Gnorst zastanawiał się, czy dobrym pomysłem było spuszczanie księgi i czarodzieja z oka, skoro wiedzieli jak bardzo niektórzy chcieli dopaść to antyczne tomisko. Skoro jednak to zrobili, z wolna jego myśli zaczęły dryfować ku innym rzeczom. Między rozcinaniem kawałka jabłka na cząstki i wrzucaniem ich do ust na czubku noża, rozważał powody Shandalara do ustawienia takich, a nie innych zabezpieczeń. Nawet gdyby ktoś przyszedł w konkury, po takim przywitaniu, ochota na smalenie cholewek do córek czarodzieja mogła człowieka odejść na dobre. Bednarz nie wiedział tylko, czy było to celowe, czy raczej przypadkowe działanie. Z tego co słyszał, z magami różnie bywało. Pozostawała też kwestia żony czarodzieja, chociaż jeśli ta nie żyła, może lepiej byłoby nie pytać.
Jego rozważania przerwał w pół gryzu hałas z dołu i poruszenie towarzyszy. Nie było słychać krzyków, więc osobiście nie przejmował się tym aż tak bardzo, ale wstał i ruszył z pozostałymi z dłonią na rękojeści miecza, oraz ustami z wolna przeżuwającymi jabłko. Mieli powody żeby być przewrażliwieni.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |