Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2017, 23:49   #14
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Natychmiast zapomniał o seksie i tym podobnych przyjemnościach wywalając natychmiast spojrzenie na zewnątrz. Londyn, wielki Londyn, miasto stolica, gdzie królowie wyspy rządzili ćwiercią świata. Patrzył, patrzył, ciągle patrzył …
Wjeżdżali przez przedmieścia, a przynajmniej coś co wydało mi się obrzeżem miasta w jego rozumieniu. Porozrzucane murowane i drewniane budynki, gdzieniegdzie cmentarz.


Jednak dopiero gdy minęli jakiś budynek, trochę przypominający kościół Charlie westchnęła.
- Londyn. - Zupełnie jakby właśnie przekroczyli granicę miasta. Kobieta musiała często pokonywać tą trasę, skoro nawet w ciemnościach rozpoznawała konkretne miejsce.

Budynki zaczęły rosnąć. Na początku głównie z 1-2 piętrami, raz na jakiś czas poprzetykane drewnianą zabudową. Jednak z każdą chwilą, każdym oka mgnieniem stawały się coraz większe, aż nagle nastał dzień po środku nocy. Niemal każda uliczka rozświetlona była czymś w rodzaju małego słońca, silnego kandelabru. Budynki urosły do 5-6 kondygnacji. Raz na jakiś czas przedzielało je coś wyższego. Ulice były szerokie i wypełnione jakby mgłą.


W ciemnościach dostrzegał pojedyncze dyliżanse i przemykające postaci, jakby kryjące się przed światłem latarni.
- Niesamowite, niesamowite. Niektóre są większe niż pałac Camelot. A ten, o rety, tyle lamp. Alb tamto. Nawet oooo tamta droga jest wyłożona kamieniami, ale długa, niczym rzymska - widać było, iż wampir gubi się wśród ogromu, który wywarł na nim odpowiednie wrażenie. - Czy istnieją jeszcze inne miasta, podobne do twojego Londynu? - spytał cicho nie przerywając wpatrywania się. Podniósł także zegarek spoglądając na godzinę. Jako tako pamiętał naukę. Duża godziny, mała minuty. Eee, odwrotnie. Mała godziny, duża minuty, tak tłumaczyła Charlie.

Według zegarka była 9:34. Charlie przyglądała mu się z zachwytem ale też zupełnie tak jakby podobny widok był jej znajomy. Znał to spojrzenie, to trochę jak gdy dziecku pokazuje się znaną wszystkim sztuczkę.
- Są… ale tylko podobne. Paryż, Berlin… - Charlie zapatrzyła się w okno. - Przejazd do mojego mieszkania, kosztuje prawie tyle co przejazd z tamtej wsi do Bristolu. Pozwolę ci zapłacić, ale już wytłumaczę adres by nas nie okradli, jeżdżąc dziwną trasą. Chyba, że bardzo ci zależy. - Odwróciła głowę i uśmiechnęła się do niego. - Jakby co mój adres to York Street 32, chcemy jechać przez Paddigton street i skręcić w High street. Tak unikniemy zatoru na York Place. Ostatnio był tam jakiś remont i wątpię by skończyli.

Zdziwił się.
- Znacz jaki zator? Tak późno jeszcze ludzie jeżdżą? Znaczy tymi pociągami po ulicach - dopytywał się.
- Och… moja okolica jest dość modna. Nowe budynki, dosyć blisko do centrum. - Charlie podniosła i wygładziła jego kapelusz. - Dużo mężczyzn wraca o tej porze z klubów, jeszcze trwają sztuki w operze. W ciągu dnia York place prawie stoi, a w nocy… pewnie byśmy tego nie odczuli, ale gdy droga jest rozkopana, może się pojawić tam zator. - Podała mu nakrycie głowy.
- Co to opera? - wystrzelił natychmiast.
- Wszystkiego byś się chciał dowiedzieć od razu. - Mrugnęła do niego. Chwilę potem zrobiło się jeszcze jaśniej, a pociąg lekko zadudnił. Gwizd lokomotywy, odbił się od czegoś echem. - Witamy na Kings Cross, rycerzyku. - Charlie wyszczerzyła się. - Witamy w Londynie.
- Czyli Londyn … - machnął ręką na tą operę. Pewnie rzeczywiście wszystko mu się pomiesza, jeśli będzie chciał się tak szybko przystosować. Czuł się trochę niczym niemowlę pod opieką matki, która uczy go dopiero wielu rzeczy. - Wobec tego, cokolwiek tak świeci niczym setki pochodni, prowadź Charlie. York Street 32. Zapamiętałem.

Gdy pociąg wyhamował, Charlie odblokowała drzwi i podała mu bagaże. Otworzyła je i oczom wampira ukazała się największa metalowa stodoła jaką widział w życiu… tak większa od tej w Bristolu. Do tego o zgrozo, rozświetlona tysiącami lamp umieszczonych na słupach i wypełniona tłumem, który spokojnie mógłby konkurować z solidnym jarmarkiem. Po chwili do tego tłumu dołączyli ludzie z ich pociągu.


Charlie wyskoczyła na zewnątrz i uśmiechnęła się do wampira, który obładowany bagażami wytoczył się za nią. Och, oczywiście zwinnością przewyższał każdego śmiertelnika niemal, zaś siła większość zdecydowaną, więc niby takie wyjście z wagonu nie powinno mu sprawić pociągu, jednak są chwile takie, że nawet stary wampirzyna się boi. Właśnie to była ta chwila. Chyba najchętniej złapałby Charlie za spódnicę niczym berbeć. Wszystko przerastało go ogromem wykonania. Wielkie stodoły, tłumy, całe masy przewalających się ludzi, których nie pomieściłby żaden, nawet największy pałac oraz wiele smokowatych pociągów powodujących drżenie łydek. Odnalezienie się w tym gąszczu graniczyłoby z niewytłumaczalnym cudem. Dlatego trzymał się pleców Charlotty rozglądając się wokoło oraz licząc, iż nikt nie widzi jego przestrachu. Trochę pomagali mu pasażerowie, którzy niby rozglądali się bardziej z zachwytem, ale ich próby ogarnięcia wszystkiego wzrokiem, odrobinę przypominały jego nerwowe rozglądanie się. Charlie szła pewnie, torując im drogę. Cały czas ktoś wykrzykiwał jakieś nazwy i kwoty. Ogólnie wszyscy tu krzyczeli, niektórzy niemal tak jakby ich ze skóry obdzierano. Jak w tym wszystkim kobieta wyłapała konkretnego mężczyznę? Nie miał bladego pojęcia. Jednak po chwili rozmowy, to on torował im przejście w tłumie, tak długo, aż znaleźli się na zewnątrz, przechodząc po drodze przez wypełnioną ludźmi murowaną, bogato zdobioną przestrzeń. Zdawać się by mogło, że to jakiś pałac, albo nawet kościół. Była tu masa małych drewnianych okienek, w większości zamkniętych, jednak do nielicznych otwartych ustawiały się krótkie ogonki kolejek. Gdzieś tam widział jakieś pachnące jadłem stragany. Mężczyzna przeprowadził ich i przez tą przestrzeń i wskazał konkretną dorożkę, po czym sam zawrócił do środka.
- Tym dostaniemy się do mnie. - Uśmiechnęła się do wampira. Wzdłuż dworca ustawionych stało kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt powozów, tylko czekających na pasażerów.


Powozy jak powozy, przypominały mu te dawne. Oczywiście, miały trochę inne koła, zresztą dwa tylko, zaś woźnica, aby utrudnić sobie prowadzenie siedział na tyle, jak dawni słudzy. Jednak reszta wydawała się całkiem normalna. Może poza szybami, bowiem także rzeczy są strasznie drogie, ale tutaj widocznie były popularne, skoro dorożki pociągowe zwane wagonami także je posiadały. Jakże trudno, naprawdę trudno spojrzeć na tą epokę przestając się dziwić.
- Doskonale - odparł - kuzynko. Kim był tamten mężczyzna? - spytał cicho.
- Nawoływacz. - Odpowiedziała idąc w stronę pojazdu. - Na stacji wykrzykują kierunek i kwotę, do tego jakiś stek bzdur o komforcie. Gdy znajdziesz kogoś kogo oferta ci odpowiada zgłaszasz się do takiego człowieka i on prowadzi cię do właściwej dorożki.

Widząc jak nadchodzą dorożkarz wyskoczył i podbiegł w ich stronę. Od boków docierały do niech głosy innych dorożkarzy, którzy zachwalili swoje usługi i ewidentnie krytykowali usługi świadczone przez tego konkretnego człowieka. Akurat takie zachowania Gaheris znał, aż nadto dobrze. Równie dobrze mógłby być w tej chwili na końskim targu, tylko zasób obraźliwych słów wyraźnie się zmienił.

Charlie uśmiechnęła się do dorożkarza.
- Będziemy jechać na York Street 32, chcemy jechać przez Paddigton street i skręcić w High street. - Powiedziała to prawie odruchowo, jakby podawała tą trasę już wielokrotnie.
- Oczywiście Pani! - Mężczyzna przejął bagaż i zaczął go wkładać do wielkiej skrzyni na tyle dorożki.

Charlie korzystając z pomocy Gaherisa wsiadła do środka. Gdy zajął miejsce, zauważył, że siedzą tak, że widzą przed sobą konia. Trochę przypominało mu to rzymskie rydwany. Dorożkarz zajmował miejsce z tyłu i gdy się usadowili ruszył.


Jechali przez powoli pustoszejące miasto. Mimo to wyostrzone zmysły wampira bez trudu dostrzegały przemykające w ciemnościach cienie. Sądząc po tempie raczej ludzie. Charlie przykryła ich kolana kocem. Dla niego było to całkiem zbędne, ale rzeczywiście kobiecie mogło być całkiem chłodno.
- Ostatnio miasto bardzo rozrasta się na północ. Głównie z uwagi na obecność kolei. Jednak nadal ta okolica, to raczej obrzeża. - Mówiła dosyć cicho, ale bez problemu ją słyszał. Dzięki takiemu wyglądowi pojazdu, mógł bez problemu przyglądać się miastu.

Obrzeża?! Powoli docierało do niego, że może rzeczywiście Londyn może liczyć 4 miliony.
- Niesamowite, absolutnie niesamowite.
Wampir oglądał ulice ciągle się dziwiąc. A to potężne wystawy chronione potężnymi taflami szkła, których to szyb absolutnie nie dałoby się stworzyć takiej wielkości kiedyś. Ulice brukowane na całej długości. Domy wielkości niejednego pałacu, albo nawet zamku. Lampy na ulicach, Przede wszystkim zaś potężna ilość niekończących się, wydawałoby się ulic, które ciągnęły się jedna za drugą, druga za trzecią, setna za sto pierwszą. Niekończąca się ilość ulic wielkiego miasta, które przemierzali.

W pewnym momencie, po czasie który zdawał się Gaherisowi wiecznością, biorąc pod uwagę ilość ciekawostek, które mógł zobaczyć, dorożka zatrzymała się.


- To tutaj kuzynie. - Charlie wskazała na 4 piętrowy budynek, na którego parter prowadziły schody. - Moje mieszkanie jest na samej górze.

Chwilę potem stali już obydwoje na chodniku przed drzwiami, tyle, że on trzymał bagaże.
- Prowadź - powiedział nieco niepewnie. Bowiem kamienica wydała mu się absurdalnie wielka. Oczywiście w Camelot bywały większe budynki, ale zaiste nie za wiele. Kamienny, wysoki oraz mający szyby większe, niż jakiekolwiek w jego rodzimej epoce.

Charlie wydobyła z połów sukni wielki klucz, nim jednak wsunęła go w dziurkę, skrzydło otworzyło się i stanęła w nim ona:


- Panno Ashmore… - Ton kobiety wskazywał na to, że wyraźnie nie była zadowolona z godziny, o której się pojawili. - … widzę, że nie dość, że nie jest Pani w stanie pojawić się o ludzkiej godzinie, to jeszcze sprowadza Pani sobie Dżentelmenów. - Spojrzała na Gaherisa bez skrupułów oceniając jego odzienie.
- Proszę wybaczyć kuzynce, że nie zawiadomiła pani o moim przybyciu. Jestem Henry Ashmore - uśmiechnął się do starszej pani używając Prezencji. Zauważył, że staruszka zatrzepotała niedowierzając rzęsami. - Rodzina zdecydowała, że kuzynka Charlotte zaopiekuje się mną, jako ktoś bliski oraz na którym można polegać, oraz wprowadzi do londyńskiego towarzystwa. Oczywiście - uśmiechnął się ponownie - jeśli osoba tak godna, jak pani, miałaby w tej sprawie jakąś radę, oczywiście chętnie również wysłucham.
- Wejdźcie, robi się chłodno
. - Kobieta wpuściła ich do środka.


