Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2017, 06:35   #37
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację


“Kiedym Go ujrzał, do stóp Jego upadłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: „Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani”.
Ap 1:17–18






ABIGAIL
Z całego zwierzenia kobietę w mundurze poruszyła najbardziej ostatnia kwestia. Zamarła w pół ruchu, łypiąc podejrzliwie na klęczącą blondynkę, by bardzo powoli zacząć się wycofywać do tyłu.
- Zaraziła? - powtórzyła palącą kwestię, nie spuszczając z niej oczu - Ta z dołu? Czym się zaraziła?

Nie zdążyła jednak powiedzieć nic więcej. Mniejsza para drzwi zaskrzypiała, otwierając się złowieszczo powoli. Ruch ten przykuwał uwagę przytomnych osób w pomieszczeniu. Abigail skuliła się na ziemi, Dana wycelowała w wejście obrzyna i zacisnęła w napięciu szczęki. Po dwóch długich sekundach prychnęła, widząc jak przez szczelinę do środka wsuwa się zakapturzona głowa. Na jej widok kobieta wyczuwalnie się rozluźniła.
- To ty, Roger- prychnęła, chowając broń. Wstała szybko, podchodząc do nowoprzybyłego - Tu jest kurwa jakaś jebana zaraza! Co jeszcze?! Zaczniemy srać flakami i świecić?! - wypaliła z pretensją, wyrzucając ręce ku górze - Jakby kurwa tych łuskowanych jebańców było mało! - wypaliła nim mężczyzna zdążył stanąć po ich stronie i rozeznać w sytuacji

- Stul pysk, Dana. Dostaliśmy zlecenie i nie wyjdziemy stąd póki nie skończymy- gość warknął równie ciepło co mówiąca do niego kobieta. Zrobił trzy kroki i stając tuż przed nią przez co musiała zadzierać głowę aby patrzeć mu w twarz jako że dzieliło ich z piętnaście centymetrów we wzroście.

- Po chuja w ogóle tu kurwa siedzimy i pierdolimy się w chowanego ze zjebem ze stróżówki?! Rozpierdolmy co trzeba, zawińmy po co nas wysłali i wysadźmy grodzie. Kacap poradzi sobie ze sterowaniem, sam nam otworzy wrota na powierzchnię! - najemniczka wytrzymała z pewnością nieprzychylne spojrzenie, nie schodząc z tonu ani o jotę.

- Burris zdecyduje co dalej.
- Rogers syknął krótko, mijając ją i podchodząc do Ryan. Rzucił okiem na oddychającego ciężko, lecz wciąż żywego Murzyna i pokiwał głową. - Dobra robota, mała. Chłopaki przeniosą go do reszty. My też idziemy, szef się za tobą stęsknił - Wyciągnął rękę, pomagając jej wstać. Zmienił ton głosu na łagodniejszy, uśmiechnął się też nieznacznie.

- Burris! - kobieta z obrzynem prychnęła, wbijając nieprzychylne spojrzenie w pozostałą dwójkę. Mówiła z niechęcią i ledwie tajoną złością, krzywiąc się przy tym nieprzyjemnie - Myślisz że będzie wiedział co robić? Zadanie już dawno go przerosło, spójrz na nas! Zostaliśmy odcięci w pierdolonej kostnicy, ze zmutowanym gównem na karku i jeszcze się okazuje, że jajogłowi spierdolili stąd ze względu na zarazę. Zarazę, ogarniasz?! Ta martwa suka co ją z Sonym widzieliśmy w trumnie na dole była chora! Chora do kurwy nędzy! Widziałam jak wyglądała, była szara i sparszywiała! Pierdolony mutant! Zrobili z niej mutanta!

- Poradzi sobie, teraz on dowodzi - Kapturnik wydawał się niewzruszony. Wciąż stał w miejscu, przygarniając ramieniem niewielką blondynkę. Czy aby mu nie uciekła, czy ze względu na chęć przekazania otuchy i wsparcia - nie szło zgadnąć.

- Daj spokój! - Dana aż sapnęła - Dowodzi tylko dlatego, że Ethan nie żyje! Inaczej nadal wykonywałby rozkazy i nie udawał że umie wziąć ten burdel za mordę! Zdechniemy tu przez niego... i przez nią - wywarczała nienawistnie, kończąc wywód nieprzyjemnych spojrzeniem na Ryan - Tak dziwka sapała o tego leszcza, cośmy go zostawili po drugiej stronie, a sama go tu ściągnęła! Kroiła go i chuj wie co jeszcze! Przed chwilą się przyznała! Pewnie też mu syfa sprzedała, a jak też to ma?! Albo draństwo wisi w powietrzu?! Wyjdziemy stąd i w bazie nas wystrzelają, o ile nam nie odpierdoli i się nie pozagryzamy! Albo zaczołgamy się do Borgo, bo tylko on nam zostanie! Na bank nas przyjmie gorąco... ile jego popychadeł rozjebałeś przez ostatni miesiąc, a my razem z tobą? Zatknie nasze łby na pale i tyle z tego będzie!

- Chora laska była w akwarium, a sama mówiłaś że go nie ruszaliście. Poza tym skurwiel który nas tu zamknął wygląda zdrowo. Odjebało mu, ale mógł być walnięty od początku - Abigail poczuła jak żołnierz tężeje w miarę zasłyszanych rewelacji. Mimo tego pozostał na miejscu, nie zabrał też ręki, ba! Jakby na złość, mocniej przygarnął blondynkę do siebie. - Znasz łańcuszek hierarchii. Po Ethanie jest Burris. Po nim ja, a po mnie Natasha. Potem Dymitri i Gomez. Sony odpada, Fortuna się przekręcił. Ciebie liczymy jako przedostatnią, więc się nie napalaj. Zamiast snuć domysły skup się na tym żeby stąd wyjść w jednym kawałku. Nie będę cię niósł, a jeżeli jeszcze raz zaczniesz gadać bzdury sam cię uciszę. W jednym się zgodzę - wycedził, wskazując karabinem na wyjście - Zadanie się skomplikowało. Mamy dość do roboty i bez twojego srania po kątach. Albo się ogarniesz, albo... rusz dupę - dla ponaglenia powtórzył ruch bronią.

- Kapitan dowie się o wszystkim - Dana odwarknęła, ruszając we wskazanym kierunku. Nie próbowała kryć niezadowolenia, mamrotała też pod nosem coś, co z pewnością pochwałami nie było.

Roger odczekał aż zostaną sami, dopiero wtedy westchnął i przetarł twarz wierzchem dłoni. Zsunął kaptur, zalizał włosy do tyłu, spoglądając na Abigail. Teraz, w świetle jarzeniówek widziała dość młodą, poważną i zeszpeconą blizną twarz.
- Nie gadasz z nikim poza mną i Burrisem, rozumiesz? - spytał, chwytając ją za brodę i zmuszając do uniesienia głowy. - Wraca ci pamięć i nie jest różowa, co? Przyzwyczaj się, odstawialiście tu niezłe gówno. Będzie ci ciężko to podbijaj do któregoś z nas, ale przy reszcie morda w kubeł. Jeżeli mamy stąd wyjść, musimy działać jedną grupą, a nie się dzielić. Pomożesz nam, będziesz sie słuchać grzecznie... wtedy masz moje słowo, że po gdy stąd wyjdziemy, odstawię cię do najbliższego miasta w jednym kawałku. Widzisz jak to wygląda. Sytuacja jest... skomplikowana. - westchnął, puszczając jej brodę i nakierowując na wyjście.

Wyszli na korytarz, niewiele różniący się od tego jakim biegli te parę kwadransów wstecz. Ciągnął się długo prostą, następnie mijał śluzę i kończył w pokoju bliźniaczym do tego obleganego aktualnie przez rannego Murzyna.

W progu natknęli się na dowodzącego bandą bruneta. Czekał na nich, oparty nonszalancko o framugę i palił papierosa. Ledwo ich dostrzegł zmrużył oczy, by zaraz zrobić przejście. Bez słowa przechwycił blondynkę, wpychając ją do pomieszczenia. W środku prócz Dany znajdowała się para nieznanych jej najemników i nieruchomy, pokrwawiony kształt na ziemi. Zamrugała, lecz wzrok jej nie mylił. Pomiędzy wojskowymi butami, blady niczym sama śmierć i pokancerowany, leżał Sanders. Oddychał, o czym świadczyła poruszająca się nieregularnie pierś, jednak skala obrażeń i powiększająca się w zastraszającym tempie kałuża krwi nie wróżyły dobrze.

- Kompleks miał być opuszczony - za plecami usłyszała znajomy warkot, palce ściskające jej ramię wpiły się boleśnie w ciało - Ilu was tu jeszcze kurwa jest? Zajmij się nim, chcę wiedzieć co wie - rozkaz zakończyło wymowne pchnięcie, po którym dziewczyna opadła na kolana. Roger podał jej apteczkę, pozostali czekali, odmierzając uciekające sekundy złowrogim milczeniem.



