Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2017, 20:19   #15
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Scena 14 - “Cień Świstaka”, czyli Trupa Teatralna Krasnoludów z Miradu


Upodobnienie do krasnoludów staruszka, półelfki, Amadeusza (Amy) no i oczywiście łosia, wcale nie było łatwym zadaniem. Zgodnie stwierdzili, że z Delijani Wallance Faleiro Won Mickiewicz W Skrócie Miętką jakoś sobie poradzą, no ale z Baryłą sprawa była przesądzona jako niewykonalna. Mieli nawet plan. Najważniejszym jej etapem było zorganizowanie dla każdego odpowiedniej Brody, a resztą miał się zająć Amadeusz oraz jego iluzjonistyczna magia alkoimpa. Stworzenie iluzji samej brody było zbyt trudne dla alkoimpa z racji na ilość szczegółów.

Było święto Moradina. Tego dnia znaleźć w pełni trzeźwego krasnoluda w Miradzie graniczyło z cudem, więc nie obawiali się, że iluzje nie zadziałają. Do samego krasnoludzkiego miasta oczywiście weszli bez kłopotów jeszcze jako Yola (Ze sporą zasługą marchwianki miała doczepioną brodę z mchu), Zed, Ama, Delijani Wallance Faleiro Won Mickiewicz W Skrócie Miętka oraz zmieniony iluzją Khogir o imieniu Kalin. Khogir nie mógł przedstawić się jako Khogir, bo już niedługo “prawdziwy” Khogir miał zostać znaleziony, nieprzytomny w lesie niedaleko ciała Grinmorka. Khogir zaprowadził ich wszystkich na zaplecze pewnej osobliwej karczemki, gdzie mieli spotkać jego przyjaciół. W tym miejscu Kalin poprosił Amę o zdjęcie iluzji i znów stał się Khogirem.

- Khogir?! - wrzasnął z niedowierzaniem przysadzisty, wąsaty krasnolud - Grinmork stał się już Sonn Kuldar? Goldur! Co się stało z twoją brodą?!

- Ha! Dwalin! Ileż to lat! - Khogir z hukiem przywitał przyjaciela uściskiem, który połamałby nie jednego jargh.

- Ile lat? Haha! Ledwo pięć godzin... - niewiele rozumiejący Dwalin zwrócił wzrok na dziwnych towarzyszy Khogira. Ten ostatni to zauważył i zaczął przedstawiać ich sobie. Prócz Dwalina było jeszcze trzech krasnoludów.

- Ha! Poznajcie się! To jest Dwalin, a to Balin, a to Kolin, a to Sta… ha! Zgadnijcie! - Khogir odwrócił się do Zeda, Amadeusza oraz Yoli z założonymi na piersi rękoma, oczekując ich błyskotliwej odpowiedzi.

- Staszek? - Yola spytała się niepewnie Khogira. Nie czuła się dobrze w swojej nowej roli druida. Być może problem polegał w ustaleniu przez nią jej aktualnej płci, w końcu była płaska i miała brodę… z mchu, ale zawsze. Dodatkowo, nie ustalono jak nowa Yola ma się nazywać, skoro teraz była krasnoludem, jej ludzkoelfie imię nie wchodziło w rachubę… Może więc Grgr? albo Hasztag? Brzmiały podobnie do tych jej przedstawionych… Kapłaneczka więc główkowała dalej nad trudnymi elementami układanki potrzebnymi do wypełnienia podstępnego fortelu, jakim było… zapomniała. Ale to nie było teraz ważne, bo smaczna marchwianka wesoło szumiała we krwi, wprawiając dziewczynę w dobry, lekko ospały nastrój, dzięki czemu nie sprawiała jak na razie problemów… jeszcze.


- Ha! Gdzieżby tam Staszek! Staleara to kobieta. “...eara” to częsta końcówka naszych żeńskich imion. Ha! Zed, Yola, Ama, eee… Deljani Walnijcie Fajejo… Miętka... Macie zaszczyt poznać moich przyjaciół! Grupa Teatralna Cień Świstaka!

Łoś słysząc swoje imię, choć w nieco zmienionej formie, ukłonił się przed krasnoludami, jakby właśnie skończył spektakularny występ na scenie. Następnie obwąchał dokładnie każdego z nowopoznanych i widząc, że nikt nie miał niczego smacznego przy sobie, odszedł chwiejnym krokiem w kąt sprawdzić pobliskie skrzynie z przygotowanym jedzeniem. Jego zmysł łosiowego łakomczucha, podpowiadał mu, że gdzieś tam… na dnie dna… znajdzie chmielowe szyszki upieczone w naleśnikowym cieście, polane słodkim miodem… Tylko czekały, by jakiś łoś je skonsumował.

- Broo… - Z zapałem zaczął Zed, zaraz jednak opamiętał się i zgrabnie wybrnął z niezręcznej sytuacji - ...niły się sucze syny, ale wszystkich usiekłem. Może trochę za wcześnie, ale z wielkim zaangażowaniem Zed wczuwał się w rolę.

A Yolanda stała w rozkroku z miną lekkiego przygłupa, przyglądając się Staszkowi, który okazał się krasnoludzką kobietą. A więc legendy mówiły prawdę… i one faktycznie istniały!

Khogir uśmiechnął się przepraszająco do swych krasnoludzkich przyjaciół, po czym nachylił się do Zeda.
- Zed! Teraz nie, Dwalin i reszta zadbają o odpowiednie przebranie, to wtedy usieczesz co zechcesz. Ha! Ja wchodząc do Miradu udawałem kogoś innego ze względu na tamtego Khogira. - krasnolud mrugnął konspiracyjnie, po czym znów uśmiechnął się zakłopotany, obserwując jak Grupa Cień Świstaka robi coraz dziwniejsze miny. - Zaraz wyjaśnię - zwrócił się do nich, a sam podrapał się po głowie.

- Ama nie potrafiłby utrzymać iluzji brody - odezwał się niepytany alkoimp, jakby szczęśliwy, że rozumiał coś czemu najwyraźniej nie wszyscy podołali. Ale trudno było za to winić Zeda, nie widział przecież, że iluzja nie została jeszcze aktywowana. - Zbyt dużo szczegółów!

- Mhphm! - Jeden z krasnoludzkich przyjaciół Khogira odchrząknął znacząco. Chyba był to Balin. - Chyba czegoś nie rozumiem. Miałeś być teraz z tym jego mać Grinmorkiem od Toruna, nauczyć smarkacza prawdziwej walki.

- Tym gówniarzem, co to go orki… - Zed znów wyrwał się przed szereg. Z niepokojem spojrzał na Khogira. Wyglądało, że Grinmork nie był zbyt lubianym krasnoludem i nazwanie go gówniarzem niekoniecznie skończy się wyzwaniem na pojedynek, jednak mówienie o jego śmierci niekoniecznie było tym, co Zed powinien krasnoludom zakomunikować.

Dwalin strącił ze stołu kilka niepotrzebnych rekwizytów, po czym serdecznym gestem zaprosił wszystkich do spoczynku.
- Nie będziemy tak po próżnicy stać. Usiądźcie, przyniosę piwa. - Dwalin wcale nie musiał daleko iść, bowiem zaraz obok stała pokaźna beczka ze złotym trunkiem.

Staleara przez cały ten czas stała z założonymi rękoma i uśmiechała się, spoglądając na Yole i jej zieloną brodę, kiedy jednak jej wzrok zbłądził na trzymane przez Amadeusza skrzypki, klasnęła w dłonie, a było to wtedy gdy Dwalin zaczął nalewać piwa do kufli.
- Skrzypek? Ojojoj! Hohoho! - jej głos, mimo nieco… męskiego (jak na pozakrasnoludzkie standardy) wyglądu, był bardzo kobiecy, melodyjny wręcz. Trochę przypominał Khogirowe jodłowanie, lecz wyższe i o wiele przyjemniejsze w odbiorze - W takim razie też mamy do was sprawę! Ale najpierw wy! - Staleara przyjęła jako druga po Yoli kufel z rąk wąsatego krasnoluda i zasiadła do stołu, robiąc miejsce na siedziskach obok niej.

Niecierpliwymi dlońmi Zed odebrał swoją porcję i sam nie wiedząc czemu dotruchtał do wolnego miejsca obok Staleary. Może i był już stary, może przypominała mu ona Krasnoluda rodzaju męskiego, ale jej miły głos i uśmiech powodowały, że poczuł się o tą dekadę młodszy. Może znowu był to wpływ demonicy a może nie. Póki co siedział obok krasnoludzicy z nosem w piwie i z dziwnym wyrazem twarzy jej się przyglądał.

“Ona gada!” pomyślała półelfka dosysając się do złotego trunku w kuflu, przez cały czas wlepiając wzrok w Staleare, która na wieki pozostanie Staszkiem bez ptaszka.

- Kuksaniec, przywitaniec! - Staleara zaraz jak tylko Zed pośpieszył na miejsce obok niej wymierzyła mu między żebra spontanicznego kuksańca. - Prawdziwy koneser! Ohoho! - zaśmiała się wesoło, a śmiech też miała melodyjny.

Sunitka niestety nie tylko nie miała piersi, ale i śmiech był daleki od śmiechu kobiety. Chrumkając niczym młoda świnka w bajorku błota, klepała się w uda, widząc jak kompan Zed niemal żegna się z tym światem po dostanym ciosie w żebra.

Mimo wrodzonego taktu i wielkiego obycia Zed nie odpowiedział od razu.
Straszliwy cios w żebra tylko częściowo zamortyzował bukłaczek skrywany w tym miejscu pod płaszczem. Przez załzawione oczy widział Stalearę jakby w aureoli. Odblaski światła wyglądały zupełnie jak gwiazdy. Nie do końca usłyszał co powiedziała, ale jej śmiech odebrał jakby ktoś wysypał perły na srebrny talerz. Oczywiście łatwo się domyślić, że dla Zeda był to jeden z najpiękniejszych na świecie dźwięków.
- Yyyyyy… - Wykrztusił z siebie niezbyt inteligentnie. Zaraz jednak zebrał się w sobie, zerwał się i z niskim ukłonem odpowiedział
- Dziękuję, Pani…
Zawstydzony jednak swoją śmiałością zaraz usiadł i z powrotem wsadził nos do kufla. Zastanawiał się ile zejdzie zanim jako tako podleczy żebra.

- Ha! Nie masz lepszego konesera trunków i bimbrownika nad Zeda - Khogir, przestępując nad drewnianą ławą i zasiadając po przeciwnej stronie, być może przypadkiem, tymi słowy załagodził dwuznaczność słów Staleary.

- Macie ochotę na sałatkę? - wtrąciła kapłanka, gdy już uporała się z napadem wesołości, przez co nie dość, że prawie utopiła brodę w piwie, to jeszcze musiała ją na chybcika doklejać. - Zed chyba jeszcze trochę ma… prawda Zeeeed?

- Co? A! Tak - sałatka! Mam! Nie wiele co prawda, ale zawsze… - Mówiąc to, wyciągnął z zanadrza słoik i podał sąsiadce. -Zechcesz, Pani?

- Aj, aj! Oczywiście, że chce… nie ma, że nie chce! Wszyscy muszą spróbować! - odparła wartko rudowłosa, dopijając zawartość kufla… trzeba było przyznać, że miała spust, choć nie wiadomo czy… łączyło się to z mocną głową. - A ja ukręcę więcej… - sunitka wstała z miejsca, ale nogi się pod nią ugięły gdy dotarła do niej fala bąbelków z krasnoludzkiego trunku. Czym prędzej więc usiadła na miejscu podpierając twarz na dłoni.

- Panienka, to pierwszy raz krasnoludzki wyrób pije, co? - roześmiał się dobrodusznie Kolin, milczący dotąd krasnolud. - może coś przynieść, podać? - Sunnitka mogła dostrzec kątem oka jak Khogir robi dziwne miny do Kolina, najwyraźniej w obawie, że zaraz zostanie zasypany nazwami dziwnych warzyw, jednak Kolin niewzruszenie pragnął pomóc, nawet już wstał od stołu.

