Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2017, 20:16   #75
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Super 8 Bronx Hotel mieścił się przy Southern blvd, w samym sercu dzielnicy i obok naziemnej linii metra. W spokojniejszych czasach gościł mniej zamożnych i odważniejszych turystów, obecnie rzecz jasna świecił pustkami. Maroldo wynajął pokój na ostatnim, piątym piętrze, z wątpliwie atrakcyjnym widokiem na parking i dachy sąsiednich budynków, będące w zasięgu wystrzeliwanej liny cyborga, gdyby przyszło się szybko ewakuować.
Mik otworzył kupiony w hotelowym barze sok aloesowy i przysiadł na łóżku, zdejmując kamizelkę i koszulę i przystępując do zmiany licznych opatrunków, pokrywających górną część ciała. Włączył pilotem stojący naprzeciw holowizor na lokalne wiadomości. Marlene rozejrzała się po wnętrzu, zdejmując skórzaną kurtkę i zostając tylko w obcisłym podkoszulku, który nosiła pod nią. Zatrzymała się przy oknie i wyjrzała na zewnątrz.
- Alan nie będzie musiał cię wyciągać kiedy jesteś ze mną. Jesteśmy ponad prawem - uśmiechnęła się, zerkając na niego. - Jeszcze opatrunki? Chyba chcesz wzbudzić moje współczucie. Nanoboty dawno cię połatały, lekarze każą je nosić przez swoje stare przyzwyczajenia.
- Stalowa Siostra nie przeistoczy się we współczującą pielęgniareczkę? - uniósł wesoło brew, lecz zaraz skrzywił się, zrywając kolejny plaster i przyglądając jednej z małych czerwonych blizn pośród licznych sińców. - Nanoboty słabo sobie radzą z oparzeniami. Dostałem wczoraj rykoszetem olejem z frytkownicy. - pociągnął w skupieniu nosem. - Mam wrażenie, że wciąż pachnę frytkami.
- Przestań, bo robię się głodna! - roześmiała się swobodnie, przyglądając się mu. - Jak się trzymasz? Ostatnio trochę cię obijali. Ja mogę lubić gwałtowne przyjemności, ale ty niekoniecznie.
Oczy Marlene wyraźnie się śmiały, tak jak nigdy nie robiły tego oczy Psyche.
Mik dostrzegł to i patrzył w nie, zaintrygowany tą odmianą.
- Lubię, do pewnego stopnia. - odpowiedział uśmiechem. - Ogólnie nie jest źle, mój termin ważności jeszcze nie upłynął… Więc jestem do schrupania, jeśli masz ochotę - mrugnął do niej okiem.
- To zależy, czy masz ketchup - przesunęła swoje długie włosy na plecy w zamyśleniu. - Zastanawiam się… jak łatwo jest omotać mężczyznę? - powoli ruszyła w stronę Mika, kołysząc biodrami. - Czy zaślepiony pięknem przełoży własną przyjemność nad wspólne dobro?
- Jak przyjemność koliduje ze wspólnym dobrem? – wstał, gdy podeszła i oparł dłonie na jej biodrach a ich twarze znalazły się nagle bardzo blisko siebie. – Myślę, że to nie przyjemności się obawiasz, tylko uczuć.
Roześmiała się, wyswobodziła z jego dotyku jednym ruchem i wirując padła na łóżko z szeroko rozłożonymi ramionami.
- Nie mówię o sobie, głuptasie. O Rose. I Jinie. Jestem pewna, że wobec niego, prywatnie, jest zupełnie inna. I jej pierwsze niepowodzenie związane było z obecnością Felipy przy ich rozmowie.
- A ty wciąż tylko o pracy. – Mik prychnął i pokręcił głową, wyraźnie zawiedziony. – Jin Tieo jest za stary, żeby narazić biznes dla kobiety, jeśli o to pytasz. Musiałby się w niej naprawdę zabujać, bo z jego pozycją i kasą może przebierać w laskach. Może nawet pasują do siebie, w końcu oboje są sztywni i żółci – wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że niewiele go to obchodzi i położył się na boku przy Psyche, opierając głowę na dłoni.
- Pomówmy o czymś innym – zaproponował, mrużąc oczy. – Na przykład o tym weekendzie na Florydzie. Ty, ja, plaża i ocean... Czy wolisz chatkę w górach?
- Paralotnię nad pięknymi widokami - zamruczała w odpowiedzi, zamykając oczy i wyobrażając sobie tę scenę. - Być wolną, niczym nie ograniczoną i w pełni swobodną. Nowy Jork na to nie pozwala. Jin-Tieo może pragnąć czegoś innego. Tak samo jak i ty - odwróciła do niego głowę i uśmiechnęła się szeroko.
- Ja pragnę czegoś więcej niż tylko przyjemności - powiedział. - Przyjemność możesz dziś kupić na każdym rogu. Paralotnię też da się załatwić. Jesteśmy przecież wolni. W każdej chwili możemy rzucić wszystko i wyjechać w Appalachy, czyż nie?
Patrzyła na niego przez kilka długich chwil, z szeroko otwartymi oczami i drgającymi kącikami ust. Nagle roześmiała się głośno i szczerze. Śmiech przeszedł w chichot, a następnie zamilkł, a dłoń Marlene pogładziła policzek Mika.
- Uwielbiam twoją naiwność. Możesz rzucić wszystko i wyjechać. Tylko już nie wrócisz. A jeśli okażesz się odpowiednio cennym lub zbyt wiedzącym narzędziem, będą także cię szukać. Poznałam kilku ludzi w firmie, którzy są zatrudnieni tylko do tego. Przy nich Psyche to radosna, mała dziewczynka.
- Wiem, pracowałem z nimi – ujął jej dłoń w swoją i pogładził palcami. – Raz sprzątnąłem jajogłowego, który chciał sprzedać prototypy konkurencji. Nie jestem z tego dumny, key? Ale facet zginął przez własną chciwość. Powiedzieli mi wtedy: „Należysz do nas, Mik”. Gówno prawda. Jasne, wiedzą, że ich sekrety są bezpieczne, bo znają moje brudy tak jak ja ich. Wygadam się, to sam trafię za kratki. I nie jestem tak cennym nabytkiem, żeby inne korpo chciało mnie chronić. Dlatego myślę, że pozwoliliby mi zwyczajnie odejść. Muszą się liczyć z tym, że mogłem zdeponować gdzieś kompromitujące firmę dane i zlecić ich publikację w sieci, gdybym zginął w dziwnych okolicznościach. Były takie przypadki. To jak polisa ubezpieczeniowa dla siebie i bliskich. Ja mam lojalki tylko na czas dużych projektów i zadań specjalnych, no i dożywotni zakaz pracy dla konkurencji. Nie znam twojej sytuacji.
Mówił spokojnie i powoli.
- Zawsze możesz zniknąć. Jeśli nie popełnisz błędu to nigdy cię nie znajdą. Teraz łatwo zmienić wygląd i tożsamość. Ludzie wpadają, bo nie potrafią zerwać z przeszłością, ulegają pokusie kontaktu z rodziną czy znajomymi, albo próbują sprzedać tajemnice firmy. Twoje obawy to tylko wymówki. Odejdziesz, jeśli naprawdę tego chcesz. Nie sprzedam cię, jestem prawilnym chłopakiem z Bronxu – po twarzy Mika przemknął cień uśmiechu . – Może sam niedługo będę musiał zniknąć.
Uśmiechnęła się smutno, nie patrząc w żadne konkretne miejsce. Jej oczy zresztą nic nie widziały.
- Tylko testujesz nowe wszczepy, nic takiego. Co najwyżej ci je wyjmą i puszczą. Być może masz rację, kto wie. Ja jestem ich produktem, Mik. Od stóp do głów. Mnie nie puszczą. I w przeciwieństwie do ciebie mam całkowitą pewność, że moje ruchy są kontrolowane. Żadnych polis ubezpieczeniowych, one nic nie dają. Ta rozmowa też może być podsłuchiwana. W ogóle nie powinnam nic mówić. Te problemy z siecią były oddechem, ale już minęły.
Zamilkła tak nagle, jak zaczęła mówić. Wróciło życie i szczery uśmiech na twarzy Marlene.
- Co nie znaczy, że nie można cieszyć się z małych rzeczy - spojrzała na niego. Ta krótka, ulotna chwila słabości już minęła.
- Płaciłem za pokój chipem gotówkowym, ale na wszelki wypadek... - Mik wstał i odłączył od kontaktu trajkoczący cicho w tle holowizor. Projekcja wozów opancerzonych na Whitestone Bridge, na którym parę dni temu ratowali Felipę z rąk porywaczy, wyparowała nagle z nad szafki, pogrążając pokój w półmroku.
- Znasz ten dowcip? Leci tak: Żona zapytała czemu noszę po domu broń. Odpowiedziałem: CIA. Żona się zaśmiała, ja się zaśmiałem, holowizor Samsunga się zaśmiał. Zastrzeliłem holowizor. - wyszczerzył się, wracając do łóżka, lecz po chwili spoważniał, przygryzając wargę i marszcząc czoło. Moment szczerości Psyche musiał zrobić na nim większe wrażenie niż by tego chciała.
- Moje cyberoko i audio są odseparowane od sieci. Nadajniki da się wykryć, mam w domu fotel diagnostyczny. Nie jesteś produktem, Stalowa Siostro. Już to, że nie chcesz nim być, temu przeczy. Cokolwiek ci zrobili, nie wyszło im do końca, chociaż trzeba przyznać, naprawdę postarali się o design. – Dłoń Mika, choć stworzona do miażdżenia i zabijania, nadzwyczaj delikatnie pogładziła jej ramię i szyję. - Lubię dobre produkty, ale tylko lubię. - Nachylił się ku niej lekko. - A ciebie więcej niż lubię.
- Mówisz tak, bo jestem ładna - pokazała mu język. Już nie wróciło to nieobecne spojrzenie, rola Marlene ciągle była na swoim miejscu. - I chcesz się do mnie dobrać! - pogroziła mu palcem mało poważnie. - Możemy zapewnić sobie chwilę przyjemności, ale naprawdę uważasz, że coś więcej? Przy Psyche wytrzymać ci o wiele trudniej - spojrzała mu w oczy, a światło odbiło się pod kątem idealnym, aby zaznaczyć niezwykły fiolet tęczówek.
- Zdziwisz się, ale nawet wolę Psyche. – uśmiechnął się lekko, lecz uparcie nie podejmował żartobliwej gry Marlene. Nie uciekł wzrokiem przed jej spojrzeniem. Szare oczy patrzyły na nią, dziwnie pasujące do jego nowej, poharatanej twarzy. - Wydaje mi się bardziej prawdziwa… chociaż pewnie prawdziwa ty jesteś gdzieś pomiędzy, pod tymi ładnymi maskami. Chciałbym ją kiedyś poznać, wiesz? – Ciężka dłoń Mika przesunęła się w górę jej szyi a jego szeroka pierś dotknęła jej boku, gdy mówiąc, wolno pochylał głowę nad jej twarzą. - I tak, chcę się do ciebie dobrać. Dziś, jutro i jeszcze wiele razy…
- Oh, napalony mężczyzna! Ale jak już zaczniesz to viagra 3.0 ci nie pomoże, bo ja jestem zbyt wygłodniała! - zaśmiała się, ciągle pogodna. - Ja jestem wszędzie. W każdej mnie. Sam musisz wydedukować co wyjdzie z połączenia nas wszystkich - błysnęła zębami.
A potem pozwoliła się pocałować.
Mika nie trzeba było dłużej zachęcać a Psyche nie potrzebowała aż takiej reklamy.
Tym razem z trudem powstrzymał śmiech, kiwając głową na znak, że podejmuje wyzwanie. Po chwili spieczone usta Mika spotkały się z wyczekującymi ich wargami i splotły z nimi w pełnym pożądania pocałunku. Jego dłoń ścisnęła jej kark a ciało przylgnęło do niej. Smakował sokiem aloesowym i lekkim posmakiem metalu. Ona zaś mocnymi perfumami i skórą, połączeniem zapachów i smaków preferowanych przez Marlene. Wsunęła język głęboko w usta Maroldo, obejmując go rękami nie mniej silnymi niż te należące do mężczyzny. Ścisnęła mocno tyłek, zachęcając. Mogli robić o wiele więcej, niż normalni śmiertelnicy, zdawały się mówić jej gesty.
Odpowiadał na nie, dostosowując się szybko do oczekiwań. Potrzeba było czasu, by osiągnąć kompatybilność, lecz jej szukanie samo w sobie było miłe. Oboje zapewne już dawno poznali i przekroczyli swoje ograniczenia. Teraz musieli tylko poznać się nawzajem. O wiele lepiej było robić to bez słów, próbując się i zaskakując, co do tego zdawali się milcząco zgadzać, nie komunikując inaczej jak z pomocą przyspieszonych oddechów i dotyku.
