Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2017, 00:51   #2
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
FAQ

<Tu zostawiam miejsce na różne pytania, linki, adresy i inne ustalenia jakie wyjdą w praniu z tej rekruty>


Archetypy


Napisałem scenkę fabularną mniej więcej pod to czego można się spodziewać w miejscu startu. Napisałem głównie ze względu na różnorodność postaci i typów ludzkich oraz możliwych potrzeb i celów jakie mogły ich akurat tego startowego wieczoru przygnać w te miejsce. Postacie i sceny są dla orientacji Graczy. Jeśli komuś to ułatwi wdrożenie się w realia sesji to fajnie. Rzeczy takie jak płeć, wygląd czy wiek można traktować bardzo swobodnie. Ktoś chce może którąś z postaci zamienić na swoją postać albo po prostu mieć z nim jakieś relacje, powiązania czy sprawę do załatwienia. Albo może posłużą mu do przeróbki na własną modłę. Ja jestem do ugadania pod tym względem.

Jeżeli ktoś ma własny pomysł i koncepcję - nic nie stoi na przeszkodz​ie, aby je wdrożyć. Poniższe opisy są dla ułatwienia i pomocy, nie jako sztywne, narzucone schematy.


Scenka archetypowa


Południe. Głębokie południe. Chociaż już zmierzchało i niebo zaczynało granatowieć nadal było ciepło. Tak ciepło, że ludzie wciąż, jak i w dzień, siedzieli w luźnych strojach na krótkie rękawy i niechętnie obciążali się czymś ciężkim czy ciasnym. Dobrze, że wewnątrz lokalu była jakaś elektryczność. Działały więc wentylatory tu czy tam, co wcale przecież nie należało do takiego standardu jak kiedyś. A tu działały, młócąc gorące powietrze i wprawiając je w chłodzący powiew. Podobnie działały osiatkowane okna pootwierane na oścież by nadrzeczna bryza zrobiła przeciąg. Teraz pod wieczór zrobiło się całkiem znośnie. Ale gorąc nadal odciskał swoje piętno na tej krainie choć już nie był tak dominujący jak w dzień. Nadal jednak było tu te cholerne Południe, tak rozleniwiające, wysysające siły i z ludzi, i zwierząt, i sprzętu. Sprawiając, że wszyscy byli ospali i reagowali wolniej. Dopiero teraz wieczorem zdawało się wracać do większości z nich życie.

Na szczęście tam gdzie była elektryczność tam i była szansa na okruchy cywilizacji w dawnym słowa tego znaczeniu. Na przykład światło. Co prawda właściciel chyba trochę oszczędzał więc na stolikach były świeczki ale jednak na sufitach paliły się prawdziwe lampy. W pokojach też można było sobie pozwolić na luksus pstryknięcia magicznego guziczka po którym to zapalało lub gasiło się światło. Zupełnie jak kiedyś.

Kolejnym luksusem tego lokalu była szafa grająca. Dzięki czemu dawne szlagiery umilały czas gościom. Aż do teraz. Teraz coś mechanizm zazgrzytał, zatrzeszczał i melodia urwała się w połowie słowa. Przez salę przeszedł jęk zawodu i niezadowolenia. Barmanka wyszła zza baru, popatrzyła, próbowała coś zrobić, uspokoić gości i ci faktycznie to zrobili wierząc, że zaraz sobie poradzi i muzyka znów popłynie. Awaria chyba jednak przerosła brunetkę zza baru bo wróciła na zaplecze i po chwili do zepsutego sprzętu podszedł właściciel lokalu. Ten siłował się chwilę z zepsutym mechanizmem ale wkrótce się poddał. - Czy ktoś z państwa zna się na naprawie tego sprzętu? - ni to zapytał ni ogłosił rozglądając się dookoła po sali.

---


Dzicy


Teraz gdy muzyka ucichła jeszcze bardziej było słychać dźwięki innej muzyki. I śpiewów. Niedaleko lokalu w pobliżu zejścia do rzeki zebrała się grupka Indian. Typowe współczesne plemię gdzie może połowa miała w sobie indiańską krew, ale wszyscy czuli się częścią indiańskiej wspólnoty. Tańczyli i śpiewali wokół ogniska. Grzechotki, bębny, fujarki rozbrzmiewały niepokojącą melodią wplecioną w słowa bladym twarzom kojarzącym się z zawodzeniem, a nie prawdziwą piosenką. Nikt z gości nie wiedział czy naprawdę wiedzą o czym śpiewają i czy słowa mają jakieś znaczenie czy są po prostu kolejnym instrumentem. Ale Czerwoni wiedzieli. Nadchodził czas próby. Wybraniec będzie musiał podjąć się próby która miała zacząć się wkrótce. Wkrótce ale jeszcze nie teraz. Teraz był czas postu i oczyszczenia. Wybraniec musiał być gotowy wkroczyć z czystym sercem, ciałem i duchem do ziemi przodków. Duchy bywały kapryśne i bardzo wymagające. Trzeba było się przygotować.