Szpiczastouchej od razu zabłyszczały oczy gdy wyczuła w pomieszczeniu swą nową ofiarę. Yola uśmiechnęła się szeroko przypominając rudawego liska z lasu, który może i słodki, ale planował przepuścić morderczy szturm na kurnik pobliskiego farmera.
Senność i ospałość od razu spłynęły z lica kapłaneczki, która wyprostowała się dumnie, nabierając jak najwięcej powietrza w płuca.
- Szpinak, rukola, ogórek długi, rzodkiew czerwona, karotka, brokuł, nać, sałata, dymka, pomidor malinowy, czosnek niedźwiedzi, majonez, jajka na twardo, olej, sól, pieprz, koper nie mylić z koperkiem, kmin… - zaczęła wymieniać produkty jeden po drugim, lista się ciągnęła i rosła z każdą sekundą gdy tak Yola nawijała i nawijała a powietrze wcale jej się nie kończyło. - Śledzie marynowane, cebula czerwona, szalotki, fioletowy kalafior, ogórki kiszone choć mogą być i małosolne, fasola! Groszek! KU-KU-RYYYDZA! - zapiała i w tym momencie głos jej ugrzązł w gardle.

Na zapleczu karczmy zapanowała pełna grozy cisza
- Ha ha! - Kolin chyba nie był najbardziej rozgarniętym krasnoludem - Sól mamy…

- No nie stój tak! - podjął Dwalin po jakimś czasie - Przynieś panience o co prosi. - tu wąsaty spojrzał na Yolę i jej sztuczno-naturalną brodę - to tajemny składnik? - zapytał mając na myśli mech na brodzie sunnitki. Na co półelfka najpierw pokiwała dumnie głową, ale szybko się zreflektowała i zaprzeczyła. - To moja BROooda. - Odparła dumnie, poruszając dwuznacznie brwiami.

Dwalin wykrzywił twarz w geście uznania i docenienia zarówno pomysłu, jak i sposobu w jaki kobieta wypowiedziała słowo “BRODA”.
- Dobrze, to co was sprowadza, hm?

Rozmawiali o swoich przygodach, tłumaczyli jak to się stało, że przybyli z innego czasu. Khogir miał naprawdę duuużo do opowiedzenia, ale miał świadomość, że grupa Cień Świstaka za kilka godzin rozpoczyna swój występ. Musiał też jeszcze powiadomić kogo trzeba o znalezieniu Khogira i to czym prędzej, ale tak... rozmawiało się miło. Z początku przy piwie, potem jak na najlepszej chłopskiej domówce przy krojeniu sałatki. Kolin przyniósł co tylko znalazł. Nie zawsze było to to, czego było potrzeba, ale prawdziwa mistrzyni potrafiła sporządzić wyśmienita sałateczkę i z tego co akurat było. Kuchenna praca wrzała!



A trzeba było przyznać, że Yola nie wybrzydzała, a i wyobraźnię nawet w pijackim uniesieniu miała nader wybujałą, toteż niedługo wszyscy mogli spróbować sałateczki na kanapeczce, na talerzyku, na łyżeczce, w miseczce… na ciepło, na zimno… z alkoholem i bez. Tu jajka, tam mięsko, gdzie indziej „wegetariańsko”, choć nikt nie umiał sprecyzować czym owa wegetariańskość w ogóle była.
W przeciwieństwie do Khogira i Zeda, trupa nie wiedziała, że mają do czynienia z prawdziwym demonem obżarstwa, toteż jedli potulnie i posłusznie, cokolwiek dostali w nadziei, że to już „ostatnia” dokładka tego wieczoru.

W pewnym momencie Zed pomyślał, że jak tak dalej pójdzie, grupa świstaka rozchoruje się z przejedzenia, a już na pewno nie będą w stanie występować.
Ba, nawet nie będą mieli czasu, żeby pomóc w kwestii upodobnienia dzielnej drużyny do krasnoludów.
Już miał powiedzieć coś i przerwać tą kulinarną orgię, ale Staleara tak ładnie jadła…
Wyczekał moment kiedy skończyła pokaźny kopiec sałatki i już miał zabawić krasnoludzką panienkę uprzejmą rozmową, gdy ta dla odmiany, na jego oczach wychyliła na raz kufel piwa wielkości niewielkiego wiaderka.
Ten widok spowodował u Zeda dziwne uczucie. Ostatni raz doświadczył czegoś takiego po ciężkim zatruciu pokarmowym kilka lat temu, kiedy jeszcze nie miał płaszcza i nie odżywiał się prawidłowo. Wcześniej motyli w brzuchu i niemocy w kolanach zaznał jako małolat, ganiając za równie młodą córką młynarza, ale było to tak dawno, że nie miał pewności, że to na pewno to samo. Chyba nie, bo teraz nie miał wysypki na… A wtedy dostał.

Jak ona ładnie piła!
Zebrał się w sobie i zapytał:
- Wybacz śmiałość Pani, ale muszę zapytać: Jak znajdujesz inne niż piwo trunki? Nalewki czy spirytus? Nie gniewaj się, jeśli pytanie me zbyt osobistym Ci się wyda.
~Co ja właściwie gadam? ~ Zed zaczął przypominać sobie, czy aby ostatnio nie uderzył się w głowę.
- Uwierz proszę, że nie pytam przez czczą ciekawość, ale jako koneser i artysta…
~O, jak jej liczko pokraśniało…~ sam nie wiedziałjakim sposobem dojrzał rumieniec pod bujnym owłosieniem krasnoludzicy.
~I co ja dalej robię?~
Przerażony własnym zachowaniem spojrzał na Khogira błagalnym spojrzeniem, niechżesz zacznie wreszcie i cel wizyty wyjawi.

- Lubię piwo, ma ładny kolor, taki… - zaczęła Staleara czas jakiś zatrzymując się w rozmarzonym zamyśleniu.

- Złoty! Ha! - wtrącił się Khogir - Jest taka ładna, znana krasnoludzka przyśpiewka - Khogir odchrząknął, po czym zabrał się za coś w rodzaju... śpiewu? - Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto....
Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto! ZŁOTOo! Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto.... Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto! ZŁOTOo!

Yola była skupiona na sałatkotworzeniu, toteż mało mówiła, przez co zebrani przy stole… gdyby nie co chwile pojawiające się kopce potraw na talerzach, dawno by zapomnieli o istnieniu rudowłosej z mszaną brodą. Sunitka jednak, pomimo wysokich procentów we krwi, uważnie słuchała rozmów, od czasu do czasu spoglądając na Khogira, ale ten jakby na złość ciągle patrzył w przeciwnym do niej kierunku. Może się jej bał? Że mu brodę utnie?
- Masz Zedzie kochany… twoja ulubiona z dressingiem piwno musztadrowym. - Kapłanka postawiła miskę z zieleniną przed nosem starego bimbrowca, pochylając się i szepcząc mu na ucho. - Płomiennowłosa Sune uwielbia pomagać dwóm zagubionym duszom odnaleźć drogę do siebie nawzajem… Jeśli pozwolisz, pomodliłabym się za ciebie i Staszka…

-Złoto, złoto, złoto, złoto, złoto! ZŁOTOo! - Wraz z Khogirem zakończył Zed. To naprawdę była piękna i znana przyśpiewka. Znał kilka podobnych i już miał zaintonować jedną z nich, gdy
usłyszał słowa Yoli i zakrztusił się piwno musztardowym dressingiem. To tak można? Pomodlić się i już? Bez wspólnych spacerów, ukradkowych spotkań, serenad pod oknem? Bez komplementów, podchodów i całych miesięcy, albo i lat starań? Bez dreszczyka emocji, niepewności i tęsknoty? Można pozbawiać się radości z tych wszystkich rzeczy? To jakby stracić dużą część jakiejś całości…
No i fajnie!
- A byłabyś tak miła? - W pierwszej chwili Zed nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu. Faktycznie Yola mogła to zrobić. Legendy o kapłankach Sune znali wszyscy. Tylko czy aby nie trzeba będzie szukać Yoli jakich ziół, czy kamieni albo składać ofiar? A co tam! jak trzeba będzie, to złoży tego uszatego grajka.
- To ja bym prosił - Dodał nieśmiało.

Yolanda mrugnęła do kompana porozumiewawczo, po czym oddaliła się od stołu, niby to polować na łogórki w beczce.
 
Rewik jest offline