Wiele rzeczy się zmieniło przez ostatnie kilkanaście lat i seks nie był wyjątkiem. Implanty kończyn nie były już nieczułymi kawałkami powleczonego tworzywem i wyhodowaną skórą metalu. Odczuwały dotyk tak samo jak prawdziwe ciało, a nawet mocniej, jeśli podkręciło się ustawienia. Dodatkowe strefy erogenne w dowolnym miejscu? Czemu nie, najlepiej tam gdzie ciało ociera się o odzież, kiedy idziemy ulicą. Lub na skroni, by w pracy podrapać się za uchem i dyskretnie podarować sobie chwilę przyjemności. Łagodny orgazm przez całą dobę? Proszę bardzo. Wszystko było dla ludzi i wszystko kopało i uzależniało lepiej niż dragi, nie mówiąc już o VR. Mało kto, tak jak Dzieci Rajneesha, szukał jeszcze prawdziwych wrażeń, wymagających wysiłku i interakcji, z innych powodów niż na pokaz. Oni jednak byli ludźmi czynu, nie biernymi obserwatorami życia. Wiecznie spragnieni, nigdy nienasyceni.
Mik wszak nie spieszył się nigdzie, konsekwentny jak maszyna, z dodatkiem biologicznej dzikości. Bliskość rozgrzewających się ciał, objęcia na granicy bólu, zachłanne pocałunki niemal do utraty tchu. Wyczuwalna przez ubranie twardość jej sutków i jego członka napierającego na spodnie. Męskie dłonie błądzące na oślep, lecz doskonale wiedzące gdzie trafić, ściskające jej talię, pierś i pośladki. Ramiona cyborga nie różniły się w dotyku od prawdziwych, nie sposób było wyczuć miejsca, w którym łączyły się z ciałem i grającymi pod skórą mięśniami, muszącymi być efektem wieloletnich ćwiczeń. Nie wiedząc jakie Psyche ma modyfikacje skupił się na pieszczeniu miejsc powszechnie znanych jako szczególnie czułe. Usta ześlizgnęły się na szyję i obojczyk. Pękło z trzaskiem ramiączko jej bluzki, szarpnięte zbyt mocno, by odsłonić piersi. Nie przerwał, by wyrazić skruchę. Pod spodem nie było stanika, jedynie ciało wraz z ciemnym, sterczącym w górę ciemnym punktem sutka. Małe aureole nie obiegały od niego kolorem, idealny kształt i sprężystość wskazywały na to, że ciało Psyche należało do bardziej idealnych niż te zwyczajne. Pierś na tyle duża nie mogła zachowywać takiego kształtu w tej pozycji. Myśli wyparowywały z głowy Marlene, kiedy łapała dłonią włosy Mika i przyciskała go mocno do swojej piersi. Delikatność nie do końca leżała w jej naturze i jedynie czekające ich wkrótce spotkanie zmuszało do zachowania ostrożności podczas rozpinania spodni mężczyzny. Objęła go nogami tak mocno, aby nie mógł uciec, a każdy dotyk jego ust powodował ciche westchnięcia, jak gdyby całe jej ciało było przystosowane do przeżywania wzmocnionej rozkoszy. Nie znali swoich preferencji, nie mieli teraz czasu w pełni ich poznać, ale Psyche całym swoim ciałem krzyczała o zaspokojenie. Kiedy coś robiła, robiła to bez kompromisów.

Mik, najmniej w połowie składający się ze sztucznych części, był ostatnią osobą, której mogłoby przeszkadzać poprawianie natury. Czy kusiło go prześwietlenie jej skanerem? Być może. Takie technologiczne soft-porno... Teraz jednak chłonął doskonały design, nie zastanawiając się w jakim stopniu jest dziełem nauki. Dążąc do ideału łatwo było przesadzić i zahaczyć o karykaturalność. Mik-artysta doceniał umiar i zachowanie złotych proporcji, co wyrażał zaangażowaniem i pełnymi aprobaty pomrukami. Usta miał bowiem zajęte jej nabrzmiałymi sutkami. Lizał je i wsysał chciwie do ust, jednocześnie pracując wraz z Psyche nad pozbyciem się reszty garderoby. Brak stanika ułatwił sprawę i kooperacja tak szła sprawnie, że powinni upomnieć się w firmie o premię za pracę zespołową. Nie tracił czasu na ściąganie jej bluzki, sprowadzonej do paska materiału opinającego ciało poniżej uwolnionych piersi. Majtki ściągnął za to od razu razem ze spodniami, podobnie jak ona jego. Oswobodzona z okowów męskość otarła się o jej nagie udo. Wbrew oszczerstwom niektórych pracowników CT nie była zimna i metalowa.
Nic na ciele Psyche nie sugerowało, że całość składa się z czegoś więcej niż naturalnych elementów. Prócz doskonałości. Doskonale gładka skóra, idealnie wyrzeźbione krągłości - nie przesadzone i podkreślające kobiecość - długie nogi, nawet ukształtowane w idealny trójkąt włoski na łonie. Marlene miała także tatuaż w dolnej części pleców i na łydce, wcześniej ukryte pod ubraniem, a teraz wijące się w swoich kształtach, widoczne doskonale. Czysta perfekcja z pełnym przywiązaniem do najmniejszych szczegółów jak pieprzyk pod lewą piersią i dolne elementy ciała skrojone pod względem średniej wyciągniętej z tego, co najbardziej podnieca. Dla zwykłego oka wyglądało to prawdziwie. Podobnie jak i drapieżna namiętność, którą kobieta okazywała swojemu obecnemu mężczyźnie. Pozbywszy się ubrania wbiła paznokcie w plecy i przesunęła nimi na jędrny, męski pośladek, zatapiając je tam z dużą siłą. Na skraju przebicia skóry, nad czym zdawała się doskonale panować. Westchnęła, drugą dłonią łapiąc Mika za włosy i przesuwając jego głowę z jednej piersi na drugą, gdzie równie duży i twardy sutek czekał na obsługę ciepłych i mokrych ust.
Zajęły się nim równie gorliwie. Patrzące na nią z dołu przymrużone oczy z wyraźnym zadowoleniem obserwowały efekty na jej twarzy. Spiął mięśnie, gdy znów wbiła mu paznokcie. Całe ciało miał sprężyste, nieco szorstkie i twarde.
- Drapieżna… – zamruczał, w odpowiedzi przygryzając jej sutek. - Co gdy spotkają się dwa drapieżniki?
Pytając nie próżnował. Męska dłoń zsuwała się po jej płaskim brzuchu i szorstkim futerku, sięgając między uda. Palce znalazły drogę do podłużnego zagłębienia w jej ciele, rozchyliły delikatne fałdki, odkrywając twardy punkt, naciskając go i przesuwając się po nim niżej.
- Wtedy oba odczuwają tak samo mocno - zamruczała niczym kotka, wyginając swoje ciało w nieduży łuk. Giętka i wysportowana ponad ludzkie możliwości nie miała problemu z przyjęciem żadnej pozycji. Uda same rozjechały się na boki, wpuszczając rękę bez najmniejszego nawet oporu. Nie puściła jego włosów, szarpnęła je wręcz, zmuszając go do odchylenia głowy w tył. - Jesteś na to gotowy?
Długie paznokcie przesunęły się do przodu, gdzie smukłe palce złapały za to najwrażliwsze, gładkie i miękkie, a jednocześnie twarde miejsce. Ścisnęły z wyczuciem kiedy fioletowe oczy Psyche patrzyły wprost na Mika.
- Urodziłem się gotowy – uśmiechnął się, podejmując pojedynek na spojrzenia i pozwalając jej bawić się swoim narzędziem, które ponad wszelką wątpliwość też było gotowe. Na potwierdzenie napiął ten specyficzny mięsień, który aż wierzgnął w jej dłoni.
- Mówiłem, że nie jest metalowy.
Niżej, kciuk Mika popieścił jej guziczek a palec wskazujący wtargnął do szparki, drapieżnie, ale z wyczuciem. Wydawał się mieć w tych pieszczotach wprawę, i to nabytą chyba nie tylko w VR. Chociaż kto wie, cyberseks był teraz ultrarealistyczny, tylko wspomnienia po nim nie takie same. Na plecach i pośladkach Mika nie pozostałyby ślady jej paznokci a ich ciała nie pachniałyby sobą nawzajem. Ograniczenia klasycznego sposobu uprawiania miłości fizycznej szybko znikały, kiedy człowiek w pełni zanurzył się w doznania możliwe dopiero tutaj. W środku ciało Psyche było jeszcze bardziej jedwabiste, śliskie i miękkie, a jednocześnie niezwykle ciasne. Drażniąc się z nim, uniosła głowę i ugryzła lekko w szyję.
- A czy ja jestem? - szepnęła z radością w głosie. Tam wewnątrz sprawiała wrażenie tak samo idealnej jak na zewnątrz. Trzymająca go dłoń zsunęła się aż do nasady i zamarła, czerpiąc radość z jego gotowości i drgania.
- Oj tak… Chyba jednak trochę ci się podobam - zaśmiał się cicho do jej ucha, po czym odnalazł usta. Ich języki znów się splotły a zęby zaczepnie przygryzały wargi, poczas gdy Mik nie przestawał pieścić jej najintymniejszego miejsca, doprowadzając do pierwszych drżeń. Nie trwało to jednak długo. Nawet gdyby nie mieli spotkania za godzinę, nie przeciągaliby gry wstępnej, zbyt byli już rozgrzani i głodni spełnienia. On dawał to poznać całym sobą, zachłannym językiem i dłońmi oraz głośnym oddechem przez zaciśnięte zęby.
- Byłaś kiedyś z bardzo silnym mężczyzną? - zapytał, wyjmując dłoń z między jej ud, unosząc do twarzy i wąchając z wyraźną rozkoszą. - Takim, który zafunduje ci dosłowne u-nie-sie-nia?
Podkreślając żartobliwym tonem ostatnie słowo, oparł kolana i jedno ramię na łóżku a drugie wsunął pod plecy Psyche i uniósł górną część jej ciała w powietrze, dociskając do siebie oraz wyginając jej plecy w jeszcze większy łuk.
- Byłam z takimi, którzy byli silni i rozczarowująco mało wytrzymali - odpowiedziała w podobnym tonie. - A ty byłeś z kobietą, która może przyjąć każdą pozycję?
Pozwoliła ciału wyginać się pod niezwykłym kątem, gdy ją podniósł, niczym szmaciana laleczka. Piersi sterczały mocno, celując sutkami w sufit, kiedy reszta ciała ciągle leżała na łóżku. Patrzyła na niego z uśmiechem, pozwalając mu decydować co zrobić z jej smukłym ciałem.
Na razie docisnął ją tylko do siebie, odrywając jej pupę od pościeli, ale nie było w tym żadnej brutalności, raczej niespodziewana jak na cyborga gracja.
- Każdą? - oderwał usta od jej obojczyka. - Lubię akrobatykę. Uwieś się na mnie i opleć nogami - polecił, podczas gdy jego męskość ocierała się o jej łono, szukając drogi do środka.
- Normalnie, czy do góry nogami? - zamruczała w odpowiedzi, sunąc nogą wzdłuż jego uda i biodra. I roześmiała się nagle, oplatając go błyskawicznie niczym wąż, i tak bardzo dokładnie jak mogli tylko ludzie przeciwnych płci. Cicho westchnęła, kiedy nasunęła się na wyprężony efekt podniecenia swoim niezwykle ścisłym wnętrzem.
Znalazł drogę do środka nie bez oporu, jak pendrive do gniazda usb. Nie mówił już nic, podobnie jak ona wydając z siebie tylko świadczące o zadowoleniu z wysokiej kompatybilności ich ciał pomruki. Wypełniał ją stopniowo, docierając głębiej z każdym kolejnym ruchem bioder.
Prawie dorównywała mu wzrostem, więc nawet w tej pozycji ich twarze znajdowały się naprzeciw siebie. Ich westchnienia stały się przytłumione, gdy zamknął jej usta pocałunkiem. Oplotła go wystarczająco mocno, by mógł już puścić jej plecy. Oparł obie dłonie na łóżku i rozbujał ją mocniej na sobie a może nawet w sobie, zarazem nabijając na siebie, ewidentnie zadowolony z roli jej prywatnej i frywolnej huśtawki. Poczuła się nieco rozbawiona tą pozycją, ale nie komentowała, zamiast tego skupiając się na głębokim pocałunku, w którym jej język zdawał się być wszędzie. Była stworzona do wielu rzeczy i fizyczna miłość była jedną z nich. Idealne kształty dorównywały idealnemu wnętrzu, mocno i dokładnie oplatającemu każdego intruza. Wydawała z siebie tłumione westchnięcia, kołysząc się coraz szybciej i mocniej. Niemal poganiała go swoją natarczywością tych ruchów.
Łóżko zaskrzypiało, szurając po podłodze. Huśtawka nie skrzypiała, jedynie oddychała coraz szybciej i pociła się, tam gdzie przywierało do niej ściśle ciało Psyche czyli prawie wszędzie. Jak przystało na produkt CT, była solidna i wytrzymała. Wliczając w to jej wystający element, twardy jak hartowana stal, lecz milszy w dotyku i raz po raz wchodzący w nią z impetem i odgłosem jej pośladków klaszczących o męskie uda. Język Mika konkurował z Psyche w tym, który sięgnie głębiej. Nie wydawał się zmęczony, zapewne mógłby nawet robić pompki z uwieszoną na sobie partnerką, lecz to byłoby już dość durnym popisywaniem się. Gros jego nadludzkiej siły pochodziło wszak z mechanicznych części.
Eksploatowała go intensywnie i inny rodzaj pomału wytrzymałości zmierzał ku końcowi. Psyche mogła rozpoznać po wyrazie twarzy Mika moment, gdy mężczyzna jest już blisko jednej z nielicznych chwil pełnego szczęścia jakich doświadczamy w tym okrutnym świecie.
Jedni mężczyźni w takiej sytuacji bezceremonialnie kończą co zaczęli i zadowoleni opadają na łóżko, na ewentualne pretensje odpowiadając z uśmiechem: „Miałaś tyle samo czasu co ja”. Inni próbują zyskać na czasie. Szczęśliwie dla Psyche, jej kolega z pracy zaliczał się do tych drugich.
- Wiesz co? – wyszeptał jej do ucha między pchnięciami. - Dość udziwnień. Całe życie wszystko udziwniam. Dziś chcę się z tobą kochać, tak po prostu.
Zgiął ramiona opuszczając ją na pościel. Nie wyszedł z niej całkiem, lecz wykorzystał ten moment do spowolnienia akcji. Krótko mówiąc dał swemu żołnierzowi chwilę wytchnienia, odsuwając w czasie niechybną eksplozję, która wyłączy go z walki. W tej klasycznej pozycji miał większą kontrolę nad tempem. Uśmiechnęła się do niego gładząc po policzku kiedy już położył ją na miękkie łóżko i oderwała od niego wargi.. To było słodkie. Psyche nie udawała, nie jęczała w niebogłosy i nie krzyczała z rozkoszy. Jej oddech był jednak przyspieszony, policzki oblane rumieńcem, a ciało równie spocone co u Mika. Nie zmieniła ułożenia nóg, obejmując nimi ciągle biodra kochanka. Ręce za to rozłożyła szeroko na boki.
- Możemy teraz się kochać - wyszeptała. - Lecz musisz mi też obiecać późniejsze rżnięcie.
- Masz to jak w banku.
Chwycił dłońmi jej przedramiona. Oparł się na łokciach, by jej nie zmiażdżyć a przygnieść swym ciężarem tylko w takim stopniu w jakim było to pożądane. „Po prostu kochanie się” w wydaniu Mika nie było wcale niemrawe. Umiał manewrować biodrami, wypełniając ją do granic, trafiając w najczulsze miejsca. Umiał przyśpieszyć kiedy trzeba i koniec końców wytrzymać ile trzeba. Musiał mieć wymagające nauczycielki, bo bardzo dbał o jej przyjemność.
Czy było w tym coś więcej niż pożądanie?
Wiele zdawało się o tym świadczyć. Wszystkie te drobne czułości, których zwykle trudno szukać w przygodnym seksie. Polizanie płatka ucha, pogładzenie wnętrza dłoni. Sposób w jaki całował. I w jaki na nią patrzył. Dostrzegła tam coś innego niż zwykłą satysfakcję zdobywcy.

Co dostrzegał, kiedy patrzył na nią? Psyche nie zastanawiała się teraz nad takimi rzeczami. W pełni wcieliła się w Marlene i jej oczy śmiały się do kochanka, pozwalając mu czerpać tyle przyjemności ile chciał. Ona sama także brała to garściami, na tyle, ile mogła. Skoro się starał, to nie mogła go zawieść.
 
Lady jest offline