Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2017, 14:16   #92
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Abyś nie błądził w obcej ciemności

Mężczyzna następnie skierował się do pomieszczenia na prawo. Nie spodziewał się znaleźć tam skarbów, jedzenia lub przydatnych rzeczy, ale postanowił wykorzystać czas, w którym Tazok i Johanna zajęci byli pułapkami. Kiedy stanął u progu pomieszczenia, zauważył że w pokoju podłoga była niższa o pół centymetra. Przy ścianie po jego lewej stronie stał fotel z podziurawioną tapicerką i zniszczonym oparciem. Jego nóżki były połamane i przyciśnięte do podłoża, zaś materiał siedzenia niby czerwony z natury, ale nosił ślady zniszczenia i poplamienia ciemniejszą barwą. Na wprost jego wzroku stał przy kamiennej ścianie zamknięty sarkofag, zaś po prawej stronie był zmiażdzony i podziurawiony, roztrzaskany w drobny mak stół wyciosany z solidnego dębu. Kiedy jego spojrzenie szukało interesujących szczegółów pokoju, Roland poczuł jak mnóstwo, obślizgłych rąk ściska go w pasie i przyciska do pionowego zlepku z wielu śmierdzących ciał. Jego ciało, ubrania i twarz zostały ubabrane posoką oraz resztkami śmierdzącego i starego mięsa. Zlepek śmierdzących zwłok ścisnął mężczyznę w pasie na tyle mocno, że zabrakło mu tchu. Wiedźmiarz jednak nie poddawał się. Wykorzystując obślizgłe martwe łapy, wyślizgnął się dołem i odskoczył szybko na bezpieczną odległość. Truchła z jakiś ściana została skonstruowana, zdawała się być bardzo mozolna a jej ruchu na tyle ślimacze, że Roland bez problemu im umykał. Spanikowany podbiegł do sarkofagu i szarpnął ich drzwi. Te jednak nie ustąpiły wątłej sile Wiedźmiarza, zaś zbitek rozkładających się zwłok był coraz bliżej. Roland spanikował, ciągnąc za sarkofag, który jakby się zatrzasnął. W pewnym momencie zdenerwowany szarpnął na tyle mocno, że drzwiczki ustąpiły. Uderzyły w ścianę przy której stały, zaś sam mężczyzna odskoczył na bok. Z wnętrza pionowej trumny wypadła młoda dziewczyna. Zdawało się, że jest nieprzytomna. Roland mimo prób pomocy przy udziale leczniczych zdolności, nie zdołał postawić dziewczyny na nogi. Zostawił więc ją póki nie zagrażało większe niebezpieczeństwo, gdyż ruchome ściany ociekających posoką ciał zdążyły się wycofać, odgradzając wciąż drogę powrotną. Wiedźmiarz skupił swoją moc i szybko wyczuł magiczną aurę za sarkofagiem. Z trudem zdołał go przesunąć na bok, co pozwoliło mu odkryć tajne przejście ukryte pod płaszczem iluzji.
“Interesujące”, pomyślał Roland. Dyszał ciężko, a serce wciąż łomotało mu w piersi, jednak wydawał się ponownie nad wyraz spokojny. Zdrowe zmysły w końcu wróciły do niego, dzięki czemu mógł sprawnie działać w trudnych sytuacjach. Mimo to miał tym razem wiele szczęścia. Gdyby ściany okazały się mniej leniwe, mógłby mieć teraz spory problem. Tym razem jednak udowodnił, że nawet bez magii potrafi sobie radzić.
Nie mógł jednak pozwolić sobie teraz na triumfowanie. Wciąż znajdował się w złej sytuacji.
W pierwszej kolejności podszedł do nieprzytomnej dziewczyny. W pierwszej kolejności przyjrzał się jej uważnie. Wzrokiem poszukiwał wytatuowanego na jej ciele symbolu, który mógłby powiedzieć za co dziewczyna trafiła do piekła. Nie mógł jednak go znaleźć w odsłoniętych i dostępnych dla wzroku miejscach. Delikatnie potrząsnął jej ramieniem i beznamiętnym głosem zaczął mówić:
- Hej, ocknij się...
Na te słowa jednak nie uzyskał żadnej reakcji. Ciężko mu było stwierdzić, w jakim jest stanie, gdyż rany nie rysowały się na powierzchni jej skóry. Jedynie usta zdawały się być sine. Nie umiał też stwierdzić, z jakiego powodu dziewczyna znajdowała się w sarkofagu, jednak po kilku próbach ocucenia jej i zmarnowania tym samym czasu, poczuł możliwy ku temu powód. Niestety, Wiedźmiarz okazał się być zbyt mało spostrzegawczy, gdyż zaskoczył go nagły rumor przy suficie. Być może inaczej by się zachował wiedząc, że sklepienie nad jego głową, wysadzane jest w gęsto umieszczone, ostre kolce. Nie zdążył zareagować odpowiednio. Ozdobiony kłującą pułapką sufit runął z impetem na wszystko, co znajdowało się w pokoju. Ostrza przeszyły materiał fotela po raz enty, tak samo jak stołu. Trzy kolce wbiły się w tors nieznajomej, jeden zaś ugodził Rolanda, jednak trafił w takie miejsce, że nie wyrządził mu większej krzywdy. Teraz mężczyzna zrozumiał, dlaczego pomieszczenie to miało podłogę niżej położoną, niż pozostałe miejsca na piętrze. Leżał nieruchomo jeszcze jakiś czas, zaciskając zęby z bólu. Nim sufit wycofał się z powrotem na swoją pierwotną pozycję, krew spływająca z ciała dziewczyny zdążyła dotrzeć do jego twarzy.
- Kurwa… - syknął Roland chwytając się za ramię. W porównaniu z tym co przeszedł chociażby w pomieszczeniu z tronem, te obrażenie nie były zbyt poważne, jednak fakt, że dał się w tak łatwy sposób załatwić, nieco go irytował. Szybko jednak odzyskał zimną krew. Wiedział, że w ogóle nie powinien okazywać emocji, a zwłaszcza w takich sytuacjach.
Kiedy nieco się otrząsnął, podniósł dziewczynę, która okazała się nadzwyczaj lekka i ruszył przez odkryte przed chwilą przejście. Nie wiedział czego ma się tam spodziewać, jednak z pewnością nie mógł zostać tutaj... Nożyk u boku oświetlał mu drogę, jednak mężczyzna musiał stąpać ostrożnie. Przeszedł korytarzem, który zdawał się znajdować pod podłożem piętra i wydostał się do jakieś innego, ukrytego pomieszczenia. Wykrycie magii wskazało mu nie tylko ukryte drzwi, ale i parę magicznych przedmiotów, o słabej aurze. Prócz tego nie dało się nie zauważyć kilku głębokich dziur w podłodze, na które trzeba by było uważać.
Nauczony na własnych błędach Roland w pierwszej kolejności zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, tym razem nie zapominając także o suficie. Przyjrzał się również ścianom, chcąc wiedzieć, do których z nich lepiej byłoby się nie zbliżać. Zaś na sam koniec rekonesansu ostrożnie wychylił się by spojrzeć w głąb owych dziur. Wytężał również słuch, mając nadzieję, że nie dotrą do niego z głębi żadne niepokojące odgłosy.
Po tym nader ostrożnym badaniu, miał oczywiście zamiar zająć się identyfikacją przedmiotów, które znajdowały się w pomieszczeniu. Okazały się one różdżkami. Wiedźmiarz z coraz większym zainteresowaniem zaczął badać każdą z nich. “Mogą się przydać”, pomyślał z zadowoleniem, po czym ponownie wrócił do dziewczyny. Wziął jedną z różdżek, która jego zdaniem powinna odpowiadać za leczenie ran i jednym słowem i ruchem wyzwolił z niej moc, mając nadzieję, że tym razem dziewczyna pozostanie zdrowa na trochę dłużej.
Z różdżki wyleciały trzy magiczne ładunki, które trafiły w ciało dziewczyny, zaś jej rany zaczęły się goić. Zadowolony z efektu swoich działań, Roland ponownie spróbował obudzić dziewczynę.
Kiedy ta zaczęła się budzić, ciężko było określić, czego mężczyzna się spodziewał. Jej powieki zadrżały nim oczy się otworzyły, a ich jasne tęczówki zasugerowały Wiedźmiarzowi, że kobieta raczej nie jest ludzkiej rasy, jak podejrzewał na początku. Dziewczyna półprzytomna patrzyła na wyostrzający się przed oczami obraz, nie rozumiejąc z początku co znajduje się przed nią. Dopiero po dłuższej chwili i zrozumieniu tego, zerwała się na równe nogi odskakując w bok. Szybko pożałowała decyzji, gdy omal nie wpadła w jakąś przepaść. Jedynie dobry refleks, jakim się wykazała, zdołał ją uratować.
- Ktoś ty jest? - wydukała wyraźnie przestraszona sytuacją. Była sama z obcym facetem w jakiejś piwnicy, czy to mogło wróżyć dobrze?
- Lepiej się odsuń!
Wiedźmiarz westchnął i cofnął się o krok, uważając równocześnie by nie wpaść w przepaść. Odsłonił rękaw swojej “koszuli” i ujawnił przed dziewczyną wytatuowany symbol na ramieniu.
- Jestem przebudzonym - odparł spokojnie. - I chwilę temu znalazłem cię w jakimś sarkofagu.
Kobieta ściągnęła brwi i popatrzyła na niego podejrzliwie. Nie sprawiała wrażenia jakby wierzyła, a na znamię zerknęła z obojętnością.
- Wypalona literka nic mi nie gwarantuje. Po co mnie tutaj przywlokłeś? Sama bym ożyła prędzej czy później, wiesz o tym - jej ton głosu mimo spokoju, wprowadzał do atmosfery nutkę zaostrzenia.
Mężczyzna przewrócił oczami i wskazał tym razem na drugie ramię, z którego sączyła się wciąż krew.
- W tamtym pomieszczeniu na suficie znajdowała się dosyć uciążliwa pułapka. Gdybym cię tam zostawił, to szybko zmieniłabyś się w sitko… Jak mi nie wierzysz, to idź sama sprawdź. Ale na dobrą sprawę, nie mam cię po co okłamywać. Gdybym cokolwiek chciał ci zrobić, zrobiłbym to kiedy byłaś nieprzytomna. Nie brzmi logicznie?
- Niektórzy lubią, gdy ofiara wierzga i protestuje. Nie brzmi to logicznie, ale są różne persony. Doskonale wiem, co tam była za pułapka, przecież nie weszłam do sarkofagu dla zabawy. - powiedziała stanowczo, sprawiając wrażenie zagniewanej. Jej mięśnie jednak przestały być tak napięte, jak poprzednio, a sama dziewczyna odetchnęła cichutko.
- Więc czego ode mnie oczekujesz? Nie posiadam żadnych przedmiotów, nie zapłacę ci za pomoc. Mogę jedynie wyleczyć tę ranę, ale skoro ty uleczyłeś mnie, to pewnie sam potrafisz. Więc powtórzę; co chcesz?
- Potrafisz leczyć? Hm, to bywa przydatne - zaczął Roland z początku ignorując pytanie dziewczyny. Zaraz jednak westchnął. - No tak, to jest piekło, tu nikt nie uwierzy w bezinteresowność. Ale tak czy siak, nie masz nic, czym mogłabyś się obecnie odwdzięczyć. Ale możesz dołączyć do mnie i reszty mojej drużyny w dalszej wędrówce na szczyt góry. Wtedy na pewno trafi ci się okazja, by się zrewanżować. Co ty na to?
Nieznajoma uniosła brew patrząc na Rolanda. Chciała się przesunąć wzdłuż ściany, jednak instynktownie sprawdziła najpierw, czy to jedna z tych żywych ścian. Obróciła się nerwowo za siebie, a potem jej głowa z powrotem odwróciła się w stronę rozmówcy. Brązowe włosy zafalowały wraz z tym ruchem, a dziewczyna zaczęła sunąć przy ścianie, macając ją dłońmi, jakby była niewidoma.
- I co, twoi koledzy też mają jakieś znamiona powypalane na skórze? Nie brzmi to przekonująco - odpowiedziała nieufnie.
- Myślę, że mogłabym dalej próbować sama. Wyzwania pięter do tej pory nie były takie trudne, a to piętro wyjątkowo emanuje silną energią. Myślę... - spauzowała na chwilę, kiedy jej stopa napotkała kolejną przepaść i koniec dalszej części podłogi. Wzięła głęboki wdech.
- Gdzie my teraz jesteśmy?
Jakkolwiek wiedźmiarz chciał by dziewczyna w końcu się do niego przekonała, musiał przyznać, że przynajmniej nie brakowało jej zdrowego rozsądku i rozwagi. Z pewnością byłaby przydatnym członkiem drużyny.
- Za sarkofagiem znajdowało się tajne przejście, które prowadziło tutaj - powiedział w końcu. Następnie sięgnął po emanujące światłem ostrze i położył je na ziemi, po czym cofnął się o krok (ponownie uważając, by nie spaść w dół). - To wystarczy, byś w końcu uwierzyła, że nie mam złych intencji? Nie jestem gwałcicielem ani mordercą, tylko przebudzonym, który chce się stąd wydostać. Sama możesz próbować, nie będę ci bronił, jednak następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia.
- Mogę wierzyć lub nie, nie ma to większego znaczenia. Postawiłeś mnie pod ścianą, więc... Po prostu prowadź do wyjścia. - odparła zrezygnowana, spoglądając na świecący nóż, który jakoś jej nie pocieszał. W końcu to oznaczało, że jest uzbrojony, nawet jeśli odłożył go tylko na chwilę.
- Tylko ostrzegam, byś mnie nie dotykał. To nigdy nie jest dobrym pomysłem - dodała poważnie, czekając na jego ruch. Potem była zdecydowana ruszyć za nim.
- Nie miałem nawet takiego zamiaru - odparł Roland. Odwrócił się i ruszył w głąb pomieszczenia. - Nazywam się Roland.
- Aurora - odparła, idąc za nim w bezpiecznej odległości.
- Też jesteś przebudzoną?
- Póki nie dowiem się, że ci twoi koledzy to niegroźni ludzie, a nie jakieś demony, którym mógłbyś służyć, to wolałabym nie wdawać się w takie szczegóły
- Nigdy nie powiedziałem, że to są ludzie… A przynajmniej nie wszyscy - zaznaczył od razu Roland. - Ah, i zasadniczo obecnie jeden demon nam towarzyszy, chociaż sam nie do końca wiem dlaczego… Pewnie będziesz go kojarzyć, to… - Wiedźmiarz przerwał jednak nagle, dostrzegając w oddali Tazoka i Johanne. Pomyślał, że jest to dosyć dobre zrządzenie losu. Lepiej było przedstawiać ich po kolei.
Roland zdziwił się widząc tą dwójkę trzymającą się za ręce. Było to dla niego zaskakujące, jednak żadne głębsze odczucia nie obudziły się w nim. Zasadniczo w ostatnim czasie nie myślał wcale o Johannie. Nie wierzył już, że cokolwiek może odwieść ją od planu pozostanie z Azmodianem. Sam był już zbyt zmęczony walką z piekłem, by walczyć jeszcze o nią. Jednak być może znalazła się osoba, która ma jeszcze na to siłę… Szkoda tylko, że tą osobą był nieprzewidywalny hobgoblin.
Wiedźmiarz przestał mieć już do Tazoka jakiekolwiek uprzedzenia. Za życia z pewnością ich spotkanie skończyłoby się śmiercią jednego, jednak w piekle było inaczej. Tu liczyło się jedynie przetrwanie.
- Mam nadzieję, że zajęliście się pułapkami, a Shade już przygotowuje kolację - powiedział Roland, pomijając wszystkie grzeczności. Nie chciało się mu nawet streszczać tego co mu się przytrafiło. W końcu kogo to obchodzi? - To jest Aurora. Aurora poznaj Johanne i Tazoka.
Czarny Szpon spojrzał na dwójkę spode łba, co musiało mocno kontrastować z tym, że wciąż trzymał Johannę za dłoń. Nie wadziło mu to, nie postrzegał tak wstydu, jak “zwykli ludzie”. Skoro już trzymał, to mógł tak wytrwać do usranej śmierci. Nic nie cofnie faktu, że pozwolił złapać się za rękę, a krycie tego przed innymi byłoby większą oznaką słabości, niż wylewanie uczuć przy Johannie.
Tamtego też już nie cofnie i nie zacznie udawać, że się nie wydarzyło. Przelał cząstkę siebie do drugiego naczynia i podczas gdy dla innych było to normalne - wszak inne rasy lubiły plotkować i dzielić się smutkami - dla hobgoblina stanowiła niemałe wyzwanie.
- Co tutaj robisz? - zwrócił się do Rolanda. - Wyczułeś ją magicznymi zmysłami i pognałeś poszukać mam nadzieję?
- Chciałem rozejrzeć się po okolicy - odparł krótko Roland. - Na nią natrafiłem przypadkiem.
Johanna milczała. Czuła się nie tyle głupio czy źle, ale po prostu było jej przykro. Obojętność Rolanda mocno nadszarpnęła jej poczucie wartości, czego nie dało się nie zauważyć. Co innego zaś Aurora, która stała pewna siebie. Mimo braku uśmiechu i widocznej powagi, nie wyglądała jak okaz nędzy i rozpaczy.
- Świetnie, podróżujesz z Hobgoblinem. - zaczęła Aurora bez ogródek - Nie chcę być nieuprzejma, ale mam złe doświadczenia z twoimi pobratymcami, Tazoku. - ukłoniła się na powitanie, które nie należało do najgrzeczniejszych ani standardowych. Z większym uczuciem spojrzała na Johanne. “Boże, przecież to jeszcze dziecko”, przeszło jej przez myśl.
- Witaj Johanno. - uśmiechnęła się lekko. Johanna jednak zmrużyła gniewnie oczy patrząc na nową dziewczynę i nie odpowiedziała. Aurora więc nie przejęła się i zwróciła szybko do Rolanda
- Świetnie, to mówiłeś że z kim jeszcze się bujasz po piętrach? Z demonem? Cudownie - westchnęła.
- Gdy obchodziliśmy jedzenia jeszcze nie było - wymamrotała cicho Johanna, która również zwróciła się do Rolanda, jakby chciała zdobyć jego uwagę.
- Ja z Twoimi też - odpowiedział Aurorze Tazok. - Chodźmy tędy - wskazał na korytarz idący na południe. - dojdziemy do komnaty przy sali z pułapkami.
- Demon jest z nami tylko tymczasowo. Ma nam towarzyszyć tylko na tym piętrze… Sam dłużej bym z nim pewnie nie wytrzymał - zwrócił się do Aurory Roland. - Poza nim jest z nami jeszcze jeden człowiek, tiefling oraz półork, chociaż ta ostatnia dwójka jest teraz… w dosyć kiepskim stanie. Zresztą sama zobaczysz. Chodźmy.
 
Hazard jest offline