Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2017, 19:06   #210
Rodryg
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Wszyscy zajęci byli swymi sprawami osobistymi przez najbliższe dni po wyprawie jednak dla Caldwena sprawy te okazały się bardziej osobiste niż dla reszty. Otrzymał on list ze swych rodzinnych stron którego treść raczej dość skutecznie go otrzeźwiła wyrywając z rozrywkowego nastroju, z tego co im wytłumaczył były to ważne sprawy rodzinne wymagające jego obecności. W przeciągu jednego dnia pożegnał się ze wszystkimi kompanami przepraszając że nie będzie mógł im towarzyszyć w wyprawie, wyraźnie był rozczarowanym faktem że ominie go kolejna przygoda. Opuścił Sandpoint następnego dnia życząc im powodzenia i samemu otrzymując podobne słowa na pożegnanie...

Spotkanie w posiadłości Kaijitsu


Zgodnie z przekazaną informacją wszyscy zjawili się w posiadłości rodowej Ameiko, mimo że była ona mniejsza od pozostałych znajdujących się nieopodal to bez problemu można było stwierdzić któremu rodowi w mieście lepiej się powodzi. Wnętrze było ładnie i bogato urządzone a gdy tylko przekroczyli próg służba od razu skierowała ich do pokoju gdzie czekała reszta.
Sandru siedział przy stole na którym rozłożono stertę papierów oraz map na których były zakreślone szlaki i zapewne planowane trasy, nieopodal siedziała Koya wyraźnie sprawująca pieczę nad czajnikiem z herbatą i stolikiem z przekąskami. Gdy zjawili się w pomieszczeniu powitała ich ciepło i wróciła do swego zajęcia, Shalelu jak to miała w zwyczaju była na uboczu obserwując mapy w skupieniu jak by sama próbowała ocenić czy wyznaczone trasy były słuszne. Ameiko zaś była pogrążona w rozmowie z przystojnym rudowłosym minkańczykiem, gdy ich zauważyła przerwała i skłoniwszy się lekko powitała ich.
-Witam was w mych skromnych progach, rozgośćcie się. Zanim przejdziemy do rzeczy chciałabym wam kogoś przedstawić. To jest Kenji, będzie nam towarzyszył w wyprawie i z wami współpracował. Mam nadzieję że się polubicie i że taka niespodzianka nie będzie dla was kłopotem. - wskazała na stojącego obok mężczyznę.

Kenji skinął głową nowo przybyłym, uśmiechając się lekko - Miło mi Was poznać, przyjaciele Aiko są moimi. - stwierdził, rzucając im badawcze spojrzenie.
Arabel spędziła najbliższe dni jakby piorun ją trafił. Biegała po całym miasteczku przygotowując się do wyprawy, dwa razy Nobility chciała ją zjeść, gdy usiłowała pozaplatać jej warkoczyki… W końcu nadszedł dzień wyprawy.
I gdy weszła do sali, przywitała się ze wszystkimi. A potem Ameiko przedstawiła jej Kenjego. Na ułamek chwili serce Arabrl zamarło, ale potem uśmiechnęła się w duchu ze smutkiem. “Ona przecież zasługuje na szczęście, a on też jest minkajczykiem, kto ją lepiej zrozumie?”
- To wielki zaszczyt poznać drogiego przyjaciela Ameiko. - ukłoniła się tak jak to robiła Hotarubi.
Kenji zaśmiał się promiennie.
- To bardzo miłe, ale nie musisz się ze mną witać w taki sposób. Jesteśmy przecież na terenie Avistanu, możemy stosować tutejsze kody kulturowe.
-Witaj nazywam się Lajos i jestem Evangelistą Pijanego Szczęściarza w naszej ekipie zajmuje się wsparciem moralnym, magią kapłańską oraz leczeniem - Przedstawił się i wyciągnął do Kenijego rękę na powitanie. Jego uścisk nie był ani “imadłem” ani “zdechłą rybą” raczej czymś pośrodku.
- Koty kulturowe? Nasze koty nie mają kultury, przynajmniej nie zauważyłam. Choć czasem jak tak patrzą, to wydają się wiedzieć więcej niż mówią. No właściwie to nie mówią, przynajmniej nie do mnie - zastanawiała się - Ale wasze koty to są jednak strasznie Ą Ę, skoro tak grzecznie się kłaniają. Robią to na dwóch czy czterech nogach?
- Eeeeem… - kitsune spojrzał zaskoczony na kobietę. Zaczynał powoli rozumieć co Ameiko mogła mieć na myśli, kiedy określiła ich jako… jak to było? “Interesujących”? - Miałem na myśli zwyczaje panujące w danej kulturze. Mamy całkiem normalne koty, takie same jak tutejsze.
- Mam na imię Hotarubi. Liczę na owocną współprace. - kunoichi ograniczyła się do lekkiego skłonu i czarującego uśmiechu. Czy ten przybysz pachnie lisem, czy jej się wydaje? - Czy aby na pewno mieliście na myśli koty?
- Ja nie. - rzekł Kenji - Ale ciężko mi powiedzieć co kryje się w umyśle Waszej, em… koleżanki.
- Ale Kenji sam mówiłeś o kotach. Kotach kulturalnych. Czyli nasze koty są równie kulturalne co wasze? - popatrzyła nieco podejrzliwie na Kenjego. Pewnie uznał, że nieświadomie obraził tutejsze koty czy ich miłośników i chciał to naprostować. W sumie bardzo uprzejme, ale jeśli trafi do Minkaj, to musi uważać na koty.
- W sumie coś w tym jest. Tylu czarodziei ma koty jako chowańców. Choć w sumie nie wiadomo. Są opowieści, o Impach, które służyły magom jako chowańce, a potem same zostawały ich niewolnikami. Z kotami może być podobnie. Są przecież kocie demony, rakshasa, a one są bardzo kulturalne, więc koty mogą coś z nich mieć. - zastanawiała się głośno -Wracając do wyprawy, na pewno musimy wziąć cieślę, bo jak wóz się zepsuje to po wyprawie. Proponuję też zakupić ze cztery siekiery, jakby trzeba było narąbać drewna. Kilka mułów na zmianę. Nie jadam mięsa, więc prosiłabym o to, by w zapasach była fasola i rzepa. Hotarubi będzie polować z sokołem, którego zawsze ma niestety przy sobie, Shalelu, czy też mogłabyś czasem zapolować. - - popatrzyła na mapy - To nie jest bardzo uczęszczana okolica, więc nie będziemy mogli uzupełniać zapasów. Jak tam jest mało dróg, to może ograniczymy liczbę wozów. Na handel weźmy może sól… i co jeszcze tam sprzedaje Sandpoint?
- Znam trochę czarów ofensywnych, może mógłbym polować z ich użyciem, jestem także dosyć charyzmatyczny, ale poza tym nie mam żadnego innego zawodu lub talentu niż zaklinacz. Czy przydam się na coś? - spytał lis. Postanowił zignorować wywód o kotach.
- Możesz prać. Pranie zawsze było trudne i nikt tego nie lubił, szczególnie jeśli w oddziale były kobiety używające... - zaczerwieniła się - Ale te szmatki łatwo się pierze. Gorzej, jak odział się naje Jagód… Pranie gatek tych, co noszą zbroje może być prawdziwym wyzwaniem. - poczuła wstyd z tego powodu, że czuła niesamowitą satysfakcję opowiadając o tym temu… Komuś.
- Eeeem… w domu wszyscy zdrowi...? - Kenji zaczął się zastanawiać czy aby kobieta z którą rozmawiał nie ma nierówno pod sufitem.
- Jedna siostra ma złamaną rękę, mamę swędzą oczy, tata ma reumatyzm, a brat jest martwy, tak to o co chodzi? - zapytała. Ten Kenji taki uprzejmy!
Yoshida spojrzał wymownie w górę, jakby modląc się do bogów o litość. Resztką sił powstrzymał się od głośnego westchnięcia - Znam kuglarstwo, mogę dzięki temu zaklęciu prać i pomagać w kuchni, nie będzie to dla mnie problemem. Temat zakończony?
- Czyli kogoś od prania mamy - Zastanowiła się Arabel, czując dziwny zawód, że rodak szlachetnej Ameiko się tak szybko zgodził - Ja mogę rąbać drewno, rozbijać namioty, reszta co chce robić?
- Jestem dobra wspinaczce, pływaniu i póki co to zwiad był moją działką. -oświadczyła Hotarubi.
