Dym z kominów Bree już dawno wymieszał się z chmurami za plecami Bractwa a porośnięty trawą trakt niezmienne pustym był. Kilka dni wędrowcy nie napotkali nikogo i nie zanosiło się, aby miało się t rychło zmienić. Wschodził wieczór, gdy wdrapali się od południa na wielki trawiasty grzbiet. Stojąc na zielonym garbie ich oczom ukazały się rozległe, płaskie ruiny miasta oświetlone bladym słońcem, wymykającym się uparcie na zachód ponurym chmurom co ciężko wisiały nad Fornostem. Drzewa i krzewy rosły wyżej od niejednego fragmentu muru i kruszejącego filaru. Roślinność pochłaniała bryły tworząc osobliwe kształty. Już nie architektury lecz jeszcze nie natury.
Ostrożnie schodząc ku miastu wszyscy odnieśli wrażenie, że aby znaleźć jakiekolwiek ślady obecność Zielnej Kompanii przykryte wiekami, może zająć wiele dni, lub nawet tygodni, jeśli w ogóle.
Krocząc między trawami znienacka odsłaniały się dziury w ziemi, kryjące w sobie wejścia do pojedynczych pomieszczeń niczym nor, lub większych, zakopanych konstrukcji. Długie cienie od pomarańczowego słońca kładły się z krzywych zakamarków. Okazjonalnie grobową ciszę miejsca przerywał wiatr zimnym świstem ślizgając się po bezkresnym pustkowiu cmentarzyska, w którą zamienił się Fornost grzebiąc poległych i przeszłość w zbiorowej mogile. Na tym wietrze niczym bolesne westchnienie zdawał się nieść lament umarłych nieprzyjemnie przenikający kręgosłupy żywych.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill
Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 15-07-2017 o 22:51.
|