Oczywiście, że jesteśmy z pokolenia, które oszukano.
Pokolenie naszych rodziców było w czasach kiedy studia = dobra fucha.
Dzisiaj nie liczy się już papier, a rzutkość, zawziętość i zdolność włażenia w cztery litery.
Też miałem problem z dostaniem pracy. Praktyki? Proszę bardzo, ale bez hajsu. Staż? Dało radę, ale i tak trzeba było wspomagać się zasiłkiem z domu.
Umowa o pracę?
O przepraszamy, nie mamy miejsc, nie wiem kiedy się zwolni itd itp.
Dziadowo... plus na śmieciówce to bym w stolicy egzystował, a nie żył.
Dlatego wróciłem do swojej rodzinnej mieściny, dorwałem tutaj pracę w niedużej firmie i wykorzystuję każdą okazję, aby jeździć na szkolenia, uczę się języka, chodzę na siłkę i pomagam rodzicom... Ogólnie mam teraz stabilnie, ale szykuję się na moment, kiedy znów będzie trzeba wybyć z rodzinnego gniazda.
Czy robię coś zgodnego z wykształceniem?
Trochę tak, trochę nie, ale staż pracy leci.
Branża w którą celowałem? Nie bardzo, ale dość prestiżowa, aby potem zahaczyć coś lepszego.
Pomyśl w czym ci wykształcenie dało obeznanie. Nie musisz celować bezpośrednio w to co było dedykowane. Nie podejmuj też czegoś do czego musiałbyś się zmuszać.
Nie jest łatwo.
Ale chyba nie masz zamiaru dać się wygryźć jakimś leszczom w ciasnych spodniach i pedziowym ubraniu? |