Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2017, 10:23   #9
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Grant nie czekał na reakcję biegnącego gdzieś z tyłu Merlina. Przemienił się w biegu i z głuchym, głośnym warkotem skoczył w stronę paskudy. Nie zwolnił nawet na moment, nie zastanowił się. Szał pochłonął go w całości. Wymierzył cios i otworzył szczęki w chęci pochwycenia przeciwnika. Gdzieś podświadomie czuł, że nie powinien od razu zabijać, lecz nie potrafił zmusić tej myśli na wyjście na powierzchnię. Nie kiedy wróg był w pełni sprawny.
Merlin wymierzył we stwora. Wątła pierś architekta nadal poruszała się spazmatycznie po biegu w tempie na granicy wytrzymałości. Mrugnął kilka razy i znów skupił się na stworze. Stwór z kolei skupiał się wyłącznie na trupie, którego nie przestawał masakrować.
I wtedy Merlin sobie pomyślał: też znam kilku takich, co bym zajebał i rozwłóczył po lesie.
I jeszcze, że rzeczy nie zawsze są takie, jakie się zdają na pierwszy rzut oka.
- Czy To jest od Żmija? - wyartykułował myśl na głos. Rozglądał się desperacko za siostrą, ale dał krok za Grantem, zdecydowany w razie czego osłaniać prawie-że-kumpla-kilka-głębszych-wypiliśmy, z bezpiecznej odległości, rzecz jasna.

SUV zajechał drogą, wyrzucając w powietrze grudy błota i ziemi, tak daleko jak to tylko było możliwe. Indianin jeszcze na kilka metrów wjechał w las, po czym wyskoczył ze środka i zgarnąwszy z paki strzelbę ruszył. Za węchem. Za wyciem. Za śmiercią.
Śpieszył się. Coś mu podpowiadało, że właśnie miejsce ma to co w tak wielu lokacjach nad jeziorem odkrył. Gdy zaś w końcu dotarł nad jar gdzie jego oczom ukazała się cała krwawa scena, aż znieruchomiał na chwilę. Z osłupienia jednak dość prędko wyrwało go wycie wilków. Wilków, które wbrew wszystkiemu zdawały się tu zmierzać ujadaniem obwieszczając rozpoczęcie polowania…
Z odbezpieczoną strzelbą, zaczął opuszczać się w dół jaru w stronie powalonego pnia gdzie siedziała przerażona kobieta. Gotów pogrążyć jej kryjówkę w mroku w razie gdyby potwór, lub nieznany mu czarny basior zwrócił na nią swoją uwagę.
“Coś tu jest, kurwa, nie tak….” Gorączkowe myśli przebiegały po głowie Psui kiedy stała jak sparaliżowana przed rozgrywającą się sceną. Ze zgromadzonego towarzystwa znała tylko Winetou, a ten - jak się można było spodziewać po samarytańsku zajął się ofiarą, tudzież niedoszłą ofiarą.
Wyrywny arhound, bo to musiał być arhound! - od razu rzucił się na stwora a ryży chudzielec asystował mu z bronią. Pełnia księżyca obdarzała szczodrze siłą, ale już niekoniecznie rozsądkiem.
Przez chwilę podobny do kojota wychudzony wilk przekrzywiał łeb lustrując to schowaną pod konarem kobietę, to zwarte w walce sylwetki. W końcu ruszył w kierunku walczących.
Psuja spróbowała przekształcić ciało chociaż odrobinę, w silniejszą, bardziej bojową formę. Jednocześnie wybiła się gibko z tylnych łap i wbiła zęby w nasadę ogona czarnego basiora wydając z siebie warknięcia, które dla garou brzmiały jak lakoniczne “nie”.
Kły i pazury czarnego basiora dosięgły celu. Nieruchomego, nie broniącego się celu. Zupełnie zaskoczonego i w rezultacie prawie bezbronnego celu. Dziwne stworzenie zawyło głośno i przeraźliwie. Wysokie tony w jakie uderzyło niezbyt przyjemnie popieściło wrażliwe uszy Garou.
Krew jednak nie popłynęła z rany stwora, chociaż Grantowi udało się oderwać spory kawałek ciała.
Zaskoczony nagłym atakiem od tyłu Matthias musiał wypuścić swą ofiarę. Stworzenie wyjąc rozpaczliwie poczęło wycofywać się w zarośla. Matthias warknął głośno i odwinął się łapą, uderzając na odlew, jakby chciał pozbyć się natrętnej muchy. Szał nie pochłonął go zupełnie, lecz nie wściekłość pozostała i atakujący go kundel tylko ją podsycił. Nie chciał teraz zabijać.
Chciał złapać. Najpierw musiał jednak pozbyć się tej, która próbowała go zatrzymać. Wystarczy na tyle, aby puściła. Jego warkot był jednoznaczny. Nie wtrącaj się.
Merlin postąpił w przód, dzielnie i stanowczo. A potem w bok, w zarośla. Żywot Granta był niezagrożony… kto bowiem uznałby kudłate chucherko stawające przeciw niemu za zagrożenie. Kąśnięcie w zadek pewnie bardziej bolesne było dla dumy niż zabolało faktycznie. I będzie na pewno mnóstwo warczenia, poleje się krew i posypią się darte pazurami kłaki. A Merlin już to widział wiele razy. Nie widział za to dalej siostry, ani wyjaśnienia tej dziwnej sytuacji. Przedzierał się przez chaszcze, w których zniknął stwór, rozglądając się za jednym i drugim.

Psuja upatrzyła ratunek w swoim nieprzeciętnym refleksie. Poluzowała szczęki w momencie kiedy basior próbował uderzyć łapą, odskoczyła w próbie uniku.
Oswobodzony stwór nie zaatakował. Wycofał się w krzewy, co tylko utwierdziło Psuje w słuszności co do jej ryzykownego postępowania. Nie chciałaby jednak aby uciekł.
Uderzenie łapą było tak silne, że Psuja padła na ziemię. W oczach jej pociemniało, a w ustach poczuła smak swojej krwi.
Owszem, dostrzegł małą Greenpeace chwilę temu. Widział wszak już tę płową kitę wcześniej. Ale nie sądził, że to co się stanie, tak szybko skończy się dla niej tak fatalnie.
Zostawiając kobietę za plecami, wymierzył i wypalił. Broń huknęła, a ładunek rozbił w miał kawałek skały tuż obok wielkiego wilkołaka.
- Przejdź na homid! Już! - powiedział wychodząc z ukrycia i zbliżając się do małej. Strzelba mierzyła w Czarnego, a myśli Indianina krążyły wokół ciemności.
Grant nawet nie spojrzał na skałę, która spotkała się ze śrutem ze strzelby. Obnażył kły, a potem szybki jak błyskawica odwrócił się i nie zważając na broń, popędził za uciekającym czymś. Nie zamierzał się przejmować słowami jakiegoś wigwama. Miał teraz cel, a nie lubił jak upatrzona zwierzyna mu uciekała.
Stworzenie poruszało się niezgrabnie, jak w pijackim amoku, co rusz przetaczając się po wystających krzakach i małych drzewach niczym czołg. Parło do przodu starając się osiągnąć linię drzew. Nie kluczyło. Nie starało się zgubić pościgu. Nie odwracało się.
W pierwszej chwili Grant zamierzał się na niego rzucić, przydusić do ziemi i zatopić kły. Odruch drapieżnika, z trudem powstrzymany, przeszedł w ostrzegawczy warkot, kiedy dogonił ofiarę, okrążył ją i stanął na jej drodze. Nie miał pojęcia, czy to coś potrafi się przemienić. Został na miejscu, jak przeszkoda nie do ominięcia i sięgnął łapami do uciekiniera. Pochwycić. Unieruchomić. Zaciągnąć do reszty.
Ogłuszyć, kiedy bardziej pokojowa metoda zawiedzie.
Stworzenie wpadło na stojącego Garou niczym ślepiec na przeszkodę. Przystanęło na chwilę wyraźnie zdezorientowane. Gdy potężne ramiona wilkołaka zacisnęły się na wielkim cielsku stwora, ten zaczął się miotać. Przydługimi, nieforemnymi łapami starał się odgonić natręta bijąc na oślep. Wydawało z siebie przy tym niemiłe dla ucha piski i syki.
Dwa wielkie cielska zwarły się w morderczym uścisku niczym zapaśnicy sumo. Przepychanki. Szarpnięcia. Uderzenia.
Starcie tytanów trwało dobrą chwilę.
W pewnym momencie zbrojna w ostre jak brzytwa pazury łapa Garou zahaczyła o rzemyk zawiązany na szyi stwora. Jedno szarpnięcie i…

… przeciwnik zwalił się na ziemię niczym szmaciana lalka. W ręce Granta został skórzany mieszek. A u jego stóp leżały truchła zwierzyny łownej. Część była już nieświeża. Inne musiały zostać zabite najdalej kilka godzin wcześniej.
Gdzieś całkiem blisko zawył triumfalnie wilk. Zaraz dołączyły się do niego kolejne. Wśród drzew zajarzyły się ślepia drapieżników, które czekały tylko na swój łatwy łup.
Wilki nie stanowiły zagrożenia, chyba że Grant nie zechciałby podzielić się z nimi mięsem saren i jelenia, które leżało wokół niego. Matthias zamarł z mieszkiem w łapie. Obnażył kły, a głuchy warkot wyrażał wściekłość zmieszaną ze zdziwieniem. To coś było bardziej czymś niż myślał. Rzucił tylko raz spojrzeniem na truchła i odstąpił. Minęło kolejne uderzenie serca, a on już pędził w stronę pozostawionych za plecami garou i kobiety.
Kiedy do nich docierał, wrócił do formy człowieka, wciąż trzymając mieszek w dłoni.
 
Sekal jest offline