Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2017, 16:34   #679
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Dirith;
Z Kiti chwilowo jest coś nie tak. Dopadł ją chyba mały kryzys.
https://www.youtube.com/watch?v=2O15DXv3Vwg

Ok... Tak. No cóż. Przynajmniej udało się zidentyfikować małego, hałaśliwego natręta. Należało działać! [Kiti w tle kiwa się i płacze z jakiegoś tajemniczego powodu].
Kiedy ot tak, po prostu wyszedłeś na spotkanie goblina i ogara, goblin był o wiele bardziej zaskoczony i zszokowany twoim posunięciem, niż ogar. Ogar wręcz wydawał się nagle przybrać postawę psa, który zobaczył znajomego; spojrzał w twoim kierunku nadstawiając uszy i machnął kilka razy ogonem. Ok... Goblin wpadł nagle w lekką panikę a zamiast rzucić się do ucieczki, skurczył się, przywierając do ziemi i przybierając pozycję skruszonego sługi.
- Ja tu tylko mieszkać, ja tylko uciekać przed słońcem, ja nic, ja nic, ja tylko tu mieszkać! – wyskamlał.
Co ciekawe, powtórzył to natychmiast w mowie niewolników, dobrze znanej ci z Podmroku i rodzinnych okolic. Ogar po prostu stal tam gdzie stał wcześniej, patrzył, raz na goblina, raz na ciebie. Nie sprawiał w ogóle wrażenia agresywnego ani skorego do ataku. To chyba nie ten sam ogar co poprzednio...? Trudno powiedzieć. Jego ciało porusza się lekko jak mgła czy dym, topi się i z powrotem zlewa.
- Te, Ividja Hapsen, którędy dojdę najszybciej do bramy albo na powierzchnie?
Na dźwięk „Ividja Hapsen” ogar zaczął wesoło wymachiwać ogonem. Podszedł do ciebie, węsząc, okrążył cię badawczo, obwąchując twoje nogi i wymachując wesoło ogonem.
- Ja tylko tu mieszkać!
- Mało mnie obchodzi co tu robisz potrzebuje tylko dostać się do swojego celu.
- Tak, tak, dobrze! Dobrze! – goblin odpowiedział ugodowo w mowie swojego niewolniczego ludu i wstał, nadal się kuląc i nie patrząc na ciebie, tylko pod swoje nogi. – Na powierzchnię, do bramy, tak, wiem, którędy! Zaprowadzę! Ja nic, ja zaprowadzę, ja tu tylko mieszkać! Dobry sługa, tak, zaprowadzę, dobrze, zaprowadzę! Tędy, do bramy, na powierzchni, za mną!
Ok... No to fajnie. Kłopot z głowy [gdzieś w tle Kiti gryzie własny ogon]. Kurdupel ruszył tunelami, prowadząc was. Ogar odczekał chwilę i ruszył za tobą, w pewnej odległości, jakby nie miał nic innego do roboty. Kiti trzymała się z tyłu. Kurdupel wybierał dziwną drogę, wydawałoby się że ślepe tunele, ale jednak okazywało się, że zawsze znalazł szczelinę albo inne przejście. Momentami miałeś wrażenie, iż wybierał specjalnie najmniejsze i najbardziej upierdliwe tunele zamiast tych większych, ale on zawsze zapewniał:
- Tam nie, tam nie, tędy, do bramy i na powierzchnię, zaprowadzę!
Niebawem zrobiło się chłodniej i chłodniej, a ściany jaskini pokrywał miejscami lód. Wkrótce tunele ze skał zamieniły się w tunele z lodu.

https://www.youtube.com/watch?v=FvzDkpYiLoI

Doszliście do niesamowitej jaskini lodowej. Czy raczej... pod dno zamarzniętego jeziora?

http://filing.pl/wp-content/uploads/...8617ee1375.jpg

- Do bramy, na powierzchnię, tędy!
Goblin wyprowadził was szybem do góry, na powierzchnię. Wystarczyło jeszcze rozgrzebać wyjście zabezpieczone skałami i przecisnąć się na powierzchnię. No faktycznie, jesteście na powierzchni, wokół góry i skały. Nad wami potężne skalne łuki. A przed wami Brama.
Pillars by romann7 on DeviantArt
Goblin chciał bardzo wrócić już do siebie.
- Powierzchnia, brama, tak! – wyjęczał przymilnie. – Zaprowadziłem! Brama! Ja już iść, ja nic, tylko tu mieszkać!
A więc to jest jedna z Bram...

Wheel Of Fire by Gate-To-Nowhere on DeviantArt

* **
Almena wpatrywała się w świątynię. Bramy nie były już widoczne, ale były tam. Pozostaną tam.
- Czyż nie jest piękny? – spytała Mistress.
- Może – odparła cicho Almanakh.
- Odejdę stąd, chcę tylko zobaczyć ten ostatni tryumf – uśmiechnęła się Mistress. – Wracam na swoje ziemie. W swoje mgły. Tak jak obiecałam, odejdę stąd, wraz z Astarothem.
- Astaroth...
- Hm?
- Nie mogę uwierzyć, że tak się to skończyło – szepnęła z wahaniem. – Oni wszyscy... Tacy Jak Oni... dlaczego... dlaczego Światło ich nie ocaliło...?
- Nie potrafili go ujrzeć – odparła pocieszająco Mistress.
Almanakh zdziwiła się, że Czarna Zorza usłyszała to pytanie.
- Może po śmierci zechcą odwiedzić Piąty Wymiar – mrugnęła wesoło Almena. – Może wtedy ujrzą. Prawdę. Kiedyś.
- Almeno...
- Hm?
- Nigdy więcej... Wielkich Wojen! – szepnęła błagalnie. – Między nami!
Mistress uśmiechnęła się ugodowo.
- Opiekuj się nim – poprosiła. – Bywaj.
Teraz wszystko było gotowe. Filary stały, Bramy mogły zostać otwarte. Piąty Wymiar, działo wszystkich, dla wszystkich, miał powstać. A gdy powstanie, nie będzie odwrotu. Nauczą się z nim żyć. Nauczą się czegoś nowego. Miał być bezpieczną inwestycją, miejscem wolnym od cielesności, bólu i śmierci. Na pewno miną lata, nim zaczną postrzegać tę wielką szansę jako dobro. Czy zło. Nieważne. Mistress miała jeden cel. Stworzyć go. Stworzyć coś nowego. Co śmiertelni z tym zrobią, nie obchodziło ją wcale. To miał być też prezent. Dla Astarotha.

* * *
Azmaer rozmyślał.
Były dwa chaosy: stary i nowy. Skoro tak mówił Astaroth to oznaczało, że musiało to być prawdą. Być może oszukiwał innych, jednak był pewien że w tej sprawie na pewno by nie skłamał.

Stary chaos był słaby i gnuśny, pełen wewnętrznych sporów i konfliktów. Jednocześnie był zazdrosny o swoją pozycję, ograniczając tych którzy potencjalnie mogli stać się od niego silniejsi. To dlatego rozkwit mocy Astarotha nastąpił paradoksalnie w wymiarze bieli, nie w wymiarze chaosu. Nowy chaos, o jakiego stworzeniu marzył Lord Mgieł miał być silny wewnętrznie, by móc przetrwać w niesprzyjających warunkach wymiaru bieli. Warunkiem tego była współpraca między demonami nie z przymusu narzuconego przez pana, tylko z ich własnej Wolnej Woli. Tego nauczał Astaroth i to musiało zostać zachowane. Teraz, gdy już dłużej nie jest on tutejszym panem mgieł to właśnie jego zadaniem zostało doprowadzenie jego dzieła do końca. Wola Astarotha musiała zostać spełniona, niezależnie od kosztów jakimi się to odbędzie.

Jak dotąd działo się wszystko tak, jak to przewidział.

Głupcy pozbawieni opieki jego pana skoczyli sobie do gardeł rozpoczynając walkę ze sobą.

Nie zamierzał się do tego wtrącać, ostatecznie to był ich wybór.

Choć głupi i niedojrzały, to zawsze jakiś.

Nie interweniowałby, gdyby nie pojawienie się na polu walki Kanzela. Astaroth ostrzegł go tylko przed dwoma rzeczami: przed walkami wewnętrznymi w nowym chaosie oraz przed starym chaosem. Żaden przedstawiciel wymiaru chaosu nie miał prawa zjawiać się tutaj, w domu Astarotha! Azmaer przygotował Ostrze Rozpaczy, prezent od Pana Mgieł. Ostrze wciąż promieniowało jego energią, wydając z siebie ciche szepty. Ich przesłanie było jasne. Intruz musi zginąć. W wymiarze bieli jest miejsce tylko dla jednego chaosu. Dziedzictwo Astarotha musi zostać zachowane, niezależnie od ceny
* * *

W Wymiarze Bieli nowina o powstaniu Piątego Wymiaru szybko się rozniosła. Dzieci Bieli odetchnęły z ulgą na wieść, że stworzenie nowego Wymiaru powiodło się i wszystkie Wymiary były bezpieczne przed niechybną zagładą. Póki co. Zniszczenie świątyń Bieli nie było wielką stratą, albowiem wieść o zagładzie Nowego Shabranido, Ast i Arotha, przyniosła wszystkim wiele radości.

Co jednak było szokującą nowością – Almanakh głosiła nową prawdę.
Prawdę, że demony nie zawsze bywają złe.

W ocaleniu wszystkich Wymiarów zasłużyli się Wojownik Światła Barbak, Wojowniczka Światła Kejsi, nieustraszony władca Żywego Ognia Levin, rakszasa Tevonrel, przebiegły drow Ray`gi oraz bohater z Wymiaru Chaosu – tajemniczy krasnoludzki Zabójca Waldorff wyznawca Moradina [który to Moradine szybko znalazł wielu sympatyków, a jego kapliczka – młot wykuty w wapieniu, stał się natychmiast celem tłumnych pielgrzymek].
* * *

Tymczasem, w Wymiarze Chaosu, demony za sprawą uczonych, szanowanych magów, monarchów i proroków bardzo szybko rozniosły wśród śmiertelników radosną nowinę o powstaniu Piątego Wymiaru. Początkowo chciały przypisać zwycięstwo Almanakh, by śmiertelnicy nie pomyśleli sobie, że są zdolni do czynów wyższych [prócz jedzenia, spania i odwiedzenia latryny]. Ostatecznie jednak Chaos uznał, że Astaroth bardzo pogniewałby się, gdyby w dziejach Wymiaru Chaosu zabrakło wzmianki o jego towarzyszach i ich czynach, więc jak wszyscy teraz w Wymiarze Chaosu wiedzą: bohaterscy śmiałkowie, Kejsi, Barbak, Waldorff, Levin, Ray`gi, oraz Tevonrel, poświęcili swe życia w obronie nowopowstającego Piątego Wymiaru przed Nowym Shabranido, Ast i Arothem. Wszyscy też wiedzą oczywiście, kim byli ci bezimienni... eeer... znaczy ci w pełni zidentyfikowani śmiałkowie!
„Śmiertelna część” Wymiaru Chaosu świętowała bez końca. Świętowała zwycięstwo dzielnych śmiałków nad Chaosem, zagładę Ast i Arotha, oraz powstanie Piątego Wymiaru – boskiej drogi ku nowym, nieskończonym możliwościom i niepoznanym bogactwom!
Demony zacierały łapki.
Nie omieszkały także zjawiać się licznie na wszystkich imprezach z okazji tryumfu Chaosu khym znaczy tryumfu Bieli! [a nawet wyprawiły przewspaniały koncert na cześć jakiegoś Last Soulbreakera – ale nikt nie pytał, wszyscy byli zbyt spici] [drowy wykupiły wszystkie bilety!]

* * *
Almanakh nie zamierzała ustąpić. I nie ustąpi. Mistress kalkulowała w nerwowym strapieniu. Ta Wojna stawała się coraz tragiczniejsza w skutkach. Do szaleńczej zamieci nienawiści, wariactwa, honoru i męstwa nie na miejscu, dołączyli ci, na których najbardziej jej zależało. Jej siostra Almanakh i Azmaer, nosiciel najczystszej energii Astarotha. Rith i Kirenna byli tworami Last Soulbreakera, lecz zbyt młodymi by Mistress dostrzegała ich teraz. Azmaer był Taki Jak On – miał jego duszę, jego postawę, jego klasę. Wołanie o pomoc nie ustawało poprzez wrzaski bólu. Nienawidziła Ritha. Był tworem, który winien zginąć, teraz. Niech weźmie Ritha, jeśli tego wymaga jej sprawiedliwe Światło, niech pomści krzywdy jego decyzji i wolnej woli. Niech zostawi Azmaera.
Odłóż miecz.
Jeśli czyjeś ostrze ma skierować na agresora Jego gniew, niech będzie to ostrze Ritha. Niech zginą w swojej walce o Światło, o wyzwolenie i obronę pokrzywdzonych dusz, w walce o swej ideały.
Nie mieszaj się do tego. Słyszysz Azmaer? To nie twoja walka.

Skrzywił się z niezadowoleniem. Nie lubiła być Matką odbierającą ulubionemu dziecku cukierek, ale nie mogła patrzeć, jak jej wybraniec miał zadławić się tym kuszącym łakociem jakim była walka z Almanakh. Wojownicy Światła nie musieli walczyć honorowo, jeśli wróg jako pierwszy złamał zasady.
Spojrzała Mu w oczy, stanowczo i z przestrogą nie znoszącą sprzeciwu. Vea victis. Uczynisz jak ci rozkażę. Azmaer odłoży miecz. Jeśli zechce, wyzwie Almanakh na pojedynek. Ale nie teraz. Nie może z nią walczyć. Nie teraz, nie tam.
* * *

Podczas gdy śmiertelni świętowali zagładę Asth i Arotha, Astaroth wzruszył tylko ramionami.

Krew i śmierć, to jedyne co za sobą pozostawiał. Cierpienie, smutek i ból były tym, co dawał innym od siebie. Był uosobieniem ludzkich lęków i nienawiści, czarnym charakterem niezależnie od swoich postępków. Czy zachowywał się jak demon tylko dlatego, że wszyscy tego od niego oczekiwali? Czy był taki dlatego, że nikt nie dał mu szans by być kimś innym? Wcześniej, gdy podróżował z drużyną w rozmowach z nimi zastrzegał, że być może wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby dano mu szansę. Z tego samego powodu i on dawał szanse pozostałym. Teraz jednak, gdy nikt z nich już nie przetrwał Astaroth mógł przyznać to szczerze i otwarcie. Był demonem z wyboru i cholernie mu się to podobało.

Charlotte, Vriess, Kejsi, Thomas, Sathem, Tevonrel, Waldorff, Barbak, Ray’gi, w znacznie mniejszym stopniu Levin. To właśnie oni utrzymywali go przy egzystencji, sprawiali że z każdym dniem stawał się silniejszy. Byli zjednoczeni wspólnym wrogiem, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Ta drużyna tak naprawdę trzymała się tylko perspektywą walki z nim, to właśnie jej oczekiwała. Bzdurą były wszelkie układy przez nich zawierane, poza układem z dwarfem. To była już inna historia, gdyż z Waldorffem znali się naprawdę długo, czego nie mógł powiedzieć o pozostałych. Wszyscy darzyli go wrogością, mniej lub bardziej ukrywaną nawet przed sobą samym. Takie były po prostu wszystkie dzieci światła. Każdy musiał mieć własnego demona, na którym można było skoncentrować negatywne emocje. Brak wroga oznacza brak działania, a bezruch prowadzi do śmierci. Drużyna znalazła sobie wroga w nim, co Astaroth skwapliwie wykorzystał. Gdy wyruszał do walki z Mistress wiedział, że nawet w razie przegranej będzie miał wystarczający zapas energii, by się odnowić. To właśnie ta wesoła gromadka pozwoliła mu wrócić do życia. Można by powiedzieć, że go uratowali, dzięki swojej pięknej bratobójczej walce.
Teraz jednak, gdy Astaroth stał sam na pobojowisku i porównywał tę konfrontację do innych tylko jedno słowo cisnęło mu się na usta
- Nuda – ogłosił zdegustowanym tonem w próżnie
Liczył na coś więcej. Jak każdy prawdziwy łotr liczył, że w kulminacyjnym momencie jego plan zostanie przejrzany i drużyna stanie z nim do ostatecznej konfrontacji. Liczył na ten ukochany przez siebie moment, gdy jako główny złoczyńca wyjaśni swoje motywy i wysłucha umoralniających banałów przed walką. To co, że większość ,,tych złych” zadowala się skrytobójczym strzałem z kuszy w plecy. Być może i był staromodny w swoim postępowaniu. Nie mógł nic na to poradzić. Jak już czynić zło, to robić to w dobrym stylu. Tym razem będzie sobie jednak musiał darować, bo zwyczajnie nie było nawet z kim porozmawiać!

Chaos został w dobrych rękach. Wielka wojna już się rozegrała, przez co młody wymiar chaosu nie zostanie zniszczony w wojennej zawierusze. Wszyscy jego towarzysze nie żyli, zrealizował także swój ostatni plan stworzenia Legionu #2. Prościej mówiąc, nie miał już tutaj nic to roboty. Wzruszył więc jeszcze raz lekko ramionami i znikł, odchodząc do piątego wymiaru. Nadszedł czas, by zająć należne sobie miejsce.

* * *
Mgły chaosu zachichotały cicho. Wśród kłębów fioletu otwarło się oko, tak fioletowe jak sam chaos. Kpiący uśmiech rozciągnął się ukazując białe zęby
- By Azmaer odłożył miecz, trzeba by mu odciąć rękę którą go trzyma. Jeśli mnie obserwowałaś to powinnaś to sama wiedzieć. Jest Taki jak ja.
Azmaer uśmiechnął się złośliwie do Almanakh
- Nie obchodzi mnie, po co tu przyszłaś. Powinnaś znać te słowa
As long as a single one of us stands...
We…
Are…
Legion…
- Tak samo jak nauczył mnie mój ojciec, tak samo jest z fioletem. Każdy z nas jest jego częścią, nieoderwalną od reszty. Egzystencja Ritha również mnie drażni, jednak będzie on żył tak długo, jak będzie on potrzebny. Czy ty stałabyś z boku gdybym mordował wojowników światła? Choć to prawa... TY zapewne nie mieszałabyś się skazując ich na zagładę, jak tamtych - wskazał lekko głową na pobojowisko - W tym tkwi różnica. Chaos nie porzuca. Poza tym nie kłam, że nie zależy ci na żywym ogniu, bo nie zostałabyś przeze mnie złapana za rękę, jak złodziejaszek na targu
* * *

Więc to jest Brama do Piątego Wymiaru...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline