Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2017, 16:20   #61
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Zgodziła się na propozycję hrabiego, bo to była jedyna szans aby stąd uciec, jedyna jaką ona widziała. Wszystko inne wydawało się brutalne i nieludzie. Lady Howard zaś za wszelką cenę chciała zachować swe człowieczeństwo.

[MEDIA]http://storiesforghosts.com/wp/wp-content/uploads/2016/12/penny-dreadful-seance.jpg[/MEDIA]

W uszach szumiała krew, oszalałe bijące serce, jak u przestraszonego królika, szybko pompowało krew. Adrenalina buzowała w żyłach, przyspieszając jej oddech. Pierś falowała szybko, gdy łapała powietrze, ignorując słodkawy zapach rozkładu. Przez tą, krótką chwilę, to ona była heroiną tej historii, to ona próbowała przekroczyć zakazaną granicę. To była jej chwila i od niej teraz zależało życie jej przyjaciół. Zamknęła oczy wypowiadając kilka słów, pod nosem, a potem zaczęło się...

Byli wokół niej oni, one, ono, trudno było określić czym były byty, bo były one śliskie, jak ryba pod powierzchnią wody. Niby namacalne, a jednak nieuchwytne. Krzyczały głosami, których echa odbijały się w jej głowie ze zdwojoną siłą. Chór głosów, jęków, szeptów, aż nagle wszystko ustał,a ona opadała w nieprzeniknioną ciemność....

To wtedy jej ciałem wytrząsnął spazm, oczy wywróciły się, a z gardła wydobył się krzyk..nie, to nie był krzyk, to był szept, powtórzony przez niezliczoną ilość głosów, narastający i wibrujący nieprzyjemnym rezonansem. Poczuła ciepło ślizgające się po każdym mięśniu, każdym ścięgnie, każdym włóknie i komórce jej ciała, zupełnie jakby snop światła przeszył ją całą. Rozkosz wymieszana z bólem. Żar nie potrafiący jej strawić, a jednocześnie tak gorący, że mógłby spopielić ją w mgnieniu oka. Gdy myślała, że jej umysł już nie wytrzyma, że ciało, wijące się jak węgorz nie zniesie już więcej, sekunda, która była zawieszona w wieczności skończyła się, z jej piersi wyrwało się westchnienie ekstazy.

Potem zapanował niezmącony niczym chaos...
- Henry ... jej ulubiony koń na biegunach, jego pocałunek, spojrzenie pełne miłości, ciepłedłonie, ukochana bajka z dzieciństwa, - Tato! ... szorstka dłon gładząca jej małą główkę, szept, najczulszych słów - proszę nie.. spojrzenie pełne bólu i miłości, Alelajda- jej laka leżaca na parapecie, niepotrzebne podziękowania i miękkie usta.. kotłujące się, splatające i mieszkające od zawsze w jej wspomnieniach, były tak namacalne, że czuła ich zapach, smak, ciepło...

Gdzieś w dali niebieska Wenus walcząca z czerwonym Marsem. Kasjopeja święcąca wstydliwie, migotliwym srebrem, a pas Oriona dziwnie blady i smutny, warkocz komety rozświetlający nienaturalny mrok kosmosu, ciągnący się za nią przez ciszę, jak welon niedoszłej panny młodej. Błysk!

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-mBrCPoU-ENA/Vgy3AL6osjI/AAAAAAAAEIY/BmEvRQPbGyw/s1600/Komet%2Bkohoutek.jpg[/MEDIA]

Dotyk, tak dobrze znany i jednocześnie obcy, smakujący jak zakurzony pokój, w którym dawno nie było nikogo. Lodowate dłonie na ramionach. Były realne, czy to tylko wymysł jej wyobraźni? Był to czuły dotyk, czy ktoś tam.. gdziekolwiek by nie byli próbował ją pochwycić? Łopot skrzydeł zwrócił jej uwagę. Błona, rozciągnięta pomiędzy skrzydłami, jak prześcieradło na parawanie silnie biły w pustkę, a ona na twarzy czuła podmuch niebytu. Z nasilającym się złowieszczym szelestem strach coraz głębiej spoglądał w oczy Lady Howard i wie, że nie mu nie umknie, że strach wymościł sobie posłanie gdzieś wewnątrz niej, tuz pod sercem, tam gdzie wcześniej mieszkało, inne, wcale nie tak dawno utracone uczucie.

To skrzydła ją porywała, wciągając w szaleńczy taniec ku zatraceniu, czy to świat zawirował. Przestrzeń zadrgała, jak powietrze w letni dzień, by za chwilę obrócić się wokół miliona niewidocznych osi. Łapczywie złapała powietrze, zapominając w tej trwającej dziesięć wieczności chwili, o tak trywialnej czynności. Jej krzyk utonął w huku i raniącym uszu dźwięku zgniatanych z ogromną siłą metali. Mroźne powietrze wdarło się do płuc kując bólem lodowych szpilek. Zamglone spojrzenie Lady Howard zogniskowało się na dwóch pociągach, które z ogromną siłą zderzyły się jadąc po tym samym torze. Do jej uszu docierały krzyki, błagalne nawoływania i jeszcze raz krzyki . Była.. na ziemi, z powrotem. Udało się.. Czyjaś ręka do tej pory nie może przypomnieć sobie czyja, złapała ją i pociągnęła.
Młody lekarz opatrzył ich rany, których Eleonor, jakimś cudem uniknęła. Kilka powierzchownych zadrapań i siniaków, nic więcej, to był cud. Kiedy ocknęła się w jego gabinecie, przez chwilę rozglądała się zdezorientowana po twarz przyjaciół. Byli tu. Wszyscy. Nikt nie został w przestrzeni. Odetchnęła z ulgą i w drodze powrotnej do Franza pozwoliła sobie na przymknięcie powiek, by złapać choć, chwilę snu, minutę wytchnienia i ucieczki od świadomości, że właściciel błoniastych skrzydeł jest tam i czeka.


Rano wstała z łóżka, stawiając bose stopy na miękkim dywanie, zatapiając palce w grubych splotach bawełny. Głowa jej ciążyła, siniak, w kolorze dorodnej śliwy, umiejscowiony na prawym udzie dotkliwie posłował bólem. Zdarty łokieć szczypał, a zielonkawy siniak na jej szyi nie wyglądał dobrze. Nie była pewna, o której zasnęła, może była to pierwsza w nocy, a może nawet i czwarta, ale to i tak nie miało znaczenia, nawet gdyby przespała całą noc, czuła by się tak samo: jakby coś ją zjadło, lekko nadtrawiło i wypluło. Widocznie była niesmaczna.

Podeszła do kufra, który Anna zdążyła tu przywieźć. Wyciągnęła z jego wnętrza jedną z prostych sukienek i ubrała się uprzednio rozdziewając z nocnej sukni, którą też schowała do bagażu. Zamknęła stary, skórzany i wiernie służący jej przez wszystkie kontynenty kufer. Przekręciła klucz, w dziurce od klucz, a ciche klik oznajmiło, że jej cenne rzeczy, zostały zabezpieczone. Klucz schowała do torebki, a dziurkę od niego, zamaskowała blaszanym kołkiem, doczepionym nad zamkiem. Podeszła do toaletki, nie poświęcając zbytniej uwagi swojemu wyglądowi. Niedbale, jak na nią, upięła długie włosy, przypudrowała siniaka na szyi, by nie krępować nikogo jego widokiem i skropiła się perfumami o lekkim kwiatowym zapachu z nutką kardamonu.
Westchnęła ciężko do swojego odbicia, nim wyszła z pokoju kierując się na dół. Chciała mieć śniadanie za sobą i jak najszybciej wyruszyć do Paryża, na tę chwilę miała dość Londynu.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 27-03-2017 o 09:28.
Lunatyczka jest offline