SANDERS


Muzyka sączyła się w ustawionych w mroku sali głośników. Głośna, dudniąca basami i pulsująca zawieszonym nad parkietem stroboskopem. Wślizgiwała się przez uszy i nicowała ciało, wypełniając je równomiernymi skurczami, napędzającymi do działania. Płynęła żyłami, rozchodząc się od mózgu do końcówek mrowiących palców. Pobudzała od środka, nadając ruchom gracji, a mięśniom elastyczności.
Tropikalny upał stłoczonych na parkiecie, półnagich ciał windował zmysły na najwyższy poziom. Co rusz czyjeś rozgrzane ramię lub tors ocierały się o niego, kusząc i wabiąc do siebie. Masa kobiecych sylwetek, wijących się na wyciągnięcie ręki. Słyszał bicie ich serc, przyspieszone przez wysiłek oddechy. Wyłapywał subtelną woń wymieszanego z kosmetykami potu - słodką niczym miód i równie lepką. W błysku ostrego światła tropiciel raz po raz wyłapywał chętne spojrzenia i zapraszające uśmiechy.

Otaczały go, osaczały... lecz nie czuł lęku, wręcz przeciwnie. Pożądanie narastało z każdą sekundą tańca. Ich dłonie sunęły w rytm muzyki po jego ciele, by przy akompaniamencie chichotu zedrzeć z pleców zbędne łachy. Czuł jak wodzą dotykiem delikatnie po odkrytej skórze, ocierając się o nią i mrucząc z zadowolenia. Któraś z foczek posunęła się nawet do tego, by wystawić ozorek i z lubieżną miną widoczną wśród regularnych fleszy, przejechać mokrym językiem od męskiego pępka, aż po obojczyk.

- Pieprz mnie... - ochrypły jęk tuż przy uchu, nadspodziewanie wyraźny w otaczającym Sandersa hałasie. Foczka stała tuż przed nim, zaplatając ramiona wokół jego karku i przyciskając ciało do jego ciała. Para ciemnych oczu lśniła tuż przed jego twarzą. Czuł jak drżąca para piersi wgniata się w jego klatkę piersiową, a gorący oddech łaskocze ucho - Zrobię co zechcesz DC03, tylko mnie zerżnij...

Inne sprawne ręce poczęły majstrować przy suwaku spodni, rozpinając go drażniąco powoli.
- Jesteśmy twoje... - kolejny szept, tym razem inny, bardziej nosowy.

- Sanders... och Sandres... - usta przy uchu szeptały, robiąc przerwy by móc zostawić na napiętej szyi kąsające pocałunki.

Tłum wokół zafalował niecierpliwie, z dziesiątek gardeł wyrwał się ochrypły jęk.
- Sanders... Sanders...

Światło zgasło, muzyka grała jakby ciszej, zaś rozgrzana ludzka masa napierała z każdej strony chcąc go chociaż dotknąć, posmakować.
- Jesteśmy twoje... tylko twoje... - głos dobiegł tym razem z dołu, łaskocząc przy okazji właśnie odsłaniane biodra. - Mamy koks... otwórz oczy... - szepnął ponownie i miękkie, ciepłe usta zamknęły się wokół jego przyrodzenia. Odruchowo sięgnął w dół, napotykając wdzięczną, pracującą uparcie główkę akurat na wysokości zadania. Zacisnął palce na włosach, pomagając lasce znaleźć odpowiednie tempo.

- Otwórz oczy... - drżący szept przy uchu zmienił się w jęk, a potem syk.

- Sanders... proszę - mrok zawirował, porywając tropiciela w wir pełen kolorowych plam. Ktoś szarpał go za ramię, kobiecy szept stawał się głośniejszy - Proszę... to boli, puść. Otwórz oczy.

- Puść ją gnoju, albo cię rozpierdolę! - męski wrzask przeorał obolałą czaszkę, wbijając w mózg setki diabelnie ostrych igiełek. Światło wypełniło ciemność.

- Połam swołoczy paluchy, wtedy puści- inny facet, zaciągający śpiewnie po rosyjsku dorzucił tonem przyjacielskiej porady. Zapach perfum wyparła woń krwi, gorączki i piwnicznego zaduchu. Pojawił się też ból - obezwładniający, paraliżujący i wszechobecny. Nawet przy mruganiu.

- Budzi się jebaniec!
- rozległ się ten sam warkot co poprzednio, tym razem do kompletu z szarpaniem za rękę. Głowa Sandersa odskoczyła na bok, szczęka zapiekła.

- Nie! Nie bijcie go! - cienki pisk kobiety... znał go, kojarzył. Tylko, cholera, nie potrafił powiedzieć skąd. Biel przed oczami sprawiała ból, powieki mrugały, wyduszając z kącików oczu łzy. Obraz powoli się wyostrzał, a tropiciel zorientował się, że leży płasko na ziemi. Nad nim klęczała blada blondynka, gestykulując szybko i równie szybko nawijając do majaczących gdzieś wyżej sylwetek - ciemnych, trzymających dłonie na czarnych automatach.
Dźwięki zlewały się w nieznośne buczenie. Nie rozróżniał słów, za to bardzo wyraźnie widział własną dłoń, ściskającą kurczowo wyrwany skądś pukiel jasnych włosów.



 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-03-2017 o 06:39.
Zombianna jest offline