<Grupka dzikich czyli ludzi Pustyni. Mieszkańców Pustkowi mieszkających z dala od cywilizowanych enklaw potrafiących przetrwać na Pustkowiach dzięki swojemu doświadczeniu i wiedzy o nich oraz pomocy plemienia do jakiego należą. Mogą to być Indianie, tacy prawdziwi jak z westernów. Mogą być to ludzie którzy po prostu kultywują indiańskie tradycje a więc i sami biali czy inni. Tu jest opisany jeden z ich rytuałów jaki i co on oznacza można sobie wymyślić samemu. Tak samo jaki jest cel wybrańca. Może być to rytuał przejścia na etap dorosłego wojownika czy myśliwego, kara plemienia lub wyznaczone zadanie albo zwyczajna tradycja odbywająca się regularnie. Wreszcie nic nie musi to oznaczać i może tak się wydawać jedynie obserwującym bladym twarzom, a dzikusy po prostu po swojemu imprezują. >

---


Gangerzy


Obok tańczących i śpiewających Indian przeszła właśnie grupka młodych ludzi. Patrzyli z zaciekawieniem na te indiańskie rytuały, niektórzy się roześmiali, jakaś para zatrzymała się na chwilę, ale w końcu ruszyli z powrotem w górę doliny. Szli ze skórzanymi kurtkami w rękach i na bosaka. Rozgrzany przez cały dzień piach już nie był palący, ale nadal ciepły. Grupka na motorach, która nie załapała się na ostatni prom i musiała czekać do rana na następny. Skorzystali więc z końcówki dnia by pobyczyć się w swoim towarzystwie nad rzeką. Zostawanie po zmroku poza obrębem cywilizacji było jednak nazbyt ryzykowne.

- Ej co się zawiesiłeś, Hank?! Chcesz z nimi zostać na noc? - krzyknął jakiś chłopak na drugiego z irokezem który faktycznie wpatrywał się w ogień i tańczących indiań jakby go to hipnotyzowało. Słysząc kolegę pokręcił głową i ruszył w górę doliny jako ostatni z ich grupki.


<Pisze, że motocykliści i gangerzy. No mogą być jacykolwiek młodzi ludzie. Zespół muzyczny, grupka przyjaciół podróżująca na motorach, nawet jacyś kurierzy czy zwiadowcy jakichś większych organizacji. Mogą być wynajętą eskortą kogoś kto ma przypłynąć promem albo sami chcieć przedostać się na drugi brzeg jutro rano. Mogą jechać na jakiś zlot by dołączyć do reszty gangu albo uciekać przed resztą gangu czy na odwrót, ścigać jakiegoś renegata. Mogą też przyjechać zrobić deal z jakimś mafiozem, kupcem czy innym gangiem albo rozprawić się z nim. >

---


Gladiator

Grupka gangerów wróciła do knajpy zerkając jeszcze ciekawie w stronę wabiących dźwięków. Metal zgrzytał o metal, gdy dwójka dzieci huśtała się na przedpotopowym wynalazku. Płeć w zapadającym półmroku nie była do rozróżnienia, ale wcześniej, gdy byli w środku, widać było chłopca i dziewczynkę o latynoskiej urodzie. Tak samo jak ich rodzice. Teraz ta dwójka starszych dzieci huśtała się pod okiem matki dzierżącej zawiniątko z niemowlęciem. Korzystała z chwili odosobnienia by nakarmić piersią niemowlę bez zbytnich świadków. Czynność wydawała się nawet w półmroku tak oczywista, że widok czy nadzieja na widok odkrytej kobiecej piersi zaciekawiła wracających znad rzeki gangerów. Karmiąca kobieta nie była jednak sama. Miała męża. Krzepkiego i silnego o zatwardziałej twarzy i bliznach starego gladiatora. Teraz jednak on był w środku, a ona z dziećmi tutaj. Musiał być w środku by doktor mógł zrobić swoje. To, że tu dotarli zawdzięczają pewnie tylko jego umiejętnościom godnym reputacji Hegemonii z jakiej pochodzili. Ale musieli uchodzić gdy w rozgrywkach band okazało się, że jej mąż postawił na niewłaściwego konia. Wrogowie okazali się zbyt pamiętliwi, mściwi i potężni by z nimi walczyć. Dlatego musieli uchodzić. Ale zapłacili za to, a zwłaszcza jej mąż, straszną cenę. Na szczęście tutaj był jakiś doktor. Teraz właśnie próbował odratować jej męża, ale potrzebował spokoju.


< Trochę rodzinna scenka. Ktoś chce może się w nią wcielić albo zostać jakoś z nią spowinowacony. Jest postapo, ale jednak jakoś te rodziny nadal się przewijają i to całkiem sporo. Hegemonia czyli taka kraina rządzona przez latynoskich banditos. Robiąca sobie nawzajem sąsiedzkie przykrości z Teksańczykami. Kraj bandytów rządzony bandyckimi prawami. Tu widocznie podczas porachunków takich band coś poszło nie tak i rodzina musiała uciekać. Ale równie dobrze nie muszą być małżeństwem albo się tylko za takich podawać. Powód z ucieczką przed gniewem bandy też nie musi być prawdziwy. Relację między dwójką dorosłych też można jeszcze ułożyć jakoś inaczej. Co mogło poharatać gladiatora niedaleko Pendelton to jeśli ktoś by chciał to może wymyślić sam. >

---


Medyk

Doktor otarł pot z czoła. Spojrzał jeszcze raz na pacjenta. Nie był pewny czy coś tu pomoże. Ale ten umięśniony Latynos wciąż żył, więc wciąż było o co walczyć. Żałował, że się w to wpakował. Gdy ta Latynoska wtoczyła się parę godzin temu do baru właściwie jakimś cudem wnosząc tego mięśniaka i niemowlaka do wnętrza zareagował bez zastanowienia gdy zobaczył krew, rany i ciężki stan pacjenta. Głupie odruchy. Teraz tego żałował. Widział swoim lekarskim okiem i znał fachowy termin tego stanu. Sieczka. Może w dawnym szpitalu, takim prawdziwym, z czystymi salami, nieprzeterminowanymi lekami, zespołem przeszkolonych pomocników to by coś poradził. Ale tak sam w tym pokoju z najprostszymi narzędziami jakie miał w torbie? Dobrze, że chociaż było tu światło, dali mu wrzątek i ręczniki. Na tym cuda medycyny i okoliczności wspierających się kończyły. Ten Meks powinien właściwie już nie żyć. Ale jakoś uparcie nie chciał umrzeć. Nie miał pojęcia co go tak urządziło. Próbował się dowiedzieć od tej Latiny, ale cholera raz, że była spanikowana próbowała go błagać, płakać jednocześnie to jeszcze gdakała jak znerwicowana kwoka w jakimś latynoskim narzeczu nic nie mógł jej zrozumieć. Jeszcze ten jej gówniarz go ugryzł! Jakby gnojek nie rozróżniał skalpela od noża czy co?! Spojrzał na ślad ugryzienia na ramieniu. Cholerny gówniarz. Otarł znowu pot z czoła. Meks nie chciał odwalić kity, więc musiał dalej kończyć swoją robotę.


<Medyk pisze. Ale może być i szaman albo ksiądz, może nawet medycznie być zwykłym szarlatanem z poziomem jego wiedzy i praktykologii też może być różnie. Z motywacją pomocy podobnie. O zapłacie nic nie ma: czy już wziął zapłatę czy dopiero weźmie, czy może naprawdę pomaga z dobroci serca też jeszcze różnie może się okazać. Scenka pokazuje warunki jakie najczęściej towarzyszą medykowi. Tutaj są całkiem niezłe. Brak wykwalifikowanego personelu, brak zużywających się leków, niedouczenie, brud, brak sterylności, polowe warunki pracy i powrotu pacjentów do zdrowia to standard, a nie wyjątek. Szpitali i przychodni właściwie jest tak mało, że można tego nie liczyć. Jak się trafi ktoś z torbą medyczną co umie wyjąć kule czy pozszywać pocięte bebechy to już całkiem duży dopust szczęścia. >

---


Łowcy


- Kurwa! Kto to jest?! To nie ten czarnuch! - za ścianą pokoju udającego salę medyczną stuknęły drzwi. Młodszy z mężczyzn syknął ze złością wskazując na skrępowanego Murzyna z kneblem w ustach któremu starszy właśnie ściągnął worek z głowy i ten zaczął gwałtownie rozglądać się po skromnym pokoiku.

- Jaka różnica? Czarnuch to czarnuch. - wzruszył ramionami starszy znacząco kładąc sękatą dłoń na ramieniu więźnia by spacyfikować mu od razu głupie pomysły.

- Ale to nie ten! Nie tego szukamy! - młodszy z był wyraźnie zdenerwowany wskazując dłonią na więźnia na krześle. Ten spojrzał na niego i chyba próbował coś powiedzieć ale knebel nie pozwolił mu się wysłowić w cywilizowany sposób.

- A jaka to różnica? Dla nas liczy się sztuka. Pojechaliśmy po jednego i wrócimy z jednym. Kogo obchodzi jakiś czarnuch? - starszy pacnął Murzyna w głowę, że ta mu odskoczyła na ramię a sam sięgnął po bibułkę i tytoń. Czasy gotowych papierosów z paczki odeszły bezpowrotnie więc trzeba było sobie jakoś radzić jeśli chciało się coś palić dalej.

