Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2017, 21:38   #66
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację



Przez peron przy Victoria Station tłum podróżnych przelewał się to w jedną, to w drugą stronę. Gwar rozmów mieszał się z nawoływaniem obwoźnych sprzedawców oraz płynącymi z megafonów komunikatami.
- Musimy czekać na George’a - krzyknęła Rita pomagając Paulinie z jej bagażem. Największe walizy nieśli służący Franza, ale osobiste rzeczy kobiety wolały mieć przy sobie.
- Poszedł odebrać bilety w kasie i zaraz do was dołączy - uspokajał damy hrabia.
- Ja wiem panie hrabia, ale na którym mamy iść peron?
- Z tego, co się dowiedziałem Orient Express odchodzi z trzeciego peronu. - powiedział Franz - Orzeszka? - spytał wyciągając przed siebie papierową torebkę z aromatycznymi, prażonymi orzeszkami.

Przyjaciele zatrzymali się przy jednej z ławek. Do odjazdu pociągu pozostało jeszcze kilkanaście minut. Skład został już podstawiony, ale bez biletów nie mogli zająć jeszcze miejsc.
Pracownicy kompanii stali przy drzwiach do wagonów i pomagali pasażerom wnieść ich bagaże.
- Już jestem - zakomunikował George podbiegając do przyjaciół. W jednej ręce ściskał plik biletów, a w drugiej niewielką walizkę z cielęcej skóry. - Wagon numer trzy jest nasz. Tak, jak ustaliliśmy. Mamy dwie dwójki i jedną jedynkę.
- Czas już na was - rzekł hrabia ściskając dłoń Franz - Spokojnej podróży moi drodzy.
- Niech pan sprawdzi ten wykład i jak najszybciej do nas dołączy.
- Tak też zrobię. Muszę załatwić sprawę Alexisa, inaczej możemy mieć jeszcze przez niego kłopoty.
Przyjaciele wymienili pożegnalne uściski i ruszyli w stronę pociągu. Gdy zbliżali się do drzwi, czuli rosnący niepokój. Koszmar jaki niedawno przeżyli zostawił trwały ślad w ich psychice i jakże prozaiczną czynność, zmienił w źródło strachu i niemal kosmicznego lęku.
- Witam państwa - rzekł młody steward w niebieskim mundurze.
[MEDIA][/MEDIA]
- Henry zabierze państwa bagaże do osobnego wagonu. W razie konieczności będzie on oczywiście dostępny. Bagaż podręczny mogą państwo zabrać do przedziału. - wyrecytował standardową formułkę. - Zapraszam na pokład - ukłonił się lekko wręczając jednocześnie każdemu niewielki “Przewodnik podróżnego”
- Jeszcze raz spokojnej i bezpiecznej podróży - krzyknął pozostający na peronie hrabia - I do rychłego zobaczenia.
- Do zobaczenia panie hrabio - odpowiedział Franz wychylając się z okna przedziału.

Dokładnie o godzinie szesnastej trzydzieści, donośny gwizd kierownika pociągu, dał znak do rozpoczęcia podróży. Lokomotywa buchnęła kłębami pary. Żelazne tłoki ożyły i cały skład wolno wytoczył się ze stacji.


Hrabia Maurycy Zamoyski
Było około godziny siedemnastej, gdy hrabia Zamoyski wysiadł z taksówki na East Endzie. Taksówkarz odbierając zapłatę za kurs, nie omieszkał ostrzec starego szlachcica.
- Niech pan na siebie uważa. To nie jest bezpieczna okolica.
- Dziękuję bardzo. Dam sobie radę - odparł hrabia uchylając kapelusza.
Nie zamierzał wdawać się w dyskusję z kierowcą i chwalić się, że w tej chwili to właśnie takie okolicy szuka. Ludzie, bowiem których zamierzał nająć, nie bywali w klubach dla dżentelmenów, ani wytwornych restauracjach.

