Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2017, 20:26   #250
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
Na prośbę Marwalda wyrwało się co najmniej kilku ludzi. Po krótkiej dyskusji, najbardziej rozgarnięty opowiadał:

- Teraz, gdy na dworze jest zimno, Kapłan najczęściej przesiadywał w swojej chacie, gdzie przyjmował chorych na ciele i duszy. Czasami wychodził do osób które same nie były w stanie do niego przyjść. Ponadto codziennie odprawiał modły na których zbierała się cała wieś. W miesiącach letnich urządzał wędrówki do świątyni na górze oraz spacery po okolicznych terenach w poszukiwaniu ziół i innych składników potrzebnych to wytwarzania wywarów - a przynajmniej tak mówił. Nigdy nie chodził sam, zawsze był ktoś przy nim, a czasami nawet kilka osób, do obrony i pomocy.

Ludzie ruszyli w stronę chaty kapłana, która stała nieopodal. Cześć mężczyzn pozostała przy więźniach aby ich pilnować.

Budynek wyglądał podobnie jak i reszta, tylko delikatne szczegóły wskazywały na to że był minimalnie lepszy i wyróżniający się od pozostałych. Układ pomieszczeń wewnątrz był bardzo podobny do chaty Wilfrieda. Mała sień z miejscem na odstawienie odzienia, pomieszczenie centralne w którym stało biurko, piec kuchenny i duży stół. Po bokach znajdowały się drzwi do dwóch mniejszych pokoi. Jednym z nich była sypialna z dużym łóżkiem oraz małą komodą i dużą szafą. Drugie pomieszczenie było pracownią; na środku stał duży stół służący do wykonywania operacji, cała masa narzędzi medycznych oraz regał z kilkoma książkami. Całą jedną dużą ścianę zajmowały przedmioty które służyły do przyrządzania wywarów.

- Bracie - Marwald zwrócił się do bartnika - jesteś silnym człowiekiem, czy możesz postarać się po przesuwać meble, sprawdzę tę szafę, czy nie ma coś w niej, a ty jeśli możesz to przesuń ją później, może coś tam jest. Sam już nie wiem czego szukać.

- Przyjacielu - zwrócił się do mieszkańca stojącego najbliżej, ale wystarczająco głośno, aby inni też słyszeli, być może, któryś inny ma więcej do powiedzenia - opowiedz mi więcej o waszej świątyni. - powiedział otwierając szafę. Była ona dosyć duża co wywołało lekkie podejrzenia w śmieciarzu.

- Cóż, nasza świątynia znajduje się na szczycie góry. W miesiącach ciepłych, gdy na zboczach nie zalega śnieg udajemy się tam aby złożyć dary i odprawić modły. Droga jest dość długa dlatego nie chodzimy tam codziennie a w zimę to już prawie w ogóle. Sam budynek wygląda naprawdę majestatycznie. Na szczycie góry stoi wysoki niczym drzewa, "wtopiony" w skalny szczyt, kamienny sześcian wysoki jak trzy albo i cztery domy, jeden na drugim postawione. W narożnikach budowli stoją cztery filary, po jednym na każdy z kątów, a na każdym z nich widnieje znak, taki jak w miejscu obrządku. Jeden z filarów, stojący od strony wsi jest zniszczony, ( o czym zresztą ochotnicy wiedzieli gdyż sami widzieli jego element we wsi). Na środku sześcianu znajduje się wejście. Budynek pomimo swojej okazałości, wewnątrz jest dość skromny. Przestronne wnętrze jest puste, nie licząc ołtarza i mocowań na pochodnie.

Marwald podejrzewał, że nie może być nic na wierzchu jeśli kapłan był winny czemukolwiek, bo ten dom był miejscem często odwiedzanym przez miejscową społeczność, czy to aby z nim porozmawiać czy właśnie na zabieg, operację. Musiał patrzeć jak gdyby był kapłanem, bo by zrobił na jego miejscu.

- Przyjacielu, powiedz mi jeszcze czy wasz kapłan zachowywał się czasami podejrzanie, może jakieś jego zachowanie budziło w was zaskoczenie?

- Nie, raczej nie, my tu prości ludzie i skupiamy się na tym jak tu sobie wzajemnie pomóc a nie utrudniać życie, więc nikt się nad tym nie zastanawiał. Kapłan robił wszystko aby żyło nam się lepiej, nie pamietam aby na kimś się wyżywał. Czasami jak się zdenerwował to nakrzyczał jeno, ale później, gdy ochłonął od razu przepraszał. Nigdy tez nikogo nie uderzył ani bardzo nie obraził. Razem z Willem dbali o wieś, a gdy ktoś z naszych w czymś zawinił to Kapłan był pierwszy do tego aby go nie karać, tylko porozmawiać z nim, wytłumaczyć że robi źle. I to chyba było najbardziej podejrzane, ludzie się o to denerwowali. A tak to chyba nic, nie przypominam sobie nic innego.

- Co prawda, mam pewnego rodzaju przeczucie, że jego ludzie są bardziej winni niż on, ale nie wiem jak byłoby to możliwe. Na naszej drodze spotkaliśmy raz kapłana, który okazał się być zmutowanym potworem, który swoje oblicze pokazywał gdy coś mu się nie podobało.

- Jego ludzie? Ci którzy są z nim zamknięci? A to już nie mi ich oceniać. Może są bardziej szorstcy w obyciu, ale taka ich rola, to są doświadczeni łowcy i wojownicy, chronią nas i nasza wieś. To już bardziej podejrzany byłby świętej pamięci Will, gdyby tylko żył, on był bardziej bezpośredni. Co do doświadczeń, to całkowicie rozumiemy, do naszej wsi też podchodziły mutanty, niby to ludzie zmęczeni wędrówką którzy okazywali się potworami. Nasz Kapłan tłumaczył to w podobny sposób.

Waightstill skorzystał z sugestii Marwalda i ruszył przesuwać meble, zwłaszcza te ciężkie. Może Burkhard ukrył coś za komodami? Przewrócił na bok łoże kapłana. Przyszło mu przy tym do głowy, żeby zwrócić szczególną uwagę na podłogę - szukał śladów włazów do ewentualnych piwnic. Tam - wedle mniemania Waightstilla - kapłan mógł skrywać swe tajemnice. Nie zapomniał o przyjrzeniu się ścianom.

Na pierwszy rzut oka mieszkanie wyglądało zwyczajnie. Zarówno Marwald jak i Waightstill nie zauważyli nic co ewidencie przykułoby ich uwagę. Z pewnością nie było tam pamiętnika w którym Kapłan szczerze opisuje swoje niecne plany.

Wewnątrz szafy było sporo ubrań codziennych jak i szat kapłańskich, do tego wszelkiego rodzaju obrusy, prześcieradła i inne szmaty.

Odsunięty został każdy mebel, lecz i to nie dało zdumiewającego rezultatu. Bartnik nie znalazł żadnego tajnego włazu czy podwójnej ściany. Dopiero gdy Waighstill skończył i oparł się o ścianę aby chwilę odpocząć, zauważył że za odsuniętą szafą, wśród kurzu, pajęczyn i innych farfocli leży solidnie utytłany wisiorek. Oboje doskonale znali ten symbol, gdyż podróżując z Victorią mieli dużo okazji aby się mu przyjrzeć.



Ponadto Bartnik jako rzemieślnik, wchodząc do pracowni od razu zauważył niedbałość Kapłana w przechowywaniu i konserwacji narzędzi medycznych. Bartnik nie wiedziałby dokładnie którego żelastwa do czego użyć, lecz wiedział że zdecydowanie złym pomysłem było przechowywanie brudnych narzędzi. Po skończonej pracy należało je wyczyścić, aby nie się nie niszczyły i nie zacinały, a te już długo nie były ruszane, na tyle że osiadła na nich warstewka kurzu. Co prawda część z nich, tych bardziej prymitywnych i oczywistych np piła, były względnie czyste, ale co z innymi? Z drugiej strony wszelkie ustrojstwa dotyczące wywarwnictwa stały na półkach w prawie że nienagannym stanie.

Marwald miał problemy w tej całej dedukcji, skąd na bogów znalazł się tu taki wisiorek. To wszystko już go powoli męczyło, ale tak to było z sytuacjami nie jasnymi.

- Sam moi kochani nie wiem, bo ja Willa inaczej pamiętam, to on jako pierwszy ze mną rozmawiał, kapłan co prawda był dla nas też dobry, ale jego nagła przemiana była naprawdę nieprzewidywalna. Jeśli zabili Willa to może powinniśmy się zapytać jak to zrobili. Bo wyglądał na otrutego, a do tego strasznie śmierdziało jego ciało pomimo, że nie minęło jeszcze tak wiele czasu. Czy mieliście podobne już sytuacje w waszej wsi jak ta? - zapytał dobrodusznie Marwald. - chodzi mi o taką śmierć jak ta. - dodał tłumacząc wiedząc lekkie zdezorientowanie

- Ja nie mówie że Will był zły, był dobry dlanas podobnie jak i Burkhard. Po prostu kapłan był zawsze bardziej miłosierny. Poza tym to Will dbał o bezpieczeństwo, musiał być jaki był, a Burkhard w walki się nie mieszał, nie musiał być tak szorstki.

- Takich śmierci? Nie, napewno nie. Jeśli ktoś zmarł to raczej szybko ciało było chowane i nie zaczęłoby się psuć. Nikt poza kapłanem nie znał się na tych sprawach, lecz logicznie ciało nie powinno aż tak zepsuć się już po jednej nocy w takim zimie.

Śmieciarz widząc znak pomyślał o jednym i postanowił spróbować wykrywać magię. Może to da jakikolwiek efekt.

Wiatry magii przechodzące przez wisiorek i w jego najbliższej okolicy były podwyższone, lecz to nie ozdoba była źródłem zwiększenia ich natężenia a kamienie których we wsi jest całą masa.

Waightstill spodziewał się, że odkryje jakie lochy albo tajemną skrytkę, jak to mają w zwyczaju posiadać niecni czarnoksiężnicy. Nastawienie bartnika do Burkharda było bowiem jednoznaczne. Poprzesuwał meble, niemal wywrócił chałupę do góry nogami, a tu nic. Nawet pod łóżkiem nic nie było, jeno brudne gacie. Po prawdzie, to Waightstill był rozczarowany. Wtem dostrzegł symbol Shallya'ii. W takim miejscu?!! Zaraz oddał wisiorek Marwaldowi, który w jego oczach uchodził za znawcę od tych spraw, choć zapytał wieśniaka mimochodem: - A był tu u was jaki kapłan przed Burkhardem? No bo skąd to? - wskazał na wisiorek.

- A tak, był, znaczy była. Zanim Burkhard wraz ze swoimi ludźmi przybyli do wsi w tej chacie mieszkała babcia Gertruda Werner. Była naszym duchowym przewodnikiem, i zajmowała się chorymi. Do czasu aż oszalała i rzuciła się z nożem na Burkharda, dotkliwie go raniąc. Nie wiemy dlaczego tak się stało, wcześniej razem pracowali. Burkhard był pomocnikiem Gertrudy, warzył eliksiry które ona później wykorzystywała, oboje na tym korzystali, nasza wieś zresztą też.

Bartnika bardziej zainteresował stan narzędzi kapłana. Sprawiały wrażenie, jakby nie były od dawna używane. A ponoć służył tu za cyrulika - jak siedział ledwo żyw zamknięty w komórce, to mu mówiono, że nie ma w osadzie innego medyka niż Burkhard. A to oszust! A może te narzędzia również należały do ofiar Burkharda?

- Przyjacielu - Waightstill naśladował Marwalda, zwracając się do tubylca - czy Burkhard nie był waszym cyrulikiem? Sądząc po przyborach, dawno nie praktykował.

- Był, oczywiście że był. Jak kto chory to od razu leciał do niego. A tak to innych znachorów nie mamy, nasza wieś jest mała i na uboczu, to i tak dobrze że zawsze choć jeden był. A na narzędziach się nie znamy, może nie były mu potrzebne? Najczęściej leczył nas swoimi eliksirami, na tym się najlepiej znał. Zazwyczaj działały, no chyba że komu nogę trzeba było ciachnąć, na to żaden wywar nie pomagał, trzeba było użyć narzędzi. A te to jeszcze do Gertrudy należały, ona z nich korzystała wspomagając się swoją magią.

Marawald zbadał naszyjnik i oznajmił, że jest magiczny, ale nie należy się nim martwić, większą magią pałają same kamienie, które znajdują się we wsi niż on sam. Śmieciarz starał się dokładnie słuchać i analizować tego co mówili mieszkańcy. Nagle bardzo zainteresował go fakt jakim był atak kapłanki na kapłana. Było to nawet bardzo podejrzane.

- Skąd wiedzieliście, że kapłanka go zaatakowała ? - zatrzymał się na chwilę i dodał dalej - Czy może wybiegł z chaty, krzycząc, że zaatakowała go. Ona się bardzo tego wypierała, mówiąc, że sam sobie zrobił tę ranę? - zaczął podejrzliwie, znając już skądś taką sytuację.

Ha! Waightstill wiedział, że Marwald na coś wpadnie. I to dzięki jego znalezisku. Bartnika również zainteresowała wiadomość o szaleństwie kapłanki. - Wypadła z chaty z nożem w ręce, jak to niedawno Marwald? I co się z nią stało? - Waightstill co prawda nie wiedział, co się zdarzyło w chacie Willa, ale znał Kolekcjonera jako osobę łagodną. Nadal rozglądał się po chacie, ciężar rozmowy pozostawiając Kolekcjonerowi. Oglądał narzędzia, jakie zostały po kapłance.

- Nikt z nas nie widział samego ataku, lecz nie dało się przeoczyć uciekającego, krwawiącego Burkharda oraz goniącej go Gertrudy. Na nic zdały się prośby i krzyki. Kapłanka miała w oczach mord i rzucała się na każdego kto stanął jej na drodze. Nawet największe chłopy mieli problem aby ją powstrzymać, dobrze że mieli włócznie .. a i tak wyszli z tego poobijani. Także nikt nie kwestionował słów Burkharda ze Kapłanka oszalała.

- I co się z nią stało? - Waightstill żywiej zainteresował się losem kapłanki - Burkhard dał jej do picia miksturę? A od dawna przeprowadzacie rytuał pod kamieniem?

Podczas rozmowy bohaterowie dalej przeszukiwali chatę, tym razem zwracając uwagę na przyrządy. Po dokładniejszym przyjrzeniu się narzędziom widać było że część z nich zapewne była odpowiednio zakonserwowana i przygotowana do użycia, a ich obecny stan jest spowodowany był tylko długim ich nie używaniem. Były to przyrządy o których zastosowaniu jakiekolwiek pojęcie mieli tylko ludzie doświadczeni w sztuce medycznej. Natomiast druga część, narzędzia prostsze i bliższe zwykłemu człowiekowi, to znaczy zbliżone swoim wyglądem do codziennych, działające na wyobraźnie ludu, musiały być używane przez kogoś niedoświadczonego. Co do tego nie było jakichkolwiek wątpliwości.

- Will … - zaczął odpowiadać nie wiedząc jak ubrać to w słowa - kazał ją zabić. Znaczy, nikt nie mówił o tym jak o zabójstwie, ale tak trzeba było zrobić. Kapłan był temu przeciwny, ale Will zadecydował, dla dobra ludzi.

- A co do rytuału, to właśnie wtedy ten pomysł powstał. Pamiętam że Burkhard i Willfred bardzo się pokłócili, ale w końcu nasz przywódca zgodził się na plan kapłana, aby przeprowadzać rytuał. Od tamtego dnia każda osoba nowa we wsi, poddawana była tej próbie. Podobnie działo się z mieszkańcami wsi którzy oskarżani byli o jakieś niecne czyny.

- A czy we wsi jest ktoś zaufany, ktoś kto spędzał najwięcej czasu z Willem? Być może nie wiemy wszystkiego, być może czegoś wam nie mówił. - zaczął się zastanawiać Marwald

- Jego rodzina …. no i my - wskazał na grupkę mężczyzn - znaczy się to my spędzaliśmy z nim najwięcej czasu, chociaz pewnym zaufaniem też nas darzył. Dlatego też to mówimy, chyba nie ma nic o czym byśmy zapomnieli powiedzieć. Nie staramy się go wybielić, był jaki był i każdy ze wsi to wiedział.

- Hmm, a to ciekawe… - zastanawiał się na głos Waightstill - … a czy kto przeżył ten rytuał?

- Tak, oczywiście. Nikt tego dokładnie nie liczył, ale zdarzały się takie i takie przypadki.

Marwald stał lekko zniechęcony tym całym dochodzeniem, niczego nie dowiedział się. Nie było konkretnych dowodów na zło kapłana. Być może głupiec po prostu bał się o swoją posadę we wsi, być może nie lubił przyjezdnych i jak do tej pory dobrze udawało mu się takowych się pozbywać. Oparł się o stół i zaczął dokładnie przeglądać książki, miał nadzieję, że może chociaż tutaj coś znajdzie. Przyglądał się im dokładnie, szukał wszystkiego co może dawać jakieś oznaki, że kapłan miał swoje tajemnice. “Gdybym był nim, żył w otoczeniu ludzi i miał mało możliwości na tajemnice, co bym zrobił?” - zastanawiał się. “Wspólnicy, tak jego słudzy”.

Ksiąg na półce stoi kilka, lecz żadna z nich wyglądem nie odbiega od innych. Wszystkie traktują o ziołach, wywarach i tematach pochodnych. Słowa zapisane są w normalnym języku, dlatego też Marwald nie rozumie ani słowa, co innego Waightstill który sztukę czytania i pisania opanował na tyle że mógł recytować zawartość. Miał co prawda trudności z odpowiednią artykulacją nazw roślin i minerałów, nie rozumiał również naukowego języka, lecz jakoś udało mu się przebrnąć przez tomiszcza. Po ogólnym przejrzeniu biblioteczni bartnik nie znalazł żadnego działu który traktowałby o truciznach i innych zakazanych metodach. Wśród ksiąg znajdował się również notatnik kapłana, lecz informacje w nim zawarte nie budziły podejrzeń, były to zwykłe notatki lekarskie o stanie chorych, podanych lekach itp. Żadnych informacji o rytuale, dziwnych śmierciach itp.

Natomiast Marwald który ni w ząb rozumiał co w księgach stoi szukał innych tropów i w końcu na jeden z nich trafił. Zza okładki jednej z ksiąg wypadło kilka kartek papieru złączonych na wzór bardzo małego notatnika. Były one mocno sponiewierane i zapisane bardzo niestarannym, bazgrołowatym wręcz, odręcznym pismem. Marwald i Waightstill oboje zgodnie stwierdzili że słowa zapisane są w obcym im języku tj, za pomocą znaków których żaden z nich nie znał. Po samym formatowaniu tekstu ciężko było określić jego treść. Marwald postanowił wziąć to i zapytać się bezpośrednio u źródła.

- Bracia - zwrócił się do chłopstwa - czy możecie wskazać mi domy jego ludzi? Oni przeciwstawiali się mocy słów i prawdy. Kapłan powiedział, to co miał, ale oni nie chcieli, może szukamy w złym miejscu.
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline