Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2017, 01:58   #73
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację

To był dziwny dzień, nie tylko dlatego że Mika nie próbował dziś nikt zabić. Bardziej zresztą nawykł do świstu kul niż do nawiązywania bliższych więzi z innymi ludźmi. O bliższej więzi może zresztą za wcześnie było mówić, lecz czuł, że skruszył fragment muru, którym otaczała się Psyche. Także część tego, którym sam się przez lata otoczył, co było dziwnym doświadczeniem.
Jak mały powrót do niewinności.
To nie były sprawy do jakich został stworzony, ale ostatnie dni odmieniły go. Nabrał tego rodzaju pewności siebie, jaki ma tylko ktoś nie mający wiele do stracenia i jaki działa na kobiety lepiej niż wygląd oraz kasa razem wzięte. Nie sądził swoją drogą, by Psyche leciała na jedno ani drugie. Może zresztą nie leciała również na niego a używała go tylko jako narzędzia do odstresowania się. Nawet jeśli, korzyść była obustronna.
Żyjąc na krawędzi nie ma sensu analizować w nieskończoność każdego kroku. Jutro jedno z nich lub oboje mogli zginąć. Oboje milcząco akceptowali to ryzyko, nie wypowiadając obaw na głos. Krótkie chwile radości, podszyte niepokojem i wydarte cieniom niepewnego jutra były przez to tym intensywniejsze.

Natroju nie popsuła mu nawet wiadomość od Alana. Od dawna lał na zarząd ciepłym moczem a teraz miał już naprawdę wyjebane na to, czy odsuną go od zadania czy nawet wypieprzą z roboty. Tego jednak się nie obawiał, siedzieli już zbyt głęboko w sprawie, żeby był sens ich zastępować. Nawet cieszył na konfrontację z tymi poważnymi do granicy bólu dupy prykami w drogich garniturach. Powymądrzają się i ponapawają władzą, ale postawieni wobec faktów będą musieli zdecydować czy odpuścić czy zaangażować firmę głębiej. Maroldo obstawiał drugą opcję. Właściwie mógł przewidzieć przebieg wideokonferencji jakby ta już się odbyła.

Pozostał wybór miejsca. Otwarta holofonia i miejskie wi-fi odpadały, przekazu wideo nie dało się zaszyfrować tak pewnie jak wiadomości. Łącze hotelowe też nie było pewne. Mik, który i tak musiał rano zawlec tyłek na Manhattan, zasugerował, by po prostu pojechali do Corp-Tower (oczywiście skanując wcześniej siebie i motocykle na pluskwy), ale Psyche nie przypadł do gustu ten pomysł. Nie indagował jej, ale podejrzewał dlaczego. Wcześniej wspominała o bardzo wymagającym przełożonym a z jej głosu dało się wyczytać antypatię a nawet coś więcej, coś niepokojąco niepasującego do jej wizerunku zimnej, twardej suczy. Domyślał się tylko, że wolałaby nie spotykać się z nim w cztery oczy. Zasugerowała inną placówkę firmy, na co Maroldo przystał. Wielkiego wyboru nie było i padło na klinikę w Jersey, połączoną z Corp-Tower bezpośrednim, niezależnym światłowodem. Mik zaczynał już się tam zadomawiać.


***

El Chicanito nie ucierpiało podczas walk, lecz opustoszało jak wszystkie knajpy na Bronxie. W ten niedzielny wieczór byli jedynymi gośćmi. Barman aż się nastroszył na ich widok, może jednak poznał Marlene, bo nie sięgnął po strzelbę, którą bez wątpienia trzymał za barem niczym w westernach. Mik zamówił tortillę i lekkie kaktusowe piwo.

BigJ zjawił się w towarzystwie dwóch postawnych Murzynów, którzy od razu zajęli strategiczne pozycje. Nie było innych członków The Rustlers i bliższych znajomych Meatboya. Zresztą ten co przyszedł także wydawał się spieszyć. Nie bez powodu, działo się w końcu bardzo dużo.
- Lepiej, żeby to było dobre - powiedział na wstępie, ściskając dłoń Mika. - Coś ty zrobił z mordą? Gdybym nie poznał Marlene to bym kurwa pomyślał, że próbujecie mnie wrobić - cmoknął przy tym policzek kobiety.
Maroldo roześmiał się.
- Sami gadaliście, że za bardzo przypominam Bloodboya, nie? – Wyszczerzył zęby. – I łatwo teraz zarobić kulkę za sam wygląd. To przefasonowałem se ryj. Także dlatego, że Free Souls już mnie poznali i próbowali zajebać. Jak myśleli, że nie żyję to zawieźli mnie na teren Kalisto, więc jesteśmy już właściwie pewni, że dla nich pracują. Wytłukliśmy skurwieli sporo, wczoraj w Mount Vernon to też my. Zbliżamy się do Zbawiciela. – pociągnął z kufla łyk lekkiego piwa. - Ale potrzebujemy jeszcze trochę czasu. No i martwimy się o sojuszników. The Rustlers potrzebują więcej współpracy i silnego szefa. Wiesz o kim mówię.
- I bardziej zorganizowanych działań - poparła go Psyche. - Policja może to ułatwić, wyhamowując ataki na The Rustlers, ale to nie potrwa długo. Odnośnie Kalisto, to on powtarza to ciągle. Nie przywiązywałabym się na razie do tego - uśmiechnęła się do BigJ’a, zerkając na Maroldo. - Zetknęliśmy się także kilka razy z BloodBoyami, jestem niemal pewna, że pracują w dużej mierze dla Free Souls, nawet jeśli sami o tym nie do końca wiedzą. Stąd nasze cele są dwa: pomóc wam się utrzymać i wyeliminować Zbawiciela. Musimy jednak współpracować.
- Robicie dużo hałasu, spoko, ale co nam to na razie dało? - BigJ wzruszył ramionami. Nie wziął nawet piwka, co podkreślało brak czasu i fakt, że wszystkim w tej dzielnicy zaczęło się spieszyć bardziej niż zwykle. - Mamy podział, tylko za mało środków. My próbujemy zatrzymać BloodBoyów, żółtki tych drugich. Z dwoma na raz to wiecie jak jest, a jak na razie nikt nie zajął tamtych na tyle mocno, by nam odpuścili.
- Zbliżyło nas do celu - Marlene odpowiedziała na pytanie BigJ’a niezrażona. - Staramy się jak możemy, ale jak sam widzisz, nie jesteśmy armią. Otrzymaliście nasze wsparcie także techniczne. Z tego co wiemy, przydałaby się wam większa współpraca i koncentracja wysiłków. Milczenie Meatboya działa destrukcyjnie, bo ludzie są niepewni. Z tego co zrozumiałam, to te “żółtki” nie są wcale pewni, co wy próbujecie. Rozumiesz? Robicie swoje, staracie się, a nikt tego nie doceni, jeśli nie zbierzecie się razem i nie ustalicie choćby tego podziału “my się zajmujemy tym, a wy tym”.
- To ponoć ustalili - wtrącił Mik. - Ale może przydałaby się jakaś narada, na której szefowie Rustlersów pokazaliby ludziom, że działają razem i ufają sobie nawzajem, key? Moglibyśmy zabezpieczać takie spotkanie, dostaliśmy więcej ludzi. Gdyby Meatboy chciał z nami pogadać to jesteśmy otwarci na propozycje.
- Raczej by nie chciał - BigJ wykrzywił twarz z nieładnym grymasie. - Przysłał was Tieo, co? - mruknął. - Spotkanie, wszyscy w jednym miejscu. Po chuju taki pomysł. Możemy spotkać się prywatnie w kilka osób, ale spęd skończy się gorzej niż poprzednio. I nie wiem co miałby zmienić, tu się zgadzam z szefem. Nic nam z gadania, trzeba działać.
- Miałby podnieść morale - Psyche powiedziała wprost, patrząc BigJ’owi w oczy. Była wystarczająco wysoka. - Myślą, że Meatboy nie żyje, a wy kolaborujecie z BloodBoysami. Jeśli tak nie jest, pokażcie im to.
Maroldo sącząc piwo skinął głową, dając do zrozumienia, że zgadza się z koleżanką.
- Lubimy Jina, ale to… księgowy, nie materiał na wodza. - dodał. - Wsparliśmy go bronią i sprzętem, ale nie jesteśmy pewni, czy lokujemy środki w dobrym miejscu.
BigJ nadal kręcił głową, nieprzekonany do tego pomysłu.
- Spęd nic nie pomoże. Zauważyliśmy, że wszystkie nasze ruchy były wyprzedzane, im dalej tym gorzej. Ta akcja z tobą - wskazał Mika - była ostatnią udaną i zaskakującą dla tamtych. Co też nie pomaga w ocieplaniu waszego wizerunku. O ile nie macie pomysłu na zajebistą zasadzkę to spęd jest beznadziejnym pomysłem. Zdejmą nas wszystkich na raz, niezależnie od ochrony.
- Myśleliśmy o zasadzce - rzekł Maroldo. - Potrzebujemy tylko miejsca na zadupiu, gdzie będziemy mogli wykorzystać całą siłę ognia. Może przy okazji namierzymy zdrajców. Przemyślcie to, key? A mówiąc o zdrajcach, nie dorwaliście Jay-L-a?
- I dobrej, ale nie nachalnej propagandy, aby tamci uwierzyli, że właśnie w tym fałszywym miejscu jest spotkanie - dodała Psyche. - Raczej nikt ważny nie weźmie u nich udziału, ale może uda się przechwycić kilku ludzi i czegoś dowiedzieć. Po nitce do kłębka, inaczej się nie da z kimś tak dobrze kryjącym swoją tożsamość co Zbawiciel.
- Zasadzka brzmi lepiej, ale to po co robić normalne spotkanie? - Murzyn łyknął piwa, które przyniósł mu barman. Oprócz nich i ochroniarzy nikogo w lokalu obecnie nie było. - Jak bardzo chcą to można umówić się w kilka osób i dalej mogą przekazywać do swoich, że jesteśmy po tej samej stronie - wzruszył potężnymi ramionami. - Macie jakiś pomysł na tę zasadzkę? Jakbym dorwał tych skurwysynów to wyśpiewaliby wszystko co wiedzą.
- Gdyby dorwała ich Marlene, to by dopiero śpiewali. - zaśmiał się Mik. - Spotkanie dogadacie jakie se chcecie. Do zasadzki potrzebujemy tylko odpowiedniego miejsca, z pustą przestrzenią bez cywilów wokół. Solidny budynek, opuszczona fabryka, czy coś. Obstawimy z naszymi ludźmi teren wokół i jak zaatakują, zrobimy tam jebany Czas Apokalipsy.
- Nie tylko tego - przypomniała Psyche. - Potrzebujemy zrobić ruch w interesie, abyście przekazali między sobą wiadomości o fałszywym spotkaniu. Ma to wyglądać autentycznie, więc musicie zrobić to po tajniacku - wyszczerzyła się radośnie. - Jak użyjcie holofonów to jeśli się nie mylimy, wróg będzie znał miejsce i czas. Niezależnie od zabezpieczeń sieciowych i tym podobnych dupereli.
BigJ podrapał się po łysej łepetynie. Był spoko gościem, ale nie był wielkim planistą.
- To będzie trzeba też jakoś rozpowiedzieć ludziom, że to tylko ściema. Jak mają wtyki, to też się dowiedzą. Budynek do rozpierdolenia się znajdzie, ale kto uwierzy, że mamy się kisić w starym magazynie?
- Ostatnie spotkanie w restauracji niezbyt się udało, prawda? - Mik uśmiechnął się krzywo. - Gdybym nie spowolnił tamtej cysterny, mogłoby być różnie. Miejsce, którego nie da się zaatakować z zaskoczenia, ani samochodem pułapką będzie wiarygodne właśnie ze względów bezpieczeństwa. I najlepiej, żeby prawie nikt nie wiedział, że spotkanie to ściema. Reszcie powiecie dopiero na miejscu. Kilka wozów waszych ludzi będzie musiało tam przyjechać, w tym przebrani za szefów, jeśli oni sami nie chcą ryzykować. Obstawicie teren jak zwykle. Wszystko musi wyglądać realistycznie, kumasz?
- Dlatego pokazanie się Meatboya mogłoby być bardzo pomocne - dodała Marlene. - Jeśli on nie miałby nic przeciwko, moglibyśmy… kogoś przebrać. Dla patrzących z daleka nie będzie to trudne. Jeśli sam nie chce się pokazać, może zgodziłby się na coś takiego?
BigJ popatrzył najpierw na jedno, potem na drugie i pokręcił głową.
- Jesteście zdrowo rąbnięci. Co chcemy osiągnąć tą zasadzką? Przepytywaliśmy już trochę ziomków i wszyscy gówno wiedzą. Tu też złapiecie co najwyżej płotki, które zastąpią innymi. Takie wyżynanie się jest bez sensu. Skoro Jin chce zapewnień, że działamy w naszej sprawie, to niech sam kurwa wyjdzie z jakąś inicjatywą. A nie głupim spotkaniem - Murzyn pokręcił głową. - Jak spotkamy się w kilka osób to możemy to nagrać nawet, żeby pokazać tych żółtym matkojebcom, że kurwa jesteśmy po tej samej stronie. Po chuj Meatboya udawać?
Podane na razie argumenty wyraźnie go nie przekonywały.
- Jak tamci zobaczą szefów to rzucą do ataku wszystkie siły, a w naszym planie prawie nikt z nich nie uchodzi żywy. Jakieś zwycięstwo by się wam przydało, nie? - Mik wzruszył ramionami. - Przekaż szefowi i przemyślcie to, key? - uniósł kufel, lecz zaraz odjął go od ust. - Jeszcze jedno, tamci oprócz dzieci i netrunnerów porywają też zwykłych ludzi. Przerabiają ich na bojowe cyborgi z wypranymi mózgami. O takie: - Pokazał Murzynowi zdjęcie schwytanego wczoraj monstrum.
- Nagramy całe zdarzenie - Marlene uśmiechnęła się. - Wiem, że walkę uważacie za najważniejszą, ale w dzisiejszych czasach propaganda bywa jeszcze istotniejsza. Może inni się zastanowią, widząc masakrę swoich? Wiem co myślisz. Część z nich to mogą być jeszcze do niedawna wasi bracia. Zabijanie może nie zawsze jest argumentem, lecz tu potrzebne jest coś, co ich zszokuje. Pozwoli się zastanowić, czy wspieranie jakiegoś gościa kryjącego się w cieniach to dobry pomysł. Możemy to wręcz połączyć z atakiem na ich terytorium. Nie będą się spodziewali, sądząc, że szefowie The Rustlers planują gadać, prawda?
- Kiedy chcecie odjebać ten cyrk? I jak wam dać znać, skoro gadacie, że przez holo lepiej nie? - BigJ zdawał się podjąć wreszcie jakąś decyzję, choć nie wyglądał na zachwyconego tym wszystkim.
- Daj znać jak się zdecydujecie to się spotkamy i obgadamy szczegóły. - Ganger nie był zbyt kumaty, lecz Mik nie dał po sobie poznać zniecierpliwienia, dopijając leniwie piwo. - I dopasujemy się do terminu, ale potrzebujemy z pół dnia na przygotowania, key? Jakbyście planowali jakąś inną większą akcję to też daj znać. Skoro ostatnia udana była ze mną to może przynoszę wam szczęście, czy coś. - wyszczerzył się.
Murzyn prychnął.
- Dobra, odezwiemy się pewnie - powiedział, wstając od stołu. - Teraz serio muszę już kurwa lecieć.
- Pozdrów szefa i Alecto. - Mik uścisnął mu dłoń na pożegnanie.
BigJ kiwnął tylko głową i wyszedł.

Odczekali minutę i wyszli z Psyche na cichą, martwą noc, idąc do motocykli zaparkowanych za rogiem. Dziesięć minut jazdy dzieliło ich od hotelu, będącego ich wspólnym azylem do świtu.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 27-03-2017 o 02:00.
Bounty jest offline