Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2017, 03:42   #94
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kevin "Cobra 222" Walker - pilot z fantazją


Walker był średnio zadowolony z efektów spotkania z nowymi. Fajnie było, że coś się jednak wyjaśniło, kim są, i udało się nawiązać jakoś współpracę, i jednak nie byli więźniami czy coś no ale jednak też nie było zbyt różowo. To co powiedzieli nowi o całej sytuacji i co on sam już razem z kolegami zdołał zauważyć, spytać czy się domyślić sprawiało, że no właśnie zbyt fajnie nie było. Ale żyli, odzyskali swobodę manewru więc był optymistą, że jakoś się z tych kłopotów wygrzebią.

Poszedł z chłopakami obejrzeć obóz tak dokładniej niż tylko w przelocie jak szli z jednego budynku do drugiego. Czuł się na tyle dobrze już by całkiem nieźle rejestrować co widzie. I obraz był dość przygnębiający. Obóz jako taki nadal stał i mógł pełnić te funkcje dla jakiego został założony czyli zapewniać schronienie kolonistom. To był na pewno plus i pozytyw. Ale jednak obraz paromiesięcznego zapuszczenia, nawiane liście, zaschnięte kałuże wody, zacieki, pustki, bezludność sprawiały przygnębiające wrażenie. Jakby wkraczał do jakiegoś wymarłego miasta.

Właściwie wkraczali bo przecież nie był sam. Nawet jeśli nie liczyć chłopaków to przecież każdy dostał anioła stróża. Dla ich bezpieczeństwa oczywiście. Wcale nie stróża więziennego naturalnie. Walker jednak uznał, że na te okoliczności może i naprawdę lepiej? W końcu ktoś mógł ich napaść czy jakiś zwierzak się przypałętać. Zdawał sobie sprawę, że za sterami czegokolwiek, zwłaszcza latającego, to ciężko by sobie nie poradził no ale tak na ziemi klata w klatę to mogło być niewesoło. Wolał więc patrzeć na kontekst tych aniołów stróżów pod tym kątem. A nie, że mieli im filować wszystko przez ramię.

Chociaż musiał uznać, że jemu, jego anioł stróż to trafił się całkiem przyjemny dla oka chociaż. Krótko ostrzyżona, zgrabna blondynka. Chociaż ten cały pancerz, broń, nóż i reszta szpeja utrudniało mu trochę dostrzeżenie tej zgrabnej blondynki a bardziej ten opancerzony szpej. No i pomijając atrybuty fizyczne, blonddziewczę miało jeszcze ten swój charakter. Czy nawet charakterek. Właściwie poznali się tak prawie od razu.


---

Ciężki chwyt spadł na bark Walkera i po prawdzie szarpnął go do tyłu. Stęknął zaskoczony tym nagłym atakiem. - Dokąd?! Ja wchodzę pierwsza. Jak sprawdzę i powiem, że można to wchodzisz. - syknęła blondyna która go złapała. Piorunowała go wzrokiem jakby nie wiadomo co zrobił.

- Ale ja tu mieszkam Adrana. - w głosie pilota dała się słyszeć irytacja choć starał się zachować spokój. Wskazał na drzwi przez które właśnie przejść. Co jak co ale trochę woja zaliczył i wiedział chociaż w teorii jak działa rozpoznanie. Zgadywał, że przeczesali teren nim ich wybudzili czy w trakcie i pewnie mieli go na oku nadal. Zastanawiał się, czy blondi zwyczajnie się nie zgrywa na nim lub chce się poczuć ważna i pokaząć kto tu jest górą. Jak to ostatnie to był ciekaw czy blondi tak ma sama z siebie czy dostała jakieś wytyczne w tym celu.

- Wejdziesz jak powiem, że można. - tłumaczenie Walkera spłynęło chyba po marine jak po kaczce. Patrzyła uparcie na niego tak bardzo, że dał sobie spokój. Poza tym co by nie mówić pewnie każdego detalu nie sprawdzili wcześniej więc nie było takie bez sensu te sprawdzanie. Ale szaprać go skubana przecież nie musiała. Mogła powiedzieć i też by się zatrzymał i o to miał trochę żal do niej.

- Okey, nie ma sprawy Adra. Zróbmy po twojemu. - uniósł na moment obie dłonie jakby się poddawał po czym zachęcającym gestem wskazał na drzwi.

- Adrana! - syknęła ze złością blondyna w pancerzu po czym uniosła karabinek przed siebie i ruszyła do drzwi. Walker miał okazję popodziwiać płynność jej ruchów tak znaną z tych wszystkich ekip szturmowych. I przy okazji jej zgrabny tyłeczek którego pancerz tak nie zniekształcał jak reszty. Musiał przyznać, że ta jej metoda jednak więc miała parę fajnych aspektów.

- Daj spokój. Mamy na siebie przydział. Ani was ani nas nie jest kosmicznie dużo a przestrzeń jest ograniczona. Będziemy na siebie wpadać a póki co jesteśmy na siebie skazani. Mnie możesz mówić Kev. Wszyscy mi tak mówią. Skąd jesteś tak w ogóle? - Walker mówił do pustego otworu drzwi ale słyszał z wnętrza habitatu jej kroki, i trzaskanie, coś otwierała, coś zamykała, chyba coś kopnęła. Na słuch to chyba trochę za dużo serca a na pewno energii wkładała w te przeszukanie. Na pewno nie dlatego, że był to i jego habitat nie?

- Nie twoja sprawa. Czysto. Możesz wejść. A jak taka cywilbanda wpada na marine to bardzo złe się rzeczy dzieją. Nie dla marine oczywiście. - pokazała się z powrotem we framudze drzwi z karabinkiem swobodnie opuszczonym ku ziemi. Kończyła mówić podchodząc stopniowo do pilota. Ale jakoś na kursy bycia sympatyczną to chyba nie chodziła bo słabo jej coś ten pozytywne i przyjazne rozmówki wychodziły. No zupełnie jakby była zła na kolonistę czy miała mu coś za złe. Albo nawet ktoś o mniejszym harcie ducha nawet za groźbę by to mógł odnieść.

- Cywilbanda? - powtórzył Walker obcinając ja wzrokiem też niekoniecznie przyjemnym. Okey, pewnie w tym uniwersalnym kombinezonie bez dystynkcji poza nazwiskiem, i bez broni, nie prezentował się zbyt bojowo i wojskowo ale no bez przesady. Przez parę mundurów tu i tam to się przewinął. Za to na niej, na jej napierśniku znalazł drobną plamkę baretki. Znał ją. Też taką miał. Ale nie na tym roboczym kombinezonie. Ciekawe. Czyżby się spotkali? - No tak grzecznie pytam skąd jesteś. Co tak się burmuszysz od razu. Ja jestem z Perły. - wzruszył ramionami wchodząc do środka habitatu. Prawie od razu się zatrzymał. Ale syf. I ta pogoda. Jesień. Przespali prawie całą porę roku no i nadchodziła kolejna. Te zapuszczenie budynków w połączeniu z tą jesienią to wyglądało mu jakoś szczególnie ponuro.

- Nie znam. - mruknęła dziewczyna wchodząc do środka za nim. Walker westchnął w duchu. Zdziwiony nie był. Przyzyczaił się. Rzadko ktoś kojarzył nudną, monotonną farmerską planetę nie wyróżniającą się niczym sczególnym. Jedna z mrowia podobnych. Ale jednak jak zwykle promował po cichu swoją rodzimą ojczyznę.

- A słyszałaś może o Regatach Kosmonautów? - spytał podchodząc bez większego zaangażowania do łóżka. Szarpnął pościelą i posypały się liście, pierze czy co tam w tych pościelach było i jakieś drobne obiekty żyjące których wcale nie był ciekawy więc pozwolił im zwiać w jak najdalsze kąty i szpary. Ciekawe czy uda się znaleźć nowy śpiwór? Taki nie zleżały i nie zatęchły.

- Słyszałam. - odpowiedziała marine raczej znudzonym tonem. Sama też przyglądała się bez większego zaciekawienia widokom za oknem, otwartymi drzwiami czy jak kolonista przepatruje swoje lokum.

- No to u nas, na Perle też jest jeden. Brałem w nim udział. Wygrałem. - chciał powiedzieć neutralnym tonem ale jednak podchodził do wspomnień zbyt emocjonalnie by zachować neutralność. Więc powiedział z zauważalnym odcieniem nadziej i zaangażowania w ten punkt. Przecież o mało wtedy nie zginął!

- Nie słyszałam ani o Perle, ani Regatach, ani o tobie. - blondi wzruszyła ramionami przykro rujnując nadzieję Walkera na jakiś odzew. Westchnął cicho. No w sumie też się przyzywczaił. Chociaż z całej Perły jak już ktoś coś słyszał to najczęściej właśnie o tych Regatach. Więc jak o tym nie słyszała to pewnie serio jak i większość walkerowych rozmówców nie miała pojęcia o jego ojczyźnie i o czym mówi. No trudno.

- Macie jakiś sprzęt z dostawą pod drzwi? Bo by mi się widzę parę rzeczy przydało. - Adrana wzruszyła jedynie ramionami jakby dając znać, że jej to nie obchodzi albo nie leży w jej gestii. - Tu mieszkałem wiesz? Zanim ktoś nas nie zapakował do hibernatorów. Chodźy dalej, nic tu nie ma. - obejrzał co było do oglądania i trochę się uspkoił, że nie ma tu żadnych ognisk pożarów, przestrzelin, plan po krwi czy dziur po kulach ale jednak jakoś było to wszystko przygnębiające, wyprane z kolorów i ciepła. Adra znów kiwnęła głową i wyszli na zewnątrz.

- Chodź zobaczymy jak z brykami. Ja jestem pilotem ale, że mało co latającego się nam ostało to jestem głównym kierowcą. Wiesz rozwalam bryki. Ale paru jeszcze nie zdążyłem. Wiesz, że niektórzy mieli mi za złe jak wjechałem terenówką na dach? - ruszył w stronę gdzie spodziewał się ich pojazdów. Wskazał na dach kontenerów gdzie kiedyś, zaraz po wylądowaniu naprawdę wjechał terenówką. Dziewczyna z karabinem szła ze dwa czy trzy kroki wpatrzona we wskazany kontener jakby szacowała jego gabaryty.

- Ta. Wjechałeś tam. Terenówką. Mhm. Masz mnie za głupią blondynkę? I zawsze tyle gadasz? - marine pozezowała w końcu na pilota jakby szukając śladów drwiny, kpiny czy żartu. Uniosła brew w nieco zaczepnym grymasie jakby pytała czy ma problem.

- Tak. Terenówką. Wjechałem. Ta z którą wtedy wjechałem też nie wierzyła póki się tam nie znalazła. - Walker wytrzymał spojrzenie i też odwzajemnił jej podobne. - I jak mi się trafi taki elokwentny partner do rozmowy to muszę nawijać za obie strony by nam wszystkim było miło i wesoło. Ty się uparłaś być obowiązkowo sztywną supermarine? Zawsze tak masz czy to na mnie ma zrobić wrażenie? - zapytał znowu podirytowanym głosem. Niech sobie blondi nie myśli, że ma monopol na złośliwostki.

- Ja bym miała robić wrażenie na tobie? Chciałbyś. - prychnęła idąca obok pilota marine odwracając wzrok by rozejrzeć się po okolicy. Jeszcze raz spojrzała na wskazany wcześniej kontener i pokręciła głową jakby nie dowierzając w słowa kolonisty.

- Chciał nie chciał... - Kev też machnął ręką na ten wątek bo zbliżali się do samochodów. Od razu widział, że nie ma części z nich ale jeszcze była nadzieja, że są gdzieś w okolicy. Blondyna znów wyforsowała się do przodu dając mu gestem znak by się zatrzymał. Sprawdzała go? Czy chciała poszpanić? Bo gest był z tych używanych w wojsku i dość uniwersalny więc nie tylko. Może taka rutyna? Zatrzymał się jednak dając jej zrobić swoją robotę. Obserwował jak obeszła pojazdy i zastanawiał się czy nie jest to cyrk by urwać rozmowę. Ale nie wtrącał się póki nie skończyła.

- Czysto. Możesz podejść. - powiedziała znów opuszczając lufę broni ku ziemi.