Jeden ze służących Franza polecił, jeśli w tej sytuacji można było użyć tego słowa, knajpę “Goggin’s” Był to irlandzki pub w którym często bywali robotnicy z okolicznej fabryki, uliczni złodzieje, dokerzy oraz członkowie gangu braci Shelby.
Zamoyski wszedł w skrytą w półmroku wąską uliczkę. Po krętych schodkach zszedł do suterny, gdzie mieściła się knajpa.
Przed drzwiami stał oparty o ścianę barczysty mężczyzna, który obrzucił hrabiego zdziwiony spojrzeniem.
Gdy Zamoyski przekroczyl próg od razu uderzył go odór taniego piwa i chrzczonej whiskey. Nad niewielką salą unosiła się gęsta chmura tytoniowego dymu. Każdy z niewielkich stolików był zajęty przez stałych bywalców. Jedynie przy barze było kilka wolnych miejsc.
Nad gwarem rozmów dominowałą niosąca się z kąta piosenka, którą wygrywało, lekko fałszując, kilku podpitych grajków.
[MEDIA][bandcamp width=100% height=42 album=1422957531 size=small bgcol=ffffff linkcol=0687f5 track=3086913606][/MEDIA]

Refren podchwytywany był przez siedzących najbliżej muzyków, dwóch staruszków siedzących przy piwie.
Zamoyski ruszył w stronę kontuaru. Jego pojawienie się wzbudziło sporą sensację wśród obecnych, ale nikt się nie odezwał. Hrabia czuł na sobie jedynie ciekawskie spojrzenia podpitej gawiedzi.
Przy barze stał młody mężczyzna w kapeluszu. Co kilka chwil głaskał on za uchem białego psa siedzącego na blacie.
[MEDIA][/MEDIA]

- Co podać? - zapytał krótko, gruby, łysiejący barman.
- Poproszę piwo - odparł hrabia.
Barman sięgnął po kufel i sprawnym ruchem napełnił go ciemnym Guinnessem.
- Sześć pensów - hrabia bez słowa położy pieniądze na blat. Upił łyk piwa i rozejrzał się po sali. Nadal towarzyszyły mu ciekawskie spojrzenia, mniej i bardziej nachalne. Nie dało się ukryć, że obecność elegancko ubranego dżentelmena, nie jest tutaj codziennością.
Gdy Zamoyski wychylił drugi łyk, rozmowy w sali ucichły i nawet muzykanci odłożyli instrument.
- Czego tutaj szukasz dziadku? - zapytał właściciel białego psa, typ o kaprawych oczach i świńskim nosie - Zgubiłeś drogę do domu?
- Bynajmniej, proszę pana. Szukam kogoś.
- A kogóż to szukasz staruszku?
- Kogoś, kto będzie mógł mi pomóc. I coś czuję, że pan jest właśnie taką osobą.
- Taaa…. - mruknął lekko zdziwiony mężczyzna - A w czym mógłbym pomóc szanownemu panu.
- Potrzebuje kilka silnych ludzi. Do ochrony na dzisiejszy wieczór.
- Do ochrony powiadasz. A ilu potrzebujesz tych osiłków, co?
- Trzech, może czterech. - odparł hrabia wychylając kolejnych łyk piwa.
- Da się zrobić, ale to będzie kosztować.
- To zrozumiałe. Jestem gotów zapłacić po funcie na osobę, a jeśli wszystko się uda i przebiegnie zgodnie z planem, to po kolejnym funcie ekstra.
Właściciel psa wyciągnął dłoń w kierunku hrabiego i przedstawił się:
- Jestem Joseph O’Neil, ale możesz mi mówić Jo.


Jo i jego trzech kumpli zjawiło się zgodnie z umową przed gmachem teatru na kwadrans przed rozpoczęciem się wykładu. Hrabia zgodnie z umową wypłacił im po funcie na głowę i dokładnie wyjaśnił na czym będzie polegać ich zadanie.
- Nie ma problemu staruszku - odparł Jo - Jak tylko typ się pojawi, to mu go już urządzimy na cacy. Spokojna głowa. Dobra chłopaki - zwrócił się do swych kumpli - ja pójdę z panem starszym, a wy pilnujcie okolicy.

Hrabia w towarzystwie O’Neila wszedł na drugie piętro budynku, gdzie w niewielkiej sali miała odbyć się prelekcja. Ku zdziwieniu hrabiego nie przybyło na nią zbyt wiele osób. Kilka starszych dam, które obrzuciły Jo wzgardliwym spojrzeniem, trzech podrostków oraz ksiądz z długą siwą brodą. Zamoyski zajął miejsce przy oknie, aby mieć oko na całą salę. Ze smutkiem stwierdził, że ten wykład to była jednak zupełnie inna liga niż prelekcja profesora Smitha. Już zaczynał pluć sobie w brodę, że dał się zwieść tajemniczej nazwie organizacji oraz tematyce wykładu. W sercu tliła się jednak jeszcze nadzieja, że i Alexis pomyślał podobnie i też się tutaj zjawi.

- Witam szanownych państwa - na małej scenie zbitej z kilku desek, pojawił się mężczyzna mikrego wzrostu - Za chwilę rozpocznie się wykład światowej sławy okultysty, medium i jasnowidz Izaak Blumstein. Zanim to jednak nastąpi chciałbym prosić państwa o mały datek na rzecz naszego gościa. Wykład oczywiście jest darmowy, a datki dobrowolne, ale liczę na państwa hojność. Wszystkie pieniądze zostaną przekazane naszemu szanownemu prelegentowi, a ten spożytkuje je na dalsze badania tajemnic metafizyki.

Zza kulis wyszedł niepozorny mężczyzna w wełnianym swetrze i zaczął krążyć wśród rzędów krzeseł z wiklinowym koszykiem i prosił o datki.

- Dziękuję państwu za hojność - rzekł konferansjer - A teraz przywitajmy brawami naszego gościa. Wielki i wspaniały Izaaka Blumsteina.
Rozległy się skromne brawa i na scenie pojawił się stary Żyd o długiej siwej brodzie.
- Phe, phe - zakaszlał głośno - Czy jest bóg? Tak pytają ostatnio wszelkiej maści moderniści i fałszywi filozofowie i naukowcy. Bo czymże jest filozofia? Filozofia to umiłowanie mądrości. Filozof kocha mądrość i kocha Boga, który jest ucieleśniem mądrości. Bo czy może być inaczej, skoro Bóg w swej mądrości stworzył ten doskonały świat i nas swoje dzieci. Nie może być inaczej, ale bluźniercy i kłamcy twierdzą inaczej. Ba, posuwają się dalej. To Boga oskarżają o zło tego świata. Kto jednak czyni zło? Bóg, czy człowiek? Kto zabija, kto cudzołoży, kto kłamie? Bóg, czy człowiek? Mówię wam, to człowiek grzeszy, to człowiek sprowadził zło na ten świat, gdy po raz pierwszy złamał prawo boże. Wy jednak jesteście inni. Wy jesteście dziećmi światłości. Poszukujecie prawdy, bo wasze dusze brzydzą się grzechem, brzydzą się plugastwem i złem. Wasze dusze pragną wrócić do świątyni, świątyni Boga Jedynego i Prawdziwego. Tylko on was wyzwoli. Nie ma żadnych wątpliwości, że Bóg istnieje. Dowodzi tego wiele manifestacji, które dobry, uczciwy i uważny człowiek dostrzeże każdego dnia. Wystarczy bowiem się rozejrzeć, aby….

Wystarczyło kilka pierwszych słów Blumsteina, by Zamoyski przekonał się, że pomysł aby udać się na ten wykład, był całkowitym błędem. Nie dość, że nie spotkał Alexisa, nie dość, że wysłuchał dwugodzinnej religijnej pogadanki, to jeszcze rozdzielił się z przyjaciółmi.
Gdy wykład dobiegł końca, zasmucony i przygnębiony całkowitą porażką ruszył wraz Jo do wyjścia. Na zewnątrz było już ciemno i prószył drobny śnieg.
- Wygląda na to, że ten pana Alexis stchórzył - podsumował Jo - No cóż trudno.
Wtedy z bocznej uliczki wybiegł jeden z kumpli O’Neila. Cały zdyszany zatrzymał się przed hrabią i wysapał:
- Mamy go, psze pana. Mamy skurwiela.
Zamoyski nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Choć stracił już nadzieję okazało się, że intuicja go nie myliła. Alexis też dał się zwieść i wpadł w sidła własnej ciekawości.
Czym prędzej ruszył wraz Jo i jego kumplem do zaułka, gdzie czekał na niego schwytany Alexis.
W zaśmieconej uliczce stało dwóch pozostałych najętych przez hrabiego oprychów, a obok nich na ziemi w sporej kałuży krwi leżał jakiś mężczyzna.
- Trochu się stawiał - wyjaśnił wyższy z oprychów, czyszcząc kastet z krwi - To żeśmy go wyjaśnili, co i jak.
Hrabia zbliżył się i usłyszał cichy szloch skatowanego mężczyzny. Z obawą odwrócił jego twarz do światła. Już po chwili wiedział, że jednak popełnił błąd przychodząc na wykład i najmując zbirów do pomocy. Przed nim leżał bowiem jakiś całkowicie niewinny mężczyzna, który stał się kozłem ofiarnym.
- To, co staruszku. Myśmy swoje zrobili - powiedział Jo - Dawaj jeszcze po funciaku i się grzecznie rozchodzimy do domów.


Rita Carter, Pauline MacMoor, George Carter, Franz Von Meran, Eleonor Howard
Luksus, jakim chwalił się w całym świecie Orient Express, nie był wcale przesadzony. Doskonałość w każdym calu. Tylko takie określenie pasowało do tego, co piątka przyjaciół wewnątrz wagonu i przedziałów.
Każde z nich przyzwyczajone było do luksusów i bogatego życia, ale nawet na nich dbałość o szczegóły, porządek i jakość dobranych materiałów robiła wrażenie. Piękne dębowe ściany, ręcznie wyszywane klosze od lamp, pozłacane kinkiety o fantazyjnym kształcie i puszyste dywany w korytarzu były tylko początkiem symfonii luksusu, jaka na nich czekała. Kanapa wewnątrz przedziału hipnotyzowała i niemal natychmiast człowiekowi przychodziła ochota, by na niej usiąść i odpocząć.

Wystarczył rzut oka, by docenić z jaką perfekcją zaplanowano i wykorzystano dostępną przestrzeń. Wydawać się mogło, że niewiele da się schować w przedziale wagonu kolejowego, ale projektanci wagonów Orient Expressu dokonali niemal cudów. W każdym kącie kryła się skryta, zakamuflowana szuflada lub półeczka. Dyskretnie ukryto toaletę oraz łóżka, które rozkładało się na noc. Przy tym wszystko było po prostu perfekcyjnie wykonane z dbałością o każdy szczegół. Do tego wszystkiego obsługa pociągu, która już od początku podróży wykazała się niezwykłą życzliwością, uprzejmością i fachowością.

Przyjaciele oddali bagaże, zostawiając przy sobie tylko bagaż podręczny. Podzielone zostały także przedziały. George zajął przedział razem z Franzem, Rita z Eleonor, a Paulinie jako najciężej rannej przypadł przedział pojedynczy.

Pociąg ruszył wolno przez angielską wieś. Pola pokryte śniegiem w świetle zachodzącego słońca wyglądały iście bajkowo. Promienie słońca barwiły śnieg na niemal wszystkie kolory tęczy od głębokiego błękitu po złocistą żółć. W przedziale panowało przyjemne ciepło, a podana przez obsługę aromatyczna herbata działała niezwykle uspokajająco.
Jedynie monotonny stukot żelaznych kół budził niepokój i przypominał o koszmarnym, piekielnym pociągu z którego cudem udało im się uciec.

Po wyjeździe z Londynu, pociąg minął bez zatrzymywania się Kent, Ashford i Romney Marsh. Po około dwóch godzinach pociąg dotarł do Dover.
- Za chwilę dojedziemy do Dover, gdzie nastąpi przesiadka na prom do Calais - poinformowała młody steward, który zajrzał do przedziału Rity i Eleonor - Obsługa pomoże paniom przenieść bagaż osobisty na pokład promu.


Słońce niemal całkowicie skryło się za horyzont, gdy piątka przyjaciół weszła na pokład promu do Calais. Na miejscu, w głównej sali na pasażerów Orient Expressu, czekała już uroczysta kolacja.
Wysoki kelner wskazał im stolik i podał menu.
Nagle z sąsiedniego stolika rozległ się przeraźliwy krzyk dziecka.
- Nie będę tego jadł! To śmierdzi!
- Aleź Albercie - odparła spokojnym tonem starsza kobieta - To przecież wyborna cielęcina. Taka jak lubisz.
- Nienawidzę jej - wrzasnął może dziesięcioletni chłopiec ubrany w brązową marynarkę i kraciastą kamizelkę. Po czym gwałtownym ruchem wywrócił talerz z jedzeniem wprost na buty stojącego obok kelnera.
- Aleź Albercie, co ty wyprawiasz. Pobrudziłeś pana.
- To niech się cham doprowadzi do porządku i przyniesie mi bażanta i lodowy puchar.
Kelner ukłonił się przepraszająco i bez słowa oddalił się z miejsca awantury. Zamiast niego przy stoliku pojawił się szef sali.
- Czyżby nasz kelner uraził młodego lorda? - zapytał.
- Nie, nic się nie stało tylko talerz spa…
- Tak uraził - wtrącił chłopiec - podał mi śmierdzącego cielaka, a ja wyraźnie prosiłem o bażanta. Bażanta i lodowy puchar.
- Bardzo mi przykro, lordzie - rzekł z autentycznym smutkiem w głosie szef sali - Niestety kuchnia nie ma dzisiaj w swojej ofercie bażantów.
- To skandal! - wrzasnął młody lord i walnął pięścią w stół - O wszystkim dowie się mój papa.
Po czym oburzony wstał i z wysoko zadartą głową wyszedł z sali.

- To młody lord Palfrey, przyszły książę Derbyshire - wyjaśniła konspiracyjnym tonem starsza dama w piórkowym kapeluszu - Straszny chłopak. Istny diabeł. Ma przedział tuż obok mnie. Oj, to będzie ciężka podróż, mówię państwu.


Po kolacji większość pasażerów udała się na pokład widokowy, aby nacieszyć oczy widokiem wzburzonego, zimowego morza. Reszta udała się do przydzielonych kajut, by zaznać relaksu po obfitym posiłku.
George, Franz, Rita i Eleonor znaleźli się wśród tych, którzy wybrali się by podziwiać wieczorny, morski krajobraz. Jedyni Paulina przeprosiła wszystkich i udała się na drzemkę. Ból po ranie postrzałowej zaczął się nasilać i chciała odpocząć chwilę w spokoju.


Przeprawa przez kanał zajęła dużo więcej niż zazwyczaj. Morze było wyjątkowo niespokojne. Prom kołysał się na wysokich falach i wolno zbliżała się do brzegów kontynentu.
Gdy w końcu zacumował w porcie w Calais, wszyscy odetchnęli z ulgą, że znowu stanęli na suchym lądzie.
Znowu pojawili się tragarze, którzy zaczęli przenosić bagaże podróżnych. Pojawiła się też służba celna, która przeprowadzała rutynową kontrolę dokumentów i bagażu.

Piątka przyjaciół ruszyła wolno w kierunku stacji z którego miał odjechać ich pociąg. Wszyscy zauważyli, że Paulina jest bardzo blada i niezwykle milcząca. Można było zrzucić wszystko na jej poważny stan, ale w jej oczach można było dostrzec dziwny smutek i ukryty gdzieś głęboko lęk.

Przyjaciele wsiadali już do wagonu, gdy podbiegł do nich kierownik pociągu.
- Przepraszam - zaczął, witając się jednocześnie niewielkim ukłonem - Czy pan George Carter?
- Tak, to ja - potwierdził George.
- Jedna z rzeczy w pańskim bagażu wzbudziłą niepokój celników. Jeśli byłby pan łaskaw udać się ze mną w celu złożenia wyjaśnień.
George przeprosił przyjaciół i wraz z kierownikiem pociągu wrócił do miejsca, gdzie odbywała się odprawa.

Na miejscu zastał dwóch francuskich celników, którzy trzymali na blacie futerał z jego strzelbą myśliwską.
- Czy to pańskie? - zapytał dość oschle celnik.
- Tak, to moja broń - potwierdził George wyciągając jednocześnie stosowne pozwolenie na broń.
Celnik wziął dokument i szybkim wzrokiem prześlizgnął się po treści dokumentu.
- Niestety jesteśmy zmuszeni zarekwirować pańską broń. Pozwolenie, które pan przedstawił nie jest dokumentem obowiązującym we Francji. Czy ma pan jeszcze jakąś broń w swoim bagażu? - zapytał celnik.


Zbliżała się północ, gdy Orient Express wjechał na dworzec Gare du Nord. Dla części pasażerów była to stacja końcowa. Piątka przyjaciół z pomocą tragarzy zabrała swoje bagaże z pociągu.
Wbrew obawom ich podróż przebiegła spokojnie, choć nie obyła się bez nutki niepokoju. Dzięki luksusowym warunkom panującym w Orient Expressie żadne z nich nie było przesadnie zmęczone. I pewnie, gdyby nie ciężkie walizy, to od razu z dworca ruszyliby na Montmartre, by zaznać ducha dekadencji wśród rządzącej w tej dzielnicy artystycznej bohemy.
Niestety nocna eskapada musiała zaczekać, przynajmniej do momentu, gdy zameldują się w jakimś hotelu, gdzie będą mogli zostawić swoje rzeczy.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline