Podwodna maszkara, czymkolwiek była, po otrzymaniu kolejnego postrzału z kuszy, wycofała się. Woda uspokoiła się i teraz mąciły ją tylko wysiłki łowców, próbujących wydobyć z mulistego dna swojego bretońskiego towarzysza. Sporą chwilę zajęło im zlokalizowanie go, gdyż nie dawał żadnych znaków życia i obciążony zbroją leżał na dnie. Dopiero Berthold wodząc kosturem po zalegającym pod wodą mule, natrafił na opór, który stawiało ciało. Z mlaśnięciem oderwali Jean-Pierra od dna i wydobyli ociekające wodą ciało na powierzchnię.
Chwilę potem złożyli Bretończyka na w miarę suchej kępie traw. Na nodze miał paskudną i poszarpaną ranę, której brzegi znaczyły okrągłe placki od ssawek i rozerwane przez haczyki brzegi. Co gorsza ich towarzysz nie oddychał, ani nie dawał jakichkolwiek znaków życia. Po zerwaniu z niego utrudniającego pomoc napierśnika i przyciśnięciu klatki piersiowej, z ust wylała mu się bagienna, mulista woda. Serce nie pracowało. Był martwy.