- Dzięki. Nie wiesz czy to wszystkie? Paru widzę, że nie ma. Oglądaliście może z powietrza teren czy gdzieś nie są przeparkowane inne? - zapytał podchodząc do pierwszej maszyny. Zakładał, że jakieś rozpoznanie zrobili.

- Nic nie ma w okolicy. Tylko te co tu widać. - odpowiedziała opierając się o maskę ocalałej terenówki.

- Byłaś na Tantalos IV? - zapytał w końcu bezpośrednio wskazując palcem na zauważone wcześniej odznaczenie. Widział po reakcji jej twarzy, że zaskoczył ją zupełnie tym pytaniem.

- Tak. Byłam. Skąd wiesz? - zapytała trochę zaciekawionym a trochę podejrzliwym głosem patrząc na niego wyczekująco.

- A bo ja też mam taką baretkę za Tantalos IV. - uśmiechnął się do niej otwierając drzwi maszyny i oglądając ją wewnątrz. No tragedii nie było. Ale szału też nie robiło choć na taką paromiesięczną pauzę to pewnie i tak nieźle.

- Akurat! To wojskowe odznaczenie i cywilbandzie jej nie przyznają! - Adrana prychnęła gniewem i irytacją żywiłowo reagując na słowa pilota z Perły.

- Ale ja wtedy byłem wojskowym pilotem. Teraz jestem cywil. - Walker uśmiechnął się łagodnie siadając na siedzeniu kierowcy. Odpalił pojazd ale ten zareagował słabo. Nie zdziwił się. Paromiesięczna przerwa robiła swoje. Ale wyświetlane dane nie były groźne. Trochę grzebania tu i tam i powinno być jak dawniej.

- To w jakiej jednostce służyłeś? W której Fali? - zapytała blondyna oparta o nadkole patrząc na mężczyznę na siedzeniu kierowcy przez przybrudzoną przednią szybę.

- Wylądowałem z 7 Samodzielną Kompani Transportu Orbitalnego. Z Perły. W Drugiej Fali. - mruknął pilot uruchamiając przycisk otwierania maski. Wysiadł z pojazdu i ruszył ku masce mijając Adranę wciąż opartą o przednie nadkole.

- Ale ściemniasz. Nie było takiej jednostki. A z Drugiej Fali nikt nie wylądował. Tej swojej cywilbandzie wciskaj taką ciemnotę. Ja tam byłam naprawdę to wiem jak było! - syknęła z ironią marine, pewna, że tak łatwo przejrzała ściemę pilota - kolonisty. Ten podszedł do maski terenówki i otworzył ją.

- Jakby mnie tam nie było to skąd bym miał taką baretkę? - zapytał Walker oglądając silnik. Też się trochę zakurzył i zastał. Ale powinno to się zaraz dać obrobić.

- Nie widzę u ciebie, żadnej baretki. Żadnej. A jak już nawet masz to mogłeś ją zdobyć na setki sposobów. Nie wciskaj mi ciemnoty Walker. Nieistniejąca jednostka z Fali z której nikt nie wylądwał. Jasne. I co jeszcze? Pewnie supertajna ta jednostka i nie możesz o tym mówić co? Laski wyrywasz na taki weterański kit? - parsknęła znowu zirytwanym głosem uzbrojona blondyna oparta o burtę wozu. Wydawała się już pewna, że złapała kolonistę na próbie sprzedania jej kitu. Ten wyją źródło zasilania z silnika. Objrzał je. Przeczytł co pisze. I wyszło mu, że na razie powinno i musi wystarczyć. Ale nie przeszkodziło przeczyścić. Skrzywił się gdy dostrzegł, że naruszył spokój jakiejś jaszczurce czy co to tam się w międzyczasie zalęgło i właśnie zwiewało gdzieś w mroki silnika.

- To jednostka transportowa. Transportowalismy desanty innych dlatego nie występowaliśmy jako zwarta jednostka. I fakt. Technicznie nie wylądowałem. Rozjebałem się. - powiedział spokojnie Walker odkładając z powrotem energetyczny pojemnik. Wyjął z kieszeni szmatę i zaczął przeczyszczać styki. Powinno pomóc. Mimo chodem przyszło mu do głowy, że z tą szmatą, kombinezonem to w ogóle teraz pewnie wygląda jak archetyp robola - mechanika. Widział po zmrużonych oczach blondyny, że trawi jego informacje.

- Dobra, może gdzieś tam byłeś na tym Tantalosie. Pewnie gdzieś tam dawali po wszystkim ordery to i gdzieś miałeś fart się załapać na poklepywanie po ramieniu. Rozjebałeś się, trafiłeś do szpitala polowego, przeleżłeś tam całą kampanię i na końcu miałeś fart dostać medal. Jak operacja jest kombinowana i wiele stron uczestniczy to te medale rozdają hurtowo. - marine wzruszyła w końcu ramionami i coś wyglądało pilotowi, że uparła się widzieć go jako tego cywilbandę i lesera. Co już robiło się trochę irytujące. Przecież on się jej udziału i roli nie czepiał prawda? Czemu nie mogła go potraktować tak samo?

- Taa... Rozdawali masowo. - przyznał bo miała rację. Takie zespolone operacje przecież wymagały zachęty sojuszników dla następnych więc te wojskowe uprzejmości się sypały obficie. Tą baraetkę co miał i on i ona mieli w końcu za sam udział w kampanii na Tantalosie IV i nic to nie mówiło w jakiej roli i co się naprawdę wtedy robiło. - A ty Adra? Co wtedy robiłaś na Tantalosie? W której byłaś Fali? - zapytał spokojnie ciekaw co powie. Nie kojarzył jej w ogóle. Ale przecież wojo to z założenia masowa instutucja a wojna nie sprzyja stabilizacji.

- W żadnej. Ja byłam w Pathfinderach. - oczy i uśmiech blondyny rozbłysły dumą i wyższością. Ale nie dziwił się. Pathfinders. Elitarni zwiadowcy rzucani przed główną Falą desantu, nawet przed Pierwszą, do oznaczania stref lądowań i najważniejszych celów, czasem niszczenia krytycznie ważnych elementów wrogiej infrastrukury. No jak Adra w nich służyła no to fakt, zasługiwala na szacun jakiego się chyba domagała.

- O. To gadam z komandosem. No czapki z głów, świetną robotę wtedy odwaliliście. - przyznał pilot i faktycznie lekko się ukłonił głową. Styki przeczyścił na ile się dało liczył, że to pomoże. Wsadził z powrotem kostkę na jej miejsce mając nadzieję, że tamtego małego gada silnik w razie czego przemieli a nie na odwrót. Zatrzasnął z powrotem klapę maski silnika i wytarł dłonie w szmatę. Blondi nagle zdawała się być strasznie pociechana i miła wręcz przyjazna jak tak ją docenił i wyraził uznanie dla niej i dla jej formacji i ich zasług. - Wsiadaj. Sprawdzimy czy poleci. - uśmiechnął się do niej chowając szmatę i znów ją mijając by wrócić za kierownicę.

- Ale powiedz. No nikomu tu nie powiem. Ściemniałeś z ta Drugą Falą nie? Przeleżałeś całą kampanię w jakimś szpitalu. A na końcu dostałeś baretkę jak my wszyscy co tam byliśmy. - blondmarine zgrabnie przeskoczyła przez maskę, kicnęła do drzwi od pasażera, i znalazła się wewnątrz szoferki prawie w tym samym czasie co kierowca. Spoglądała na niego jakby oczekiwała, że potwierdzi jej podejrzenia i zaspokoi ciekawość.

- Prawda. Poleżałem trochę w szpitalu. - przyznał pilot odpalając znowu maszynę. Z satysfakcją obserwował jak teraz wskaźniki, znaczniki i światełka paliły się o wiele bardziej tak jak fabryka wymagała. Blondyna obok roześmiała się triumfalnie. - Właściwie to w punkcie opatrunkowym. Na moście Brixa. - odparł rozgrzewając silnik. Patrzył jak nabiera mocy i mechanizm głośnieje z każdą chwilą ciesząc ucho poprawnym pomrukiem.

- Na moście Brixa?! Tam nie było szpitala! Tylko na lotnisku! Dopiero potem jak się rozwinęliśmy! I most Brixa był odcięty! I nie było tam żadnego lądowiska ani latadła! W ogóle na początku rozjebali całe wsparcie powietrzne i nic nie latało! Nawet o wsparcie z orbity było trudno! Tylko taki jeden koleś jakoś poderwał... - blond marine zaperzyła się znowu mówiąc z furią po kolei przypominając sobie tamtą sytuację i powody dla których uważała, że Walker jej kit wciska. Nagle jednak zamarła i popatrzyła na kierowcę siedzącego tuż obok krytycznym i niedowierzającym głosem.

- No Adra? Co taki jeden koleś poderwał? - Kevin uśmiechnął się nonszalancko widząc nagle zamilkniętą blondynę. Patrzył na nią ironicznie i bezczelnie teraz dla odmiany on ciekaw co ona powie.

- Nie, nie, nie to nie możesz być ty. Taka cywilbanda? Mowy nie ma. Jesteś beznadziejny. Może i tam byłeś ale pewnie słyszałeś o nim jak każdy kto tam był i teraz szpanujesz. Pewnie nawet latać tak naprawdę nie umiesz. Dlatego się rozjebałeś. Zresztą słyszałam, ze tamten też się w końcu rozjebał. - Adrana kręciła cały czas przecząco głową. Na oko Walkera chyba coś wyszedł w jej oczach bardzo rozczarowująco. Chociaż musiał przyznać, że wydawała się rozsodną osobą podsuwając taki schemat o jakim właśnie mówiła.

- Ja nie umiem latać Adra? - zapytał nagle dziwnie spokojnie Walker unosząc do góry brew w pytającym grymasie. - "Cobra 222" to ja. - dodał dobitnie niszcząc jej nadzieje i schematy. Krótkoostrzyżona głowa o blond włosach wciąż wykonywała przeczące ruchy. Uznał, że słowami więcej jej nie przekona. - No ok. Mówiłem ci, że lecimy nie? No to lecimy! - zaciśnięte dotąd w zirytowanym geście szczęki rozluźniły się do lekkiego, złośliwego uśmiechu. Dłonie i stopy zrobiły swoje ożywając już rozgrzany mechanizm silnika. Maszyn zawarczała ożywiona mocą i koła zapiszczały boksując w miejscu.

- Co robisz?! Nie wyjdziemy stąd! Za mało miejsca! Musisz przestawić inne maszyny! - krzyknęła marine rozglądając się po okolicy. Było ciasno. Zbyt ciasno by wyjechać. No chyba, żeby przestawić inne pojazdy by zrobić przejście albo je przepchnąć ryzykując uszkodzenia. Walker wiedział, że jej ocena sytuacji była jak najbardziej słuszna. Jeśli ktoś chciałby stąd wyjeżdżać. A przecież on nie chciał.

- Oj nie słuchasz Adra. Mówię, że lecimy! - pilot czuł wreszcie adrenalinowy strzał i przyjemną satysfakcję widząc lekką obawę na twarzy i zachowaniu pewnej dotąd siebie kobiety. Teraz wyglądała co najmniej na zagubioną. Ale nie dał jej czasu na odpowiedź. Spuścił terenówkę ze smyczy. Jeden ruch z impetem w tył i skręt w jedną stronę, hamowanie, lekkie zarzucenie dwójką ludzi ku masce, potem przeciwnie, szarpnięcię do przodu, ruch kierownicy w druga stronę i już maszyna stała prawie w poprzek w porównaniu do tego co kilka sekund temu. Dokładnie na wprost ściany. Walker cofnął gwałtownie na ile dał radę i zrobiła się prawie cała długość pojazdu na rozpęd. No albo chociaż ze 3/4.

Maszyna szarpnęła do przodu jakby kierowca zamierzał wbić się w ścianę. Ale drobny ruch kierownicą sprawił, że zderzyli się z nią troszkę pod kątem. Akurat na przygotowane na takie zderzenia zderzak. Ten świetnie zamortyzował siłę niewielkiego w sumie przy takiej prędkości uderzenia i odbił w górę. Za nim pchany napędem, ruszyłą reszta pojazdu w efekcie ternówka zaczęła wjeżdżać na ścianę co raz bardziej stając w pionie. Walker jednak nie miał zamiaru dać jej stanąć na rufie bo to nieczemu mu nie służyło. Dodał gazu i skręcił. W efekcie maszyna wykonała prawie pionowy łuk po pionowej ścianie. Miejsca między ścianą a zaparkowanymi pojazdami było za mało by terenóka przejechała. Ale na tyle dużo by przeszła nad nimi łukiem. Jeszcze jeden ryzykowny moment by nie wywalić się burtą przy lądowaniu. Ruch kierownicy, nieco tylko poruszył pojazd skosem ku przedniemu narożnikowi od pasażera ale akurat wystarczyło by pojazd upadł na przednie koło a nie rufę. To pociągnęło resztę terenówki i ta odbiła się raz i drugi ale zaraz Walker ściągnął jej cugle. Zatrzymali się z równie gwałtownie jak ruszyli zaledwie kilka długości za zaparkowanymi pojazdami zza których podobno nie dało się wyjechać. Może i nie. Ale wylecieć? Trzeba było tylko mieć skrzydła.

- Jestem "Cobra 222". Polecę na wszystkim. - powiedział z nieco przyśpieszonym adrenaliną oddechem. Popatrzył na siedzącą obok kobietę o krótkich, blond włosach w pancerzu marine. Też wydawała się być podekscytowana tym nagłym skokiem adrenaliny i loten na nielotnej, niezgrabnej i nie najlżejszej konstrukcji naziemnej skonstruowanej z myślą o pokonywaniu terenu a nie lataniu. - Wtedy też powiedziałem, że polecę. I poleciałem. Rozjebali nas. Ale pozbieraliśmy się do kupy. I jakoś dociągnęliśmy do tego cholernego mostu. - powiedział zapatrzony gdzieś w zegary za kierownicą. Ta kampania na Tantalosie nie była wczoraj. Ale pamiętał to żywo jakby było wczoraj.

- A powiedz. Powiedz to co wtedy. - marine zawahała się. I po głosie wyglądało dziwnie jak prośba. W spojrzeniu też błyszczało wahanie. Dalej go sprawdzała? Czy była zwyczajnie ciekawa?

- Tu "Cobra 222". To czekajcie na mnie. Przylecę. Bez odbioru. - powiedział poważnym i zawziętym głosem. Tak samo jak wtedy. Na tamtej wiezy lotniska. Na otwartym kanale. Tak, że usłyszeli go wszyscy po obu stronach linii frontu. Bo tamci mieli dość samotnych lotów cudem postawionej na nogi maszyny pilotowanej przez Walkera. Jedynej jednostki zdolnej dostarczyć zaopatrzenie do odciętych chłopaków i dziewczyn przy tym cholernym moście. Korkowali sobą dopływ posiłków więc byli bezustannie pod naporem tych buntowników. Zabierał rannych. Każdy lot był trudniejszy bo tamci jakby zawzięli się strącić jego jedyną latającą tam maszynę. A to przecież też był cywilny złom cudem poklejony na plaster i dobre życzenia. Przynajmniej w porównaniu do wojskowego sprzętu. Złomek. Tak go wtedy Walker nazwał. Stary gruchot.

W końcu dostał zakaz lotów na most i inne przydziały. Ale wtedy właśnie tamci zaczęli tą swoją oszczerczą kampanię w radio. Szydzili z niego wzywając by się pokazał. Szydząc z nich wszystkich, że zostawiają własnych ludzi na wybicie. To była prawda bo w końcu osaczone plutony wokół mostu po czterech dobach nieustannych szturmów ledwo zipały. Brakowało im wszystkiego a rannych było tyle, że jedną maszyną Walker nie miał szans zabrać choćby połowy. I puszyli się wtedy, że ściągnęli setkę luf i rakiet które czekają na niego by go zestrzelić. Powtarzali to na cały eter co działało destruktywnie na wszystkie siły desantowe. Zwłaszcza te resztki przy moście Brixa o które chodziło. Bez dostaw i ze świadomością osamotnienia nie wiadomo ile by jeszcze pociągnęli. Może nawet jeszcze kolejną dobę. Kto wie.

I wtedy Walker poszedł do wieży, na lotnisku i też im odpowiedział na otwartym kanale. Powiedział kim jest. W powietrzu latała tylko jego maszyna, właśnie ten "Złomek". I przyjął wyzwanie wroga. Sam nie był pewny po której stronie forontu to oświadczenie w eterze wywołało większy szok. U nich na pewno bo prawie od razu został wezwany do sztabu. Ale. Ale z dusza na ramieniu, dla dobra całej operacji która już się chwiala w posadach przy tak ciężkim oporze i licznych stratach uznano, że mniej szkodliwe jest by poleciał. Ale z ochotnikami.

Zebrał dójkę która była potrzebna. Drugim pilotem został operator radia, młodszy chyba od Walkera. W ogóle nie znał się na pilotowaniu ale Walker musiał mieć drugiego pilota by wystartować. Jakoś przymknęli mi na to oko. I ta marine co robiła za loadmastera a w locie obsługiwała jedyną broń "Złomka" czyli karabiny maszynowe w drzwiach ładunkowych. I tak polecieli. Przy moście w powietrzu byłą taka sieczka, że Walker czuł, że oberwą. Musieli przy takim zagęszczeniu. Ale wciąż była nadzieja, że chociaż dociągnął do swoich przy moście. Wracać nie zamierzał. Więc wlecieli w tą sieczkę ognia z dział, karabnów maszynowych i rakiet. Flary zużywały się w błyskawicznym tempie i w końcu się skończyły. Obrywali szrapnelami i przestrzelinami raz po raz. W końcu ich jebnęli tak, że maszyna runęła w dół. Z jakiś ostatni kilometr czy dwa przed mostem. Rozjebali się.

Ale udało mu się wylądować barzo awaryjnie na autorotacji. Oberwał radiooperator więc nie mógł się ruszyć z fotelu. Loadmaster zaczęła się drzeć by uchodzić z wraku nim ich dorwą. Walker zaczął się drzeć, że to nie jest wrak. Brakowało im mocy, ale systemy antypożarowe zdołały zwlaczyć pożar. Uszkodzenie nie było masakratyczne. Potrzebowali mocy! Zaczął rwać i lutować od spodu silnik. Czas! Potrzebowali czasu! Była jeszcze szansa dla rozbitego i dymiącergo wraku poszatkowanego jak tarka!. Ale nie mieli! Już widziel sylwetki wyłaniające się z lasu. Marine otworzyła ogień przygniatając ich ogniem. Strzelał ze swojego pistoletu nawet ten młodzik bo już tak blisko byli. A Walker szył ten silnik stojąc z rękami w górze w kabinie zalewany gorącym olejem i parząc dłonie pracując na złamanie chyba wszystkich możliwych przepisów BHP pracy. Ale udało się!

Wrócił na fotel. Odpalił maszynę i silnik znów zawył. Tylko jeden z dwóch i tak, że pewne było, że się zaraz rozkrzaczy znowu. Ale lecieli! Zaledwie kilka czasem nawet kilkanaście metrów nad ziemią, wzdłuż drogi bo nie mieli sił się wznieść nad drzewa ale lecieli! Przelecieli nad ostatnimi barykadami, nad ziemią niczyją i silnik zgasł. I cały czas do nich strzelali chyba ze wszystkiego co mieli z karabinami i pistoletami włącznie! Znów wylądowali z najwyższym trudem właściwie legalnie rozbijając ostatecznie "Złomka". Ale dolecieli! Ale i zapłacili swoją cenę. Jego i młodego zniesiono do punktu opatrunkowego. Z czego tylko on wyszedł w miarę cało. Patrick'a nie udało się odratować. Nie w tamtych krytycznie polowych warunkach jakie mieli na moście. Loadmaster czyli Johnson która nawet nie przedstawiła mu się wtedy z imienia nie wiedział nawet kiedy zginęła. Jak startowali to jeszcze strzelała a gdy rozbili się przy moście już chyba nie. Udało się jednak dowieść choć część ładunku. No i utarli nosa buntownikom. A o wyczynie "Cobra 222" pewnie mało kto nie słyszał wtedy jeśli tam był.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online