- Jaka różnica? Weź przestań jak szef się pozna, że to ten to co mu powiemy? - młodszy wciąż był zdenerwowany tą zamianą a więzień przestał się wierzgać na krześle łypiąc na rozmawiających.

- Jak się pozna? Przecież on jest prawie ślepy. Pomaca znamię, znajdzie je to będzie wiedział, że jego czarnuch. - starszy zachowywał spokój i wzruszając beztrosko ramionami i nasypując działkę tytoniu do bibułki.

- Pomaca znamię? No to fajnie. Ale jakbyś nie zauważył to on nie ma znamienia. I pewnie ma język to wygada wszystko. - młodszy popatrzył krytycznie na więźnia widząc bardzo słabe podłoże do odniesienia sukcesu w planie kolegi.

- A po co komu gadający czarnuch na polu bawełny? Jutro mu się wytnie i wypali znamię. - starszy przejechał językiem po bibule kończąc klejenie mało foremnego skręta i nadal nie wykazywał oznak niepokoju. Za to okazał je wiezień który zawył na tyle na ile pozwolił mu knebel i zerwał się uderzając starszego głową. Ten zaskoczony poleciał nieco do tyłu a Murzyn zerwał się zaatakować młodszego. Ten jednak miał nieco więcej czasu i grzmotnął go pięścią w twarz ale z rozpędu i tak jeniec staranował go aż obydwaj nie zderzyli się z drzwiami.


<Łowcy pisze. Łowca wedle podręcznika i profesji to taki łowca skarbów i zaginionych technologii, najczęściej na zlecenie. Tutaj więc niekoniecznie by pasowało tak dosłownie te tłumaczenie. Dwaj panowie mogą być łowcami nagród wynajętymi do schwytania zbiega, mogą pracować na stałe dla jakiegoś plantatora z południa, czy barona z Federacji. Mogą być łowcami niewolników czy zwykłymi zbirami, których nie obchodzi kto i dlaczego jest ofiarą, a liczy się tylko zapłata. Ich więzień może też być kimkolwiek, kto miał pecha podejść im pod ręce.>

---


Handlarz i Najemnik


Mężczyzna przy barze spojrzał na jakieś chyba hałasy z korytarza. Przez te zawodzenie dzikich za oknem i gwar rozmów nie był pewny czy coś słyszał. Pewnie znów ten Meks co go tam zanieśli i doktorek go zszywał. Właściwie nie jego sprawa. Jak na razie. - Dobra ale co to mnie obchodzi? - wrócił spojrzeniem do mężczyzny siedzącego obok.

- No nie rozumiesz? Cały konwój! Musi gdzieś tu być. Pewnie po drugiej stronie rzeki. Wiesz jeśli nikt go nie znalazł i nawet większość jest już do dupy to ile tam nadal może byś prochów? - mężczyzna mówił już z wyczuwalną irytacją świadom, że słowa niezbyt trafiają do rozmówcy.

- No konwój prochów. Niezły czad. Ale jak tyle osób go szukało i nie znalazło to pewnie nie jest to proste. Jeśli w ogóle jakiś kiedykolwiek był. - mężczyzna nie wydawał się przekonany. Podniósł szklankę i uniósł do ust. Na szczęście lodówka działała bez zarzutu i płyn choć droższy od nie schłodzonego to jednak był cudnie wręcz zimny. Na tą ogłupiającą spiekotę był jak znalazł.

- Był! Spytaj tutaj każdego! - rozmówca podniósł głos zataczając gestem koło. Speszył się trochę jakby uświadomił sobie, że nie tylko zamierzony adresat mógł go słyszeć. - Ale gadałem z takim jednym. Wrócił z tamtego brzegu. Widział samochody. Wojskowe ciężarówki. Mniej więcej wiem gdzie. Ale no nie pójdę sam. A ty masz broń i w ogóle. Jak pójdziesz ze mną podzielimy się po połowie tym co znajdziemy. - mężczyzna mówił z przekonaniem. W końcu taki konwój i jego zasoby mogły zapewnić mu funkcjonowanie w interesie na dłuższy czas. Dostać tanio sprzedać drogo. Złota zasada handlu. Połowa towaru dla tego mięśniaka to był majątek więcej niż on był wart. Ale jednak i tak powinno mu się opłacać z nawiązką to co sobie odbije jak puści towar w ruch.Bo kto dziś nie chciał leków albo dopalaczy? A jak nie potrzebował to będzie potrzebował chyba, że wcześniej odwali kitę.

- Nie wiem. Łeb mi pęka od tego upału. - facet mimo, że był wyraźnie większy, lepiej uzbrojony i w ogóle prezentował się okazalej wydawał się być otępiały lub zmęczony. Nie był stąd i ten cholerny upał strasznie go wkurzał i wysysał wszystkie siły. Po dwóch głębszych już mu się kręciło w głowie.


<Kolejna scenka. Tym razem klasyczne wynajmowanie najemnika. Obydwie strony można różnie jeszcze pokolorować. Tutaj wynajmujący jest jakimś tam handlarzem leków. Równie dobrze może być po prostu dealerem, Łowcą pracującym na zlecenie jakiegoś szpitala, mafioza, organizacji którą interesują dawne leki i sprzęt medyczny. Może też być farmaceutą poszukującym sprzętu czy półproduktów do własnych wytworów. Leków potrzebuje lub będzie potrzebował każdy, a jak nie to komuś je może wymienić na coś innego. Najemnik zaś może być klasycznym mięśniakiem, albo wykwalifikowanym ochroniarzem, jakimś zawodowym łazikiem stalkeropoodbnym - jednym słowem zapewniać siłę ognia i bezpieczeństwo wynajmującemu. >

---


Cwaniak


- Hej laleczko, dałby radę się gdzieś tu wykąpać? Nie w misce ani w rzece, tylko tutaj. - mężczyzna siedzący niedaleko dwójki negocjującej sprawę poszukiwań konwoju zatrzymał przechodzącą obok kelnerkę.

- Jasne kochaniutki. Jak zamawiasz to za jakąś godzinę będzie nagrzana woda. Polecam z pianką. To trochę drożej ale niesamowita frajda wszyscy sobie chwalą. - zatrzymana dziewczyna błysnęła bielą przyjemnego uśmiechu kładąc swoją dłoń na swoim biodrze. Jakoś ten ruch nie uszedł uwagi facetowi przy barze i jak otaksował jej sylwetkę to stwierdził, że ta mini to jej nogom i szczupłości sylwetki zdecydowanie pasuje.

- Z pianką? A to sporo drożej? - zapytał korzystając z okazji i wodząc spojrzeniem po froncie jej sylwetki. Było na co popatrzeć i uświadomił sobie, że jej to bynajmniej nie peszy te oglądanie.

- Nie oszczędzaj póki żyjesz. Kiedy ostatni raz brałeś kąpiel w ciepłej, czystej wodzie z pianką? - zapytała brunetka uśmiechając się wesoło i unosząc w górę brew przy zapytaniu. Facet słysząc to też się roześmiał. No faktycznie nie pamiętał kiedy ostatni raz miał okazję na taki luksus.

- Dobra, niech będzie z pianką. - zgodził się już w całkiem dobrym humorze. Kąpiel po tym całym cholernie długim dniu na tym skwarze wydawała się genialnym pomysłem.

- Brawo, odważna decyzja! Widać faceta z klasą, kasą i fantazją! - pochwaliła dziewczyna też chyba w dobrym humorze. - To jak taki facet z klasą to może jeszcze chciałby kogoś do umycia pleców? - zmrużyła filuternie oczy patrząc na niego.

- O. Pomoc przy umyciu pleców? - facet wydawał się zaciekawiony. - A kto by miał umyć mi te plecy? - też uniósł brwi łykając nieco ze szklanki i patrząc z jeszcze większym zaciekawieniem na wesołą kelnereczkę.

- Ja - odpowiedziała krótko lekko wysuwając nogę do przodu by się przybliżyć do klienta.

- Ty? A powiedz, jak byś myła to same plecy? - zapytał wodząc spojrzeniem po jej atutach i na dole i na górze.

- No jak trzeba to na same plecy. Ale niekoniecznie. Ale na te “niekoniecznie” to by było drożej. - dziewczyna bez skrępowania przystąpiła do finalizacji swojej transakcji z klientem.

- Okey a ile by to całościowo wyszło? - facet widząc kuszącą propozycji kuszącej kelnerki wydawał się być też gotowy do finałowej transakcji ale chciał wiedzieć ile go ta przyjemność ma kosztować.

- No jak dla ciebie kochaniutki to dwie paczki fajek. Może być w ammo albo z tuzin Dracopenów*. - powiedziała szczupła brunetka o anielskim uśmiechu bez chwili wahania.

- A nie za dużo sobie liczysz? - zapał i sympatia mężczyzny zdecydowanie ostygły w starciu z cennikiem usługi.

- Sądzisz, że gdzieś tu dostaniesz taką obsługę w pianie? Wolisz się myć dziś w misce? Sam? - zapytała unosząc brew do góry ale facet wciąż się wahał. Dziewczyna wyglądała jak marzenie, pianka też ale zdzierała sporo. Z drugiej strony w tej dziurze to był chyba jedyny lokal. Ammo mu było szkoda wydawać, fajek tyle na zbyciu nie miał te prochy były najtańsze ale ich w ogóle nie miał. Chyba, żeby je gdzieś tu skołował. No albo dać się jej orżnąć po to by ją zerżnąć w tej pianie. Ciężki wybór. - Dobra to jak się namyślisz to daj znać ja muszę zasuwać do innych klientów. - powiedziała nie widząc przełomu w rozmowie i odeszła kręcąc tym swoim kuperkiem w mini i świecąc długimi, gładkimi nogami.


<Ok drobna scenka z wymianą dóbr i usług. Nie trawię pytania czy odpowiedzi o cenę w gamblach w grze. Spokojnie możecie używać odpowiednika 1 gambel = 1 skręt jeśli patrzycie na jakieś ceny w podręczniku. Tutaj jak widać jest mowa wymiany barterowej towaru za usługę. Nagrzanie wody trochę trwa, więc trzeba poczekać. Chyba że ktoś zamówi wcześniej. Standard zaś to miska i dzban z wodą. Za większe luksusy trzeba dopłacić, się umówić i dogadać. Ktoś chce się z miłą kelnerką dogadać na dodatkową usługę niech się umawia. Ktoś chce może się wcielić i w rolę kelnerki ale wówczas wolałbym staż na miejscu nie dłuższy niż kilka dni. Scenka pokazuje uniwersalność ammo i fajek jako waluty. Często też taką rolę mogą pełnić narkotyki, Tornado, czy leki bo są małe, lekkie i każdy ich potrzebuje lub wymienia na co innego. >


*Dracopen - lek na światłowstręt (Syndrom Draculi), jedną ze startowych Chorób przy tworzeniu postaci. Nie tylko BG mają Choroby.



---


Konwój


- Dobra to co robimy? Wracamy po niego? - spytał jeden z czterech mężczyzn siedzących przy stole. Na chwilę wzrok mu się zawinął na długonogiej kelnerce w mini ale jednak mieli przecież inne problemy.

- Ciemno już prawie. Powinien już być. - zawahał się drugi pocierając nieco nerwowo dach czapeczki bejsbolowej.

- Powinien coś powiedzieć przez radio. - dodał trzeci drapiąc się z zakłopotaniem po brodzie.

- Ostatnio mu nawalało. Teraz pewnie też mu siadło. Miał naprawić jak dojedziemy tutaj. - odezwał się ten pierwszy w samej, jeansowej kamizelce.

- Już powinni być. - ten w czapeczce znów poruszył daszkiem nieco nerwowo. Siedzieli tu we dwie obsady ciężarówek ale brakowało im trzeciej. A mimo trudności powinni już być. Zmierzchało się przecież.

- Gdzie chcesz jechać? Ciężarówką? Jak naprawili to jadą i dojadą. Jak nie to i tak nic nie zrobimy. Dajmy im jeszcze trochę czasu. - odezwał się w końcu ten z brodą patrząc na kolegów. Ci wahali się nim coś odpowiedzieli.

- Po nocy nie ma co jechać bez sensu. Ale kiedy? Rano powinniśmy ruszać dalej. I lepiej z nimi. - ten w kamizelce przetarł zmęczone oczy. Klima siadła w szoferce i cały dzień w tej spiekocie potrafił wykończyć każdego. No a przynajmniej jego. Ciężko mu się nawet siedziało nie mówiąc o myśleniu czy wracaniu po nocy na szlak. Najchętniej by się położył do łóżka spać.

- Może odpalmy komuś trochę towaru i po nich pojedzie? Przynajmniej będziemy wiedzieć co się stało. - powiedział z zastanowieniem ten w bejsbolówce. Dwaj mężczyźni pokręcili i pokiwali głowami. To było jakieś rozwiązanie. Zaczęli rozglądać się po zebranych gościach szukając odpowiednich osób. Wiadomo, że odpadali ci młodzi przy ścianie.


<Ok pisze konwój. Roboczo trzy ciężarówki z czego jak widać jedna została sporo w tyle powinna już być, a nie ma. Obsady dwóch pozostałych zaczynają się martwić. Konwój może być jakiejkolwiek barwy. Może należeć do “8 Mili” (taka najsłynniejsza gildia handlowa słynąca z jakości usług i mająca trasy w całym kraju), jakiejkolwiek innej wymyślonej gildii. Może być konwój najemników, handlarzy, spryciarzy czy kogokolwiek, kto jeździ tirami lub ciężarówkami na dalekie trasy. Chłopaki mają CB Radio w kabinach, ale zaginionemu koledze szwankowało ostatnio. Co wiozą na tych ciężarówkach też luźna sprawa. Mogą być części zamienne z Detroit, mogą być maszyny do kopalni w Federacji, żywność z Teksasu albo cokolwiek innego. Coś co nie wymaga specjalnej ochrony i opieki jak żywy towar czy dragi. Zaginiony kolega może też mieć mnóstwo powodów do opóźnienia. Od poważniejszej awarii, po napad, zgubienie drogi, zmęczenie i wolniejszą jazdę, aż po stwierdzenie, że lepiej mu wyjdzie opylić towar na własną rękę i nara frajerzy. Konwojenci mogą być BG a mogą też szukać pomocy u BG. BG może być też owym opóźnionym transportem i sobie wymyślić powód opóźnienia w KP.>

---


Wojownik Szos i Mechanik


Młodzi przy ścianie mieli mocne wejście. Właściwie to wjazd. Przyjechali w dzień z przeciwległego brzegu. Wjechali na most. Ale wiadomo, most był rozerwany pewnie od początku wojny. Ale jednak maszyna, jeszcze wówczas dość słabo widoczna z tego, południowego brzegu zaczęła warczeć i wierzgać. Plotka obleciała lokal jak pożar na stepie. Skoczek! Skoczy czy nie?! Jak skoczy to uda się czy nie? Jak nie to pewnie skończy na dnie pod filarami co czasem nawet jeszcze jakiś wrak poprzedników wystawał z wody. Ludzie błyskawicznie wylegli z lokalu i na brzeg by obserwować widowisko. I maszyna ruszyła!

Ruszyła i zaczęła zbliżać się błyskawicznie. Warczała co raz wyraźniej gdy silnik wskakiwał na co raz wyższe obroty no i był co raz bliżej. Wyglądała na mocną i dobrą maszynę jakby była z samego Detroit! Może się uda? Czasem się komuś udawało. Na tyle rzadko, że prawie nikt nie próbował. Ci co próbowali najczęściej kończyli na dnie, uwięzieni we wraku pojazdu, rozbici o resztki filarów. nadziani na wystające dźwigary, przemienieni w wybuchające komety znikające w toni rzeki. Ale jednak czasem się komuś udawało. Przeskoczyć wyrwę, potem bardzo krótki odcinek nawierzchni ocalałego fragmentu mostu i właściwie od razu kolejna wyrwę było morderczo trudno. Ale udało się!

Czerwona maszyna dobiła do krawędzi mostu i poszybowała nad czeluścią rzeki i resztkami filarów.Gruchnęła z łoskotem o resztki asfaltu ocalałego fragmentu mostu i jak zwykle zaczęły się kłopoty. Maszyna odbiła zbyt mocno i zaczęła sunąć bokiem. Kierowca skorygował i gdyby miał więcej miejsca pewnie by się wyrobił. Ale ten fragment był żałośnie kurtki więc wciąż z olbrzymią prędkością ale już z kłopotami z wyraźnym trudem odbił się od resztki mostu. Szło źle. Maszyna nadal przesuwała się w locie tracąc balans i płynność lotu. Ale była już tak blisko! Może się uda! Może nie! Maszyna zniknęła z widoku. W pierwszej sekundzie przez tłum widzów przeszedł jęk zawodu. Most znów zwyciężył. Ale jeszcze nie przebrzmiał gdy rozległ się huk dartego metalu. I jęk katowanego zawieszenia, desperacką walkę przesilonego silnika i nagle czerwony pojazd pojawił się znowu! Wyskoczył ukazując podwozie w całej okazałości, przez chwilę znów szybował ale po zbyt wysokim kątem. Zbyt blisko krawędzi. Zaczął opadać i widzowie znów zamarli w oczekiwaniu. Wyrobi się?! Czy spadnie za barierki mostu tuż obok?! Remis! Czerwony bolid gruchnął przechyloną burtą o barierki wbijając się w nie. Metal znów się ugiął, silnik zgasł i przez chwilę panowała cisza. A potem rozległy się okrzyki i wiwaty widzów z których cześć rzuciła się biegiem ku załodze czerwonego pojazdu. Może remis! Skoczek przeskoczył ale skasował pojazd. Most wziął więc swoją dolę. Ale remis to też był świetny wynik już dawno nikomu nie poszło tak dobrze!

Obsada bolidu okazała się młoda para. Euforia ze swojego wyczynu szybko przyćmiła im zwykła proza życia. Na razie czekali sobie w lokalu ciesząc się ze statutu chwilowych gwiazd. Ale jednak bryka nadal leżała rozkraczona na barierkach mostu. Bez niej nie byli w komplecie. Tego nie dało się zaszpachlować. Poszło to i tamto. Ale teraz jak już się zastanowili. Po całkiem efektownej kłótni ze sobą nawzajem jaka też chyba była ciekawym widowiskiem dla większości gości i obsługi doszli do wniosku, że był tam po tamtej stronie taki wrak. Wcześniej go olali bo przecież tylko kolejny wrak na poboczu. Ale teraz. Teraz da się tam wrócić i wymontować co trzeba. Można by wówczas wrócić tutaj i naprawić ich furę. Bez tego to coś nie zapowiadało się, że maszyna prędko stanie na własnych kołach.


<Pisze, że wojownik szos i mechanik. Może i tak. Równie dobrze może być jakiś kurier czy rajdowiec albo po prostu być z Detroit. W sumie może być ktokolwiek kto ma własną brykę i lubi nią poszpanować albo bardzo się spieszy a ma żyłkę hazardzisty. Cel oryginalny czyli ucieczka albo pośpiech chwilowo schodzi na dalszy plan. Priorytetem staje się zdobycie części zapasowych by naprawić maszynę. A do tego trzeba doczekać do rana na prom by wrócić do widzianego wraku na poboczu.>

---


Żołnierze


- Myślisz, że oni tak specjalnie? Wygadają jak jakieś punki. - zapytał jeden z mundurowych żołnierzy patrząc podejrzliwie na młodych pod ścianą.

- Olej ich. Mnie bardziej ci gangerzy martwią. Na pewno będą z nim kłopoty. Jak zawsze. - odparł drugi z żołnierzy patrząc nieprzychylnym wzrokiem na hałaśliwą bandę przy jednym ze stołów.

- Jak ci tamta czarnula od nich puściła oczko to też cię martwiło? - zapytał kumpel zerkając ironicznie na kolegę.

- To co innego. Ale no spójrzcie na nich. Na pewno coś odwalą. Może śpijmy dzisiaj w ciężarówce? - zaproponował krótko ostrzyżony blondyn ze wzrokiem utkwionym w stole przy którym siedzieli motocykliście. Pozdejmowali kurtki od tego gorąca siedząc w samych podkoszulkach no ale i tak przecież należeli do jednej bandy.

- Zgłupiałeś? Nie po to tłukłem się cały dzień na pace by w nocy też tłuc się na pace. - zirytował się wygolony prawie na zero kolega słysząc ten absurdalny pomysł.

- Co zgłupiałeś? Sam wiesz co wieziemy. Jednego mogą załatwić chociaż dwóch trzeba zostawić. - bronił się blondyn wcale nie przekonany do racji kolegi.

- Ja tu nie dowodzę tylko porucznik. On zdecyduje. - mruknął wymijająco wygolony wzruszając ramionami.

- Co z nim? Nie wyglądał za dobrze. - spytał blondas patrząc na drzwi które prowadziły do pokoi goście z których jeden z nich zajmował obecnie porucznik.

- Nie wiem. Struł się czymś może. Albo ten upał. Pierwszy raz z nim jedziemy to chuj wie. - drugi z żołnierzy też spojrzał na te same przejście i splunął na podłogę. Sam nie wiedział co o tym myśleć. Bez oficera na chodzie mieli jednak bardzo ograniczone pole manewru.

- Lepiej by do rana mu przeszło. Na prom wejdą trzy duże wozy a ci z karawany chcą zająć wszystkie trzy. Mówią, że ma dojechać jeszcze jeden z nich do rana. Przydałby się błysnąć gwiazdkami i w ogóle. I tak jesteśmy spóźnieni. Sam wiesz jak ciężko to odrobić w trasie i jak tam na nas czekają. - blondyn odpowiedział koledze to czego się zdołała dowiedzieć. Trzeci z nich musiał filować na ciężarówkę a z tymi gangerami i resztą hołoty z tego baru jeden to mógł okazać się za mało. Towar był chodliwy nie tylko dla nich.


<Pisze żołnierze ale jakiejkolwiek formacji. Albo jakiegoś barona z Appalachów, albo z Armii frontowej albo Posterunku, Teksasu, czy jakaś formacja najemników. To naprawdę można podkolorować na wiele sposobów jeśli komuś pasuje. Co przewożą na ciężarowce też jest sporo swobody. Roboczo może to być np. dynamit. Cel również jest dość elastyczny. Mogą jechać do bazy, być jednostką zaopatrzeniową, wieźć ten dynamit do jakiejś kopalni czy podobnej instytucji mogą też zwyczajnie być dezerterami albo organizować “zgubienie” jakiejś skrzynki w odpowiednim miejscu. Sprawa jest do omówienia.>



---


Edyta: dodanie doc ze ściągą sesji.

- Tu jest link ze ściągą do sesji: https://docs.google.com/document/d/1...ON9hTR0Q/edit#


Edyta: dodanie exel ze ściągą do sesji.

- Tu jest link do exel Drużynowego z sesji:

https://docs.google.com/spreadsheets...fKc/edit#gid=0
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 01-04-2017 o 00:00. Powód: Dodanie exel do sesji.
Pipboy79 jest offline