Gdy stanęli w środku Charlie miała w końcu okazję poprawnie przedstawić kobietę.
- Henry, pozwól, że przedstawię Panna Anna Dosett. Gospodyni, bez której ten dom nie mógłby funkcjonować.
Wampir widział, że starsza kobieta uśmiecha się do niego ciepło.
- Och komplementy… - Staruszka machnęła ręką. - Pewnie jesteście zmęczeni, podróżą. Pan Henry, będzie spał w twoim wolnym pokoju?
- Ta
… - Charlie była wyraźnie zaniepokojona ta zmiana nastroju gospodyni.
- Cudownie, przygotuję wam jakieś kanapeczki i herbatę.
- Bardzo chętnie, niewątpliwie są smaczne, zaś imię Anna noszą tylko wyjątkowe osoby
- odparł Henry. - Kuzynka musi mi wiele pokazać i wyjaśnić. Nie mam tego szczęścia, jak pani, bycia Londyńczykiem oraz oglądania tego wspaniałego miasta codziennie, rozumienia, jak funkcjonuje.

Staruszka radośnie ruszyła w stronę jednych z drzwi, a Charlie westchnęła ciężko, po czym zerknęła na niego podejrzliwie.
- Chyba jednak przesadzasz - wyszeptał jej do ucha. - Bardzo miła, starsza pani. Wyjątkowo uprzejma - uśmiechnął się wesoło.
- Daj mi słowo honoru, że nie maczałeś w tym paluszków. - Kobieta podeszła do schodów. - Zapraszam na górę kuzynie.
- Słowo honoru, że moje paluszki nie odegrały w tym żadnej roli. Co innego uśmiech rycerza, znaczy gentlemana i tam parę innych drobiazgów
- dodał cichutko, skromniutko idąc za nią.

Na ostatnim piętrze Charlie otworzyła kolejne drzwi. Weszła w ciemność i po chwili rozjaśniła pokój, zapalając dziwny przedmiot. Gaheris znalazł się w wypełnionym różnymi przedmiotami pokoju.


- Witam w moich skromnych progach. - Kobieta zapaliła jeszcze kilka lamp, po czym zdjęła z siebie coś co odrobinkę przypominało ten jego surdut i powiesiła to do dziwnej pionowej skrzyni. - Rozgość się, a ja sprawdzę w jakim stanie jest ten “wolny” pokój.
- Skromne? Królewska komnata, kuzynko. Przy okazji, niespecjalnie potrzebuję kanapek pani Dosett, ale będę musiał pomyśleć o jakiejś krwi. Wprawdzie bez problemu mogę się bez niej obyć parę dni, ale jednak wolimy nie pozostawiać takich rzeczy na ostatnią chwilę
.

Ściągnął surdut i zaczął oglądać wszystkie nieznane mu rzeczy. Właściwie niektóre już spotkał w jej wcześniejszym mieszkaniu nad pubem, choćby obrazki. Początkowo myślał, że to pomalowane, ale Charlie wytłumaczyła mu ideę wydruków doskonale, używając krwi. Jednak część “obrazków” tutaj była inna. Większa, do tego te dziwne małe, czarno-białe obrazki w ramkach poustawiane tu i ówdzie.
- Z krwią ci nie pomogę. Ale proponuję byś dał mi się najpierw oprowadzić po okolicy. - Zapaliła światło w kolejnym pokoju. - To będzie oficjalnie twoja sypialnia.


- Zaraz pomyślimy gdzie będziesz tak naprawdę spał. - Charlie wyszła z pokoju i pokazywała mu kolejne drzwi. - Obok jest moja sypialnia, po drugiej stronie łazienka i niewielka kuchnia.
- Wygląda wspaniale. Ech, chyba jestes znudzona takim słowem, ale ja najczęściej spałem na powietrzu na wyprawie. Jak było trochę słomy już można było się cieszyć. Oczywiście na terenie zamku istniały pościele. Potężne pierzyny wypchane kurzymi chyba piórami. Tutaj obrazki, szafki, świecidła, znaczy lampy. Luksusy, nawet królowa Ginewra miała w pokoju tylko łóżko, stolik, krzesła oraz kilka skrzyń, może jeszcze jakieś uchwyty na pochodnie
- wyjaśnił rozglądając się. - Ponadto na dzień można się spokojnie schować pod łóżkiem. Istna rozpusta luksusu - widać było, iż naprawdę jest niezwykle zadowolony. - Jeśli zaś pytasz, czy chciałbym się przespacerować, poznać nieco Londyn, przyznaję, straszliwie chciałbym. Skoro nocą jest taki ruch, to nie będziemy wzbudzać sensacji. Wiesz, kiedyś właściwie taką porą chodzili jedynie strażnicy królewscy. Teraz jednak aż tyle osób - ciągle nie mógł pojąć wielkości wspaniałego Londynu.
 
Kelly jest offline