Maelar leżał bez ruchu, czekając aż serce przestanie mu rozsadzać klatkę piersiową... co bynajmniej nie nastąpiło szybko.
Wizja była przerażająca, a z jej treścią nijak nie mógł się pogodzić.
W czyim ciele siedział? Strażnika? Nadzorcy? Jakie miejsce oglądał? Lochy twierdzy Nester?
Jakim cudem?
Najgorsza jednak była ta radość, jaką odczuwał widząc cierpienie innych. towarzyszy wyprawy. Tych, co wraz z nim wyruszyli, by ratować mieszkańców wioski...
Sen-mara..., pomyślał w końcu, odrzucając koc i wygrzebując się z łóżka.
-
Dzień dobry - przywitał swoich współlokatorów, otwierając oczy..
Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Zamir jedynie skinął mu głową, siedząc na łóżku z twarzą tak bladą, że pościel mogła mu owej bladości pozazdrościć. Oddychał ciężko, jak po biegu, a jego twarz rosiły krople potu. Jego wzrok tkwił wbity w zwierzę, które szczerzyło kły w rogu trzeciego łóżka.
Kto i co zrobił, że dziewczyna wpadła w panikę? Zamir?
-
Sili...? Co się stało? - spytał cicho i, równocześnie, spokojnie, uważając, by słowem czy gestem nie sprowokować ataku. Wyglądało na to, że dziewczyna nie do końca panuje nad sobą.
Lwica jednak nie odpowiedziała, a przynajmniej nie w zrozumiałym języku, bowiem z jej paszczy wydobył się tylko głuchy pomruk.
- Silli - przemówił Zamir, wchodząc w błagalny ton, który brzmiał w tym jednym słowie, które zdołało przedrzeć się przez jego zaciśnięte gardło.
- Chyba będzie lepiej, jak ją na jakiś czas zostawimy samą - dodał, nie spuszczając z oczu przyczajonego drapieżnika. Nie sprawiał jednak wrażenia chętnego do tego, by jako pierwszy wykonać ruch. Nie powinno to dziwić, w końcu lwica znajdowała się bliżej niego, niż elfa, a co za tym idzie to nad nim wisiało większe ryzyko zostania rozszarpanym na krwawe strzępy.
Maelar przez moment się zastanawiał, co będzie mniejszym złem - pozostać w pokoju i poczekać, aż Sili się uspokoi, czy też może zrobić to, co sugerował Zamir.
Gdyby zdołał się wydostać na korytarz, z pewnością byłby bezpieczny... Może w obecności Zamira Sili uspokoiłaby się szybciej?
Wyjście jednak wymagałoby dwóch rzeczy - ubrania się i spakowania. Nie miał zamiaru biegać po korytarzu w samych gaciach, a podróż bez bagażu byłaby, delikatnie mówiąc, utrudniona.
Powoli, cały czas obserwując Sili, przesunął się na łóżku, po czym ostrożnie, powoli, sięgnął po koszulę.
Uwaga lwicy natychmiast skupiła się w pełni na elfie, jednak łaczka nie atakowała, a jedynie śledziła jego ruchy, wydając z siebie pomruki. Zamir także, podobnie jak Maelar, powoli zaczął zbierać swoje rzeczy, pilnując uważnie ruchów i zachowania Silli, wyraźnie przy tym gotów w każdej chwili na ucieczkę z pokoju. Na szczęście, jako że żaden z nich nie musiał do lwicy podchodzić bliżej, żadnemu też nie stała się krzywda. Po długich minutach, które wydawały się godzinami, obaj panowie byli gotowi do wyjścia.
Pomruki, jakie wydawała z siebie Sili, w niczym nie przypominały mruczenia zadowolonego z życia kotka. Wprost przeciwnie - wyglądało to raczej na groźne pomruki zbliżajacej się burzy. A Maelar miał nadzieję, że owa burza w końcu się rozejdzie.
Ostrożnie, stale nie wykonując gwałtownych ruchów i obserwując lwicę, z plecakiem w ręce podszedł do drzwi i je uchylił, gotów skoczyć na korytarz, gdyby Sili nagle zaatakowała.
Ta jednak tylko się cofała, w miarę jak i Zamir zdążał w stronę drzwi i bezpiecznego korytarza. Czy jednak, gdyby lwica postanowiła zaatakować, był on tak naprawdę bezpiecznym miejscem? Na szczęście ani elfowi, ani człowiekowi nie dane było się przekonać. Obojgu udało się opuścić pokój i zamknąć drzwi za sobą.
- Jeszcze jej takiej nie widziałem - mruknął Zamir, wpatrując się w cienką, drewnianą przeszkodę, którą oddzielili się od groźnego zwierzęcia. Skoro zaś im się to udało, nie pozostawało nic innego jak zejść na dół, na śniadanie i liczyć na to, że łaczka w końcu się uspokoi. Decyzja ta została dodatkowo poparta otwierającymi się powoli drzwiami pozostałych pokoi.
- Nie mam pojęcia, co jej się mogło stać... - powiedział cicho Maelar, po czym odetchnął z wyraźną ulgą. - Tak już się zachowywała, gdy otworzyłeś oczy?
Zamir tylko skinął głową w odpowiedzi, sprawiając przy tym wrażenie jakby jednocześnie chciał jak najszybciej znaleźć się gdzie indziej i zostać przed drzwiami. W końcu wygrał rozsądek.
- Chodźmy na śniadanie - zaproponował z miną męczennika.
-
Chodźmy - z całkowitym brakiem entuzjazmu zgodził się Mealar.