Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2017, 12:38   #71
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Dzisiejszy poranek wywrócił całą wyprawę do góry nogami. O ile zaczęło się dość koncyliacyjnie i była realna perspektywa, żeby ruszyć z miejsca, o tyle to co się wydarzyło wkrótce po tym przewróciło wszystko do góry nogami.
Dijan nie był co prawda typem, który lubił mieć wszystko zaplanowane i rozpaczał, gdy coś poszło nie tak. Nie był też typem lekkoducha, który działa spontanicznie, bez planowania i przygotowania.
Był pragmatykiem. Lubił być przygotowany na wszystkie okazje. Jak to mawiał: "Bądź miły i uśmiechaj się do ludzi, ale zawsze miej w głowie plan zabicia każdego".
Dlatego też szybko zaadaptował się do nowej sytuacji. Chciał pozwolić wykazać się innym, jednak po raz kolejny okazało się, że sytuacja wymagała interwencji. Gdyby nie napięcie z wczorajszego wieczora, przejąłby inicjatywę starając się postawić druida w sytuacji, w której musiałby skapitulować. Odpowiedzieć za ataki, obiecać wycofanie się druidów i zwiększenie wycinki drzew w zamian za odbicie mchu. W zaistniałej sytuacji jednak postanowił jedynie skierować rozmowę na właściwe tory.

Słońce było już wysoko, gdy ruszyli w końcu przed siebie skończywszy przepytywanie druida i zbieranie dobytku. Choć pierwszy szok po zatruciu minął, to Bozaf nadal odczuwał dolegliwości związane z dziwną substancją. Mężczyzna zna swój organizm, nie pierwszy raz czuł truciznę. Ten metaliczny posmak w ustach, ogólne osłabienie, uczucie zmęczenia. Charakterystyczne "swędzenie" ścięgien pod kolanami, jak i uczucie podwyższonej temperatury. Wszystko to mówiło łotrowi, że w jego organizmie odbywa się walka. Czuł, że wygrywa, bowiem drugi atak nie nastąpił. Dijan chciał wierzyć, że to dzięki sile umysłu zmusił swój organizm do obrony, jednak zdawał sobie sprawę, że to miks wrodzonej odporności, szczęścia i doświadczenia. Nie zamierzał żebrać o uleczenie - Abshur miał tylko dwa zaklęcia, a chętnych było trzech. Kobuz musiał zostać uleczony w pierwszej kolejności, bowiem walczył w pierwszej linii - tu nie było dyskusji. Z Kendrickiem sytuacja była jednak inna. Dijan nie chciał kolejnych zatargów - zysk przewyższałby potencjalne straty.
Ponownie, pragmatyzm. Oddał wielkodusznie ostatnie zaklęcie niebianinowi bez zbędnego teatrzyku.
"Każdemu z nas się przyda, ale weź ty. Wyglądasz na bardziej potrzebującego". - tak skwitował całą sytuację.

[media]https://w-dog.net/wallpapers/11/3/437552947917489/nature-forest-haze-green-poison.jpg[/media]

Teraz, idąc przez ponury, brudny las zastanawiał się, czy dobrze zrobił? Ekwipunek ciążył mu znacznie, paski plecaka wpijały się w szczupłe ramiona. Oddech miał płytszy, jednak nadal kontrolował się na tyle, żeby jego stan nie spowolniał drużyny. Mgła znów unosiła się nad nimi wpędzając ponownie w depresję i psychiczne zmęczenie.
Zabójca instynktownie strząsnął z siebie uczucie beznadziejności skupiając się na celu. Pomogło także skorzystanie z magii. Idąc w pewnej odległości od towarzyszy, Dijan dotknął najcenniejszego skarbu, jaki nosił ze sobą - różdżki zrobionej z przeźroczystego kryształu wyszlifowanego z jednej strony i zdobionego spokojną, niby śpiącą twarzą.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/59/19/a6/5919a6b02d022d5023a90a07ca75395c.jpg[/media]

Kryształ zaświecił delikatnie i zgasł, a Bozaf poczuł jak wszystkie bodźce dochodzące z zewnątrz zostały wytłumione, jakby oglądał i słyszał wszystko przez szybę. Dziwne i niepokojące uczucie minęło równie szybko jak się pojawiło. Mężczyzna nie lubił go bardzo, jednak doceniał potężną magię zaklętą w przedmiocie. Jasność światła wydobywająca się z różdżki świadczyła, że była już na wyczerpaniu i należało pozyskać zamiennik jak najszybciej. Bozaf skupił się na drodze, delikatnie odsuwając ostrzem noża zarażone smolistą substancją rośliny. Droga przestała być już tak mroczna jak jeszcze chwilę temu, wyczulone zmysły wychwytywały trel ptaków dochodzący z daleka, lekki szum chorych drzew, szelest poszycia leśnego pod stopami drużyny, stłumione rozmowy oraz wszechobecny zapach zepsucia i zgnilizny. ~ Cyric! ~

Wreszcie doszli na miejsce. Stali ledwo parędziesiąt metrów od onegdaj świętego miejsca druidów, teraz splugawionego magią kapłanów Czarnego Słońca. Dijan przyglądał się przez chwilę tajemnej ścieżce ukrytej pomiędzy krzakami, gdy reszta przygotowywała się mentalnie do drogi. Aktywował jeszcze jedną różdżkę, wyglądem przypominającą prosty kawałek patyka, oraz wypił dwie mikstury. Obie o konsystencji gęstego syropu i każda smakowała potwornie. Obie sprawiały, że będzie niewykrywalny dla potencjalnych przeciwników - nieumarłych, oraz zwierząt.
Bozaf zapił wodą z bukłaka i wyjął kolejne dwie mikstury. Te dla odmiany były w małych, wąskich szarych fiolkach smakowały jak lekko słonawa woda, jednak ich efekt był widoczny natychmiast. Pierwsza z nich magicznie wytłumiła dźwięki jakie wydawał. Idealne rozwiązanie dla kogoś cierpiącego na mizofonię. Skórznia nie skrzypiała lekko przy każdym ruchu, pociągnięcia nosem, czy przełknięcia śliny nie wydawały absolutnie żadnego dźwięku, a i ściółka zdawała się być niema pod naciskiem butów łotrzyka.
Druga mikstura z kolej zadziałała bardziej widocznie. Całe ciało i ekwipunek Dijana zaczął zmieniać kolor przyjmując barwy zieleni, brązu i szarości - naturalny kamuflaż.

Gdy już zdecydowali się ruszyć, Bozaf szedł przodem. Absolutnie bezszelestnie ruszył korytarzem z monoklem na oku w poszukiwaniu pułapek. Uszedł ledwie 15 metrów, gdy wychodząc zza zaułka natrafił na nieme spojrzenia pustych oczodołów. Szkielety!

Instynktownie wyciągnął rękę w zatrzymując się na piersiach idącej za nim Aldony, a konkretnie na metalowym napierśniku chroniącym kobiece kształty przed szowinistycznym, męskim dotykiem dłoni, czy miecza. Niczym niezrażony, ani niezapeszony Bozaf bezszelestnie wykonał krok w tył chowając się za wyłom. Na migi pokazał dwóch przeciwników szepcząc
- Szkielety!
W sumie nie ustalili w jaki sposób komunikować się w takich sytuacjach, nie mieli też czasu na pantomimę. Zaproponował cofnięcie się parę metrów do odnogi, gdzie mogli stanąć obok siebie i zrewidować plan.
- Przydałby się kapłan - westchnęła cicho Aldona gdy się już cofnęli. -Nie ma innej drogi? - spytała półorka.
- Jest. Szeroka, otwarta, nie da się nią jednak przekraść niezauważonym. - Odparł cierpliwie Abshur.
- Może wspiąć się na ten pagórek? - spytał Dijan wskazując na wzniesienie oddzielające ich od Mchu. - W tak wąskim przejściu tracimy nie tylko element zaskoczenia, ale także przewagę liczebną.

To co wkurwiało Bozafa w tej całej wyprawie to reszta drużyny. Gdyby pozwolili mu wejść tajnym przejściem samemu, nie byłoby tego problemu. Sam mógłby się bezszelestnie prześlizgnąć pomiędzy strażnikami, jednak reszta nie była tak przygotowana do drogi. Mężczyzna tworzył w głowie kolejne, alternatywne plany. Może pozostawić ich w tym miejscu i ulotnić się górą? Mógłby wtedy wejść do podziemi, gdzie trzymano więźnia używając zawalonego tunelu? Spojrzał z niecierpliwością na pozostałych czekając na jakiekolwiek reakcje.
 
psionik jest offline