Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2017, 22:48   #13
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Kolejne dni rejsu upłynęły im w podobnej atmosferze jak ten pierwszy. Załoga statku z każdym kolejnym stawała się bardziej otwarta w stosunku do księżniczki, która zyskała w ich oczach swym otwartym zachowaniem i wesołą naturą. No i, jakby nie spojrzeć, wraz z Litworem dostarczali marynarzom nie lada rozrywki swoimi sparingami, które to od tego pierwszego, odbywały się codziennie. Nie dało się ukryć, że młoda anielica robi postępy w szybkim tempie, chociaż wciąż daleko jej było do poziomu Litwora, który reprezentował poziom, z jakim trudno byłoby się mierzyć nawet najlepszym członkiniom zakonu Ves i to bynajmniej nie w pojedynkę. No ale, jakby nie spojrzeć, o czym łatwo było zapomnieć, Aigam nie należał do tego świata i bliżej mu było bogom niż mieszkańcom Zaris.

Lif, nie licząc owych krótkich chwil w kajucie, trzymała się z dala od księżniczki. Zwykle znaleźć ją można było w bocianim gnieździe, lub siedzącą na jednym z masztów. Czasami jej płomienna sylwetka przemykała wśród chmur, konkurując ze słońcem, jednak z zasady kapłanka Tahary trzymała się od wszystkich z daleka. Jedynie Senie i Litworowi udawało się ją od czasu do czasu zmusić do zamienienia paru słów. W trakcie tych rozmów, Magobójca dowiedział się między innymi, że jej rodzina zginęła w trakcie walk z upadłymi. Przez jakiś czas przebywała ona u rodziców Merinsela, a gdy doszła do siebie, zajęła miejsce wśród braci kapłańskiej w wielkiej świątyni, która była sercem twierdzy Taser. Tam też jej stosunki z aniołem, będącym ojcem Origi, zacieśniły się. Gdy odszedł, odeszła i ona, po to tylko by powrócić gdy Merinsel stanął u boku Glynne, jako królewski małżonek. Co robiła przez te lata i ile ich dokładnie minęło, o tym jednak rozmawiać nie chciała. Podobnie jak niechętna była rozmowom o obecnym zadaniu, chociaż bez wątpienia wzbudzało ono w niej strach, który z czasem począł przedzierać się przez mury, którymi była otoczona.
Drugiego dnia podróży, jasnym się stało, że “Wiedźma” nie kieruje się w stronę Bontar, jak przecież powinna. Kierunek prowadził ją na północ, w stronę San, które to opłynęli nie zawijając do portów. Morze burz pokazało im przy okazji, dlaczego taką, a nie inną nazwę nosiło. Sztorm za sztormem atakował statek, a wysokie fale przewalały się przez jego pokład z gniewną siłą żywiołu, który nie wybaczał, nie miał litości i nie pozwalał na złapanie oddechu. W trakcie owej przeprawy życie straciło czterech członków załogi, jednak już następnego dnia, na pokładzie znalazła się dokładnie taka sama liczba nowych ochotników. Skąd się wzięli? Dlaczego znaleźli się na statku? Kim byli? Część z tych pytań na zawsze miała pozostać tajemnicą “Wiedźmy”, na inne łatwo było uzyskać odpowiedzi po prostu pytając zainteresowanych. O ile oczywiście, miało się ochotę wystawiać twarze na uderzenia siekącego niczym bicz, deszczu. O ile chciało się zmierzyć z wiatrem, przez który każdy krok był bitwą. O ile zaspokojenie ciekawości liczyło się bardziej niż pozostanie przy życiu.
Siódmego dnia pogoda uspokoiła się na tyle, że można było bezpiecznie wyjść z dusznego wnętrza statku, na świeże powietrze. Marynarze zabrali się za naprawianie szkód, które stały się ceną, jaką przyszło “Wiedźmie” zapłacić za przetrwanie. Sena nadzorowała wszystko czujnym okiem i zdawała się być wszędzie. Podobnie jak i kapitan Tores, który głośnymi okrzykami poganiał załogę. Jego gniewny wzrok i gniew w głosie, działały niczym smagnięcia bicza i tak też brzmiały. Mężczyzna ów okazał się być człowiekiem pozbawionym manier i sumienia. Jak Litwor zdążył się przekonać, lubił on wypić i lubił się zabawić. “Swoich” ludzi traktował ostro i brutalnie, jednak była w tym i sprawiedliwość. Co zaś się tyczyło księżniczki to nie przegapił on ani jednej okazji by jej dogryźć, zaczepić czy w szeroko pojętym tego słowa znaczeniu, uprzykrzyć podróż. Widać miał on coś do wysokich rodów albo zwyczajnie sprawiało mu przyjemność drażnienie się z młodą następczynią tronu. Tym bardziej że jej władza nie sięgała “Wiedźmy”, ani też nie było nikogo kto by służył jako tarcza, jak to mieli w zwyczaju dworzanie i służący. Tu, na pirackim statku z legend, była zdana tylko na siebie. No, chyba że Litwora, ale przecież była już dorosła, o czym stale wszystkim przypominała w domu. Mogła poradzić sobie z jednym utrapieńcem, bez biegnięcia z płaczem do swojego opiekuna. Czy jednak na pewno mogła…?
Dziesiąty dzień był dniem, w którym wpłynęli na Morze Olerskie. Kolejnego nastąpił pierwszy, dłuższy postój w Orest, portowym mieście mieszczącym się po wschodniej stronie Małej Rav, jednej z dwóch wysp na tych wodach, które same w sobie tworzyły małe królestwa znajdujące się pod skrzydłami władczyni Nemerii.
Postój trwał dwa dni dzięki czemu możliwym stało się zwiedzenie miasta, które jednak nijak do Aler porównać się nie dało. Miało jednak kilka wspólnych cech, które przypomniały księżniczce o domu, który zostawiła za sobą. Podobnie jak w stolicy Alezii, tak i tu w porcie wrzało życie. Od wczesnego ranka, do późnego wieczoru, słychać było nawoływania, okrzyki i przekleństwa, które zdecydowanie nie powinny trafiać do uszu młodej następczyni tronu. W nocy zaś słychać było lepiej lub gorzej wykonywane pieśni, które mówiły o tęsknocie do domu, o trudach życia, o sztormach i potworach i o odwadze i szczęściu. Były to pieśni proste, tworzone przez prostych ludzi i nieludzi. Zawarte w nich historie pochodziły z ich życia i z życia ich przodków, którzy przemierzali niebezpieczne wody Zaris i dożywali dni, w których swym doświadczeniem dzielić się mogli z młodszym pokoleniem. o tych, którzy tych dni nie mieli okazji dożyć, tworzono opowieści, które z czasem przeradzały się w legendy. Znaleźć w nich ziarno prawdy było trudno, ale to braci morskiej nie przeszkadzało. Zazwyczaj też byli przy tym zbyt pijani by się takowym szukaniem zajmować.
Drugiego dnia pobytu w Orest, nastąpiło krótkie spotkanie z kapitanem Illisirem, do którego należała “Biała gołębica”, elficki statek, obok którego “Wiedźma” rzuciła kotwicę.


Elf ów, postawny i jak wszyscy przedstawiciele tej rasy, urodziwy, skłonił głowę przed Origą, gdy ta pojawiła się na pokładzie, jednak zaraz powrócił do rozmowy z Seną. Sprawa musiała być poważna, bowiem usta Wiedźmy zaciśnięte były w cienką kreskę, a jej dłonie pieszczotliwie gładziły rękojeści ostrzy, które zdobiły jej pas. O czym jednak rozmawiano, tego księżniczka się nie dowiedziała, a i sam elf wkrótce opuścił pokład. Wkrótce po tym “Gołębica” odpłynęła, eskortowana przez czas jakiś czas przez Lif, w jej ognistej postaci.
Owe spotkanie było niczym omen, po którym sprawy zaczęły przybierać zły obrót. Nie powinno to jednak dziwić, biorąc pod uwagę, że już trzeciego dnia po opuszczeniu Orest, znaleźli się na wodach należących do Vole Kes. Przeklęte królestwo, siedlisko wszelkiego zła jakie tkwiło w krainie, rzucało swój mroczny cień na wszystko i wszystkich, którzy znajdowali się w jego pobliżu.
Wpierw zauważono statek, który zdawał się podążać ich śladem. Okrzyk rozbrzmiał tuż po obiedzie, owego trzeciego dnia. Statek jednak nie zbliżał się, a jedynie sunął w bezpiecznej odległości. Sytuacja taka utrzymała się aż do wieczoru, kiedy to śledząca ich jednostka zniknęła z widoku. Nie była to jednak dobra nowina. Wkrótce bowiem, wraz z chwilą gdy ostatnie promienie słońca zgasły w wodach Morza Olerskiego, rozbrzmiał alarm, który postawił na nogę całą załogę. W stronę “Wiedźmy” zmierzały trzy okręty, a sądząc po sztandarach i czarnej róży, będącej godłem Vole, ich zamiary były dalekie od pokojowych.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline