Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2017, 00:38   #58
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację


“Your nightmares follow you like a shadow, forever. ”
Aleksandar Hemon





Czy to był tylko koszmarny sen?
Czy to był li tylko zwykły koszmar?
Wspomnienia traumatycznych przeżyć zacierały się w pamięci, niczym blaknące z czasem fotografie. Odświeżanie ich bolało, niczym zdzieranie bandaża z zaschniętej rany. Błoga niepamięć. Błoga nieświadomość.
Tak było lepiej. Nie myśleć. Nie pamiętać.

Szóstka dorosłych ludzi siedziała w milczeniu i z posępnymi minami. Pod ich nogami stała nieruchoma, upiorna makieta kolejowa. Nikt nie miał odwagi spojrzeć na tą zdawałoby się niewinną zabawkę. Na samą myśl przechodził ich zimny dreszcz, a w pamięci ożywiały potworne obrazy.

Żywe, choć rozkładające się ciała wędrujące po peronie i wagonach, pociągu zawieszonego w kosmicznej próżni.

Szalony, okultysta, który jak wszystko na to wskazywało zjadł swego jedynego syna, a zapewne i wielu innych pasażerów.

Przeklęta, bezbożna i kosmicznie upiorna makieta złożona z ludzkich organów, kości, ścięgien i mięśni.

I wizja bluźnierczego, krwawego rytuału, który miał ich sprowadzić do domu.

Byli tak blisko, by bez skrupułów zabić i wyciąć wciąż bijące serce człowieka, byleby tylko wrócić do dobrze znanego świata.
Kurczowo chwycili się ostatniej deski ratunku w tym wirującym, piekielnym obłędzie. Choć jeszcze kilka dni temu, ba nawet kilka godzin temu wszyscy wyśmialiby bezlitośnie pomysł zorganizowania seansu spirytystycznego.
Byli wszak cywilizowanymi, wykształconymi, białymi ludźmi, a nie bandą nieokrzesanych dzikusów.
Jednak w tej jednej chwili pragnęli, by wierzenia prymitywnych ludów, by słowa ich przyjaciela profesora Smitha stały się prawdą.

Niewiarygodna, niewyobrażalna i przecząca wszystkim znaną prawom fizyki, podróż między światami stała się faktem.

Nikt z nich jednak nie pragnął podzielić się tą wiedzą ze światem. W ich sercach było jedno, jedyne pragnienie. By nikt więcej nie dowiedział się o takiej możliwość, o istnieniu innych światów, wymiarów.
Oni wrócili i byli z tego powodu niebiańsko szczęśliwi.
Jednak to, co widzieli zapewne niejednokrotnie przerwie im spokojny, nocny sen. To,co widzieli już na zawsze zmieniło ich postrzeganie świata. Stateczny i klarowny obraz został zburzony, a w jego miejsce pojawił się chaos. Piekielny chaos, kosmicznej pustki w której czaiło się coś nieziemsko, odrażającego. Ucieleśnienie i esencja pierwotnego zła.

Umysł wyparł szczegóły tego, co widzieli. W uszach ciągle jednak jeszcze mieli budzący przeraźliwą zgrozę, szelest łopoczących, błoniastych skrzydeł.


- Franz! - krzyknęła Rita poprzez ogłuszający stukot kół pociągu - Franz trzymaj moją dłoń!
Uściska mężczyzn słabł jednak z każdą chwilą. Jego wzrok był całkowicie skupiony na skulonym w kącie przedziału szalonym okultyście.
Alexis wił się niczym piskorz w sieci. Wyginał się na lewo i prawo próbując poluzować więzy, którymi go skrępowano. Von Meran wiedział, że stare zasłony zerwane z okien długo nie wytrzymają. Gdy szaleniec się uwolni, pozabija ich wszystkich.
- Franz! - wrzeszczała Rita, próbując przebić się przez dziwny wiatr, który wypełnił wnętrze wagonu - Franz błagam! Nie puszczaj mnie!
- “Muszę go powstrzymać” - myślał von Meran. Widział jak Alexis wyciąga lewą dłoń zza pleców.
Stało się! Bestia wyrwała się z okowów. Jeszcze sekunda i rozerwie więzy na nogach.
- “Muszę go powstrzymać” - myślał von Meran - “Tylko to się liczy”
- Franz! Błagam! - Rita nachyliła się nad dziennikarzem i spojrzenia ich się skrzyżowały.
W słabym świetle lampy naftowej i migoczących za oknem gwiazd, Franz ujrzał zaszklone oczy przyjaciółki.
- Wytrzymaj proszę - usłyszał jej płaczliwe błaganie.

I w tym momencie wszystko zawirowało, jakby nagle znaleźli się na piekielnie rozpędzonej karuzeli.
Twarze ludzi, wnętrze wagonu i kosmiczny pejzaż za oknem zlały się w jedną barwną plamę, przypominającą obrazy paryskich abstrakcjonistów.


Zapach świeżo palonej kawy uwodził zmysły i był niczym prawdziwa ambrozja. Czy trzeba było czegoś więcej by postawić człowieka na nogi?
Za oknem budzł się kolejny zimowy dzień, a bezchmurne niebo zwiastowało piękną pogodę przez najbliżesz godziny.
Lokaj Franza zadbał o to, by gdy państwo zejdą na dół, czekał już na nich zastawiony stół. Rzecz tak prozaiczna i prosta, jak rogalik z masłem ucieszył wszystkich gości. Na ich twarzach nadal widać było liczne rany, zadrapania i siniaki. Żyli jednak i tylko to się liczyło.
W najgorszym stanie była Paulina, której szyja była szczelnie obwiązana bandażem. Pod nimi kryło się kilka szwów, które doktor Welington, znajomy Cartera, założył jej poprzedniego dnia.
Wszyscy zasiedli do stołu, a Ben jak co dzień przyniósł na srebrnej tacy poranną prasę.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 21-03-2017 o 18:39.
brody jest offline