Że w stodole śpią opoje,
Nie usłyszą nawet wrzasku.
Każdy pił najmniej za troje,
Będzie bieda tuż po brzasku.
Jak otwiera się powieka,
Ci tańczą za trzy wesela,
Lecz i ich choroba czeka,
Co po wódce łeb rozdziera.
Nikt nie przejmie się i krzykiem,
Co zajączka strachem mrozi.
Trzeba radzić sobie sprytem.
Mały chyba z tym się zgodzi.
Chciałby uciec do swej chatki,
Bardziej poczuć się bezpiecznie,
Wtulić się w ramiona matki
I marchewkę zjeść koniecznie.
Na nic by się wszystko zdało
Rodziciele wyjechali,
Chatkę pewnie już zalało
a marchewki wykopali.
A dwa bobry bardzo butne,
Nie zważając na świat cały,
Prowadzą tą swoją kłótnię,
Jakby wrzaski tu coś dały.
-Kogo zwiesz łamagą, ośle?!
Ah! Poczujesz mojej pięści,
Prosto do medyka poślę!
Połamię ci wszystkie kości!
-Takiej łaski nie uraczysz,
Ja się w bójce nie oszczędzam.
Chyba zaraz prosto trafisz
Nie medyka, a do księdza.
-Hej Gerwazy! Daj mi szabli!
Będziesz w polu się spowiadał!
-Żeby ciebie wszyscy diabli,
Głupiś boś do płotu gadał.
Jeno koncept dobry z bronią.
Hej! Co nieco stal pogniemy!
Stawaj więc pod tą jabłonią,
Sądem Bożym rozstrzygniemy.