Wątek: Berlin Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2017, 17:49   #11
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

- Towarzyszu proszę się wylegitymować! Tą sprawę za porozumieniem z Berlinem przejęła Moskwa! Stasi nie ma już tu nic do roboty! - Gareth lekko drżącym głosem powiedział do wąsatego mężczyzny po rosyjsku.
Mężczyzna zatrzymał się nagle i spojrzał mocno zdziwiony na Garetha.
- Stasi niet - pokręcił głową i uniósł ręce do góry - Ja do Martina - powiedział po niemiecku, wskazując jednocześnie głową drzwi po prawej stronie korytarza.
Gareth nie dał po sobie poznać, że mocno go to zbiło z tropu. Uśmiechnął się tylko i kiwnięciem głowy zezwolił wąsaczowi na podejście do wskazanych drzwi.

Mężczyzna z obawą opuścił ręce i wolno podszedł do drzwi. Zadzwonił i już po chwili w progu ukazałą się około czterdziestoletnia kobieta w szlafroku i wałkach na głowie.
- Dzień dobry - przywitał się po niemiecku wąsaty mężczyzna - Zastałem Martina.
- Dzień dobry - odparła kobieta zawiązując mocniej szlafrok. Zmarszczyła brwi i obrzuciła zdziwionym wzrokiem najpierw stojącego naprzeciwko niej wąsacza, a później na Garetha - Martin jest w pracy. A o co chodzi?
- Jestem Rudolf Schtetcke. Martin to mój kolega z wojska. Jestem przejazdem w Berlinie i pomyślałem, że go odwiedzę.
- Martin jest w pracy, a ja zaraz muszę wyjść. Przykro mi, ale że niespodzianka się nie udała. Będzie pan musiał przyjść popołudniu, jak Martin wróci z pracy.
- Ehh, ten mój pech. No trudno. Przyjdę zatem popołudniu. Przepraszam z kłopot i do widzenia.
- Do widzenia.
Kobieta zamknęła drzwi, a wąsaty mężczyzna spojrzał w kierunku Garetha.
- Do svidaniya, towarisz. - powiedział, po czym zasalutował i ruszył wolno w stronę windy.


- Dziwne to wszystko - skomentowała całą sytuację Irma. W wywróconym do góry nogami mieszkaniu Kahlera zapadła długa i wymowna cisza. Młodzi agenci wiedzieli, że stanęli w obliczu nader trudnej sytuacji.
To oni mieli zacząć grę operacyjną, a wszystkie dotychczasowe fakty świadczyły o tym, że gra rozpoczęła się już dawno.
Pytań było więcej niż odpowiedzi. Na szczęście dzięki szybkiej reakcji udało im się zdobyć pewne znaczące dowody. Jeszcze nie wiedzieli dokładnie na co, ale sam fakt posiadania przez Kahlera izraelskich paszportów był niezwykle intrygujący.
- Myślicie, że wypadek mojego ojca to nie był przypadek? - zapytała Irma, przerywając ponownie ciszę.
- Raczej nie ma co do tego żadnych wątpliwości - odparł Sullivan - Pytanie tylko brzmi kto się do tego wypadku przyczynił.
- Myślicie, że coś mu jeszcze grozi? - zapytała drżącym głosem.
- Trudno powiedzieć. Myślę, że gdyby ktoś chciał go zabić, to twój papa już by nie żył. Moim zdaniem atak na niego był próbą zastraszenia go. Napastnicy jednak nie przewidzieli, że Kahler miał słabe serce i że dojdzie do wylewu.
- Możesz mieć rację - podsumował Dan - To jednak nie jest miejsce, ani czas na prowadzenie tego typu dyskusji. Musimy się zbierać. Obgadamy całą sprawę w naszym mieszkaniu.
- Wyjście stąd nie będzie takie proste - wtrącił Sullivan - Na parkingu cały czas stoi samochód, który jechał za nami od przystanku.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline