Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2017, 21:36   #15
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie zerknęła na zegarek.
- Niby nie jest jeszcze bardzo późno… - Zerknęła na wampira. - Dobrze ale ty wymyślasz jakąś wymówkę dla starej Dosett.
- Jaką wymówkę? - spytał, jednak nie zdążyła odpowiedzieć.

Po chwili bowiem do drzwi rozległo się pukanie i do pokoju wkroczyła Panna Dosett. Charlie szybko zgarnęła rzeczy ze stołu, a gospodyni postawiła na nim “kanapeczki i herbatę”.


Charlie bez słowa zajęła miejsce przy stoliku, jakby to był jakiś dziwny obrządek. Wskazała Gaherisowi, drugie krzesło. Teraz wampir zauważył, że na stole znalazła się też gazeta. Zupełnie jakby był to nieodłączny element posiłku. Dopiero gdy zajął miejsce Charlie odezwała się.
- Dziękuję Panno Dosett. Wygląda wspaniale.
- Ach… gdyby mnie Pani uprzedziła, przygotowałabym coś więcej, jednak o tej godzinie… - Pokręciła niechętnie głową, po czym uśmiechnęła się do wampira. - Jak długo planuje Pan z nami zostać Panie Ashmore? Herbatki? - Gaheris musiałby być głuchy by nie zauważyć zmiany w tonie gospodyni, gdy się do niego zwracała. Charlie nadal patrzyła na niego bardzo podejrzliwie. Widać zachowanie starszej kobiety było bardziej niż nietypowe.

- Będzie nam bardzo przyjemnie. Jest pani niezwykle uprzejma, madame - oddał kobiecie uśmiech. Chyba nie przejmował się ową nietypowością zachowania - Może zechce się pani na chwilkę do nas przyłączyć. Wprawdzie jesteśmy zmęczeni, ale dla tak miłej osoby, zawsze chętnie poświęcimy kwadransik. Zaś co do mojego pobytu - Gaheris alias Henry zrobił zafrasowaną m.inę - tutaj mam problem. Zdecydowano, iż mam poznać to miasto, zaś jedyna mieszkająca w stolicy kuzynka ma mnie wprowadzić w towarzystwo oraz pokaże mi samo piękne miasto. Trudno ocenić, ile to zajmie. Myślałem, że raz dwa, tymczasem jadąc z dworca dorożką ciągle się dziwiłem. Na Orkadach nie ma takich budowli. Przyznam, że dla takiego prowincjusza, jak ja, jest to widok niezwykły. Szczęśliwie ludzie są bardzo przyjaźni. Po kuzynce, jest pani drugą osobą, którą poznałem, bardzo ciepłą oraz życzliwą.
- Dziękuję, to miło spotkać kogoś tak uprzejmego. - Gospodyni wymownie spojrzała na Charlie, która tylko wzruszyła ramionami. - Jednak Powinnam rano wstać, tak samo jak Panna Ashmore. Była tu pani Whittock. - Wzrok skierowany w jego znajomą mógłby prawie razić piorunami.

- Cóż, rozumiem, aczkolwiek ja jestem przyzwyczajony do pracy w nocy. Muszę się pani przyznać, iż miałem szczęście rodząc się na północy, gdzie słońca jest znacznie mniej. Po prostu mocne uczulenie na słoneczne promienie. Przynajmniej tak orzekli doktorzy. Stąd raczej preferuję pory wieczorne, lub nocne. Także do pracy. Dlatego już muszę się usprawiedliwić za kuzynkę oraz siebie, gdyż właśnie dlatego od czasu do czasu będziemy musieli wyjść późniejszą porą. Wiem, że to nie jest najwłaściwsza sprawa i trochę się wstydzę mojej choroby. Jednakże wiem także, że taka mądra i dyskretna osoba zrozumie niełatwe położenie z całą swoją wrażliwością oraz prawdziwą życzliwością - kadził jej wiedząc, iż poddana Prezencji kobieta będzie łykać wszystko, co da jej jakiś pretekst do uznania, iż tak jest naprawdę.
- Och… tak… oczywiście. - Gospodyni wydała się być lekko zmieszana. Jednak po chwili, którą pewnie tłumaczyła sobie jego wyjaśnienia dodała. - Oczywiście. Panna Ashmore ma więcej kompletów kluczy.

Charlie prawie parsknęła.
- A co do Pani… - Panna Dosett spojrzała z góry na przewodniczkę wampira. - była tutaj Pani Whittock, pytała czy będzie Pani jutro u niej. Zagwarantowałam, że tak, mimo iż jak zwykle nie raczyła Pani zostawić mi żadnej informacji.
- Będę. - Charlie uśmiechnęła się ciepło. Ewidentnie był to znak, że kobiety mimo wszystko się chyba nawet lubią. - Dziękuję, Panno Dosett.
- Wobec tego zostawiam państwa. Udanego wieczoru. - Gospodyni skłoniła się i odeszła, zabierając tacę.

Kiedy kobieta wyszła spojrzał pytająco na Charlie.
- Pani Whittock?
- Moją pracodawczynię, matka dzielnego Johna, którego uczę rachunków i francuskiego. - Charlie oparła się łokciami na stole tak, że jej podbródek spoczął na dłoniach. Przyglądała się wampirowi zaintrygowana. - Co zrobiłeś starej Dosett rycerzyku? Znam tą kobietę kilka lat i ona po prostu się tak nie zachowuje.
- Wampiry mają słabości, ale też są nadzwyczaj dobrze odbierane przez wielu ludzi. Nasze moce znacznie to ułatwiają, widziałaś choćby po pani Dosett. Zamiast być naszym wrogiem, wścibską, niechętną osoba, jaką pewnie jest, teraz postara się być przyjaciółką chroniąca osoby, które lubi. Pewnie tak bardzo w to uwierzy, że może naprawdę stanie się lepsza także dla innych. Wielokrotnie tak właśnie bywało - wyjaśnił jej. - Hm, dla mnie to początek dnia, ale ty pewnie jesteś zmęczona? - spytał. - Tym bardziej, że musisz się udać do kobiety, gdzie jesteś ochmistrzynią, eee, guwernantką - poprawił słowo.
- Dosett tylko robi takie wrażenie. - Charlie uśmiechnęła się. - Ta kobieta nie raz uratowała mi skórę, dlatego też jej płacę. Mamy tu kilku właścicieli mieszkań. Piętro niżej mieszkają Brewer, małżeństwo z maluchem. Jeszcze niżej są dwa mieszkania wynajmowane przez dwóch kawalerów. Forge i Blair jeśli dobrze pamiętam ten drugi jest chyba lekarzem. Na samym dole swoje pokoje ma Pani Dosett i jest niewielkie mieszkanko, które wynajmuje starsze małżeństwo… chyba… Strain… nie jestem pewna. Widuję głównie Panią, która każe do siebie mówić “po prostu Edith”, przyjaźnią się z Dosett.

Charlie odchyliła się i sięgnęła po jedną z kanapek.
- Daj mi coś przegryźć i możemy się przespacerować. Spałam pod wieczór, a i przechadzka dobrze mi zrobi po tej podróży.
- Dobrze. Zaś co do pani Dosett. Skoro ukrywa tylko dobre serce pod płaszczykiem szorstkości, tym bardziej więc wszystko jest właściwie poukładane. Jak wspomniałem, przechadzka chętnie, zaś kolacja, smacznego - uśmiechnął się do niej. - Właściwie także spróbuję troszeczkę. Wprawdzie nie muszę jeść, zaś większość wampirów nawet nie może, jednak nie zapomniałem smaku dobrej, zwyczajnej potrawy sporządzonej dłonią zręcznej kuchmistrzyni - sięgnął po najmniejszą kanapkę.
- Chcesz herbaty? Mieliście w tamtych czasach herbatę? - Charlie sięgnęła po śmieszne naczynie z długim dzióbkiem i nalała złocisty wywar do naczynek tak cienkich, że światło niemal przez nie przechodziło.
- Tak, nazywała się rumianek, albo mięta, chociaż ta nie ma ani smaku tego ani tego. Jednak przypuszczam, że to jakieś obecnie modne zioło. Pachnie ładnie, chętnie spróbuję - przyznał. Charlie zaczęła od razu nalewać napar do drugiego naczynia. Wykonywała to pewnym, dokładnie wypracowanym ruchem. - Śliczne kubeczki, wręcz niczym szklane.
- Filiżanki z porcelany. - Uśmiechnęła się. - To ceramika, której sposób produkcji wypracowano w Azji. Stamtąd też mamy herbatę. To akurat jest Earl Grey. Nowa mieszanka, która z każdym rokiem nabiera coraz większej popularności.
- Śmiesznie się nazywa. My mieliśmy Białego Rycerza, Czarnego Rycerza, Zielonego Rycerza, Niebieskiego Rycerza, wy zaś macie, znaczy obecnie my, Szarego Hrabiego, którego pijemy.
- Została tak nazwana na cześć Charlesa Greya, który podobno dostał to od jakiegoś kupca, lub coś w tym stylu. Fakt faktem rozpowszechnił ją w Anglii. Teraz żaden dom nie może się bez niej obejść. To jest imbryk. - Odstawiła naczynie i podała mu filiżankę.

Powąchał. Tak jak myślał wcześniej, ciekawy, łagodny aromat pokręcił się po jego nosie. Przedtem był znacznie słabszy, jednak kiedy ujął filiżankę dłonią, stał się mocniejszy.
- Ładnie pachnie - przyznał. - Sprawdzę, jak smakuje - przyłożył filiżankę do ust wypijając łyczek. Była gorąca, ale do wytrzymania zaś delikatny napar rozlał się po jego języku, wargach, łechcąc swoim smakiem całe wnętrze ust. - Całkiem smaczne, myślę, że polubię tą herbatę. - przyznał.
- Jest jej wiele odmian. - Charlie sama powoli piła ciepły napój unosząc lekko mały palec. - Można ją posłodzić. - Podniosła wieczko jednego z naczynek. - To jest cukier. Jest słodszy od miodu. Produkujemy go z trzciny cukrowej lub buraków cukrowych. - Dała mu się przyjrzeć bielutkim kostkom po czym wskazała na kolejne naczynie. - Jest też śmietanka. Niektórzy pijają kawę z mlekiem, ale ja akurat nie przepadam. Zazwyczaj lejemy wtedy najpierw mleko, a potem dodajemy do niego herbatę.
- Wobec tego spróbujmy - rozpoczął rozmaite kombinacje. Zdecydowanie najbardziej przypadła mu do gustu zwykła, niesłodzona herbata. Cukier był niczym faktycznie najsłodszy miód, ale akurat Gaheris raczej słodkości preferował w dobrych ciastach, niżeli tak po prostu. - No to co, gotowa na przechadzkę? - spytał po jakimś czasie. Widać było naprawdę wciągał go ten XIX wiek, niczym małe dziecko otaczajaca je rozległa rzeczywistość wokoło.

- Już… już. - Charlie chwyciła jeszcze jakieś ciasteczko z górnej półeczki i z nim w ustach podeszła do tej dziwnej skrzyni, w której wcześniej ukryła wierzchnią część ubrania. Widziała jak ubierając się powoli zajada słodki kąsek. Kobieta była chyba nawykła do robienia rzeczy w biegu. Po chwili była ubrana, a ciasto zniknęło. - Chodźmy rycerzyku.


Kobieta chwyciła klucze i podeszła do drzwi.
- Chyba chodźmy kuzynie, lub gentlemanie. Niestety brak wam jakichkolwiek rycerzy - powiedział nostalgicznie. - Chodźmy.

Charlie zeszła na dół i otworzyła im drzwi wejściowe. Po chwili znaleźli się spowrotem na York Street. Kobieta chwyciła go pod ramię i poprowadziła ulicą. Ulica wypełniona była budynkami podobnymi do tego, w którym mieszkanie miała Charlie, w pozostałych zazwyczaj były wielkie okna, na których rozlokowano różne produkty. Część już mu znana, typu kapelusze, stroje podobne to tego, który miał. Był jakiś Barber i była wystawa z dziwnymi przedmiotami.


Stanowczo maszyna do pisania zdziwiła Gaherisa. Skoro kowale zrobili żelaznego konia, przypuszczał, że ta maszyna będzie takim metalowym skrybą. Tymczasem przypominała pudełko mające mnóstwo przycisków.
- Albo ktoś kogoś nabiera, albo to jakieś wielkie odkrycie - uznał przyglądając się jej.
- Dosyć istotne. Bycie maszynistką, czyli panią piszącą na tym urządzeniu, to jeden z kilku zawodów, jakie mogą wykonywać kobiety. Podobno idzie nam lepiej dzięki drobnym paluszkom. - Mówiąc to wykonała ruch, jakby uderzała w dziwne guziczki.


Od głównej ulicy odchodziły mniejsze, a tam dalej wielkie okna i domy. Między samymi budynkami były zaułki. Do wampira dochodził cichy odgłos kroków, na który człowiek by nie zwrócił uwagi, jednak gdy docierali w pobliże uliczek nikogo tam nie było.
Po drodze kobieta wymieniała mu kolejne nazwy ulic, często zaznaczając jaki lokal z danej części jest znany, popularny itp. Spokojnym tempem dotarli do placu.


- A to jest Portman Square. - Tutaj widać było jeszcze kilka kręcących się grupek i jakieś pojedyncze dorożki.
- Dużo ludzi. Masz rację, Londyn musi być duży, skoro nocą, choć jeszcze nie jest późno, ale jednak nocą, aż tyle ludzi kręci się po ulicach.

Przy okazji obserwował, czy nie dojrzy gdzieś jakąś kompletnie samotną istotę, którą można byłoby podpić. Niespecjalnie nalegał na charlie, jednak odruchowo miał ochotę na jakiś lekki posiłek. Ochota jednak nie oznacza konieczności, raczej odruch. Poza tym po prostu obserwował. Szedł obserwując oraz starając się zapamiętać topografię terenu. Akurat ludzie jego otoczenia mieli pamięć wyrobiona, jako że nie zapisywali nic.
 
Aiko jest offline