Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2017, 23:08   #1
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Deep Dark Abyss Straight [18+] - SESJA ZAWIESZONA


Elektryczność. Owe codzienne udogodnienie, które stało się tak powszechne, że ciężko wyobrazić sobie życie w świecie jej pozbawionym. Jest wszędzie. Przez wielu niedoceniana i traktowana jak coś tak oczywistego jak powietrze. Zasila sprzęty w naszych domach, w pracy. Towarzyszy nam w trakcie wizyty u lekarza, w drodze do szkoły, na spacerze. Gdziekolwiek się nie spojrzy widać efekty jej działania. Najlepiej zaś gdy naturalne światło zgaśnie, pozostawiając świat zdany na łaskę tego sztucznego. Ziemia w nocy lśni niczym klejnot, z każdym dniem i każdą godziną jaśniejszy. Ów blask najlepiej obrazują zdjęcia satelitarne.


Rejonów pogrążonych w mroku z każdym rokiem jest mniej. Elektryczność dociera coraz dalej i dalej, podążając za zachłannością ludzką, która wydziera naturze kolejne ochłapy by przejąć nad nimi władzę absolutną.

Co jednak by się stało gdyby jej zabrakło? Gdyby coś, na czym nauczyliśmy się polegać, zniknęło z naszego życia. Gdyby samochody przestały działać, lodówka nie dostarczała zimnego piwa, a z kranu nie popłynęła woda. Gdyby świat pogrążył się w mroku…





Pierwszy kwietnia 2017’go roku, dla większości był dniem, w którym każdy psikus był dozwolony. Prima aprilis, dzień żartów. Jak co roku nie brakowało idiotów dzwoniących na pogotowie, straż pożarną czy też do szkół lub szpitali z informacją o podłożonej bombie. Gdy więc do stacji telewizyjnych zaczęły docierać maile o planowanym ataku na skalę światową, nikt z początku nie brał ich na poważnie. Oczywiście, odpowiednie władze zostały poinformowane, bo wszak nikt ryzykować nie chciał bycia winnym zaniedbania, to jednak… Prima aprilis rządziło się własnymi prawami. Tym bardziej, że nikt nigdy nie słyszał o organizacji “Blackout”, której nazwa widniała w podpisie owych maili.
Po dniu nastała noc. Dla jednych cicha i spokojna, kwietniowa noc. Dla innych nie tak cicha czy spokojna. Dla jeszcze innych dopiero wstawał dzień. Życie toczyło się swoim utartym trybem. Jedni się rodzili, inni umierali, a ci pośrodku próbowali trwać wyczekując lepszego jutra, nowych atrakcji czy podwyżki w pracy. Każdy miał swoje marzenia i cele, do których dążył przez dłuższy lub krótszy czas. Decyzjami jak zwykle rządziły emocje, finanse czy słaba wola. Ludzie trwali, korzystając z tego, że był to ich czas na ziemi. Że to oni sprawowali władzę. Do czasu…
Dokładnie o północy czasu PDT świat pogrążył się w mroku, który spowodował zmasowany atak, w wyniku którego wszystkie urządzenia elektryczne uległy zniszczeniu.


Pierwsze dni po godzinie zero okazały się być testem dla stworzonej przez człowieka cywilizacji. Testem, który owa cywilizacja przegrała. Gdy bowiem śmierć spoglądać poczęła w oczy ludzi, wychodziły z nich bestie, które tkwiące dotąd w uwięzi norm i reguł, z ochotą porzucały je na rzecz wolności. Prawo silniejszego poczęło obejmować coraz większe obszary miast, miasteczek i wsi. Rządy próbowały zachować ład i porządek, gdy jednak z nieba spadać poczęły samoloty, a drzwi więzień stanęły otworem, ciężko było o jakimkolwiek ładzie mówić. Nagle stało się jasnym jak bardzo człowiek zależnym się stał od źródeł elektryczności. Jak bardzo wygoda bieżącej wody, środków transportu i komunikacji, dostępu do ciepła i bezpieczeństwa, rozleniwiła rasę ludzką. Jak wielką rolę odgrywały te codzienne oczywistości, gdy w grę wchodziło ujarzmianie natury. Nie tylko tej dzikiej, stłamszonej przez człowieka, ale i tej, która tkwiła w nim samym. Najgorsze zaś miało dopiero nastąpić…


Vegas
16 czerwca 2017r.

Miasto grzechu. Jego blask zgasł tak jak zgasły światła neonów, które go tworzyły. Miasto jednak… To trwało dalej, uparcie sprzeciwiając się ponurej rzeczywistości. Stolica drugich szans nie zamierzała się poddać tylko dlatego, że po wciśnięciu wtyczki do gniazdka nic się nie działo. Anarchia, która pogrążyła inne miasta Ameryki i świata, tu miała nieco inny wyraz. Anarcha ta miała swój styl. Była elegancka, nosiła białe rękawiczki. I w nich to zabijała tych, którzy nie byli w stanie dostosować się do nowych norm. Te z kolei zostały podzielone na wyraźne, posiadające własne systemy przywilejów i kar, rejony rządzone przez tych, którym udało się zapanować nad chaosem.

Centralnym punktem stał się Las Vegas Strip, w końcu zajmując swe miejsce na tronie miasta. Władze na jego obszarze przejął Mark Sanders, mężczyzna nieco ponad trzydziestoletni, który od lat podejrzewany był o działalność przestępczą, jednak nigdy formalnie o nic go nie oskarżono. Jako pierwszy dojrzał okazję i ją wykorzystał, zdejmując maskę i ukazując światu swoją prawdziwą twarz. Dzięki niemu Strip wciąż funkcjonował, chociaż w ograniczonej formie i według ścisłych reguł, które złamać można było tylko raz. Plotka głosiła, że to dzięki takim właśnie idiotom, którzy uznali za właściwe wychylić łeb i zagrać trefną kartą, w menu wciąż nie brakowało świeżego mięsa.

Kolejnym rejonem, na którym panował względny porządek, było samo centrum Las Vegas, nad którym władzę sprawował Bob “Bobby” Preston. Bobby był figurą, która w światku przestępczym znana była od dawna. Jeżeli coś się w Vegas działo, było pewne, że maczał on w tym swoje czarne paluchy. Pewne, nie znaczyło jednak że udokumentowane, dzięki czemu mógł on otwarcie wystawiać środkowy palec przedstawicielom policji, z których i tak spora ilość siedziała mu w kieszeni. Ci zaś, którzy w niej nie siedzieli, odwracali wzrok bo nikt przy zdrowych zmysłach podskoczyć czarnuchowi nie chciał. Ten bowiem miał paskudny zwyczaj eliminowania członków rodziny tych, którym się śniło, że ich powołaniem jest oczyszczenie świata z mętów pokroju Prestona. Praktykę tą stosował nadal, z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy. Nikt jednak nie był na tyle głupi by mu na to zwrócić uwagę.

Prawie nikt, należało rzec, bowiem w owych przepychankach, chaosie i krojeniu ciasta którym Vegas było, do głosu doszła także jedna kobieta. Mary Ann Weston. Skąd się wzięła, tego nikt nie wiedział. Wypłynęła tuż po godzinie zero mając za sobą szwadron ludzi, którzy od pierwszych godzin mieli w dupie wszelkie prawa i normy. Doskonale przygotowani na zaistniałą sytuację w ciągu paru dni przejęli całą władzę nad obszarem Paradise, pomijając jednak Strip. Plotka głosiła, że miała ona jakieś konszachty z Sandersem, dzięki czemu oba przejęcia władzy nastąpiły szybko i bez większych problemów. Czego jednak chciała, jakie były jej cele i zamiary? Tego nawet plotki nie wiedziały.

Ostatni rejon, spokojny i mało znaczący, ciągnął się na zachód od Strip i obejmował Spring Valley. Tu wciąż królowało “prawo”. Na czele stał szeryf William Scott za asystenta mając kapitana Richarda Farbusa. Spring Valley było jedynym miejscem, w którym można było przespacerować się ulicą bez ryzyka zaliczenia kosy czy zostania pobitym za krzywe spojrzenie na niewłaściwą osobę. To jednak, że prędzej czy później i w tej oazie spokoju sytuacja miała ulec zmianie, było jasne jak palące słońce na niebie i to, że od teraz mogło być już tylko gorzej.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline