Wolfgang szedł ostrożnie jak inni. Jego laga oświetlała część korytarza a przyszły mag. O ile bogowie pozwolą pilnie czuwał nad drużyną używając swoich magicznych zmysłów.
Strasznie capiło i nie było to dla nikogo przyjemne. Techler był mieszczuchem od lat i częściowo przyzwyczajony był do smrodu fekaliów. Jako uczeń czarodzieja nawet za karę musiał latrynę w domu mistrza sprzątać.
Zatrzymali się a z kanału zaczęła wynurzać się galaretowata potwora.
- Ciekawe jak udowodnisz jej ubicie.- Mruknął Techler i rozpoczął splatanie magii i cisnął wyciągając rękę nad kanał magicznym żądłem. Te ze świstem, które było potęgowane zamkniętym pomieszczeniem poleciało w wyłażące z kanałów monstrum.