Konto usunięte | “Your nightmares follow you like a shadow, forever. ”
Aleksandar Hemon
Czy to był tylko koszmarny sen?
Czy to był li tylko zwykły koszmar?
Wspomnienia traumatycznych przeżyć zacierały się w pamięci, niczym blaknące z czasem fotografie. Odświeżanie ich bolało, niczym zdzieranie bandaża z zaschniętej rany. Błoga niepamięć. Błoga nieświadomość.
Tak było lepiej. Nie myśleć. Nie pamiętać.
Szóstka dorosłych ludzi siedziała w milczeniu i z posępnymi minami. Pod ich nogami stała nieruchoma, upiorna makieta kolejowa. Nikt nie miał odwagi spojrzeć na tą zdawałoby się niewinną zabawkę. Na samą myśl przechodził ich zimny dreszcz, a w pamięci ożywiały potworne obrazy.
Żywe, choć rozkładające się ciała wędrujące po peronie i wagonach, pociągu zawieszonego w kosmicznej próżni.
Szalony, okultysta, który jak wszystko na to wskazywało zjadł swego jedynego syna, a zapewne i wielu innych pasażerów.
Przeklęta, bezbożna i kosmicznie upiorna makieta złożona z ludzkich organów, kości, ścięgien i mięśni.
I wizja bluźnierczego, krwawego rytuału, który miał ich sprowadzić do domu.
Byli tak blisko, by bez skrupułów zabić i wyciąć wciąż bijące serce człowieka, byleby tylko wrócić do dobrze znanego świata.
Kurczowo chwycili się ostatniej deski ratunku w tym wirującym, piekielnym obłędzie. Choć jeszcze kilka dni temu, ba nawet kilka godzin temu wszyscy wyśmialiby bezlitośnie pomysł zorganizowania seansu spirytystycznego.
Byli wszak cywilizowanymi, wykształconymi, białymi ludźmi, a nie bandą nieokrzesanych dzikusów.
Jednak w tej jednej chwili pragnęli, by wierzenia prymitywnych ludów, by słowa ich przyjaciela profesora Smitha stały się prawdą.
Niewiarygodna, niewyobrażalna i przecząca wszystkim znaną prawom fizyki, podróż między światami stała się faktem.
Nikt z nich jednak nie pragnął podzielić się tą wiedzą ze światem. W ich sercach było jedno, jedyne pragnienie. By nikt więcej nie dowiedział się o takiej możliwość, o istnieniu innych światów, wymiarów.
Oni wrócili i byli z tego powodu niebiańsko szczęśliwi.
Jednak to, co widzieli zapewne niejednokrotnie przerwie im spokojny, nocny sen. To,co widzieli już na zawsze zmieniło ich postrzeganie świata. Stateczny i klarowny obraz został zburzony, a w jego miejsce pojawił się chaos. Piekielny chaos, kosmicznej pustki w której czaiło się coś nieziemsko, odrażającego. Ucieleśnienie i esencja pierwotnego zła.
Umysł wyparł szczegóły tego, co widzieli. W uszach ciągle jednak jeszcze mieli budzący przeraźliwą zgrozę, szelest łopoczących, błoniastych skrzydeł.
- Franz! - krzyknęła Rita poprzez ogłuszający stukot kół pociągu - Franz trzymaj moją dłoń!
Uściska mężczyzn słabł jednak z każdą chwilą. Jego wzrok był całkowicie skupiony na skulonym w kącie przedziału szalonym okultyście.
Alexis wił się niczym piskorz w sieci. Wyginał się na lewo i prawo próbując poluzować więzy, którymi go skrępowano. Von Meran wiedział, że stare zasłony zerwane z okien długo nie wytrzymają. Gdy szaleniec się uwolni, pozabija ich wszystkich.
- Franz! - wrzeszczała Rita, próbując przebić się przez dziwny wiatr, który wypełnił wnętrze wagonu - Franz błagam! Nie puszczaj mnie!
- “Muszę go powstrzymać” - myślał von Meran. Widział jak Alexis wyciąga lewą dłoń zza pleców.
Stało się! Bestia wyrwała się z okowów. Jeszcze sekunda i rozerwie więzy na nogach.
- “Muszę go powstrzymać” - myślał von Meran - “Tylko to się liczy”
- Franz! Błagam! - Rita nachyliła się nad dziennikarzem i spojrzenia ich się skrzyżowały.
W słabym świetle lampy naftowej i migoczących za oknem gwiazd, Franz ujrzał zaszklone oczy przyjaciółki. - Wytrzymaj proszę - usłyszał jej płaczliwe błaganie.
I w tym momencie wszystko zawirowało, jakby nagle znaleźli się na piekielnie rozpędzonej karuzeli.
Twarze ludzi, wnętrze wagonu i kosmiczny pejzaż za oknem zlały się w jedną barwną plamę, przypominającą obrazy paryskich abstrakcjonistów.
Zapach świeżo palonej kawy uwodził zmysły i był niczym prawdziwa ambrozja. Czy trzeba było czegoś więcej by postawić człowieka na nogi?
Za oknem budzł się kolejny zimowy dzień, a bezchmurne niebo zwiastowało piękną pogodę przez najbliżesz godziny.
Lokaj Franza zadbał o to, by gdy państwo zejdą na dół, czekał już na nich zastawiony stół. Rzecz tak prozaiczna i prosta, jak rogalik z masłem ucieszył wszystkich gości. Na ich twarzach nadal widać było liczne rany, zadrapania i siniaki. Żyli jednak i tylko to się liczyło.
W najgorszym stanie była Paulina, której szyja była szczelnie obwiązana bandażem. Pod nimi kryło się kilka szwów, które doktor Welington, znajomy Cartera, założył jej poprzedniego dnia.
Wszyscy zasiedli do stołu, a Ben jak co dzień przyniósł na srebrnej tacy poranną prasę.
__________________ Konto usunięte na prośbę użytkownika.
Ostatnio edytowane przez brody : 21-03-2017 o 18:39.
|