam gnębić, a wara od spraw lepszych od was! - wskazał ją wielkim paluchem.
- Galox, Tann, Roxx, ta grupa komediantów wychodzi, teraz!

Wydawało się, że naprawdę mocno go rozsierdziła i mężczyzna stracił nad sobą panowanie, był cały czerwony ze złości.

Ochroniarze zajrzeli do środka, trzeci z nich miał długą broń i ciężką kamizelkę. W przeciwieństwie do jej funkcjonariuszy wszyscy trzej wyglądali na takich, co strzelać umieli.

- Kto wykonał kopie klucza do magazynu? - wtrąciła. - Krótka odpowiedź i rozejdziemy się w spokoju. Może pan pomóc albo się stawiać. Byłaby szkoda, gdyby ucierpiała pana reputacja jak ludzie zaczną gadać.

- Coo? Moja...? Jak śmiesz, ty...

Tym razem wyraźnie zauważyła, że trafiła w czuły punkt, obserwowała go od samego początku i przez wszystkie stadia eskalacji emocji i była niemal pewna. Miał coś w tym wspólnego, a jej dociekliwość porządnie go wystraszyła, na co reagował w najprostszy dla siebie sposób, gniewem.

- Wyprowadźcie ich! Już! Bo nie ręcze za siebie! - wrzasnął, cały czerwony na twarzy.

Ochroniarzy w między czasie nazbierała się spora grupa. Wywalili ich, bez użycia przesadnej siły, jednak każdy ich ruch sugerował, że mieli jej spory nadmiar w zapasie. Sama pani komisarz zapewne poradziłaby sobie z jednym lub dwoma, ale na wsparcie pracowników raczej w tej materii liczyć nie mogła.

Zatrzaśnięto im drzwi przed nosem, zostawiając ich przed progiem jedynie z czujnym okiem pobliskiej kamery.

Kierowca trupowozu spojrzał się na Marinę pytającym wzrokiem. Towarzyszący jej w środku Han i Lui wypuścili powietrze z płuc, byli bladzi jak ściana.

- Jussz myśslałem, ższe nas tam... - goniec ułożył dłoń w pistolet i przystawił go sobie do głowy.

- Ale pani komisarz go wkurzyła! To pewnikiem jakaś zaawansowana technika śledcza, tak? Czekamy aż wkurzony zrobi coś głupiego, tak?

- Oby to cośś głupiego nie sskończyło ssię... - pokazał swój "palcowy pistolet" wskazując nim ich trójkę.

Tymczasem blady kierowca wychylił się przez szybę wozu.

- Hej, szefowo, dzwonić po jakieś wsparcie?

Najwyraźniej widział, że, delikatnie mówiąc, niezbyt grzecznie ich potraktowano. Co mogła odpowiedzieć pani komisarz na "zaawansowaną technikę śledczą"? Że zaczęły puszczać jej nerwy? Że o mało nie wyszła z posiadłości Tarthoffa? Że do strzelaniny nie doszło tylko dla tego, że krętacz opamiętał się? Że prowokowała go do tego, by nie skończyło się to dobrze?

Prowadziła w milczeniu sama ze sobą bogaty dialog wewnętrzny. Po paru oddechach poczuła, że jej dłoń drży. Silne emocje, które powinna odczuwać, przebijały się przez leki. Potrzebowała nowej dawki. W milczeniu sięgnęła pigułkę. Dopiero po niej zaczęła sklejać myśli.

- Nie będziesz dzwonić - oznajmiła krótko i stanowczo. Chwilę milczała, układając sobie wszystko w głowie. Następnie ponowiła. - Pojedziesz po nie. Ale najpierw zawieziesz nas w jeszcze jedno miejsce. Następnie pojedziesz po wrak i odholujesz go do Urzędu, tam zrzucisz ładunek z paki. Jednak po drodze pojedziesz przez pochód Avestian, przez których mieliście spóźnienie, gdy was ściągnęłam do Baxtera. Dasz mi ich na radio.

Kierowca zrobił zagubioną minę.

- Dobra szefowo, szefowa pokieruje, to się wszystko zobaczy. Trupki na pace poczekają, wszak im się już nigdzie nie spieszy, nie? - zarechotał. - A smrodek? To nawet dobrze, u mojej ciotki, to martwy wój prawie trzy miesiące w domu leżał po tym jak się przekręcił! Ciotka gadała, że smrodek nawet dobrze jej się zaczął kojarzyć i potem jakoś smutno się w domu zrobiło, gdy go zabrakło!

Tymczasem podjechali w okolice magazynu Schmidta, mając nadzieję, że może tym razem uda im się zaskoczyć zatrudniającego nielegalnych pracowników przedsiębiorcę.

Szansa, że po zamieszaniu tego dnia zakład będzie nieczynny 1-50 d100= 35 nieczynny


Niestety, tak jak poprzednio, magazyn był zamknięty i nie widać tam było ani żywej duszy. Być może pracownicy kryli się po prostu w środku, gdzieś między półkami, za masywnymi, zamkniętymi drzwiami? A może już czmychnęli kanałami, które rozciągały się pod tą stroną miasta? Z zewnątrz, przez niewielkie, zakryte stalowymi roletami okienka nie było za dużo widać. Nie było to dla pani komisarz jakimkolwiek zmartwieniem. Nowa dawka sprawiła, że nakład pracy i jej bezcelowość spłynęła po niej jak po kaczce. Wprawdzie mogło być to do przewidzenia, po nagromadzeniu się incydentów w relatywnie przypadkowych miejscach. Ludzie gadają, a przedsiębiorcy najwidoczniej wolą dmuchać na zimne.

Tymczasem komunikator Mariny poinformował ją o połączeniu z Urzędu.

- Ehm… KSSP do TM1… - rozpoznała głos Pudła, którego zostawiła na pierwszym miejscu interwencji. - Pani Komisarz? Ja w sprawie naszego trupa… Wygląda na to, że… ehm… To grubsza sprawa. Chłopaki wyciągając trupa narozrabiali trochę w pokoju i odkryli… To chyba jakaś bomba…

Stanton
Jessica Spojrzała na niego poważnie.
-Ojciec ma zamiar dać ci spróbować. - wyznała, lekko konspiracyjnym tonem. - Udzieli ci tylko dostępu do zamkniętego systemu, ale znajduje się tam kopia fragmentu oprogramowania, które uległo awarii. Może… jeśli coś tam znajdziesz, być może będziemy wiedzieć czego szukać w całym systemie. Działa już tunel łączący naszą posiadłość z Węzłem. Udostępni ci jeden panel w sekcji technicznej tam na miejscu. Mogę cię zaprowadzić. Podobno nastąpiły inne awarie… parę osób jest ciężko rannych. Nie mamy dużo czasu.
-Skoro nie mamy wiele czasu, ruszamy. -
powiedział Stanton zabierając swoją maszynę myślącą w walizce. Chciał pomóc i w końcu dostał szansę. Może naprawi usterkę? Może choć jak mówi Jess naprowadzi miejscowych techników na rozwiązanie.

Okazało się, że podróż trochę im zajmie. Ze względów bezpieczeństwa wyłączono kursujące załatanym dopiero co tunelem wózki, a do tego dla pewności zalecono im założenie kombinezonów próżniowych.
- To będzie długa droga i duży wysiłek, szczególnie z pełnym oporządzeniem, może panienka woli zaczekać? - zaproponował przydzielony im technik, który przedstawił się mu jako Yann, najwyraźniej był zaufaną osobą Ganthara. Z tego, co Stanton pamiętał, wózek faktycznie poruszał się na tyle szybko, że przebycie tej samej drogi na piechotę mogło zająć niemało.
- Z kombinezonów niestety zrezygnować nie możemy, raz że musieliśmy zastosować naprawdę rozległą łatę naprawczą, a dwa że lord Ganthar zalecił nam nie zwracanie na siebie przesadnej uwagi, w kombinezonach wyglądać będziemy jak każdy inny z przemierzających tę drogę sług.

Jessica przytaknęła dając do zrozumienia, że zrozumiała, co ją czeka.
- Idę - rzuciła tylko, lekko radośnie ,uśmiechając się do Stantona i chwytając go za rękę.
- Pragnę zobaczyć mojego przyszłego męża przy pracy - mrugnęła.
Służący taktownie udał, że tego nie usłyszał, ale końcówką jego ust lekko powędrowała ku górze. Najwyraźniej lubił Jessicę.

Stanton uśmiechnął się gdy Jessica złapała go za rękę. Delikatnie ścisnął jej dłoń odwzajemniając gest.
- Mam uraz nogi jeszcze z Cadavusa. Nic groźnego ale walizkę i jak najwięcej tych narzędzi musisz zabrać Yann. Wolałbym na miejscu być zmęczony ale z czystym umysłem niż być rozproszonym przez pogorszenie kontuzji. - popatrzył na Jessikę z ukosa. - To nic groźnego - pośpieszył z wyjaśnieniami. - Zalecano odpoczynek a ja jestem człowiekiem pracy. Więc nie było okazji. Mam nadzieję okazać się godny waszego zaufania i pomóc. - pokiwał głową z nadzieją. - Niezależnie od wyniku. Yann nas tu nigdy nie było. Ruszajmy każda chwila jest cenna. - mimo tych słów patrzył na Jessikę. Cały czas z uśmiechem i szczerym oddaniem.

Okazało się, że wcale nie było tak ciężko. O ile nie miał zamiaru odprawiać tam jakichś akrobacji, to przy znacznie obniżonym ciążeniu był w stanie podróżować całkiem sprawnie nawet mimo uszkodzonej kostki. Po drodze minęli parunastu pracowników podróżujących podobnie jak oni, między Węzłem, a posiadłością rodziny Ilonday, niektórzy korzystali do przewozu towarów z wyłączonych obecnie wózków, które obciążone ładunkiem po prostu ciągnęli za sobą. Minęli też łatę, wielki kawał giętkiego, cienkiego jak pajęczyna tworzywa, które po bokach wyrwy nadtopione zostało specjalną lutownicą, by idealnie przywarło do otworu. Yann mijając to miejsce uczynił odruchowo dłonią znak Krzyża Wrót.

Podróż zajęła im koło czterdziestu minut, w końcu dotarli znowu do znanej już inżynierowi centralnej części kolonii. Tam po zdeponowaniu kombinezonów w szafkach od razu skręcili do jednego z technicznych włazów i po przekroczeniu dwóch par drzwi bezpieczeństwa znaleźli się na poziomach technicznych. Było tam ciasno i gorąco, wiele z mijanych, pracujących bezustannie urządzeń wytwarzało też niemało hałasu. Stanton prawie ocierał głową o ciągnące się pod sufitem rury i przewody. W końcu w jednej z odnóg korytarzy dotarli do niepozornego stanowiska komputerowego.
-Chwilowo z niego nie korzystamy, bardzo niedawno zostało odłączone od sieci kolonii, choć nadal zawiera pierwotne oprogramowanie - wyjaśnił Yann, wskazując inżynierowi, by zajął miejsce przy klawiaturze. Poza nią nie widać było żadnego uniwersalnego złącza, jeśli chciał się podłączyć własnym komputerem musiałby pewnie odkręcić część obudowy i poszukać złącza w środku.
Niewielkie pomieszczenie było ciasne i rozświetlane tylko minimalistą lampką w rogu, nie mógł tam liczyć na zbyt wiele prywatności w swoich poczynaniach. Dwójka jego towarzyszy siedziałaby mu niemal na plecach.
- Chciałbym wiedzieć jak najwięcej o samych awariach. Jessica mi trochę tłumaczyła, tylko wolałbym usłyszeć to od techników. Co udało wam się ustalić, jakie są awarie gdzie. Wspólne punkty problemu i niech ktoś stojący obok pomoże mi się poruszać w waszym programie. - sam zaczął zdejmować obudowę, jego komputer na pewno ułatwi mu pracę. Zamierzał go podłączyć. Wskazówki wcześniejszych techników, nowoczesny sprzęt jaki miał i świeże spojrzenie miały mu przynieść rozwiązanie. Starał się jak nigdy w życiu.

Przez następne dziesięć minut Yann próbował tłumaczyć mu zawiłą naturę katastroficznych usterek w systemach kolonii. Ciężko to szło, raz że miejscowi zdawali się posługiwać zupełnie inną terminologią i filozofią programowania, a dwa, że coraz bardziej jasnym stawało się, iż Yann był tylko doświadczonym serwisantem. Sporo brakowało mu do wybitnego znawcy dziedziny.

Wiedział co nieco o systemie, którym przyszło mu się posługiwać, ale sam nie byłby go w stanie odtworzyć. Ciężko było stwierdzić, czy lepszych znawców nie mieli na miejscu, czy może po prostu Lord Ganthar nie chciał wtajemniczać ich w obecne nieoficjalne działania.

Ostatecznie mężczyzna wskazał mu tylko miejsca w kodzie, gdzie doszło do usterek. Faktycznie wyglądało to jak stopniowa i losowa degeneracja całego kodu.

Stanton podpiął się i rozpoczął pracę, dopytując Yanna co chwila o zamysł takiego, czy innego rozwiązania, na które natrafił.

Stanton technologia d20(+1 za komputer -5 za zupełnie obcy system)= 8 sukces


Nim udało mu się sformułować pierwsze wnioski minęła dobra godzina, w pomieszczeniu zrobiło się nieznośnie duszno, Jessica, która początkowo z wielkim zaangażowaniem śledziła treści wyświetlane na ekranie, zaczęła wpierw zainteresowanie wyraźnie symulować, a potem otwarcie się poddała, zachęcając go tylko przychylnymi spojrzeniami z miejsca spoczynku, za które obrała chyba jakiś korpus pompy wciśnięty w wąskie pomieszczenie za nim. Yann jednak uważnie i z zaangażowaniem śledził wyświetlane wodospady skomplikowanych danych.

Początkowo zaintrygowało Inżyniera to, że systemy stosowane przez ród Xanthippe zdawały się bazować na technologii pamięci holograficznej, pamiętającej jeszcze czasy Drugiej Republiki. W Znanych Światach długi czas próbowano do niej powrócić, przy obecnym poziomie wiedzy technologicznej i możliwościach serwisowych okazała się jednak zbyt zawodna, poza tym obecnie mało która technologia wymagała aż takich możliwości. Język programowania Xanthippe zdawał się zawierać w sobie ciekawe skrypty autonaprawcze, które do pewnego stopnia radziły sobie z tymi problemami, po części robiły to też przez znaczne ograniczenie możliwości tego typu pamięci... I właśnie tam Stanton zauważył domniemanego sprawcę problemów. Xanthippe nie korzystali z pewnych obszarów zaawansowanych kości, ich technologia najwyraźniej nie pozwalała nawet na ich aktywowanie, a komputer Inżyniera jak najbardziej, choć wymagało to znacznych umiejętności.

Właśnie w tych niewykorzystywanych obszarach znalazł fragmenty złośliwego kodu. Niewątpliwie stworzono go na podstawie wiedzy technicznej spoza rodu Xanthippe.
 
Tadeus jest offline