- Trochę się znam na przetrwaniu w dziczy to mogę pomóc przy polowaniach i pomagać w zwiadach bo jestem dość szybki. Toporów trochę mamy po brodaczu chciałem sprzedać ale możemy sobie jeden zostawić do rąbania drewna… A nie czekaj, to toporki są! Ale toporek to taka mini siekiera co nie ? Chyba starcza na nasze potrzeby ? - Wtrącił kapłan wyraźnie ubawiony całą sytuacją - A nasza Bella to naprawdę cudowna wojowniczka i dusza człowiek przywykniesz - Pocieszył nowego następnie poszedł przywitać się z Panią Koyą i poprosić o filiżankę herbaty cały czas jednak słuchał dyskusji.

Arija milczała, bo do gadatliwych nie należała i wiedział to każdy kto choć przez chwilę miał szansę z czarodziejką obcować. Płomiennooka obcięła wzrokiem nowego kompana, kiwając mu nieznacznie głową, na znak, że przyjęła jego obecność do wiadomości. Nawet przez ułamek sekundy nie współczuła Kenjemu “starcia” z najbłyskotliwszą z błyskotliwych. Jeśli chłopak chce przetrwać, lepiej niech szybko się dostosuje, bo inaczej zwariuje.
Kremowożółta jaszczurka o tłustych łapkach zakończonych przyssawkami, wylazła spod kołnierza swojej pani rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu latającego obiadu. Pod sufitem latało kilka muszek, ale Soya była leniwym i wygodnickim gekonem, a co za tym idzie także cierpliwym… Poczeka. Obiad sam do niej zleci. Oblizawszy wielkie, paciorkowate oko ponownie skryła się pod ubraniem popielatowłosej.
Kiedy ewangelista zerknął z powrotem na drużynę i zobaczył uroczą jaszczurkę na Ariji aż pisnął z wrażenia a oczy zrobiły mu się okrągłe -Ohh! Jaka przeurocza mordka! Kto jest słodziakiem ? Ty jesteś słodziakiem śliczna jaszczureczko! Piękna jest! To twój chowaniec ? Czasami żałuje że kapłani nie mogą mieć chowańców.
- Ekhm,... Panie Lajosie, opanujcie się…. Keh, keh,jesteście przecież osobą duchowną. -upomniała Hotarubi ewangelistę.Część wypowiedzi starała się zamaskować kaszlem: - Keh prestiż…. Keh Keh…
Arabel podeszła do Kenjego i nachyliła się do niego, a potem zaczęła tłumaczyć konspiracyjnym tonem.
-To Adzia. Ona jest bardzo, specjalna w specjalny sposób. Tak jak nasza droga Rubi. Niestety, o ile Rubi jest fajna taka, to Adzia myśli że jest specjalna w inny sposób, ale na pewno ma w specjalnym miejscu ukryte dobro. Tak czy siak, specjalność naszych dziewczyn nie jest powodem, żeby je traktować jakoś specjalnie, rozumiesz? - zapytała.
- Dobrze ujęte pani Arabelo. - oświadczyła kunoichi prostując się dumnie. Przy okazji zanotowała sobie, że lepiej będzie mieć na oku Kenjiego. I te paskudną jaszczurkę też.
Kenji pokiwał uprzejmie głową. Chciał powiedzieć, że Arabel jest najbardziej specjalna z wszystkich specjalnych dziewczyn, ale w porę ugryzł się w język. Rzucił tylko Aiko pytająco-proszące o pomoc spojrzenie i dalej kiwał.
- Mmm to nie jest mój chowaniec… znalazłam ją podczas jednej z moich podróży po pustynnych krajach i się do mnie przyczepiła - mruknęła pod nosem maguska, robiąc zachowawczy krok w tył, gdy Lajos do niej podszedł. Zachwyt nad Soyą mile połechtał ego płomiennookiej, która na chwilę przestała być uszczypliwa dla naczelnego chlejusa w drużynie.
Na uśmiech jednak, mężczyzna nie miał co liczyć.

Obecni w pokoju przysłuchiwali się temu osobliwemu powitaniu i wymianie zdań zapewne mając podobne przemyślenia co Kenji i Arija, za to Sandru wyglądał na rozgniewanego łypał na Arabel ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.
- Specjaliści się znaleźli… myślicie że prowadzę karawany od wczoraj i nie mam odpowiedniego wyposażenia lub co trzeba przygotować na taką wyprawę. A może że nie znam się na tym i za każdym razem modlę się o szczęście i nie wiem jak naprawić wóz gdyby się zepsuł… Poza tym rozsądniej będzie załadować trochę towarów na handel po drodze je sprzedawać zastępując innymi lub zapasami i dopiero w Zatoce Roderica zaopatrzyć się w zapasy na ciężką podróż. W tym rejonie na północ od Riddleportu nie ma już zbyt wielu osad więc towary na sprzedaż będą zbędne a i zanim ktoś wyskoczy z pomysłem nie zamierzam zbliżać się do tego “miasta” było by z tego więcej szkody niż pożytku chyba że chcecie się bawić z tamtejszymi szumowinami i ich tak zwanymi “podatkami”. - wywód na jednym tchu chyba go trochę uspokoił ale Koya na wszelki wypadek podała mu filiżankę herbaty za którą podziękował. Wskazał na mapę kontynuując - Początkowo trasa będzie prosta traktem do Galduri gdzie będzie można zakupić trochę drewna lub zboża na sprzedaż na dalszej trasie, droga wzdłuż wybrzeża doprowadzi nas do pobliskiego Wilczego Ucha. Przeprawimy się przez puszczę i powinniśmy dotrzeć do Zatoki gdzie będziemy musieli przygotować się na tą trudniejszą część podróży. Gdy ominiemy Riddleport trafimy na rzadko uczęszczane trakty właściwie to prawie że ziemia niczyja, wiem że trasy te są czasem wykorzystywane ale w nie najlepszym stanie, kupcy preferują szlaki morskie by dostać się do Ziem Królów Linnorm… Dobra teraz czekam na wasze uwagi, na daną chwilę dysponuje trzema wozami, jednym mieszkalnym, jednym na zaopatrzenie i tradycyjnie wozem dla wróżbity. - tu spojrzał się na Koye - Mam dwóch wiernych woźniców którzy będą chętni z nami wyruszyć, oczywiście jeśli znacie kogoś kto byłby chętny dołączyć i przydałby się w trasie to mówcie. Zawsze można dokupić jeszcze jeden wóz podróżny choć nie wiem czy przyda się trudno znaleźć wielu ochotników na podróż w okolice tych ruin. Szacuję że cała podróż powinna zająć około dwóch tygodni minimum chyba że zainwestujemy w lepsze konie powozowe lub podwozia.
- Dwa tygodnie? Liczyłam na dwa miesiące. A o co chodzi z podatkami w Ridlepert? Nie płaciłam żadnych, więc nie wiem. A całe moje zasoby oddaję do dyspozycji Ameiko! - rzekła paladyn.
- Może, to pani Ameiko zajmuje się po cichu waszymi podatkami, pani Arabelo? -zasugerowała Hotarubi.
- Przecież nie wybieramy się na drugi koniec świata choć poza Riddleportem trakty są w kiepskim stanie, miasto raczej średnio dba o swe szlaki a wszystkim opłaca się bardziej droga morska bez osady przy granicy gdzie można by było zatrzymywać karawanę choć niektórzy korzystają z tych tras. A co do “podatku” to chyba nie wiesz jakim gniazdem szumowin potrafi być Riddleport, piraci, gangi i inni “przedsiębiorcy” bardzo zainteresowani tym co za dobra się wiezie. - skomentował Sandru zaś Ameiko zamrugała otwierając małą szkatułkę gdzie ujrzeli ładnie poukładane złote monety.
- Wiesz to miłe ale sama mogę przeznaczyć dwa tysiące monet na odpowiednie zakupy i usprawnienia dla wozów.
Lajos zignorował narzekania Sandaru miał na końcu języka, że nie ich wina że bardziej niż karawaniarza przypomina męską kurtyzanę, szczególnie z tym wąsem ale zatrzymał tą uwagę dla siebie gdyż nie chciał obrażać przyjaciela Ameiko - Oh, czy naprawdę musimy odpuszczać Riddleport ? To miejsce nie może być takie złe! Mają tam świątynie Caydena Calyen więc nie mogą być tacy do końca zepsuci! Choć, rozumiem że nie chcemy płacić podatków i zwracać na siebie uwagi a czy będzie wam przeszkadzało jakbym pobiegł kawałek przodem żeby odwiedzić ten święty przybytek ? Potem dogoniłbym naszą karawanę. Stałe świątynie Pijanego Szczęściarza są wielką rzadkością i mogę już nie mieć drugiej takiej okazji w życiu! Nie martwcie się kupię jakieś bardziej szmatławe ciuchy żeby mnie nikt nie zaczepiał a w razie problemów zagadam ich na śmierć.- Zapewniał.
- Podróżowałam tamtejszym trakiem, wiem trochę o tym jak wygląda podróż karawaną. W końcu stąd do Mikan kawałek drogi. - Hotarubi ponownie się wyprostowała, by wyglądać jeszcze godniej. W myślach zaś westchnęła, że trzeba będzie i tego pstrokatego karawaniarza mieć na oku. I jeszcze jakim cudem taki cudak jest przyjacielem Ameiko?! Zdziwiło ją, że nie zadeklarował się przyjaźnią z Lajosem i nie służy równie rozrywkowemu bóstwu. Widocznie jej rodaczka miała dużo gorszy gust niż pani Shaelu.
Na bogów ile jeszcze będzie musiała mieć “na oku“?!

Arabel skinęła głową.
- Mogę odeskortować Lajosa jakby było trzeba. - popatrzyła na Rubi, która zaoferowała swoje wsparcie. Była obecna przy jej występie. Rubi miała piękne nogo, świadczące o wysportowaniu i i gibkości godnej dzikiego kota.. Ciekawe jakie były...
- Rubi, a czy ten twój sokół mógłby wspomóc nas? Nie żebym mu ufała, nie wolno ufać istotom, co prawa natury łamią, a sam ich wygląd implikuje demoniczne konotacje, ale skoro już jest… i ładnie śpiewasz. - rzekła paladyn.
- Arrow, nie należy do ptaków, które śpiewają. Jak to bywa z ptakami drapieżnymi. To cena za bycie świetnymi myśliwymi - nadlatują cicho i zabójczo - rozpływała się nad zaletami pupila.
Sandru westchnął przewracając oczami, wyraźnie stwierdził że nie ważne co powie Lajos uparł się by postawić na swoje.
-[i] Tylko żeby nie było że was nie przestrzegałem jak się w coś wpakujecie, może podczas któregoś postoju będziesz mógł się wyprawić ale naprawdę wolałbym się nie zbliżać niepotrzebnie. Potem ci wyjaśnię gdzie znaleźć kaplicę w mieście bo zgaduję że nie wiesz w której dzielnicy jest.
- Aż takie złe wspomnienia ? - spytała Shalelu.
- Nie przepadam za ludźmi którzy kręcą się w tym mieście i jego okolicach, zdarzyło mi się “zagubić” kilku ludzi którzy uparli się że chcą się tam zabawić. Choć to nic w porównaniu z tym że niektórym karawanom zdarzają się “wypadki” lub bycie obrabowanym do ostatniej koszuli po odrzuceniu “hojnej propozycji handlowej” lub innych lokalnych “podatków”. Dlatego będzie dobrze się pozbyć większości towarów w Zatoce choć i tak znajdą się tacy którzy będą zainteresowani gdzie nas niesie o tej porze roku mało popularnym traktem. Dlatego wolałbym ominąć to miasto szerokim łukiem, słyszałem że niektórym awanturnikom zdarzało się spotkać “komitet powitalny” po ciężkiej ale owocnej wyprawie. Choć pół biedy że świątynia Caydena jest w tej trochę bezpieczniejszej dzielnicy.
-Rozsądek popłaca ale też nie trzeba się martwić na zapas. - skomentowała staruszka zagryzając ciastko i popijając herbatą.
-[i]Tak wiem, zresztą na daną chwilę trzeba jeszcze ogarnąć przygotowania. Jeśli znacie kogoś kto by się chciał zatrudnić i wybrać w tamte strony to dajcie znać. Tak czy inaczej Ameiko hojnie zaoferowała pomoc więc można wykorzystać te fundusze albo na zakup dodatkowych wozów lub usprawnienie obecnych. Wymiana podwozia we wszystkich wozach mogłaby nam znacząco skrócić czas wyprawy jeśli na czasie akurat wam zależy, choć to by trochę kosztowało alternatywnie można by było dokupić trochę koni pociągowych.
- Cokolwiek zdecydujecie… - odezwała do wszystkich zebranych maguska. - ...to ja popieram Sandru. Na podróżowaniu się nie znam… jestem tylko od polowania i wyglądania na groźną. To też, całkowicie zdaje się na jego wiedzę… - płomiennooka, spojrzała koso na wygadanych towarzyszy, którzy zachowywali się jakby nie dość, że zjedli wszystkie rozumy, to jeszcze znali wszystkie profesje świata.
Tłusty gekon wysunął łebek spod kołnierzyka, ale muszki jak na złość ciągle latały pod sufitem, więc szybko zaraz znikł w cieniu materiału.
- Przejrzałam jednak zwoje jakie udało nam się dotychczas zdobyć… jeśli ktoś będzie chciał jakieś odczytać co by podczas podróży móc je użyć to je udostępnię… na razie jednak proponuje byśmy trzymali je w jednym miejscu… - “Co by nie przechlali co poniektórzy ich podczas zakrapianej gry w karty…” dokończyła, ale tylko w myślach.
- Popieram pana Sandru, nie ma co się narażać na ryzyko, które nawet nie ma szans przynieść choćby odrobiny zysku. - Hotarubi odrzuciła włosy do tyłu dla lepszego efektu.
- Ale ja mówiłam o tobie.... Rubi. Hota Rubi… To pierzaste draństwo śpiewa jeno ody do radości na widok udręki prawych i niewinnych. Możemy zabrać Sophie czy tam Sabrinę i Henrika, oraz ich Gertrudę. - rzekła paladyn z ukosa patrząc na Rubi.
- Moje imię wymawia się jako Hotarubi. Znakami “hotaru” jak “świetlik” oraz “hi” jak “światło”, tylko wymawia się to jak “bi”. Ekhm…. Rubi wystarczy. -zaczerwieniła się, a potem łyknęła herbaty.
- Wbrew temu co możecie sądzić nie jestem głupi, odłączę się od naszej karawany dzień albo dwa nim będziemy w pobliżu miasta, oficjalnie będę po prostu kapłanem na pielgrzymce podróżującym z groźnie wyglądającą koleżanką-paladynką. Jeżeli nie uda mi się przegadać ich w sprawie podatków i wpadniemy w kłopoty to zawsze mam to cacko - Pomachał im butlą wiecznego dymu - Odkorkuje zacznę krzyczeć “Pożar!” i w nogi! Wskazaniem gdzie znajduje się świątynia nie pogardzę bo zaoszczędzi mi to potrzeby wymodlenia błogosławieństwa znalezienia współwyznawców w miejsce czego będę mógł poprosić o jakieś przydatniejsze w tej sytuacji błogosławieństwa. Nie zamierzam też szukać guza w głębi miasta a bezpośrednim zyskiem moja droga Rubi o roztańczonych nogach będzie zadowolenie mojego patrona który wesprze nas w wyprawie! Cóż, bowiem byłby ze mnie za Ewangelista Pijanego Szczęściarza gdybym nie skorzystał z rzadkiej okazji odwiedzenia stałej świątyni mojego patrona ? - Spytał tonem który świadczył o niezachwianej pewności siebie.
- Wracając do spraw karawany może weźmiemy ze sobą Sabine i Henka ? Oboje są nam winni przysługę więc powinni się zgodzić pomóc nieodpłatnie, musimy się też zastanowić jakie mikstury chcemy od Melissy macie jakieś pomysły ? Chyba jednak będę musiał zrezygnować z tej cudnie wyglądającej zbroi skórzanej i kupić sobie jakąś lekką koszulkę kolczą… Co prawda, wyglądam zabójczo w ćwiekach ale brak dodatkowej ochrony może się skończyć moim zabójstwem. - Zaczął śmiać się z własnego dowcipu.
- Bynajmniej… - rzekła cierpko Arija przyglądając się kapłanowi z podniesioną ironicznie jedną brwią. - Jesteś kapłanem… a co za tym idzie, jesteś jedyny, który utrzyma nas przy życiu gdy skończą nam się mikstury lecznicze… a muszę przyznać, że mamy ich wiele. Tak czy siak… kup sobie coś lepszego niż koszulkę kolczą. I tak jesteś ciągle pijany więc nie musisz się martwić, iż ucierpi twoja wrodzona gracja… - Ton głosu maguski, świadczył o tym, że mocno wątpiła w jakąkolwiek grację Lajosa. - ...a miło by było, gdybyś ostał się na nogach jak najdłużej. Łuska, a może nawet pół-płyta byłaby dobra. Jako ochrona… i jako odważnik.
- Jesteście za weseli, by ludzie uznali was za prawdziwie świątobliwego mnicha. Rozumiem, że to kwestia waszego pratrona, panie Lajosie. Dlatego mniemam, że prości ludzie… mogą was wziąć za szulera. Mnicha w przebraniu. - stwierdziła Hotarubi po łyku herbaty. - Chyba, że wasz patron jest popularniejszy niż myślę.
Lajos upił łyk herbaty siorbiąc przy tym głośno aby lepiej odczuć kubkami smakowymi mieszankę ziół i odgiął mały palec tak jak wbijano mu do głowy podczas lekcji dobrego wychowania. Gdy usłyszał wypowiedź Ariji parsknął zniesmaczony - Nie wypowiadaj się na tematy o których nie masz pojęcia Magusko! Należę do wspaniałego bractwa Ewangelistów, nie wiem z jakimi kapłanami miałaś do czynienia do tej pory ale Ewangeliści to nie są jacyś zakłóci w zbroje rycerze wiary, od tego masz paladynów takich jak Arabel albo jakiś bojowych półgłówków którzy nie wierzą w siłę własnej wiary! Ewangeliści przekonują swych wrogów i przeciwników słowem! Nie jestem przeszkolony w noszeniu ciężkich zbroi więc źle bym się poruszał i był łatwiejszym celem dla przeciwników. W ciężkiej zbroi gorzej się biega i ucieka czy robi uniki, kondycje mam całkiem niezłą ale z siłą mięśni u mnie gorzej dlatego płytówka czy inne grube żelastwo to dla mnie zły wybór. - Wyjaśnił z wyższością w głosie następnie znów głośno siorbną herbaty - Co do mojej zręczności to takie WSPANIAŁA wojowniczka jak ty powinna wiedzieć że rozsądna ilość alkoholu pozwala rozluźnić mięśnie unikając przy tym poważniejszych uszkodzeń, a to tylko początek wielu pozytywnych skutków błogosławionego stanu upojenia ? Czy słyszałaś o Pijanych Mnichach z Tian Xia? Mówi się o nich pijane pięści stosują pełną gracji technikę walki która pozwala lepiej walczyć dzięki rozluźnieniu ciała i umysłu alkoholem - Spojrzał na Arije z wyższością po czym, dopił herbatę siorbiąc szczególnie głośno jakby chciał podkreślić tym wagę swych słów - Pyszna Herbatka mogę jeszcze ?- Spytał grzecznie Koyi.
Arija podrapała się w uchu, bo od tego całego siorbania, aż ją zaswędziało w bębenkach. Minę miała jak wykutą z kamienia, choć może nieco znudzoną.
- W takim razie… biorę kilka sztuk więcej leczniczych mikstur. - Płomiennooka postanowiła w chwilach potrzeby liczyć na siebie, bo najwyraźniej kapłan z prawdziwego zdarzenia, zawrócił w połowie drogi do miasta i zamienił się z chlejusem.
- To może pójdę do Melissy i wezmę po prostu jeszcze kilka mikstur leczniczych ? Tych nigdy za wiele w życiu poszukiwacza przygód - zaproponował.
- Sugeruję, żeby za radą pana Shandru również postarać się o odpowiedniego mistrza cechu do wzmocnienia podwozia i… reszty części wozów.- zasugerowała Hotarubi.
- Masz racje, Rubi z chęcią się dołożę z mojej części łupów w końcu chodzi o wygodną podróż.- Poparł koleżankę Lajos.
-Hmm, wzmocnione podwozia pozwolą na skrócenie całej podróży o kilka dni, resztę można przeznaczyć na zakup zapasów i innych środków na wszelki wypadek lub odłożyć na późniejsze zakupy. Rozumiem że nikt nie ma uwag co do wyznaczonej trasy ? - podsumował Sandru sam nalewając sobie herbaty.
-Może powinniście zainwestować w jakieś eliksiry ochronne lub inne praktyczne wywary skoro macie pod dostatkiem leczniczych ? Eliksir niewidzialności czy lewitacji lub jakieś oleje ? - Shalelu odezwała się nagle mierząc ich wzrokiem.
-No takie wywary mogą się przydać wam w tych ruinach. - skomentowała pod nosem Koya pijąc dalej swoją herbatę.
- W zasadzie… - Kenji włączył się do rozmowy - posiadam trzy mikstury niewidzialności. Mogę się podzielić jeśli taka będzie potrzeba, nie widzę w tym żadnego kłopotu.

Reszta spotkania minęła we względnym spokoju gdzie omawiano dalsze mniej interesujące szczegóły wyprawy oraz wymieniano się dobrymi radami przy herbacie i przekąskach.
 
Rodryg jest offline